poniedziałek, 31 grudnia 2012

Grubas

Jak ja go nie znoszę. Nienawidzę Wasyla Dert. Nienawidzę.

Nienawidzę go nie za to że jest duży i gruby. Nie za jego 400 kilogramów wagi i 2 metry wzrostu. Nie...

Nienawidzę go za to że jest dupkiem. Palantem. Za to że do każdej osoby odnosi się wulgarnie i chamsko. Że uważa siebie za boga. Nienawidzę go za to. Pewnego dnia go zabiję.

[kilka tygodni później]

Mmmm....jaka cudowna jest ta wanna. Ma tylko metr długośći. Ale jest bardzo szeroka. Cudowna.
Troszkę było roboty z podłączeniem hydrauliki do niej oraz wyczyszczenia jej. Ale teraz. Cudowna.
I te ścianki od niej. Cudowna, piękna i wesoła robota.

Zabicie Wasyla Derta, wypatroszenie i przerobienie go na wannę to najlepszy pomysł w życiu!

piątek, 28 grudnia 2012

Klucz

Nazywam się Samuel Andrzej Natianiel Dawid Rick August Biec.

Jestem kluczem. Kluczem do czegoś wielkiego. Czegoś przerażającego.

Pewnego dnia, wy ludzie, uwolnicie mnie z mojego więzienia. Gdy tylko będę mógł mówić, wypowiem słowa. Słowa, które znam od tysięcy lat. Słowa które sprawią że stanie się co cudownego. Słowa, które powiedział mi On podczas swego upadku. Powiedział mi On te słowa. A zaraz potem jego wrogowie mnie uwięzili. Wymazali mnie całkowicie z historii świata

Ah...
Jak ja się nie mogę doczekać aż mnie uwolnicie. No dawać ludzie co tak wolno?

Ah...
Gdy tylko wypowiem te słowa zacznie się.
Ojciec zarżnie matkę, matka zabije swe nienarodzone dziecko, dzieci odwrócą się od wszystkich innych. Siostra zatłucze swojego brata. Każdy stanie sobie do gardła. Znikną wszelkie przyjaźnie, sojusze i ustalenia.
Zapanuje nienawiść. Chaos.
Brat zgwałci i wypatroszy własną siostrę. Będzie się pluskał w jej wnętrznościach. Nienarodzone dzieci będą się rodziły przez gardła matek. Matka zagryzie swojego męża i ojca
Ukochane zwierzęta domowe będą próbowały zagryźć, pożreć, wypatroszyć, zabić swych właścicieli.

To już się dzieje. Ale pojedynczo. A gdy ja wypowiem słowo zacznie się wszędzie. I nie tylko to:
Zmarli powstaną z grobu, by zaraz posłać do niego żywych.
Zniknie wszystko co dawało ludziom poczucie bezpieczeństwa.
Wszystko będzie chciało was zabić ludzie.

Pojawią się potwory. Nie wy ludzie. Was nazywa się potworami ironicznie. Wy tylko je sprawnie udajecie.
Potwory którymi się straszycie; wampiry, wilkołaki, smoki, lisze.
Oh...
Oni też nie mogą się doczekać.
Czekają.
Lecz pewnego dnia doczekają się i pokażą wam ludzie że te okropieństwa co o nich opowiadacie to pikuś w porównaniu w tym co oni wami zrobią

 A wtedy...gdy zostanie wam garstka. Gdy będziecie umazani krwią swej rodziny, bliskich, znajomych i przyjaciół. Gdy uświadomicie sobie co zrobiliście. Gdy na powrót staniecie się potworami pod przykrywką człowieczeństwa. Gdy już będziecie ludźmi takimi samymi jak przed wypowiedzeniem słowa.

Pojawi się On. Wróci. Ze swoimi wiernymi sługami.
I was durni ludzie zagoni do pracy. Do niewolniczej pracy. Do kopalń, kuźni i warsztatów.
Do tego byście produkowali broń przeciwko jego wrogom.

Wystarczy że wypowiem te słowa:
"Szatanie! Władco piekieł! Ja trzeci syn Adama i Ewy przyzywam Cię tu na ziemię, nie jesteś już strącony! Tak oto rzecze ja! Przybywaj i ukaż swych wrogów"

Tylko nich odzyskam zdolność mowy.

