wtorek, 30 kwietnia 2013

Wycieczka cz2


Siedzimy zabarykadowani w piwnicy. Chłopaki się pomylił. Nie trzy dni, tylko trzy godziny. Ach, ta dzisiejsza młodzież. Niczego nie potrafi zrobić właściwie, ani się nauczyć.

Jebane gimbusy. Czemu to ja zostałem nauczycielem? A mogłem przecież zostać kierowcą Tira i bzykać sobie tirówki, a nie być zmuszony gwałcić szesnastolatkę. Patrzę na Agatę. Wciąż siedzi w kącie i płacze. Sara, Marta i Andżelika siedzą obok pocieszając ją. Reszta dziewczyn zebrała się wokół tych pojebów, by patrzeć co oni robią. Szczególnie Ania wydaje się zainteresowana.

Patrzę i ja. Widzę w szklance krew Agaty i moją spermę. Widzę, jak Bartek to miesza nucąc coś pod nosem. Nie jestem do końca pewien, ale nuci melodię jebitnie podobną do: „Wlazł kotek na płotek”.
Jakby tylko ktoś do tej melodii perkusję.

Obok niego stoją wszyscy koledzy z jego własnego pieprzonego kółka różańcowego. Wszyscy oprócz Maćka.

Ten stoi na stołku pośrodku pentagramu mając napięty stryczek na szyi. Wystarczy tylko wykopać ten stołek spod jego nóg i będzie o jednego pojeba mniej. Cholera, chciałbym to zrobić. Ale nie mogę, bo te pojeby to moja jedyna szansa na przetrwanie. A Maciek mruczy coś pod nosem. Nie wiem co, ale stresuje się. Ciekawe co oni planują.
Bartek skończył nucić. Podchodzi do Maćka. Podaje mu szklankę. On ją przyjmuje. Ma łzy w oczach.
Bartek mówi:
-Spokojnie bracie. Wrócimy po ciebie.

Maciek kiwa głową. Następnie przykłada szklankę do ust i wypija ją duszkiem. Gdy kończy, Bartek wykopuje mu stołek spod nóg.
Chłopak zaczyna się dusić. Właśnie powiesili własnego kolegę. Kurwa, czemu zapomniałem wziąć moje leki z pokoju.

Bartek szybko staję przed nim i krzyczy:
-Lucyferze! Przybądź! Mastemie! Przybądź! Gadrielu! Przybądź, Satanaelu! Przybądź!, Samaelu! Przybądź! Samielu! Przybądź!, Siegelu! Przybądź!, Satanie! Przybądź!, Aniele Edomu! Przybądź! Azergothilu Pierwszy! Przybądź!
Patrzę jak Maciek się dusi. Nagłe czuję olbrzymi ból w penisie. Krzyczę z bólu. Agata tak samo. Obydwoje zgięci, leżymy na podłodze i wrzeszczymy.
Ból odchodzi tak szybko, jak przyszedł.
W tym samym momencie, w którym przestaje mnie boleć słyszę miły i profesjonalny głos wydobywający się z ust Maćka:
-Witamy w Piekle. Tu automatyczna sekretarka pana Szatana. Niestety pan Szatan nie może teraz przyjść. W celu ułatwienia kontaktu z panem Szatanem prosimy sprecyzować swoje oczekiwania:
-Jeśli chcesz sprzedać swoją dusze złam prawą rękę przekaźnika
-Jeśli chcesz porozmawiać z panem Szatanem przy herbatce i ciasteczkach złam obie ręce przekaźnika
-Jeśli jesteś debilem i spieprzyłeś rytuał złam lewą nogę przekaźnika
-Jeśli nie wiesz do kogo się dodzwoniłeś to znak że jesteś psychopatą
Patrzę jak Bartek podchodzi do wiszącego ciała Maćka, bierze jego chudą nogę i łamię ją ciosem karate, jakby to była zwykła deska. Nigdy nie podejrzewałem, że ma tyle siły. Maciek kontynuuje:
-Dziękuje za zgłoszenie. Twoje zgłoszenie zostanie rozstrzygnięte. Prosimy czekać.
Patrzę na chłopaków. No takiej miny to jeszcze nie widziałem. Wyglądali jakby ktoś mi wsadził murzyńskiego kutasa do dupy bez uprzedzenia. Patrzę na dziewczyny. Wszystkie przerażone oprócz Hani. Ta spogląda zainteresowana na spektakl. Postanawiam zabrać głos:
-I co teraz chłopaki?
Odpowiada Bartek:
-Nic. Czekamy
-Hahahahahahaha. Ty chyba nigdy nie dzwoniłeś do Biura Obsługi Klienta
-I co z tego? Poza tym to nie BOK
-Synu. Uwierz mi. Wszędzie BOK jest taki sam. Przynajmniej mam dowód że to Szatan wymyślił BOK.
-Pan Szatan, ciulu – odezwał się Maciek.
Spojrzałem na niego.
Super. Jego oczy zrobiły się żółte. Powiedział:
-Witam. Mam na imię Ghyruewase. Jestem waszym szatańskim konsultantem do spraw piekła, demonów, paktów i sprzedaży dusz. Czym mogę służyć?
Spojrzałem po swoich satanistach. Się zdziwili.
Jako że zaczynała mnie męczyć ta farsa postanowiłem zareagować. I zrobić to tak jak za każdym razem gdy dzwoniłem do BOK-u.
-Niczym! Panie co to ma być ja się pytam co? Ja rozumiem że wy macie swoje standardy i w ogóle ale be... – przerwałem. Każdy by przerwał gdyby ktoś inny przystawił mu szpony do gardła.
Spojrzałem na właściciela szponów. Powiem szczerze, że nigdy bym się nie spodziewał grubego i starego demona z łysiną. Przypominał mi mojego pradziadka. Demon spojrzał na mnie swoimi czarno-żółtymi ślepami i powiedział:
-Pan Szatan ciulu.
Cholera jasna. Czyżby cały świat marketingu był dziełem piekła, czy co?
-Tak.
Spojrzałem zaskoczony na szatana. Ten niewzruszony kontynuował:
-Widzę że się ładnie wrypaliście. Przykro mi, ale to wasz problem a nie mój. Trzymta się pany.
I zniknął. Marta wrzasnęła:
-Szatan ssie!
W następnej sekundzie zaczęła się krztusić. Własną nogą. Szatan stanął za nią i powiedział:
-A ty ssiesz własną nogę.
Spojrzał na nas:
-Pomógłbym wam chłopaki serio, ale ich –wskazał głową na dziewczyny – koledzy właśnie wbili mi się do piekła. Wciąż wierzą że wydostaną stamtąd Jezusa. Cześć.
Zamarliśmy w szoku.  Ostatnia informacja sprawiła nas wszystkich w osłupienie. Zerknąłem na dziewczyny.
Po ich policzkach powoli spływały łzy.
Zerknąłem na chłopaków. Stali załamani. Konrad wystękał:
-Jak? Przecież on jest szefem…dla niego to sekunda…jeden rozkaz…jak? Dlaczego? Dlaczego nas panie opuściłeś? – ostatnie pytanie wywrzeszczał w powietrze
-My też się o to pytamy – odezwała się Ania
Niestety nie dane było im dalej poprowadzić tej rozmowy. Opętani wyłamali drzwi. Dokładnie Daria. A raczej to, co z niej zostało. Muszę przyznać, że mimo posiadania tylko jednej nogi szybko zapieprzała.
Weronika wrzasnęła:
-Ty suko!
Po czym skoczyła na nią. Ta nawet nie zwalniając tempa posuwania się naprzód, chwyciła ją n
a rękę i uderzyła o podłogę. Następnie czynność tą powtórzyła wielokrotnie. Do momentu aż z Weroniki została krwawa plama na podłodze.
Staliśmy sparaliżowani z strachu. Daria podeszła do Agaty. Dziewczyna klęczała na podłodze i płakała. To było jedyne co mogła zrobić. Kątem oka zobaczyłem, że Konrad się przełamuje i biegnie by ją uratować.
Chwilę później Daria uderzyła jego ciałem w ciało Agaty. I znowu tłukła, aż nie zmienili stanu skupienia z stałego na ciekły.
Patrzeliśmy na nasz koniec. Na ostatni chwile życia.
-Eh kurwa… A mówią, że to ja jestem ten zły – powiedział szatan materializując się za Darią i odrywając jej głowę.
Spojrzeliśmy zaskoczeni na niego. Szatan kontynuował dalej:
-A tak. Bo jestem zły.
***
Spojrzałem na palący się pensjonat. Usłyszałem głos Szatana stojącego obok mnie:
-Pewnie zastanawiasz się czemu ocalałeś, prawda?
Kiwnąłem głową.
-To proste. Oni szukaliby zemsty, a mi się nie chce uwijać z nimi. Lepiej niech już siedzą tam, gdzie mają siedzieć.
-A co ze mną panie Szatanie? Pozwolisz mi odejść?
-Tak. 
-Dziękuje
-Nie ma za co bracie. I przepraszam za ten krzyżyk.
Zanim zdążyłem zapytać jaki krzyż on już zniknął. Spojrzałem w niebo.
Cholera jasna. Znowu bok zaczął mi krwawić.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Życzenia

To była sobota. Pamiętam jak diabli że to była sobota.
Nie wiem kim jestem. Ani gdzie jestem. Ani jaki dziś dzień.
Siedzę w jakiejś kawiarence internetowej.
Jedyne co wiem spiszę tutaj, dobrze?

