niedziela, 28 września 2014

Suki cz.1

Kolejna
Boże, jak ja ich nienawidzę. Jak bardzo one są sukami. Boże. Toż to zwyrodnienie natury: suka na dwóch nogach, bezpańska, bez kagańca, w ubraniu.
Czemu władza nie zareaguje? Na co idą moje podatki, skoro tak obrzydliwe stworzenia żyją na tym świecie? Dlaczego tylko ja dostrzegam problem upadku moralności tych istot? Istot, bo to już nie są ludzie. O nie, zrezygnowały z tego miana w chwili, gdy założyły obrożę. Głupie, bezpańskie cipy.
Dobrze że przynajmniej ja istnieje. Ja, ostatni strażnik moralności i porządku publicznego na tym chorym świecie. Dobrze że mam potęgę, która pozwoli mi chociaż w niewielkim stopniu uczynić ten świat normalnym.Uczynić go miej sukowatym, mniej bezpańskim, mniej złym.
Mam tylko nadzieje, że wszystko się uda.
Mój van stał pod gimnazjum, przyciemniane szyby sugerowały, że nikogo w nim nie ma, a ja siedziałem i czekałem. Mój cel, cztery małoletnie kurwy, bez kagańca ani smyczy lada chwila miały wyjść. Cztery przyjaciółki, które trzymały się razem. Łączyło je wszystko, kolor włosów, gust i poglądy. Dzielił je tylko wiek trzynastka, czternastka, piętnastka i szesnastka. Lecz każda z nich była suką, suką bez właściciela, bez pana. Najgorsze z najgorszych. Należy im się kara.
Wyszły ze szkoły jak zawsze w poniedziałek, o trzynastej piętnaście. Zaczekałem aż będą przechodziły koło mojego wozu, gdy wyskoczyłem z pistoletem w ręce i powiedziałem:
-Do auta, ale już!
Jedna otworzyła usta by coś powiedzieć jednak strzeliłem  w kolano. Wrzaski dziewczyn prawie zagłuszyły odgłos niszczonej rzepki i łękotki. Kula z magnuma .45 robi spore szkody.
-Bez dyskusji – wrzasnąłem.
Okoliczni ludzie zaczęli już wyciągać telefony i zgłaszać mnie. Nie chciałem ich zabijać, dlatego ponagliłem uczennice:
-Ruszać się kurwa, bo zabije jak psa!
We trójkę podniosły wrzeszczącą koleżankę i wniosły do vana. Zamknąłem za nimi drzwiczki i nacisnąłem guzik pilota, którego miałem w kieszeni. Gaz usypiający rozszedł się po środku auta. Szybko wskoczyłem za kierownicę i pojechałem. Gdzieś w oddali zabrzmiała syreny policyjne. Ale i na to byłem przygotowany. Zniknąłem gapiom z oczu i wjechałem do najbliższej myjni samoobsługowej. Stanąłem między boksami, niewidczony z obu boków i wyskoczyłem z auta. Szybko zdarłem naklejaną farbę oraz przekręciłem tablicę na drugą stronę. Szukali niebieskiego vana o rejestracji DWL 342A? To niech szukają, ja jeżdżę zielonym vanem o rejestracji DWL QA12.
Ubrałem jeszcze czarną maskę i rękawice oraz zmieniłem płaszcz na bluzę. I voila. Ominięcie trzech radiowozów jadących na sygnale tylko potwierdziło że kamuflaż jest prawdziwy. Bynajmniej do czasu aż sprawdzą nagrania z monitoringu.
Głupcy. Nie wiedzą, że to co robię jest dla dobra ludzkości. Idioci z ograniczoną perspektywą. Kretyni szanujący suki, największe zakały społeczeństwa.
Trudno, każdy bohater jest ścigany przez tych, którzy go nie rozumieją.