Mógłby mnie ktoś w końcu wydobyć z tego cholernego Rowu Mariańskiego??

wtorek, 25 grudnia 2012

Zawsze przy tobie

Zawszę będę przy tobie.
Zawsze
Nie uciekniesz przede mną.
Nie pozbędziesz się mnie
Ja zawsze będę przy tobie.
Robię to samo co ty. Jestem prawie twoim lustrzanym odbiciem
Proszę zapal światło. Proszę idź do ludzi. 
To ci nic nie da.
Ja zawsze będę przy tobie.
Czasami mnie widzisz, czasami nie.
Niektórzy się mnie boją wiesz?
 Ale spokojnie. Nie ma się czego bać. Jestem twoim przyjacielem
Czekam aż w końcu zdechniesz bym mógł cię porwać i zjeść.
O tak. Tylko na to czekam.
Czekam aż twoja słodka i przepyszna dusza opuści twoje ciało.
Bym mógł ją złapać i ją zjeść.
Taka delikatna. Taka idealna.
Proszę cię.
Zdechnij już.
Nie mogę się doczekać
Z podrowieniami
Twój Cień.

sobota, 22 grudnia 2012

Obserwacja

Noc pierwsza:

Ale nuda. Ja pierdzielę. Jest druga w nocy.
Wiem co zrobię! Wezmę lornetkę i poobserwuje sobie okolice jaką widać z mojego okna
Może podglądnę sąsiadkę. Niezła z niej laska jest.
Przysuwam sobie krzesło do okna, siadam i biorę lornętkę.
Zalety posiadania trzypiętrowego domu. Cholernie ciężko cię dostrzec z ulicy.
Nic się nie dzieje. Pies sąsiada szczeka. Nuda.
Obserwuje przez godzinę. Nic się nie dzieje. Może jutro

Noc druga:
Przyjemnie jest tak siedzieć i obserwować. Nic się nie dzieje.
A mimo wszystko czuję się jak strażnik Teksasu. Zaczyna mi się to podobać.
Pies sąsiada uciekł z kojca. Jutro znowu sąsiad będzie za nim biegał. O ile będzie miał szczęście i leśniczy nie zabije tego kundla. Toż to on wygląda jak wilk.
A znalazła się zguba. Wróciła do kojca. Ciekawe jak uciekła jak sąsiad zabezpieczył to betonowym podłożem i podwójną siatką na dwa metry

Noc trzecia:
Dzisiaj podglądnąłem sąsiadkę. O rany ale ona ma melony. Boskie. Jeszcze w moją stronę stała jak się rozbierała.

Noc czwarta:
U sąsiada kłótnia. Zapala się światło na podwórze. Sąsiad wybiega z domu. Biegnie do kojca.
Skubaniec! Przeskoczył przez ogrodzenie! Aż gwizdnąłem z podziwu
Sąsiad wybiega z domu.
Cholera co jest? Sąsiad mieszka sam, nikogo nie sprowadza. A tu nagle dwa sąsiady. Identyczne. Patrzę przez lornetkę na tego pierwszego i na tego drugiego. Ten pierwszy ma takie dziwne oczy. Albo to gra księżyca albo świateł z latarń ulicznych, ale mogę dać głowę że były one czerwone

Noc piąta:
Sąsiad mnie opierdzielił że podglądam ludzi o drugiej w nocy. Ciekawe jakim cudem mnie zauważył. Ledwo moje okno widać a co dopiero mnie siedzącego w ciemności.
Mówi że mam przestać.
Dobre sobie. Mój dom i mogę robić co chcę.

Noc dwunasta:
Przez ostatnie noce nuda. Dwa razy tylko podglądnąłem sąsiadkę. A tak nic się nie dzieje

Noc trzynasta:
Znowu sąsiad.
Wybiega sąsiad. Patrze przez lornetkę. Tak to ten z czerwonymi oczami. Na 100 procent one są czerwone! Wybiega drugi sąsiad. Przesuwam lornetkę na jego oczy. Normalne. Wracam do pierwszego. Nie ma. Szukam go i szukam. Nie ma tej cholery. Zrezygnowany, wstaje i zamyślony gdzie on jest odwracam się.
Aha.
Stoi przede mną.

sobota, 15 grudnia 2012

Ukochana

Janusz podbiegł do lustra. Sprawdził czy się ogolił.
Nie ogolił. Wyciągnął brzytwę i rozpoczął golenie.

 Musiał jakoś wyglądać. W końcu szedł na spotkanie ze swoją miłością. Dzisiaj jest ten dzień kiedy znów się z nią spotka.

Kochał się w niej od czterech lat. Ona wciąż i wciąż odrzucała jego miłość. Ale to się ostatni czasy zmieniło.

Zaczęli chodzić na randki, całować się. Mieli nawet swój pierwszy raz. Kochał ją nad życie. I ona go też kochała. Mimo że tego nie mówiła czuł to. Naprawdę to czuł.