Proszę odczytajcie to. Potraktujcie to jako ostrzeżenie. Mnie już chyba nie można uratować. Jestem stracony. Na zawsze.

Zacznę od początku: Nie wiem kim jestem, ale chyba jestem już pełnoletni. Jestem chłopcem. To pewne. I chyba byłem satanistą. Cholera, nie jestem pewny. Ale pewnie tak. Tak sądzę patrząc na moje notatki w dzienniku.

W każdym razie wymyśliłem pewną rzecz. Chyba. Albo ktoś mi podsunął pomysł. W każdym razie:
Miałem przywołać szatana i oddać mu duszę w zamian za dżinna, który spełni moje trzy życzenia. Takie, jakie chce. I moim trzecim życzeniem byłoby żeby szatan oddał mi moją duszę. Jebitnie sprytne, powiesz pewnie kochany czytelniku.

Szlag by to trafił.

Zaczęło się niewinnie:
O 2:33 w nocy, na skrzyżowaniu dróg zakopałem pięciu mężczyzn tak, by z ziemi wystawały tylko ich głowy. Zajęło mi to 45 minut. Następnie przez nos i gardło każdego z nich przeciągnąłem sznurek z włosów tworząc pentagram. W samym sercu pentagramu położyłem siedemnastolatkę. To była chyba moja dziewczyna. Albo współpracowniczka. Pewnie to drugie. Miała na imię Kasia.
O 3:33 rozpocząłem rytuał. Dość łatwy. Musiałem czymś ciężkim rozwalić głowy wkopanym mężczyznom. Następnie resztki ich mózgów wetrzeć w nagie ciało dziewczyny, po czym wypowiedzieć następujące słowa: Ghutra nhynhwasef moqaste. Chyba. Nie jestem pewny, niewyraźnie mam pismo w tym dzienniku.

Samego spotkania z szatanem nie pamiętam. Pamiętam tylko że poszedł sobie i zostawił mi dżinna.

Pierwsze życzenie było całkiem proste. Życzyłem sobie, aby być nieśmiertelnym i nigdy się nie starzeć.
Niestety, życzenie obróciło się przeciwko mnie. Wszędzie gdzie się pojawiłem ginęły tysiące, jeśli nie setki tysięcy ludzi. Grunwald w XIV, cała Europa gdy podróżowałem i ją zwiedzałem (okres zwany pandemią Czarnej Śmierci). Gdy zrozumiałem, że jestem nieśmiertelny ukryłem się górach.

Przepraszam. Każda wojna, bitwa, tragedia. To moja wina. Ja tam byłem.
Bitwa pod Passchendaele. Auschwitz. Powstanie Warszawskie. World Trade Center. Fukushima.
Byłem tam. Przepraszam.
Wiem, że byłem. Mam to wszystko w dzienniku.
Jestem odpowiedzialny za śmierć miliardów ludzi.
Przepraszam.

Wymyśliłem więc, żeby każdy człowiek był nieśmiertelny. Takie było moje drugie życzenie.

Siedzę teraz przed komputerem w jakiejś kawiarence internetowej i patrzę, jak jeden mężczyzna tłucze swoją dziewczyną o ścianę. Widzę, jak resztki jej mózgu roztrzaskują się na cegłach. A ona wciąż żyje i żyje.
Tydzień już będzie jak nikt nie umiera.
Jak wszyscy są nieśmiertelni.
Jak wszyscy próbują się zabić.

Pamiętam sześciolatkę, która się powiesiła i dyndała na sznurze trzy dni, zanim ją rodzice ściągnęli.
Pamiętam, jak ludzie po wybuchu bomby chodzili i zbierali resztki swoich ciał.

Widzę złość. Widzę agresję. Widzę nienawiść. Zezwierzęcenie.

Przepraszam.

Zostało mi ostatnie życzenie.
Albo użyję go i zerwę pakt z szatanem, albo uratuje ludzkość od otchłani.

Przepraszam.

sobota, 20 kwietnia 2013

Wycieczka cz. 1

Spojrzałem w głąb busa. Widziałem osiemnaście głów. Dziewięć głów mężczyzn. Dziewięć głów dziewczyn. Widziałem lustro weneckie oddzielającą dziewczyny od chłopaków. To będzie jebitnie, ciężka kolonia.

Niech przeklęta będzie pani dyrektor i jej pomysły na polepszenie stosunków międzyludzkich w klasie 3C. Polepszenie stosunków między satanistami a zagorzałymi katoliczkami. Pani dyrektor jest kurwa genialna.
I to ja miałem się tym zająć. Ich wychowawca. Ja sam. Kontra dwie grupy które się nienawidzą. W jednym hotelu. Dziewczyny na górnym piętrze. Chłopaki na dolnym. W górach.

Ktoś zginie. Na pewno. Jedyne co będę mógł zrobić, to sprawić abym nie był to ja.

Niech przeklęta będzie pani dyrektor.

Wziąłem listę do ręki i zacząłem odczytywać listę obecności.

-Marta Bąk?
-Jestem - spojrzałem na brunetkę, ubraną jak do kościoła. Trzymała w ręce krzyż. Panikara. Praktycznie wiecznie się modliła. Jak każda z tych fanatyczek. Tylko że ta bała się jazdy autobusem.
-Sara Bielska?
-Obecna - kolejna, praktycznie klon Marty, tylko że blondynka.
-Bożena Fundakowska?
-Alleluja!! - jedyna dziewczyna z poczuciem humoru, praktycznie zawsze umiechnięta i radosna. Tylko zamiast się zgłaszać wołała alleluja. Nie licząc postu. Wtedy mogła startować z emo w konkurencji bycia ponurą...
-Anna Gregorowicz?
-Jest, jest - przywódczyni całej tej pieprzonej sekty.
-Daria Hedzielska?
-Si - wojowniczka. Jeden z żołnierzy całej tej grupy. Kung-fu, taekwondo i judo. Nawet nie chce wiedzieć kogo tym razem pobije podczas tej wycieczki
-Andżelika Jastrzębska?
-Jestem - trzeci klon Marty i Sary. Tylko że ruda.
-Agata Sabała?
-Jest - Ta przynajmniej ubierała się normalnie. Nie miała przy sobie ani krzyża, ani różańca ani modlitewnika. Tylko mały krzyżyk na szyi i ładny dekolt.
-Weronika Serafinowicz?
-Si - zastępczyni przywódczyni. Kolejna wojowniczka. Do tej pory pamiętam jak jednemu chłopakowi wyciągali krzyżyk z głowy. Bezwzględna
-Magdalena Szewielewska?
-Tutaj - I ostatnia wojowniczka. Parkuorowczyni. O ile przy tamtych miałem praktycznie sto procent pewności że pójdą do zakonu lub na krucjatę to u niej miałem pewność pięćdziesiąt do pięćdziesięciu że albo zakon ją czeka albo więzienie.
 -Dobra. Czekajcie tutaj. Idę zjeść sobie kota - jak zawsze nie zareagowały na ten żart.