Cała sztuka polega na tym by nie dać się złapać. Dlatego, gdy tylko wyjechałem z miasta zamiast pojechać do swojego domu skręciłem na polanę w lesie i tam związałem oraz przepakowałem swoje suki do Daci. Dobrze, że ma ona duży bagażnik. Szmaty powoli dochodziły do siebie jednak prowizorycznie wstrzyknąłem im jeszcze po kilkanaście mililitrów Tubokuraryny. Leżały jedna na drugiej, gniotąc się. Poznały moją litość w postaci ułożenia największych na dole, a mniejszych na górze oraz, że opatrzyłem nogę odważnej piętnastce.
Obsypałem vana mieszaniną sproszkowanego glinu i tlenku żelaza oraz usypałem ładną ścieżkę z wiórków magnezu do mojego auta. Termit ma temperaturę zapłonu około tysiąca stopni więc wiórki idealnie go rozpaliły. Ponad trzy tysiące stopni sprawią, że z auta nic nie zostanie. I tak było kradzione więc nie wielka szkoda.
Ruszyłem w kierunku domu, nucąc pod nosem teksty piosenki „Chory na wszystko”. W połowie drogi musiałem tylko zatrzymać się i wyciągnąć trzynastkę z auta. Rzuciłem ją na leśną drogę i wymierzyłem trzy mocne kopnięcia okutym butem prosto w szczękę. Usłyszałem tylko chrupot kości, dlatego szybko odkleiłem taśmę i trzymając za złamaną szczękę zmusiłem do wyplucia zębów. Wyleciało ich aż osiem oraz na jej zakrwawione ubranie krwią z kolana koleżanki doszło kilka plam jej własnej krwi. Widziałem łzy spływające po jej policzkach jednak nie dane jej było wydać z siebie odgłosu, bowiem zakleiłem jej usta taśmą, oplątując kilkadziesiąt razy. Zużyłem prawie całą rolkę, by mieć pewność że nie spróbuje numeru sprzed chwili. Po wszystkim rzuciłem ją do bagażnika ze słowami:
-Jak usłyszę jeszcze raz, że chcesz coś powiedzieć, zabiję!
I ruszyłem. Przez chwilę poczułem wyrzuty sumienia. Była to w sumie mała dziewczynka, która pewnie uległa konformizmowi starszych od siebie i do nich dołączyła szukając pociechy. Jednak po chwili uświadomiłem sobie, że chciała być suką. Więc nią zostanie skoro taka jej wola. Skoro wybrała taką przyszłość to jej sprawa.
Dojechałem do swojego domu. Wysiadłem z niego, wypakowałem swoje zdobycze, które od razu wniosłem do piwnicy.  Każdą do osobnego boksu. Każdą ustawiłem na czworaka i założyłem specjalne obroże na miejsce starych. Kilka psów cichutko zaskomlało widząc nowych towarzyszy. Gabrieli zmieniłem opatrunek na kolanie, a Nikoli nastawiłem szczękę i wstrzyknąłem trochę środka znieczulającego. Cała czwórka ustawiona była tak, że widziała siebie nawzajem. To dobrze, bowiem szkolenie szybciej pójdzie. Zadowolony podszedłem do lodówki i wyciągnąłem kilka ochłapów mięsa. Pieski zaszczekały, zaskomlały, niektóre usiadły na pośladkach. Jeden zawył. W jego wyciu dało się usłyszeć głód i ból. Widocznie znowu obroża obtarła mu szyję. Zadowolony przyjrzałem mu się. Był odpowiednich rozmiarów psem, dlatego podszedłem do niego i leciutko poluzowałem smycz jednocześnie wrzucając do jego miski największy ochłap mięsa jaki miałem. Po chwili pożałowałem tej decyzji bowiem jego przednie łapy objęły mnie wpół na wysokości kolan. Spod sierści wydobyło się ciche:
-Błagam, nie...