Skończył golenie, umył zęby, użył odświeżacza do ust, ubrał garnitur i użył wodę kolońską.

Przyszykował się do wyjścia. Ubrał swoje buty. Wziął bukiet róż i czekoladki dla niej.

Wyszedł z domu. Zabrał swoją łopatą. Dzisiaj jest ten dzień kiedy znów się z nią spotka.
Poszedł do ogrodu. W nim miał zakopany prezent dla niej.

Do tej pory pamiętał jak się cieszyła gdy go dostała, jak wydzwaniała do wszystkich znajomych dumna z tego prezentu. Jak biegała wokół niego. Zadzwoniła nawet do swojego brata by do niej przyjechał. Zwolnił się ze służby specjalnie by podziwiać jego prezent. Przyjechał z sześcioma kolegami z pracy. Radiowozem.

Postanowili zakopać go w ogródku. On postanowił. Ona nic na to nie powiedziała. Ale zgadzała się z tym. Wiedział o tym.

Zaczął kopać. Dokopał się do prezentu. Łopata uderzyła w niego. Rozległo się głuche łupnięcie. Otworzył go.

Powiedział:
-Cześć kochanie
Po czym pocałował ją namiętnie

Rodzina Puszczał

Witam
Przeczytajcie historieo Dawidzie Puszczał i jego rodzinie. Zanim jednak zaczniemy opowieść poznajcie rodzinę naszego bohatera:
-Barbara Puszczał - matka Dawida i jego rodzeństwa. Pięćdziesięciotrzyletnia kobieta 
-Artur Puszczał- pierwszy mąż Barbary. Zginął 11 września 2001 roku. Leciał jednym z samolotów które uderzyly w World Trade Center
-Jerzy Puszczał - drugi mąż Barbary. Ojczym jej dzieci. Lat 33
-Dawid Puszczał - pierworodny. Od 15 roku życia sparaliżowany. Jedyne czym może ruszać to oczy.
Trenował taekwondo, następnie chciał je wykorzystać broniąc swej dziewczyny przed bandą dresów. Uszkodzony mózg w efekcie czego, powstały blokady w mózgu, którego uniemożliwiają mu jakikolwiek ruchy.Dwa lata paraliżu sprawiły że w jego oczach widać tylko smutek, desperacje i nienawiść.
-Joanna i Sylwia Puszczał -bliźniaczki. Przyszły materiał na moherowe berety. Tęsknią za ojcem Codziennie modlą się o jego powrót do domu. Szesnastolatki
-Kamil Puszczał - najmłodszy z rodziny. Trenował wrestling dopóki nie złamał sobie ręki w siedmiu miejscach. Wiek: 14 lat

Historia ta zaczyna się w ciepłą, sierpniową noc. A konkretniej o godzinie 21 gdy obie bliźniaczki klękały u siebie w pokoju i odmawiały różaniec, błagając o powrót ojca do domu. Robiły tak codziennie. I nic nie zapowiadało że w tamtą noc będzie inaczej.Ale jednak było. Dziewczyny po odmówieniu różańca odmówiły go po raz drugi, trzeci, czwarty, piąty, dziesiąty, dwudziestu, czterdziesty.

Wpadły w trans. Dopiero gdy nastał świt zemdlały z wyczerpania.

Następnego dnia Dawid siedział w pokoju głównym, oglądając telewizje. Zbliżała się 23. Chłopak nie mógł się doczekać 23. Rodzina zwykle o nim zapominała. Zapominała że trzeba go umyć, nakarmić, przewinąć, przebrać, położyć do spania. Był dla nich ciężarem. Wiedział że dopiero o 23:45 przypomną sobie o jego istnieniu. Miał czas. Od 23 na kanale na którym oglądał program leciało porno. Dawid oczekiwał na to z cierpliwością. Nie tylko jego oczy mogły się ruszać. Nie tylko.

Zaczęła się burza. Dawid siedział przed telewizorem. Błysnęło.
Za telewizorem znajdowało się okno. W chwili błysku chłopak zauważył postać. Wysoką, szeroką i z irokezem na głowie. Następny błysk i postać była bliżej. Chłopak zaczynał się bać. Kolejny błysk. Widział już zęby wyszczerzone w uśmiechu obcego i jego ubiór. Zwykły garnitur
Błysk. Widział jego oczy, jego twarz. W szoku zauważył że to jego ojciec.
Błysk. Nikogo nie było za oknem.