Podszedłem do szyby. Otworzyłem drzwi. Pamiętam jak kierowca busa się zdziwił jak kazałem mu to zamontować. I jak prawie padł na zawał jak zobaczył z kim jedzie. Biedny koleś. Ale nie tak biedny jak ja.

Tył busa. Jak zawsze zasłonięty. Ciemno jak cholera. Dobrze że gnojki nie palą i nie piją alkoholu.
Zapaliłem latarkę.

Specjalnie zamontowałem lustro weneckie, by móc obserwować dzieciaków, tak by nie wiedzieli że patrzę.

Odczytałem listę:
-Maciej Jędyczowski?
-Jestem - powiedział ciężki baryton u małego młodzieńca, wszyscy dawali mu dwanaście lat. A on miał już szesnaście. Ah ta chemia
-Kacper Koper?
-Tu - Ten chłopak zostałby sprzedany na skupie złomu za niemałą kwotę. Wszędzie gdzie tylko mógł miał pieszczochy, kolczyki, łańcuchy.
-Radosław Korba?
-Ave Szatan! - wrzasnął, zadowolony z siebie chłopaka. Nigdy go nie rozumiałem. Jeden z największych satanistów w klasie, a dobrowolnie chodzi do kościoła. I jeszcze opowiada kawały o szatanie
-Michał Nawrot?
-Da, da - jedyny obcokrajowiec. Niczym się nie wyróżniał w grupie. Jak każdy ubrany na czarno, mnóstwo pentagramów i takich tam
-Maciek Pałac?
-Jest - najskromniejszy. Bez całego otoczenia można by było uznać że normalny chłopak
-Kamil Rybosz Kuśmierczyk?
-Jest - z tym to zawsze miałem problem. Emo czy Satanista? Nieważne
-Marcin Suchecki?
-Tu! - zastępca lidera. Gnębiciel dziewczyn w klasie. Zjadacz kotów. Dobra z tym ostatnim przesadziłem. Nie było dowodów. Ale wyglądał na takiego co mógł to zrobić
-Bartek Woliński?
-Jest. Jest - najgorszy z całej bandy. Lider tej grupy. Pierwszy satanista. Wszyscy nauczyciele się go bali. Przez ten wzrok. Nauczyciele języków odmawiają czytania jego wypracowań i zadań domowych. To po prostu straszne
-Konrad Wycka?
-Jestem - ostatni. Wojownik. Chyba tylko dlatego należał do tej grupy. Wyglądał nietypowo. Fakt ubierał się na czarno ale miał tylko jeden pentagram. Tylko jeden.
-Dobra. Panowie zachowujcie się. Miłej zabawy i macie być grzeczni - powiedział
-Jasne. Niech pan pozdrowi katolki. I tak pan nie porucha - odpowiedział Bartek
-Spoko Bartek. Czyli już wiem kto przez tydzień kolonii będzie mył talerze. Trzymta się pany.

Podróż busem była całkiem przyjemna. Chłopcy puszczali sobie swoją muzykę na tyle pojazdu. Dobrze że zadbałem i o to i całkowicie wygłuszyłem tamtą część. Dziewczyny wspólnie modliły się na głos  - odmawiały różaniec. Oprócz Agaty która czytała sobie pismo święte. A dokładnie księge Koheleta. A ja sobie słuchałem muzyki z kierowcą busu. O dziwo lubił te same zespoły co ja. Dobrze że miałem rozdzielacz sygnału i dwie pary słuchawek. I tak minęło dziewięć godzin jazdy. Dziewięć godzin jazdy słuchając ACDC, Sabatonu i Luxtorpedy.
Mogło być gorzej. I tak. było.

Dzień pierwszy:
 Zadomowienie się w hotelu. Hotelu w którym kierownik był jednocześnie recepcjonistą, boyem, sprzątaczem, kucharzem i ochroniarzem. Nie chce wiedzieć kiedy on śpi
Przygotowania do wypadu w góry. Linki i tak dalej. Cały ten majdanek i ekwipunek.
 ***
Szkoda Darii. Upadek z wysokości 50 metrów bo linka pękła. Nikt nie mógł tego przeżyć.

A co gorsza jeszcze spadł śnieg i siedzimy w górach bez możliwości kontaktu z światem. Musimy czekać aż drogi staną się przetarte. Brak zasięgu. Brak internetu. Tylko ja, osiem dziewczyn i dziewięciu satanistów i baca który był właścicielem tego przybytku.

Ciało Darii położyliśmy w kaplicy. Najzimniejsze pomieszczenie. Jeszcze specjalnie nanieśliśmy śniegu. Mam nadzieje że nie rozłoży się na tyle. Pani dyrektor mnie zabije. Teoretycznie powinienem się jakoś tym przejąć. Faktem że szesnastolatka zginęła podczas wspinaczki. Ale co mi tam. Nie na mnie idzie odpowiedzialność tylko na panią dyrektor. Tym bardziej że do śmierci mam stosunek ambiwalentny. Zdarza się.

Dzień drugi:
Przez szacunek dla faktu że zmarła koleżanka siedzimy w hotelu. Piękna nazwa w sumie: "Pod bałtyckim oscypkiem". Właściciel nie potrafił tego wytłumaczyć.

Pozytywne zaskoczenie: sataniści siedzą w kaplicy i modlą się razem z dziewczynami.
Nie możemy nigdzie wyjść. Śnieg zasypał chyba wszystko. Niezła śnieżyca.

Dzień trzeci:
Od samego rana awantura. Dziewczyny zauważyły że ktoś wyrwał Darii paznokcia. Oczywiście poszło na satanistów. A ci jak zwykle się wyparli.

Jeszcze tylko cztery dni, cztery dni - myślę sobie siedząc u siebie w pokoju, przeglądając świerszczyka, Dobrze że miałem przeczucie i wziąłem ze sobą kilka egzemplarzy. Pukanie do drzwi.
Otwieram. Do środka wpadają chłopcy. Wdycham. Będą problemy.
-Mów Bartek co jest? Znaleźliście tego pieprzonego paznokcia?
-Ekhem...Bo proszę pana my byśmy chcieli się wytłumaczyć...
-O. To ciekawe. Z czego Bartku co?
-Może pan usiądzie co?Bo wiadomości mogą pana zwalić z nóg.
-Nie. Nie trzeba.- Konrad i Michał stanęli obok mnie. Aha. Czyli coś poważnego. Groźba. - nawijaj
-Sam pan chciał.

Rozpoczął historię. W sumie dobrze że Konrad i Michał stali obok mnie. Bo bym zatłukł gnoja. Ukatrupił go. A tak to chociaż przytrzymali. W skrócie: Podpiłowali linkę Darii bo chcieli by spadła i jeden z nich (Bartek pewnie) miał ją złapać na swoją linkę, ale niestety przełączał wtedy muzykę i się spóźnił. Chciał ją tylko nastraszyć, załagodzić stosunki męsko-damskie, poza tym podkochiwał się w niej. Tragedia. Gdy powiedział że przeprowadzili rytuał który wskrzesił Darię, podszedłem do swojej apteczki. Lekarz zalecał mi trzy tabletki dziennie tych słabych środków antydepresyjnych. Otworzyłem usta, przechyliłem głowę i wsypałem sobie całe opakowanie.

Kurwa, z kim ja pojechałem...

Bartek kontynuował dalej: potrzebowali paznokcia i pukla włosów Darii. Oraz czarnego kota. I oni właśnie w tej sprawie. Bo baca się wkurwił jak znalazł wnętrzności tego kota i chciał ich zatłuc ciupagą.I czy mogę iść do właściciela i z nim pogadać na ten temat bo zamknęli go w toalecie i czekają aż się uspokoi. Albo rozwali drzwi.

Kurwa. Jebana gówniażerka. Zabije ich. Normalnie zabiję. Ubieram buty i idę do niego. Po drodze zachodzę do stołówki. Cała ósemka dziewczyn siedzi przy jednym stole. A raczej siedem dziewczyn cuciło ósmą leżącą na stole. Odwracam się do gówniarzy.
-Włazić ale już - warczę

Zamykam drzwi, nigdy nie wiadomo czy właściciel się nie wydostał i nie pali się w nim żądza mordu. Podchodzę do dziewczyn. Na stole leży Agata. Pytam dziewczyn co się stało. Ania mówi że Agata siedziała sama w kaplicy, po czym przybiegła do nich z wrzaskiem że Daria żyje i że to na pewno wina tych kretynów.