Warknąłem wściekle i odsunąłem się od niego. Próbował jeszcze raz się do mnie poczołgać, ale łańcuch od smyczy był za krótki. Zaskomlał, a ja sięgnąłem do pasa i wydobyłem elektrycznego pastucha. Pierwsze uderzenie wylądowało na jego plecach. Pozostałe zwierzęta schowały się w swoich budach. Krzycząc:
-Zły pies! Niedobry pies! - wymierzałem kolejne uderzenia,które nie dość, że rozcinały skórę zwierzęcia to jeszcze raziły go prądem. Próbował się bronić, tarzając po ziemi. Inteligentnie nie krzyczał i nie błagał o litość, bo wiedział, że nic mu to nie da.
W końcu przestałem go bić. Podniosłem tylko jego obiad i rzuciłem go Sonii, mojej najwierniejszej suczce. Jako jedyna zaakceptowała swój los wskutek czego czasami dostawała możliwość spaceru ze mną po okolicznym terenie. Uśmiechnąłem się do niej, a ona spojrzała na mnie swoim okiem, w którym nie było nic prócz czerni. Drugie oko jej wydłubałem po tym jak mnie ugryzła. Wciąż wisiało na jej boksie, poza zasięgiem jej kontaktu. Spojrzałem na jej łapy i uznałem że wieczorem trzeba będzie podciąć jej pazury bo robią się za długie. Piersi nadal były pełne mleka. Zamruczałem zadowolony, że nasze dzieci będą miały co jeść. Zastanawiałem się też czy szesnastka przeżyje poród w takich warunkach. Sama zainteresowana zaczęła przeżuwać surowy kawał mięsa i chłeptać wodę z miski.
Nakarmiłem pozostałą piątkę piesków i ruszyłem na górę. Nowy nabytek powinien dostać czas na aklimatyzację. No powiedzmy jakieś cztery, pięć dni. Poza tym będzie to świetny sprawdzian dla moich pupilków czy będą potrafiły za pomocą warknięć i szczekań wyjaśnić im co się dzieje. Wróciłem na górę, gdy zobaczyłem że Bastion, mój dog niemiecki obwąchuje bagażnik Dacii. Widocznie zapach krwi i strachu dziewczyn oświadczył mu, że ma nowe suki na dole w piwnicy. Jego przyrodzenie sterczało z podniecenia, szorując główką po trawie. Pies był podniecony do granic możliwości, nie mógł się doczekać następnej kopulacji swoich suk. Po posprzątaniu wnętrza auta wróciłem do domu, włączyłem kamery i zacząłem obserwować poczynania moich istotek. Cała szóstka suk zajadała mięso aż im się uszy trzęsły, co chwila jednak podrzucając jakiś ochłap dla pobitego Antoniego. Nie mogły podejść do niego i go opatrzeć jednak nie był to pierwszy raz więc zbity wiedział co robić. Usiadł w kącie, łapał co chwila surowiznę a w wolnych chwilach oblizywał się z kurzu i potu. Niesamowite jak silna jest wolna życia i nadzieja takiego gówna.
Świeżo uprowadzone gimnazjalistki powoli dochodziły do siebie. Początkowo próbowały się komunikować z innymi widocznymi psami w celi jednak poddały się, gdy wciąż otrzymywały w ramach odpowiedzi szczęknięcia i skomlenia. Dobre pieski wiedzą jak mają się zachowywać. Jednak zawsze ktoś się musiał wyłamać. Nie był to szczęśliwy dzień dla Antoniego. Po paru godzinach, gdy uznał, że nie podsłuchuje odezwał się do przerażonych i zrezygnowanych dziewczynek.
-Lepiej róbcie to co my.
Wykręciły głowy patrząc na niego. Były to pierwsze słowa wypowiedziane przez lokatorów do nich. Przeraziły się jak zwierzęco brzmi jego głos.
-Ten skurwysyn traktuje nas jak psy.
No i przesadził, podniosłem się z fotela i zawołałem Bastiana
-Lepiej udawajcie psy, bo skończycie jako nasza karma.
Nadal nie wiem czemu go nie uśpiłem. Z litości? Bo to jedyny samiec w stadzie prócz Bastiana? Bo był pierwszy? Bo to mój pierworodny?