Kukułka zakukała dwanaście razy. Była już północ. Dawid uznał że to był tylko sen. Że przysnął.
Znowu o nim zapomnieli. Jedna łza spłynęła po policzku chłopca.
***
- Halo policja?
-Tak słucham pana
-Tutaj Jerzy Puchacz zamieszkały w domu nr 15 w Pisczelowicach. Pragnę zgłosić że jakiś mężczyzna od dwóch miesięcy krąży w nocy koło naszego domu. Proszę, przyjechać go zabrać
-Dobrze. Już wysyłamy patrol
***
-Słucham?
-Dobry wieczór. Tutaj komenda powiatowa Policji w Grzebce. Mam na imię sierżant Grzegorz Roślik. Chciałbym się spytać czy dotarł do państwa patrol który wysłałiśmy
-Nie. Czekamy od trzech godzin a co z nim?
-Właśnie mamy awarie w systemie. Policjanci nie odpowiadają na wezwanie a GPS wskazuje że auto znajduje się na środku Oceanu Atlantyckiego. No cóż przepraszam za niedogodności i dziękuje za czas. Dobranoc
***
Ta sama noc:
3:15

Dawid znów został zapomniany. Siedział przed telewizorem i oglądał powtórki seriali. Nie zmienili mu kanału. Nie mógł zasnąć. Zostało mu tylko to.

Usłyszał huk w drzwi. Jakby coś mocno w nie uderzyło. I następny. Słuchał jak coś wali w jego drzwi. Po piętnastu minutach przestało.
Chłopak zasnął, nieświadomy że podczas łupania jego ojciec wciąż mu się przyglądał.

***
-Baśka zobacz co ten jebany sierściuch znowu zrobił! No kurwa mać przesadził! Zabije gnoja! Urwę mu łeb!
-Jerzy daj spokój to tylko zwierzę! Nie wie co robi!
-Kurwa, no spójrz na ten ganek! Wszędzie flaki i wypatroszone myszy! Szczury! Jeże! Ptaki! Ja pierdole to jakiś psychol czy co?
-Artur uspokój się! Greborz do nogi! Greborz!
-I jeszcze to imię...kojarzy mi się z grabarzem...
 ***
Komisarz Marek Atoniesz spojrzał na dom w Piszczelowicach. Dom rodziny Puszczalskich. Duży, wiejski domek. Ładnie przystrzyżony trawnik. Ściany pomalowane na biało. W ogródku stał grill i hamak. 

To był październik. Wyjątkowo pogodny i słoneczny poranek. Nie za zimno, nie za ciepło. Prawdopodobnie ostatni taki w roku. Żyć nie umierać.
Sielski nastrój psuły trzy radiowozy policyjne i karetka pogotowia. Oraz siedmiu rzygających jak koty policjantów.
***
Noc wcześniej

Dawid leżał w swoim łóżku i czekał. Czekał na nic. Rozmyślał nad swoją marną egzystencją, nad tym jak bardzo jego życie jest do dupy, jakim idiotą był chcąc zostać bohaterem. Chciał umrzeć. Ale nie mógł. Nie miał jak. 

Poczuł na sobie czyjeś ręce. Czuł jak przerzucają go przed bark. Jak wisząc na jednym barku schodzili po schodach. Nic nie mógł zrobić. Było mu wszystko jedno. Nieznajomy zaprowadził go na korytarz i posadził na krześle koło drzwi wyjściowych. Powiedział:
-A teraz synciu poobserwujesz sobie przedstawienie

Następne zapalił światło. To był jego ojciec.

Dawid siedział i obserwował co wyczynia jego ojciec. A on poszedł na górę, i zniósł jego siostry na dół. Obie słodko spały. Położył je u nóg chłopaka. Następnie poszedł po Kamila, matkę oraz ojczyma.

Artur nachylił się do syna: "Wiesz o tym że tylko ty jesteś moim dzieckiem? Moja żonka lubiła przyprawiać mi rogi. Tylko ty jesteś moim dzieckiem. Moim dziedzictwem. Pozostałością po mnie. I spójrz. Całkowity paraliż. Nieładnie synek, nieładnie" wyszeptał, Dawid poczuł ostry zapach octu, siarki i moczu.

Ale poczuł! Smród był tak ogromny że przebił wszystkie blokady w mózgu dotyczące zapachu!
Chłopak zaczął odczuwać zapach. I o mały włos nie puścił pawia. Jego ojciec najzwyczajniej na świecie śmierdział

Dawid zaczął powoli żałować że jego węch działa.

W tym samym czasie jego ojciec wiązał i kneblował jego rodzinę. Chłopak był zdziwiony że nie obudzili się gdy ich niósł i kładł na ziemię.