Przypomina mi się wojsko. Szczoteczką szorowaliśmy kibel. I to za każdym razem jak nasz dwustukilogramowy sierżant z niego skorzystał a zawsze miał rozwolnienie. A spłukać nie można było.

I to właśnie będą robili ci chłopcy przez pozostałe cztery dni. Specjalnie załatwię sobie biegunkę. Własnymi szczoteczkami ci kretyni będą to szorowali.

Dalsze rozmyślania przerywa mi łomot pękających drzwi. "No super, baca wciąż wkurwiony." Dziewczyny robią wielkie oczy. Chłopcy też. Odwracam się.

O kurwa. Daria żyje. Zanim mój mózg skleca jakieś sensowne brzmiące zdanie Daria podbiega do Kamila i uderza jego głową w ścianę. Zostaję krwisty kwiat. Następnie biegnie do Magdy. Widzę jak chłopaki próbują ją zatrzymać. Ona nieustraszona, niczym kula z armaty przebija się przez nich, podbiega do Magdy, kopie ją w nogę, a gdy ta traci równowagę łapie ją za nogę i ciągnąć dziewczynę po podłodze ucieka w pomieszczenia. I to wszystko w pięć sekund.

Patrzę na chłopaków. Pierwsza myśl: Co za pojeby. Druga myśl: Co za popierdolone pojeby Trzecia myśl: Co się właśnie stało.

I właśnie trzecią myśl wypowiadam na głos.
Odpowiada Marcin:
-Ekhem...bo widzi pan...teoretycznie takie coś się pojawia jak użyjemy niewłaściwych składników
-Ale to jest niemożliwe - wtrąca Maciej - nie można pomylić jej włosów, paznokcia i czarnego kota
-A więc to wy wy skurwiele! - wrzeszczy Marta
-Spokój kurwa! Marcin kontynuuj - mówię
-No...i ten tego...jak się użyje niewłaściwych składników to do ciała wraca demon a nie człowiek...ale to niemożliwe...włosy były jej...tylko jej włosy tak pięknie pachną
-zboczeniec - mruknęła Weronika
-Cichaj - upominam - mów dalej. Jak powstrzymać tego demona?
-Trzeba by było odprawić rytuał który by wezwał jego szefa
-No to na co czekamy co?
-Bo widzi pan. Składniki są dość trudne do zdobycia. I podczas nich trzeba coś zrobić - powiedział Bartek mając skrzywioną minę - zresztą nieważne. Można to powstrzymać odwracając rytuał. Na szczęście mamy zapasowy paznokieć i pukiel włosów...
-Wy skurwiele - wrzasnęła Agata. Spojrzałem do tyłu. Oczywiście. Cała siódemka klęczy i się modli. Ciekawe
-Dziewczyny spokój. Bartek i co jeszcze?
-Noi czarnego kota. Akurat mamy resztki o ile baca ich nie wywalił.
-Świetnie. Ty, ja i Marcin idziemy po składniki. Chłopaki pilnujcie dziewczyn. A i schowajcie gdzieś ciało Kamila

Wyszedliśmy. W sumie niedaleko musieliśmy szukać bacy. Siedział oparty pod ścianą. A raczej to co z niego zostało. Czyli w sumie tylko kadłubek. Przybyliśmy w sumą porę. Widać było że jedną nogą jest na tamtym śniecie. Gdyby nie fakt że jedna noga wbita była w ścianę aż do kolana a druga była tu i tam. W sumie wszędzie.

Bartek podszedł do górala:
-Proszę pana. Żyje pan? Proszę pana?
Góral otworzył oczy. Widać było w nich że niewiele siły do walki mu zostało. Odpowiedział:
-Ano panocku żyjem
-Proszę pana. Muszę wiedzieć. Gdzie pan schował resztki czarnego kota?
-Panocku...jakiego czarnego?
-No tego co kawałki pan znalazł w piwnicy. Sprzed trzech godzin
-To był biały kot, jeno na miale lubiał się wylegiwać i stąd był czarny

Spojrzałem na Bartka i Marcina. Przerażenie na ich twarzy wskazywało że właśnie wdepnęliśmy w niezłe gówno.
Dlaczego wiedziałem że tak się to skończy? Dlaczego?

Mówię;
-Bartek co teraz?

Chłopak spogląda na mnie przerażony. Widać strach w jego oczach. Odwracam się. Za mną stała Daria. Trzymała w rękach obdartą Martę ze skóry. Zęby miała zatopione w jej szyi. Patrzyła na nas spode łba. Patrzyłem zafascynowany na ludzkie ciało. Niesamowita precyzja. Czyste oskórowanie. Fascynacja przemienia się w przerażenie gdy widzę że usta Magdy bezgłośnie mówią: "Zabij mnie"

-Szefie. Spierdalamy - powiedział Marcin.

Odwróciłem się i zacząłem biec. Słyszałem jak Daria biegnie za nami. Słyszałem jak łapie Marcina. Jak ten wrzeszczy gdy go zaciągała. Przebiegliśmy kilka pięter zanim się zatrzymaliśmy.
Spojrzałem na Wojtka.
On spojrzał na mnie.
Zapytałem:
-To co? Dzwonimy po szefa?
-Ta...tylko potrzebujemy składników i musi nam pan pomóc.
-Jasne. Wal śmiało.
-Mamy czas. Daria będzie ich przemieniała dwa dni. Więc spokojnie.
-Przemieniała? Czyli będzie ich trzech?
-Tak ale spokojnie. Szef wszystko naprawi. Tylko niech pan obieca że zrobi pan wszystko co każe dobrze?
-Jasne, jasne. Mów co mam zrobić.
-Musi pan zgwałcić jedną dziewczynę

Dzień czwarty:
Super. Mam zgwałcić jedną z moich uczennic. Ba. Musi dojść do wymieszania się mojej spermy z jej dziewiczą krwią. Cholera. Czemu nie mam silniejszych proszków?

Pierdoleni sataniści.
I jeszcze ciało Kamila zniknęło. Znaczy się nie całe. Został tylko but z obgryzioną kostką. Już to widzę jak dam rodzicom Kamila pudełko z butem i stopą w środku.

Piękna wycieczka. Po trzech dniach została Marta, Sara,Bożena, Ania, Andżelika, Agata, Weronika, Maciek, Kacper, Michał, Radek, Maciek, Bartek i Konrad. Plus jeden uczeń opętany przez demona, dwa opętywane i jeden pożarty. Pani dyrektor będzie miała ubaw jak to będzie czytała.

A i do tego jeszcze trzeba doliczyć brutalny gwałt.

środa, 17 kwietnia 2013

Kopciuszek

Kopciuszek spojrzał za okno z tęsknotą i żalem. Mogła być na balu. Niestety szef jej kazał siedzieć w sali tortur i przesłuchiwać czarodziejkę.

Smarknęła nosem i otarła chusteczką łzy. Postanowiła wziąć się w garść. Była już dużą dziewczynką. Oraz co najważniejsze zastępcą głównego kata jego książęcej mości. Żal jej jednak było że wyciągnęła najdłuższy los w efekcie pozostając jako kat a główny kat i jego dwóch pomocników bawiło się w najlepsze na balu.

Król potrzebował tych zeznań natychmiast. W rzyci miał jakiś balik swojego rozpieszczonego syneczka.

Kopciuszek spojrzał na przypiętą do stołu czarodziejkę. Następnie wsadził pogrzebacz do ognia. "Niech się grzeje" - pomyślała. "Może i na w izbie tortur nie jest tak fajnie jak na balu ale zawsze coś"

Podeszła do zakneblowanej czarodziejki. Uśmiechając się zapytała ją o godność. Czarodziejka spojrzała na nią błagalnie. Nie mogła nic mówić. Knebel skutecznie tłamsił jej głos. Zadowolona zanotowała sobie by pochwalić kowali którzy wpadli na sprytny pomysł mechanizm który tworzył nacisk ponad trzystu funtów na krtań, uniemożliwiając jej mowę a zarazem pozwalając z pełni oddychać.