Nie mam pojęcia, ale teraz poczuje mój gniew. Wbiegłem do piwnicy wraz z Bastianem. Wszystkie zwierzątka zaskomlały tylko nowy narybek krzyknął z strachu.
-Milczeć suki! – krzyknąłem i podbiegłem do Antoniego. Tej kary się nie spodziewał. Kopniakami, rozkazami i pastuchem wyprowadziłem go na środek, na kozła. Widząc gdzie go prowadzę próbował walczyć, wyrywać się, kłapać zębami. Na szczęście byłem silniejszy więc z łatwością go przywiązałem do wystającej na wysokość kolan podpórki. Jego ręce zamknąłem w dybach, nogi zakułem w kajdany a brzuch owinąłem pasami. W tej pozycji jego odbyt był idealnie wypięty.
Ignorując jego wrzaski:
-Nie, tato błagam nie, tylko nie to - Odwróciłem się do Bastiana, który przechadzał się między nowymi suczkami i je obwąchiwał. Widocznie szukał nowej ulubionej. Wystarczyła jedna komenda:
-Bierz go – i wskazanie ręką celu by olbrzymi penis mojego psa odwiedził dziewiczy odbyt mojego syna. Pozostałe suki, patrzyły na to beznamiętnie, może z odrobiną równości. Były przyzwyczajone do regularnych gwałtów Bastiana więc nie obrzydzało ich to. Agata nawet zajadała się kawałkiem mięsa, obserwując spektakl. Jedynie młodociane krzyczały z szoku i wymiotowały. Znaczy się trzy z nich, bowiem czwarta z złamaną szczęką nie mogła jej otworzyć szerzej niż na dwa, trzy centymetry. Wrzaski mojego syna ignorowałem. Jednak w końcu zaczęły mi przeszkadzać więc po, zdjąłem z nowo przybyłej czternastki skarpety i wepchnąłem mu do gardła. Próbował je wypluć, ale po to mam przy sobie taśmę klejącą. Uspokoiłem nowicjuszki wymierzając każdej po soczystym kopniaku w żebra i krzycząc:
-Cicho! Bo skończycie jak on!
Zamilkły natychmiast przerażone. Kontynuowałem:
-Jesteście nowymi sukami w mojej psiarni. I jak suki macie się zachowywać. To najprostsza zasada. Za przestrzeganie jej jest nagroda. Za złamanie zaś kara. Jako, że jesteście nowe to znajdźcie moją litość. Nie dostaniecie kary.
W tej samej chwili Bastian wygiał się, wbił paznokcie w boki swojej ofiary i zawył. Mocno i głośno. Po czym wyszedł z mojego syna. Spojrzałem na psa z domu. Do tej pory pamiętałem jak Antoni błagał mnie bym kupił mu tego słodkiego, brązowego szczeniaczka na targu. Ciekawe czy błagałby mnie o to, gdyby wiedział o swej przyszłości. Pewnie tak, w końcu jest psem. Podszedłem do przywiązanego i szepnąłem mu:
-To kara za nazwanie naszej matki kurwą.
Nie wiedziałem czy słyszał czy nie. Wyglądał jakby stracił przytomność. Z jego odbytu pulsacyjnie wylewała się sperma psa i krew.  Mina mi spoważniała.
-Oj, chyba umrzesz – stwierdziłem. Po czym klasnąłem w ręce i odwrociłem się do nowych.
-To która obliże penisa Bastiana w nagrodę?
Nawet Nikola zwymiotowała.
Pies wciąż miał swojego penisa w stanie erekcji. Dzięki jego rozmiarom i oświetleniu doskonale było widać każdą żyłkę z której był. I co najlepsze widać były strzępy odbytu i jelit mojego syna, które przylepiły się do przyrodzenia za pomocą nasienia, kału i krwi.
-Skoro żadna to wybierz sobie Bastianie którąś – zwróciłem się łagodnie do swojego pupilka.