niedziela, 20 lipca 2014

Mój wymarzony dom


Mój wymarzony dom
-Jest pan pewny,że chce pan ten dom? – spytał po raz kolejny prawie były właściciel. Prawie były,bowiem potrzebowałem zaledwie jednego podpisu i przekazania mu dwustu tysięcy złotych, abym został prawowitym właścicielem rozsypującego się dworku.
Skinąłem tylko głową, nie mogąc opanować rosnącego we mnie podniecenia. Trzymając nerwy na wodzy złożyłem zamaszysty podpis jedną ręką a drugą zaś przekazałem właścicielowi walizkę z pieniędzmi.
Poprzedni lokator spojrzał na mnie przerażony i powiedział tylko:
-Pan jest szalony – po czym odwrócił się na pięcie i wsiadł do auta. Przejeżdżając obok mnie uchylił szybę i powiedział – Błagam,niech pan przeżyje.
Skinąłem mu tylko głową i ruszyłem do domu,którego wartość rynkowa wynosiła zaledwie dziesięć procent kwoty,którą za niego zapłaciłem. Ale za to cena sentymentalna i spirystyczna,przebijała moją ofertę tysiąckroć. Oto dom,w którym w ciągu ostatnich pięciuset lat zamordowano trzysta siedem osób,dom,w którym inkwizycja interweniowała siedem razy, który broniony przez siedmiu partyzantów nie spłonął ani nie obrócił się w ruinę,w którym przez siedem lat więziono trzy kobiety i,w którym praktycznie co pięć lat przyłapywano sekciarzy na składaniu ofiar i przerażających rytuałach. Jeśli to miejsce,zwane przez wielu Bramą Piekieł,nie było nawiedzone,to nic innego nie przychodzi mi do głowy. Dlatego też kupiłem ten budynek za tak ogromną cenę. Musiałem naprawdę dużo zapłacić za spokój ducha tego człowieka,którego rodzina od niepamiętnych lat posiadała klucze i prawa do budynku. Nie korzystała z niego przez siedemdziesiąt lat,starając się o zgodę na wyburzenie tego albo sprzedaż. Niestety wszelkie dokumenty znikały,pośrednicy umierali albo zapominali o sprawie. Ja jednak,nie zapomniałem. Moim marzeniem było zamieszkać w tym domu razem ze swoją grupą odkąd tylko dowiedzieliśmy się,że istnieje. I teraz w końcu,po dziesięciu latach boju z sądem i właścicielem,zyskaliśmy dostęp do tego domu.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po swoją grupę.
Przybyli pięć minut później: trzech egzorcystów,jedna zakonnica oraz młody biskup. Łącznie ze mną, specjalnym wysłannikiem Watykanu do spraw dogmatów wiary,byliśmy siłą,której żadne dusze nieczyste nie były w stanie zaszkodzić. Sprawą mieliśmy zająć się natychmiast po nabyciu wszelkich praw do niego drogą legalną,uczciwą i w pełnej tajemnicy przed osobami świeckimi. Z samochodu którym przyjechali zaczęliśmy wyciągać beczki z wodą święconą oraz krucyfiksy,pobłogosławione przez Ojca Świętego. Zaraz po wypakowaniu potrzebnych przyborów do egzorcyzmowania domu, gdzie według naszego człowieka z inkwizycji znajdowało się koło setki dusz i kilku demonów,wyciągnęliśmy szaty i ornaty. Zdjęliśmy nasze cywilne ubrania,nie krępując się swą nagością wobec innych. Staliśmy tyłem do siostry,a ona tyłem do nas,lecz prawda była taka,że nawet najbardziej zdesperowany maniak seksualny nie osiągnąłby erekcji na widok siostry. Była ona tak stara i pomarszczona że czasami wątpiono czy pochodzi ona z gatunku Homo Sapiens. Zarazem była jednym z najpotężniejszych egzorcystów na ziemi. Znała treść każdej modlitwy w każdym języku jaki istniał. Przy niej nasza żelaza wiara była z aluminium. W końcu ubrani w ornaty i zaopatrzeni w wodę święconą, krucyfiksy i Biblię w kieszeni,ruszyliśmy na ratunek domostwu,które w archiwach stolicy apostolskiej figurowało pod zakładką „Nie podchodzić”.
Wystarczyło podejść do budynku na odległość siedmiu metrów,by wyczuć mroczną i złowrogą aurę. Wspólnie zaczęliśmy intonować „Ojcze Nasz” w języku łacińskim,jednocześnie,niczym wyćwiczona kompania machając kropidłem w celu pokonania bariery. Krople wody święconej uderzały w powietrze,kilka metrów nad ziemią,wyparowując z cichym sykiem. Jednak z każdą salwą i modlitwą odległość ta zmniejszała się.