Uśmiechnęła się gorzko po czym wzięła zardzewiałe kombinerki do ręki i podeszła do jej lewej stopy. Powiedziała:
-Uwierz mi kochana. Wcale tego nie chcę. Ale skoro nie chcesz mówić może to ci pomoże - po czym złapała kombinerkami za jej duży palec od nogi i go odcięła. Trochę to trwało, narzędzie było zardzewiałe i tępe. Ale Kopciuszek miał wprawę, czas i siłę. A czarodziejkę tępe narzędzie bolało znacznie mocniej
-Dalej nic nie powiesz? Oj kochana, zamęczysz się - po czym odcięła jej kolejny palec u nogi
Spojrzała na jej oczy. Pełne łez i bólu..
-Kochanie powiedz coś - po każdym słowie odcinała kolejny palec u nogi.
Oprócz najmniejszego którego po prostu złapała palcami i zaczęła go wykręcać. Słyszała jak łamią się kości magiczki, patrzyła jak kawałki kości przebijają skórę. Obserwowała jak ofiara zemdlała gdy ręcznie oderwała palca od stopy

Uśmiechnęła się.Odwróciła się i spojrzała przez okno w stronę zamku "Kto wie może ten wieczór będzie lepszy niż na balu?" - pomyślała.

-Ten wieczór nie będzie lepszy od balu - odezwał się cichy głos za nią
Zaszokowana odwróciła się. Czarodziejka stała poza łożem, niczym nie przykuta.
Uśmiechnęła się:
-Jestem dobrą wróżką moje dziecko, znam wiele sztuczek. A jako że dobre z ciebie dziecko i musisz usługiwać macosze i dwóm przyrodnim siostrom...
-Co kurwa? - zawołała zaskoczona. Była w szoku bo nigdy nie miała macochy ani matki a jej obie siostry puszczały się z byle kim na skrzyżowaniu ulic Jednorożców i Entów. Czarodziejka dalej kontynuowała:
-Dam ci szansę kochany Kopciuszku. Pojedziesz na bal. Nie martw się o suknię, wóz i tym podobne. Jestem twoją matką chrzestną kochanie

Kopciuszek spojrzał na czarodziejkę. Potem na jej stopę i porozrzucane dookoła palce. Spojrzała na duży palec który właśnie obgryzał szczur. I jeszcze raz na czarodziejkę. Po głowie kołatała się jej tylko jedna myśl: "Ona oszalała, ona oszalała, ona oszalała"

Wróżka po pewnym czasie podeszła do Kopciuszka. Chciała ją dotknąć, gdy ta wbiła jej nóż w brzuch i przekręciła. Spojrzała jej prosto w oczy. W jej oczach czaił się wzrok kogoś kto odpłynął za daleko i był już po drugiej stronie.

Wróżka niezważając na fakt że ma w bebechach parę kilogramów rdzy, która skutecznie emitowała nóż i że właśnie po jej krwiobiegu płynie rdza dotknęła Kopciuszka. Dziewczyna krzyknęła gdy całe jej ubranie zniknęło.
Wciąż pozostając w szoku patrzyła, jak wróżka ją ogląda i obmacuje. Będąc w szoku nie mogła nawet się ruszyć
-Widzę kochanie że macocha cię biła pasem - przejechała palcem po pręgach po batach jakie dostała od króla za pierdnięcie w jego otoczeniu, - że popychała cię w stronę ostrych przedmiotów - mówiąc to przejeżdżała palcem po bliznach od noży, sztyletów i w jednym przypadku bełtu z kuszy - że kazała ci ciężko pracować - powiedziała biorąc dłonie kopciuszka w swoje ręce i je oglądając - nie szczędziła ci tego każąc prać, szorować i pracować - mówiła przeglądając zniszczone ręce przez kwasy, żelazo, ogień i płyny ofiar -widzę kochanie że nawet sprzedała twoją cnotę - powiedziała przejeżdżając palcami po jej łonie. W sumie w tym aspekcie niewiele się pomyliła. Kopciuszek w wieku dziesięciu lat została sprzedana do burdelu przez matkę, która to pieniądze za nią przepiła.

-No ale kochanie to już przeszłość. Będziesz jak nowa narodzona. Usuniemy wszystkie blizny i szramy z twojego ciała. Znowu będziesz piękna.

Kopciuszek patrzył jak powoli znikają wszystkie blizny i tatuaże. Ucieszyła się nawet. Cnota w tych czasach była droga już u piętnastoletnich dziewczynek. A co dopiero u trzydziestoletniej, ładnej i zgrabnej dziewczyny.

"Ha! Pewnie uznają że z zakonu uciekłam" - pomyślała.
Wróżka dotknęła ją znowu. Kopciuszek poczuł jak ogromna ilość tlenu zostaje gwałtownie wyrzucona z jej płuc. Spojrzała w dół. Była ubrana w suknię. Z gorsetem. Spojrzała na swoje piersi. Widziała jak szwy ledwo trzymają przy wdechu. "Niesamowite" - pomyślała.

Wróżka dotknęła ją po raz trzeci. Pojawili się na ulicy. Zaczęła mamrotać:
-No widzisz kochanie, zapomniałam dyni wziąć ze sobą. Ale to nie szkodzi coś się wymyśli.
Przecież umiesz jeździć na koniu prawda? Tata cię nauczył jak byłaś mała
Kopciuszek zamyślił się. Jedyne wspomnienie jakie miała z ojcem związane to z okresu gdy miała pięć lat i podbiegła do niego głodna i powiedziała chce jeść, a on wsadził jej swojego kutasa do ust i kazał ssać mówiąc że za chwile będzie mleko.
Wątpiła by mógł ją nauczyć konno. Próbowała coś powiedzieć ale gorset skutecznie uniemożliwiał jej nabranie wystarczającej ilości tlenu

Wróżka w międzyczasie podeszła do leżącego  menela. Odwróciła się i powiedziała:
-Nie patrz kochanie. Jak możesz odwróć się i zamknij oczy.

Dziewczyna nie posłuchała. Patrzyła zafascynowana jak wróżka zamienia menela w konia. Jak najpierw go dotknęła przez co stał się nagi a następnie zaczęła go przemieniać. Jak menel bełkocząc, szybko trzeźwieje widząc że jego dłonie i stopy zamieniają się w kopyta, ręce,nogi,pysk i penis się wydłużają, jak nabiera masy, jak jego skóra zamienia się w sierść. Nie minęło trzydzieści sekund a stał przed nią koń arabskiej krwi.


Wróżka spojrzała na Kopciuszka. A raczej na jej ciężkie metalowe glanopodobne buty. Powiedziała:
-O nie kochanie, musimy ci szybko znaleźć zastępcze buty.

Podeszła do miejsca gdzie leżał menel i podniosła dwie butelki. Dziewczyna wsiadła już na konia i czekała. Chrzestna zamieniła butelki w pantofelki i włożyła jej na nogi.

Kopciuszek spojrzał na magiczkę z wdzięcznością. Matka chrzestna przytuliła się do niej siedzącej na koniu. Dziewczyna tylko na to czekała. Szybkim ruchem wczepiła palce we włosy magiczki i ruszyła galopem przed siebie, ciągnąc magiczkę za włosy. Ignorowała jej krzyki i szlochy. Trzymała ją mocno. Lata pracy jako kat sprawiły że miała naprawdę mocny uchwyt.

Pędziła przed siebie, gnając prosto do zamku.

Gdy wjechała na plac spotkał ją niespodziewany widok. Książe opierał się o balustradę i żygał, a król i królowa stali otoczeni gwardią i podziwiali swoje dzieło.
A reszta gości była nabita na pal albo właśnie nabijana.

Dziewczyna niewiele myśląc zeskoczyła z konia. I wrzasnęła gdy szklane pantofle wbiły się w jej skórę. Lecz wierność królowi zmusiła ją by pociągnęła omdlałą magiczkę pprzed oblicze króla.
Ignorując ból w stopach oraz fakt że z każdym krokiem wbijała sobie głębiej szkło podeszła do króla. Rzuciła mu pod nogi wróżkę i powiedział:
-Najjaśniejszy panie. Ona nie pochodzi z tej bajki
Król uśmiechnął się i spojrzał na Kopciuszka. Powiedział:
-Dziękuję. Nabić na pal. Obie

piątek, 12 kwietnia 2013

Ukochana

Siedzę spokojnie w szpitalu patrząc jak moja luba śpi. Wsłuchuję się w jej miarowy oddech. Obserwuje jak jej klatka piersiowa podnosi się i opada. Podnosi się i opada.

 Nie jestem jej chłopakiem, rodziną ani mężem.

Kocham ją. Wszyscy bogowie i demony tego świata przysięgną że kocham się. W mojej pięknej Dorotce. Ukochanej.

Ukochanej która wielokrotnie odrzucała moje zaloty. Która nie chciała mnie znać. Która groziła mi policją, jeśli nie zostawię jej w spokoju. Która specjalnie poszła do innej szkoły w innym mieście, by jak najdalej być ode mnie.

Ale co mogę poradzić. Kocham ją. I wiem że ona też mnie kocha ale nie pokazuje tego. Wcześniej nie pokazywała bo wolała być sama. Być szczęśliwa, będąc nieszczęśliwą. A teraz nie może tego pokazać bo jest w śpiączce.

Jakiś drań, sadysta i ostatni skurwysyn wstrzyknął jej narkotyk o nazwie "Żywa śmierć". Nie szukajcie informacji o tym narkotyku. Nic nie znajdziecie. Powstał on z wymieszanych resztek po amfetaminie, kokainie, cracku i marihuanie. W małej dawce, tak około 5-7 miligramów pobudza pewne regiony mózgu sprawiając że błędnik zaczyna wariować, miewamy halucynacje oraz czujemy super siłę. Jest to jeden z najdroższych narkotyków. Kosztuje on 17,000$ za miligram.

A jeśli dawka przekroczy 7 miligramów, to wtedy mózg robi przysłowiowy restart i wgrywa od nowa system operacyjny przy otwartych oczach
I to właśnie spotkało moją Dorotkę. Śpi teraz. A raczej jest w śpiączce. Od trzech lat.

I ja od trzech lat przychodzą do niej, do szpitala. Zostałem jej osobistym pielęgniarzem. NFZ nie stać na to a jej rodzina nie potrzebuje "manekina" w domu.
Od razu podpisali zgodę na to bym się nią opiekował. Codziennie przychodzę do jej pokoju w szpitalu. Rozbieram, myję, ubieram, przewracam w łóżku by nie miała odleżyn. Czytam jej książki by nie czuła się sama. Mówię jej. Rozmawiam z nią. Podstawiam jej kaczkę i wynoszę jej nieczystości.
Spędzam praktycznie cały wolny czas w szpitalu u niej. Osiem godzin w robocie i godzina w domu by się umyć i coś zjeść.
A tak to śpię w szpitalu, z Dorotką w jednym łóżku jak jest noc. Pielęgniarki i lekarze nie wchodzą do pokoju podczas obchodu. Przyzwyczaili się do mojej obecności.

Dzięki czemu przeżyliśmy swój pierwszy raz. A nawet kilka razy. Narkotyk sparaliżował praktycznie wszystkie procesy, w tym też odpowiedzialny za płodność mojej ukochanej. No ale trudno. Nie planowałem mieć dzieci w najbliższym czasie. A że musiałem użyć wazeliny to już inna sprawa.

 Opowiadam Dorotce o wszystkim co się dzieje. O wszystkim

Lekarze mówią że to bez sensu, że ona mnie nie słyszy i nie czuje.
Sęk w tym że ona wszystko czuję.

A raczej wszystkim wydaje się że jest w śpiączce.

Ale ja znam prawdę. Przeprowadziłem własne śledztwo. Efektywniejsze niż policja

Tak naprawdę ma sparaliżowany układ ruchowy. Nie może nic zrobić. Nic a nic. Jest sama, zamknięta w swojej małej główce i obserwuje świat. Jej źrenice nie reagują na światło ani jej oczy nie mogą się ruszać. Ale widzi wszystko i słyszy wszystko. I czuje wszystko.

Tylko ci głupi lekarze myślą że ona jest w śpiączce i śpi z otwartymi oczami.

Cztery lata już jest w śpiączce. Jeszcze kolejne cztery i wybudzi się z niej. No chyba że dostanie kolejną dawkę narkotyku.

Biedna dziewczyna.
Tak bardzo ją kocham.

Rozbieram ją z pidżamy. Pora na kąpiel. Nagą biorę na ręce i niosę do wanny. Woda już jest gotowa. Specjalnie daję lodowatą wodę by potem mieć pretekst by ją masować.

Kładę do wanny. Delikatnie myję jej blond włosy i twarz. Dotykam kącika jej warg gdzie znajduje się malutka blizna. Patrze w jej oczy. Widzę jej wzrok. Beznamiętny. Zaczynam myć jej ramiona. Kolejna blizna po tym jak zaatakował ją pies. Na nadgarstku czai się blizna po próbie samobójczej. Jej piersi i tors jak zwykle idealne. Dochodzę do jej łona. Za chwile gąbką dotrę do jej najimtymniejszego punktu. Docieram. Zauważam coś niepokojącego.

Dostała okresu!  Widzę na gąbce krew. Wiedziałem że jej mózg jest sprawniejszy niż przeciętnego człowieka, ale żeby tak szybko wgrał system operacyjny? Żeby tak szybko zaczął pracować i przywracać podstawowe funkcje organizmu?Jestem zaskoczony.

No ale przezorny zawsze ubezpieczony. Idę do torby. Zawsze na takie chwile trzymam w torbie dziesięć miligramów "Żywej Śmierci" w strzykawce....

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Malarz



Jestem malarzem. Znaczy się staram się być malarzem. Jak na razie nikt nie chce kupować moich obrazów. Ledwo mam z czego żyć. Teraz jak patrzę wstecz, wcale a wcale nie wydaje mi się dobrym pomysłem pójście na studia do Akademii Sztuk Pięknych we Warszawie. Nie ma po tym żadnej pracy.

Ot tyle co się nauczyłem ładnie malować. Ale co mi z tego skoro mimo posiadania ponad stu obrazów na koncie nikt żadnego nie kupił? Nikt żadnego nie docenił. Żaden mecenas sztuki mnie nie promuje.

Jestem zerem. Zerem z pędzlem, farbkami, sztalugą i niespłaconymi rachunkami za czynsz, prąd, gaz, wodę i śmieci.

Nie wiedziałem dlaczego nikt nie kupuje moich obrazów. Dlaczego nawet klienci co zamówili obraz rezygnują z nich. Malowałem prawie jak Matejko, Rembrandt lub Van Gogh. Na studiach byłem okrzyknięty najlepszym malarzem jaka miała ta uczelnia. Do pewnego momentu nie wiedziałem czemu tak jest.

Rysowałem wszystko. Portrety, pejzaże, panoramy. Ludzi w ruchu. Abstrakcje. A mimo wszystko wciąż nikt nie kupował moich obrazów. Pewnego wieczora, w pubie, na prawdopodobnie ostatnim piwie w tym roku za moje pieniądze, zapytałem się swojego przyjaciela dlaczego tak jest. Odpowiedział:
-Widzisz stary. Twoje obrazy są świetne, ale ten człowieczek w tle jest przerażający. A on jest na wszystkich twoich obrazach

Mocno się wtedy zdziwiłem. Owszem rysowałem czasami ludzi w tle, ale nie na portretach ani pejzażach. A tym bardziej abstrakcjach. 

Zaciekawiony przeprosiłem kolegę, zapłaciłem za piwo i pobiegłem do mieszkania. Musiałem coś sprawdzić. 

W mieszkaniu miałem specjalny pokój w którym trzymałem swoje obrazy. Wbiegłem do niego i podniosłem pierwszy obraz. Rozpakowałem go z pergaminowej koperty. Obraz przedstawiał uliczną walkę dwóch drużyn sportowych na rynku w Warszawie. Wiedząc czego szukać, wpatrywałem się w obraz aż mnie oczy zapiekły.

Kojarzycie ten motyw ze legendy o Slendermanie, że koleś przeglądał swoje stare zdjęcia i co rusz napotykał jego na swoim zdjęciu ale w tle? Jeśli tak to wiecie jak to wyglądało w moim przypadku.
Jeśli nie to tłumaczę. Na zdjęciu znajdował się mały człowieczek. Wielkości zapałki. Był usytuowany w samym środku obrazu. Był pod kijem bejsbolowym jednego kolesia, a nad kastetem drugiego. 

Mała odległość.