-Co wy tu kurwa robicie? – zabrzmiał głos od progu drzwi wejściowych.
Nie przerywając egzorcyzmów,zignorowaliśmy głos właściciela,który szedł na nas w starym, podniszczonym garniturze.
-Ja wam kurwa dam,gówniarze popierdolone,cyrki odpierdalać,won mi stąd. Teren prywatny – wrzeszczał mężczyzna idąc na nas,jednak my dalej ignorowaliśmy go. W końcu dom był nasz i był on najwyżej nieproszonym gościem. Dzikim lokatorem. Przypuszczenia się dopełniły,kiedy zatrzymał się na dwa metry od nas i wysyczał:
-Aaaa…To wy…W końcu się ruszyliście
Jego twarz stawała się coraz mniej ludzka,fałdy skóry na czole robiły się coraz większe i większe,aż zaczęły opadać na dół,zasłaniając brwi,oczy,nos,a na końcu usta.
Kontynuowałyśmy walkę,ignorując obecność demona,który nieroztropnie się zbliżył do nas. Monstrum stało jeszcze chwilę,po czym odwróciło się i schowało we wnętrzu budynku.
Nic nie mogliśmy zrobić,dopóki nie przebiliśmy się przez pierwszą linię obrony. W końcu,po dwóch godzinach udało nam się to zrobić.
Zmęczeni usiedliśmy tam,gdzie staliśmy i wypiliśmy po łyku wody,zaspakajając pragnienie. Głodu jeszcze nie poczuliśmy,lecz Łucja kazała nam zjeść po bułce,bowiem to był dopiero początek masowych przesiedleń.
Po pięciominutowym odpoczynku i wniesieniu modłów dziękczynnych do Boga za udaną akcję oraz prośby do Ducha Świętego o siłę do dalszej walki,uzupełniliśmy wodę święconą i ruszyliśmy do wnętrza Bramy.
Samo wspięcie się po schodach wymagało od nas ogromnej determinacji i skupienia. Co chwila zatrzymywałem się,by policzyć sęki w deskach albo wrócić i podziwiać kwiaty. Jeden z egzorcystów, Łukasz,wyszeptał przez zaciśnięte zęby:
-Broni się pająkowaty.
Nawet duchowni muszą czasem kląć.
Młody biskup o wdzięcznym imieniu Hieronim mając zaledwie czterdzieści pięć lat zaczął po cichu modlitwę do Anioła Stróża. Ignorując,że krew cieknie mu z nosa oraz uszu,nieustannie wypowiadał kolejne wersy popularnej modlitwy. W końcu,po trzydziestu minutach przeszliśmy przez pięć stopni i stanęliśmy przed drzwiami. Marek,jeden z specjalistów mruknął:
-Za łatwo nam poszło.
Kiwnęliśmy tylko głową. Hieronim pokropił drzwi,które momentalnie obróciły się w kurz. Spojrzał na nas zaskoczony. Łucja odpowiedziała dobrodusznie:
-Mają pięćset lat,tylko zła siła trzymała je w całości.
Kiwnął głową w zrozumieniu i jako pierwszy wszedł do środka. Prawie natychmiast jednak wybiegł, przechylił się przez barierkę i zaczął wymiotować. Spojrzeliśmy zaskoczeni na niego,jednak widać było po nim,że nie w głowie teraz były mu jakiekolwiek odpowiedzi,dlatego siostra została razem z nim,a pozostała czwórka,ze mną na czele,weszła do ciemnego wnętrza. Mimo,że dzień był słoneczny,a budynek posiadał wielkie okna,w środku panowały egipskie ciemności. Wiedzieliśmy,że to tylko zasłona,mająca sprawić by ci,co boją się ciemności,nie mogli wejść. Jednak należeliśmy do ludzi o niezłomnej sile ducha,w skutek czego wszyscy zdecydowanym krokiem weszliśmy w otchłań. Stanęliśmy na skraju holu,dość przestronnego. Śmierdziało odchodami i zgniłym mięsem. Obserwując otoczenie zauważyliśmy mnóstwo martwych zwierząt,zarówno domowych jak i leśnych. Tułowia psów, kotów,saren,dzików,świń,jeleni bez odnóży i głów walały się wszędzie,będąc jednocześnie siedliskiem larw i much. Wiele trucheł było w znacznym rozkładzie i rozpływało się na posadzce.  Ściany zaś upstrzone były rozmaitymi napisami,które w większości obrażały nas,nasze matki i naszego Pana Jezusa Chrystusa. Właśnie od tych napisów bił smród. Ustawiliśmy się w czworobok i rozpoczęliśmy egzorcyzmy,kropiąc wodą święconą wszystko co było w zasięgu kropidła. Wiele rzeczy znikało,inne wyparowały,inne buchały żywym płomieniem. Powoli,kropelka za kropelką, przywracaliśmy hol do czystego,świętego miejsca,który był widoczny dla zwykłych ludzi. Po chwili wsparła nas siostra i młody więc zaczęliśmy się posuwać w prawo do kąta,święcąc wszystko co dane nam było święcić.