Człowieczek ten był ubrany w długą, czarna togę. Co ciekawsze im dłużej mu się przyglądałem tym więcej widziałem szczegółów. Jakby się powiększał.
Patrzyłem na jego uśmiech. Wyobraźcie sobie uśmiech pedofila w przedszkolu w którym tylko on jest opiekunem. Macie to? Właśnie tak wyglądał jego uśmiech.
Ale najgorsze były jego oczy. Zielone. Olbrzymie. W oczach tych tliła się nienawiść i jad. Patrzyłem w te oczy i zaczynałem się bać. Wiedziałem, że jeśli nadal będę się patrzył to oszaleje. Szybko przeniosłem wzrok wyżej. Na jego włosy. Nie jestem do końca pewny. Włosy miał koloru takiego samego jak moja przyjaciółka. Ona mówi że to jasny brąz, a ja że ciemny blond. Nigdy nie dojdziemy do porozumienia w tej sprawie.

W każdym razie jego włosy, koloru ciemny blond albo jasny brąz, ruszały się. Falowały. Nie wiem czy miałem halucynacje od zbyt długiego wpatrywania się w obraz i szurania moim nosem po płótnie czy co ale taka prawda. Jego włosy falowały.

Położyłem obraz na swoje miejsce. Wziąłem następny obraz. Pejzaż. Widok z okna w mojej wsi na pole zboża i łąkę. Patrzyłem uważnie. Na samym środku płótna był on.
Portret mojej przyjaciółki. To samo.  

Abstrakcja nazywająca się: „Spotkanie dwóch żółwi po latach”. To samo.
Patrzyłem dalej. Przeglądałem obraz za obrazem. Wszędzie to samo. Ten sam człowieczek, wielkości zapałki, na samym środku płótna.

Przerażony, spoglądałem na to co się działo. Powoli osunąłem się na podłogę. Mój wycieńczony głodem organizm domagał się jedzenia. Albo piwa. Ja natomiast siedziałem, oparty o ścianę i próbowałem zrozumieć co to wszystko znaczy. Zamknął oczy i rozmyślał.

W pewnym momencie roześmiałem się. No tak. Jego kumple zrobili mu kawał. Świetny kawał. Tym bardziej świetny że albo odkupią m te obrazy albo podam ich do sądu. Roześmiałem. Będę miał pieniądze! Każdy z tych obrazów wart był około tysiąca-dwóch tysięcy złotych.

Radosny szybko zerwałem się z podłogi. Spojrzałem na obrazy. Moje mały skarby do fortuny. Dzięki nim pożyje jakieś sześć-siedem lat.

Szybko podbiegłem do telefonu. Wiedziałem do kogo zadzwonić. Szybko wybrałem numer. Linia zajęta. Wybrałem raz jeszcze. Poczta. Raz jeszcze. Poczta. Raz jeszcze. Zajęty.
Cholera jasna. Chyba się skapował o co chodzi. Pewnie boi się mojego gniewu i dlatego nie odbiera. Po fakcie uświadomił sobie że to głupi żart. ,,Co za kutas”- pomyślałem. Zdenerwowany wybrałem numer na policję. Zajęty. Wrzasnąłem wkurzony. Już nawet policja w tym kraju ma zajęte linię. Wrzasnąłem: „kurwa”. Poczułem wtedy łapę na moim barku. Zmroziło mnie. Zawsze zamykałem dom na klucz. A stacjonarny miałem naprzeciwko drzwi do pokoju z obrazami. Pełny paniki obróciłem się.

Nikogo tam nie było. Ulżyło mi. Pomyślałem sobie wtedy że pewnie coś ten dupek mi dosypał do piwa że czułem takie halucynacje. Postanowiłem położyć się spać i następnego dnia wstać.
Pamiętam że gdy kładłem się spać, na suficie był ten człowieczek. Narysował mi go specjalnie na suficie. Zabiję dziada.

Pobudka o piątej nad ranem, przez oddział służb specjalnych nie jest przyjemna. Ani fakt że wszystkie moje obrazy zniknęły zastąpione klatkami z nagimi dziećmi. Ani to że prokurator wyglądał identycznie jak człowieczek. Oraz że dostałem dożywocie za porwanie ponad setki dzieciaków i wielokrotne gwałty na nich. Coś czułem że w więzieniu będę miał przejebane.

Ani rozprawa, gdzie wszyscy twoi znajomi zeznają przeciwko tobie, gdy nikt z twojej rodziny nie przybył by się wesprzeć, a wszędzie jesteś opluwany i szykanowany nie należy do najlepszych
Na szczęście prokurator wrzucił mi garść żyletek do kieszeni gdy mnie wyprowadzano. Jako że mam skute ręce i praktycznie rzecz biorąc brak możliwości jakiekolwiek ruchu będę musiał je wyrzucić na ziemię, po czym zbierać językiem i połykać. To nie będzie przyjemna śmierć…

Creepypasta - Brama Niebios

Creepypasta usunięta z youtube
Autor: Azergothil1
Jego kanał na youtubie: https://www.youtube.com/user/Azergothil1
Jego fanpage: https://www.facebook.com/pages/Azergothil1/345476682202650?fref=ts

Dziękuje Azer za nagranie :)


niedziela, 7 kwietnia 2013

Przywiązanie

Mówią że miłość z czasem zmienia się w przywiązanie. Mówią że zraniona kobieta to najgorsze co może być. Mówią że nienawiść zniszczy każdego, że zrobi z niego potwora. Mówią że jeśli wybaczymy nasze serce ukoi się.


Gówno prawda.

Wybaczyłem im dawno temu. Wszystkim sukom. A one nie chciały przebaczenia. Cztery lata. Cztery nowe dziewczyny. I nic. Każdy związek kończył się fiaskiem. Nienawiścią. Teraz jestem w piątym związku. Z moją żoną.  Trwa on już cztery lata. Już niedługo urodzi się nasze pierwsze dziecko.

Sęk w tym że ja jej nie kocham. Ożeniłem się z nią tylko dlatego że ją też zostawiły tamte suki. Razem ze mną opracowała plan zemsty.

Moje oczekiwania już niedługo się spełnią. Cały misterny plan.

Spojrzałem w monitor kamerki. Pokazywała obraz piwnicy naszego domu.
W tej piwnicy siedziały, przykute do ściany, cztery dziewczyny. Każda w innym kącie. Jako że to suki, miały własną miskę, budę, obroże i łańcuch.

Łańcuch na tyle długi by mogły spokojnie spotkać się na środku. W sumie nie miały wyboru. Nie mogły iść wzdłuż ściany. Ogrodzenie było genialne.

Hahahahaha

Wogóle nie mogły iść. Jak można chodzić gdy ma się w kolana przybite do własnych kostek od nóg?

Hahaha. Mogły jedynie się czołgać. I czekać aż ich koszmar się skończy. Już niedługo.

Obserwowałem, jak leżą w kątach. Jak chowają się do budy. Ogromną radość sprawiał mi fakt że po czterech latach, spędzonych w mojej piwnicy zmieniły się one prawie nie do poznania. Stały się dzikie. Zezwierzęcone. Takie dzikie koty, ledwo umiejące mówić.

Każda próba ucieczki - wyjmowanie gwoździ i wbijanie na nowo
Każda próba kontaktu z innymi - wielogodzinny gwałt
Każda próba buntu - biczowanie

Zostały złamane. A jednak wola życia w nich wciąż się tliła. Wciąż chciały żyć. Wciąż chciały uciec.
Poczułem czyjeś usta na swojej szyi.
Odwróciłem się do mojej żony.

Nie mieliśmy nic wspólnego oprócz nich. One zabawili się i moimi i jej uczuciami. Czwórka bab. Myślały że wybaczymy. Myślały że to niegroźna zabawa.
Moja żona. To ona wpadła na ten plan. To ona się ze mną skontaktowała. To ona mi podała je wszystkie na tacy.
Moja żona. Kobieta która była lesbijką ale postanowiła zacieśnić nasz związek partnerski ślubem, a potem dzieckiem
Moja żona. Kobieta która nienawidziła je bardziej niż ja.
Moja żona. I dziewięciomiesięczna córka w jej brzuchu. Zostały jej tylko dwa tygodnie do rozwiązania.

Stanęła obok mnie. Razem podziwialiśmy nasze wspólne dzieło w piwnicy.
Słowo. To jest lepsze niż kablówka. Naprawdę.