Aż w pewnym momencie zapadła się pode mną podłoga.
Spadłem kilka metrów dół i wylądowałem na czymś co wyglądało na zasuszone zwłoki. Towarzysze spojrzeli na mnie z góry.  Łukasz zawołał:
-Nic ci nie jest?
Odpowiedziałem mu że nic oraz żeby rzucili mi linę. Zanim się spostrzegliśmy Hieronim zdjął cingulum. W momencie gdy cała nasza piątka wrzasnęła głośne i donośne:
-NIE!
Sznur oplótł się wokół szyi młodego biskupa i zaczął go dusić. Pozostali na chwilę zapominając o mnie rzucili się do próby wyplątania młodzika z pułapki. Gdy tylko ich sylwetki zniknęły mi z horyzontu, poczułem jak coś chwyta mnie za nogę. Machnąłem tylko dwa razy kropidłem,gdy coś innego uderzyło mnie w głowę i straciłem przytomność.
Obudziłem się w przywiązany do dwóch belek,ustawionych w znak X,w zimnej i zawilgoconej piwnicy. Bez trudu odkryłem że jest to była katownia. Mnóstwo brunatnych plam na podłodze i ścianach, zdradzało starą krew. Ogromne palenisko zajmowało całą ścianę,a przede mną na stole leżało mnóstwo urządzeń do zadawania cierpień. Zacząłem powoli szeptać modlitwę do Maryi,zawsze dziewicy,by wspomogła mnie w nadchodzących trudnych chwilach. Uderzenie w brzuch sprawiło,że mój obiad i śniadanie wylądowało na kamieniach. Ich stan  wyraźnie świadczył,że kwasy żołądkowe często znajdowały się na nich. W zasięgu mojego wzroku pojawił się zgarbiony oraz zapuszczony mężczyzna z metalową rurą w rękach. Bezgłośnie modląc się o pomoc,zacząłem się przyglądać napastnikowi. Długie,tłuste włosy sięgające mu do łopatek,skutecznie zasłaniały jego twarz. Ręce,podrapane i powykrzywiane,pełne były blizn oraz zakończone były połamany paznokciami. Smród bił od niego niemiłosierny. Szybko skończyłem modlitwę i rozpocząłem litanię do Serca Pana Jezusa szeptem. Osobnik spojrzał na mnie i uśmiechnął się tylko kpiąco. W jasno oświetlonym pomieszczeniu zobaczyłem zupełne szaleństwo w jego oczach oraz rzędy przegniłych zębów. Tak rzędy. Za pierwszym rzędem zębów jawiły się kolejne,równie mocno przegniłe jak frontowe.
-Ciekawy człowiek prawda? – doszedł głos z tyłu mnie. Nie mogłem odwrócić głowy,jednak z obserwacji  człowieka z przodu widać było,że to ktoś ważny i,że panicznie się go boi. Mężczyzna skulił się jeszcze mocniej i wcisnął się w kąt. Mimo mojej modlitwy słyszałem wszystko idealnie.
-Kiedyś był inkwizytorem,wiesz? – metaliczny głos uderzył we mnie zapachem siarki. Zakrztusiłem się. Nadal kontynuował,nie zważając na fakt,że staram się go zagłuszyć co chwila podnosząc głos.
-Daj sobie spokój, spójrz gdzie stoisz – lekceważąco rzekł. W tym samym momencie poczułem jak chwyta mnie za włosy i obraca moją głową.  Znajdowałem się w aureogramie. Strach sparaliżował mnie od stóp do głowy. Byłem w pułapce. Moje modlitwy oraz egzorcyzmy nie miały mocy,bowiem cała siła moja i Ducha Świętego była uwięziona w kręgu.
Demon za mną rzekł:
-A teraz się zabawimy – mroczny,szyderczy chichot rozszedł się po pomieszczeniu.
Zamknąłem oczy i zacząłem się modlić. Póki życia,póty nadziei.