W pewnym momencie uderzyłem ją w potylicę. Zemdlała.
Podniosłem ją. Mimo że była w ciąży, nie miałem problemu. Rozebrałem ją, szybko otworzyłem usta i uciąłem język po czym zaniosłem do piwnicy.
Gdy wszedłem i zapaliłem światło suki zaskomlały. Nie były przyzwyczajone do światła. Tak rzadko je dawałem. Tylko wtedy gdy była pora karmienia, czyli raz w tygodniu, i gdy musieliśmy wymierzyć im karę.

Podszedłem na sam środek piwnicy. Już dawno temu zamontowałem tu odpowiednie kajdany i obroże.
Zacisnąłem je na jej szyi, łokciach, nadgarstkach. Nogi rozszerzyłem maksymalnie jak się dało a następnie przybiłem je do podłogi. Poczuła to. Obudziła się.W sumie chyba każdy by się obudził gdyby właśnie wbito sześć gwoździ w udo, cztery w kolano, dwie w łydkę i trzy w kostkę. U każdej nogi.

Czułem na sobie wzrok suk. Wiedziałem że nie podejdą. Za bardzo się bały.

Spojrzałem na kamerę. Miałem idealny obraz na moją żoną i jej pochwę. Spojrzałem na moje więźniarki. Spojrzałem w oczy mojego skarba. Widziałem w nich strach. Nic dziwnego. Łzy leciały jej po policzkach. Próbowała coś powiedzieć.

Spojrzałem na moje dziewczyny. Świetnie. Jest dobrze. Cztery w kącie, piąta na środku.
Powiedziałem:
-Słuchajcie dziewczyny. Ta suka - wskazałem na swoją żonę- was tutaj uwięziła. To był jej plan. Dlatego też ogłaszam konkurs. Ta która wyjmie bachora z jej bebechów i go pożre zostanie wolna. Pod warunkiem że ona przeżyje jasne? Ale tylko jedna z was. Reszta spędzi tutaj resztę swojego życia. Przeżyłyście tutaj rok. A możecie mi wierzyć że ona mnie bardzo hamowała w zabawach z wami. Więc niech zacznie się gra dziewczęta.

Po czym roześmiałem się i udałem się do pokoju gościnnego. Włączyłem swoją 56 calową plazmę i oglądałem spektakl. Dziewczyny uwierzyły mi. Patrzyłem jak niemrawe czołgają się w stronę mojej żonki. Otworzyłem piwo.
Obraz był podzielony na cztery kamery. Z każdego kąta mogłem obserwować co się dzieje.


Patrzyłem zafascynowany jak dziewczyny czołgają się. Najbliżej była Daria. W sumie nie dziwota. Miała startować w olimpiadzie, dopóki nie "zaginęła"

Widocznie cztery lata piekła jej nie zniechęciły. Patrzyłem jak czołga się, jak dopada do mojej żonki. Jak swoimi paznokciami zaczyna drapać jej brzuch. Jak zębami próbuje go rozszarpać.

A ja to wszystko będę miał uwiecznione na kasecie w jakości HQ. Radość mnie ogarnia za każdym razem.
Cztery kasety z filmem. Z czterech różnych kątów. Zmontuje to w jeden film i wyślę w sieć. Jestem genialny.

Daria oderwała kawałek skóry na brzuchu. Nieźle. Szybka jest. Jednocześnie Grażyna i Stanisława się doczołgały.

Niesamowite. Dziewczyny rozpoczęły bój. Gryzą się, drapią i warczą. Jak wściekłe psy nad zdobyczą. Walczą o swoją działkę. Niesamowite.

Daria właśnie oderwała ucho Grażynie. Zębami. Stanisława rozorała szyję Grażynce. Właśnie wbija zęby w jej tętnice.

Niesamowite. Krew tryska wszędzie. Patrze zafascynowany. Grażyna upada na podłogę. Raczej już nie wstanie. Pozostałe zawodniczki walczą. Próbują zatopić zęby w drugiej. Dari się udało. Kurwa. Celowała w szyję a trafiła w ramię.

Oderwała kawał mięsa i go odrzuciła. Musiała wtedy spojrzeć w innym kierunku. I w tym momencie popełniła błąd. Grażyna wczepiła palce w jej włosy i zaczęła napieprzać jej głową o podłogę. Widziałem jak Dari mózg rozbryzguje się po podłodze, jak jej czaszka pęka na miliard kawałków. A ta dalej waliła. Patrzyłem na ten piękny szał niszczenia. Jak uderzała aż skończyła, gdyż uderzała ręką w której miała wciąż jej włosy w ręce.

Nastał spokój. Grażyna padła wyczerpana koło mojej żonki. Patrzyłem jak nie ma siły by móc dalej się ruszać. Widziałem też, że najsłabsza z nich powoli doczołguje się do niej. Judyta bo tak miała na imię. Nie wiem jakim cudem przetrwała w piwnicy. Była najsłabsza z nich i o najczęściej zakładałem się, kiedy wykituje.

Grażyna leżała spokojnie gdy Judyta podpełzła do niej. Zaplotła łańcuch wokół szyi swojej przeciwniczki. Zanim ta się spostrzegła, ona zaczęła ją dusić.

Ciekawe rozwiązanie. Cóż poradzić. Uczennica liceum.
Ciekawe ci wymyśli dalej.

Judyta spojrzała na brzuch swojej ofiary. Cały był poszarpany. Zrozpaczona wrzasnęła.
Przekrzywiła trochę głowę. Spojrzała na jej pochwę.

"Oho. Coś się szykuje" - pomyślałem.

Ale nic, zupełnie nic nie przygotowałem mnie na to co zobaczyłem. Patrzyłem jak najsłabsza i najmniejsza z więźniarek wsadza rękę w pochwę mojej żony. Patrzyłem jak wsadzą ją coraz głębiej. Jak moja żona wije się i mdleje z bólu.
Szybko otworzyłem drugie piwo. Modliłem się by mi teraz prądu nie zabrakło. Normalnie bym się zabił jakby mi tego nie nagrało.
Następnie wsadziła drugą rękę. Równie głęboko.
Wrzasnęła triumfialnie.
Zaczęła wyciągać obie ręce naraz.

Niesamowite. Patrzyłem jak wyciąga dziecko, jak moja żona wrzeszczy w bezgłośnym wrzasku.
Jak wyciągnęła dziecko.
Jak złapała je za nóżkę i uderzyła kilkakrotnie w podłogę.
Jak odrywała jej ręce, nogi i głowę. Jak obgryzała je dokładnie.

Trzeci piwo nawet nie wiem kiedy mi się skończyło.

Patrzyłem jak delikatnie układa kości na malutki stosik.
Usłyszałem beknięcie.

Uśmiechnąłem się.
Zszedłem do piwnicy bijąc brawo. Judyta leżała obok żony. Zasypiała.

Widoczna najadła się to i zasypiała.

Spojrzałem w oczy mojej żonie. W jej oczach tliło się tylko jedno. Pytanie czemu to zrobiłem.

Odpowiedziałem:
-Jestem bezpłodny suko

Wróciłem na górę. Z uprzednio przygotowanych kanistrów zacząłem wlewać benzynę do piwnicy. Spakowałem malutką torbę z ubraniami, dokumentami i pieniędzmi. Mój skarb: cztery kasety zapakowałem do małej saszetki przy brzuchu.

Spojrzałem do piwnicy. Poziom benzyny był już na tyle wysoki że widziałem tylko nos mojej żony.

Poszedłem na górę. Odkręciłem cztery butle gazowe. W kuchni odkręciłem jeszcze jedną. Wyszedłem przed dom. Wsiadłem do auta.

W kuchni zostawiłem działającą mikrofalówkę. Wystarczy mała iskra by wszystko jebło.
Iskra jaka może powstać gdy skończy się odliczanie i otworzą się automatyczne drzwiczki od mikrofalówki, wypuszczając na świat paczkę zapalonych zapałek.

Odjechałem zanim wszystko się zaczęło. Miałem nadzieję że ciało mojego związanego ojca na górze zostanie uznane za moje ciało.
Chciałem by wszyscy myśleli że ja nie żyję.
Chciałem zacząć wszystko od początku.
Chciałem znów mieć suki w piwnicy i znów się nimi bawić.