Ból odcinanego kawałka łydki przez tępy nóż diametralnie sprawiał,że otworzyłem szeroko oczy,a z moich ust popłynął wrzask. Szybko jednak został zatkany,bowiem potępiony przestał mnie kroić i wsadził mi coś do ust. Po chwili zorientowałem się co to jest. Czułem swoje włosy na języku. Próbowałem wypluć jednak chwycił mnie swoją szponiastą łapą za brodę,a drugą zatkał usta i zaczął przeżuwać za mnie. Krztusiłem się i dławiłem sokami i krwią spływającymi z tego ochłapu,ale kawałek po kawałku pożerałem samego siebie. Gdy w końcu w mojej jamie gębowej nic nie zostało, zadowolony,mrucząc pod nosem,zaczął odcinać mi drugą łydkę,po czym nakarmił mnie nią. Moje zwieracze puściły. Kał i struga moczu zabarwiły posadzkę. Dobiegł mnie ironiczny komentarz z tyłu:
-Słabej próby jesteś – obok mojej głowy,po prawej stronie pojawił się szpon pokazujący na skulonego w kącie mężczyznę – tak mocno zacisnął żuchwę,że siedmiu z nas,musiało mu ją rozwierać i zwierać. Kiedyś był z niego żarliwy katolik,prawda?
-Tak,tak mój panie – jego głos był chrapliwy i pełny strachu oraz nienawiści.
-A teraz? Jaki jest twój stosunek do Boga,co Vincencie?
-Pierdolić Boga! On nie istnieje! – były inkwizytor zaczął krzyczeć,jednocześnie przybierając pozycję przypominającą łaszącego się psa.
-Nie wiem czy wiesz,ale Vincent swego czasu był określanym najlepszym inkwizytorem wszech czasów. Prawda Vincencie?
-Tak,tak mój panie – kiwał energicznie głową w takt swoich słów. Kilka karaluchów wypadło z jego włosów.
-Ile to osób spaliłeś na stosie Vincencie? – ciągnął dalej konwersację demon
-Siedemset mój panie – karaluchy z jego włosów znikały między resztkami zębów w jego paszczy,po prawie każdym słowie. Nawet nie silił się na pogryzienie ich.
-Prawie sami zatwardziali czarownicy,heretycy i kilkanaście demonów,wiesz? – poczułem jego szpony na swoich barkach – a złamał się po miesiącu – mocno szarpnąć moje barki. Wrzasnąłem z bólu. Złamał mi oba barki.
-To dopiero początek chłopcze – zaświergotał mi do ucha. Jednocześnie poczułem erekcję,coś co nie zdarzyło mi się od sześćdziesięciu lat oraz otworzyły się drzwi,a na ich progu pojawiła się ośmiolatka.
-O nie – jęknąłem.
-O tak – dobiegł mnie powoli cichnący głos – doskonale wiemy jakie masz słabostki. Poza tym,to nasze miejsce. Złamiemy tu każdego. Miłej zabawy.
Zgasło światło.
Gdy znowu się zapaliło,byłem wykończony. Czołgałem się za moim nowym panem. Nie posiadałem już rąk,nóg ani języka,które musiałem na surowo zjeść. Byłem zwykłym kadłubkiem prowadzonym,a raczej ciągniętym,na smyczy. Mój umysł przypominał durszlak,próbowałem sobie przypomnieć jakieś dłuższe zdanie,jednak jedyne co mi przychodziło do głowy to „Pierdolić Boga”. W końcu doszliśmy do holu,gdzie zastałem niesamowity widok. Łukasz,Marek i Piotr stali w okręgu,przy ścianie,plecami do siebie i jednym głosem odmawiali egzorcyzmy oraz kropili wodą święconą. Widać było,że chcą się przebić do wyjścia jednak nie dane im było to zrobić. Cały hol roił się od demonów i potępieńców, które co chwila próbowały chwycić jednego z nich i wciągnąć w swoją chmarę. Los egzorcystów był przesądzony. Byli martwi jednak wciąż bronili się i próbowali wyjść. Dopiero z mojej perspektywy zauważyłem,że całe pomieszczenie wypełnione było aureogramami,a otoczeni zmierzali właśnie do jednego z nich. Dalszą obserwację przerwał mi jęk rozkoszy z drugiego końca sali. Łucja ujeżdżała kutasa martwego Hieronima. Dziewięćdziesięcioletnia kobieta niczym nastolatka podskakiwała na jego penisie,jednocześnie coraz mocniej ściskając cingulum. Demon odwrócił się do mnie i rzekł:
-No,a teraz znajdziesz nam kolejnych.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zakończyłem opowieść i spojrzałem na zebranych. Ołówek z moich zębów,wypadł na podłogę.
Ojciec Święty wstał i spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Odpowiedział po łacińsku:
-Dom wykreślić z listy.
Wszyscy zgromadzeni zamarli zaszokowani decyzją. A papież dokończył:
-A jego spalić na stosie.