Gdy związał ich Artur podszedł do swojej byłej żony i ją mocno kopnął ją w żebra. Kobieta obudziła się. Spojrzała prosto w twarz swojego nieżyjącego męża i załkała. Mężczyzna niewiele dał jej czasu. Wyciągnął nóż i szybko poderżnął jej gardło. Szybko podbiegł do Dawida i za niego wyciągnął wiadro. Powiedział: "Sorry synek, zapomniało mi się"

Szybko przytkał je do rany na szyi, tym samym sprawiając że cała krew wypompowywana jest do wiadra. Następnie złapał swoją żonę za kostki i podniósł ją do góry. Czekał aż cała krew spłynie do wiadra. Chłopak patrzył na to przerażony. I powiększając swoje własne przerażenie zafascynowany i zaciekawiony. W końcu gdy ostatnie kropelka krwi się wytoczyła z jej żył, mężczyzna podszedł do chłopaka z żoną na rękach i wyszedł na dwór. Dawid usłyszał odgłos miksowania. Poczuł mrowienie z kręgosłupie. Jego prawa ręka zaczęła dygotać z strachu.

Jego ojciec wrócił po godzinie. Z głową matki i baniakiem mięsa wyglądającego jak mielone.
Chłopak zwymiotował. Krztusząc się, kaszląc i wymiotując obserwował jak jego ojciec macza pędzel we baniaku i wiadrze po czym maluje tym ścianę.

Gdy w końcu skończyła mu się "farba" zrobił to samo z resztą jego rodziny. Cały korytarz był na czerwono. Dawid nie mógł się ruszać. Czuł swoje ciało, ale strach go obezwładniał.
Jego ojciec podszedł do niego, pogłaskał po policzku i powiedział: "Milutko było dostać przepustkę z piekła na trzy miesiące. Pa synek"


niedziela, 9 grudnia 2012

Cotard

"Nie mogłem tego przeżyć. Nie mogłem. Nikt nie może przeżyć upadku z wysokości dwustu metrów na auto swojego byłego szefa.

Nienawidzę gnoja. Specjalnie popełniając samobójstwo wybrałem jego ukochane autko Aston Martin One-77.

Kosztowało prawie dwa miliony dolarów. A mi dupek nie chciał dać podwyżki za piętnaście lat ciężkiej harówki dla niego. Przez niego straciłem wszystko.

Żonę. Syna. Dom. Oszczędności. Zdrowie. Honor. Godność.

Wszystko co miało dla mnie wartość zostało zniszczone przez niego.

Co za drań z niego.

Dlatego postanowiłem skoczyć. Ale żeby nie myślał że wygrał. Dlatego skoczyłem na jego auto.

Pamiętam jak leciałem w dół. Pamiętam ból gdy uderzyłem w jego ukochane autko.Dwieście metrów w dziesięć sekund.

Zabije to każdego. I mnie też zabiło. Nie jestem jakimś pieprzonym wyjątkiem.

Tylko dlaczego leżę w szpitalu? Od trzech miesięcy jestem w szpitalu cały w gipsie. Karmią mnie. Podają mi leki.

Jestem martwy! Dlaczego to robią?

To pytanie zastanawiało mnie przez trzy miesiące. Trzy pieprzone miesiące zajmowania się trupem przez tych głupców.

Uświadomiłem sobie jedno. Wiem czemu żyję mimo że nie powinienem. Jestem zombie. To kara boża za samobójstwo. Nagroda piekieł za to co zrobiłem żonie swojego byłego szefa.

Jestem pieprzonym zombie.

Czuję to! Jestem głodny! Chcę jeść! Nie chcę tego pokarmu co mi go podają. Chcę mózgu. Ludzkiego mięsa.

Niebo i piekło wybrało mnie. Czas bym rozpoczął apokalipsę. To ja będę tym co przyniesie zagładę ludzkości! Ja i tylko ja!

Muszę to rozegrać spokojnie, powolnie. Muszę tworzyć w sekrecie swoją armie zombie.
Przecież wystarczy jeden nabój bym odszedł na wieczność do piekła. A tam na pewno nie będą zadowoleni ze mnie

Na własne życzenie wypisałem się z szpitala.

Zamieszkałem w domu moich rodziców. Mama i tata przyjęli mnie jak syna

Nie jestem ich synem. Jestem zombie

Zaadaptowałem piwnice na swoją fabrykę zombie. By sąsiedzi mnie nie słyszeli zamontowałem tam prawie dwudziestocentymetrową warstwę wytłumiaczy. Żaden dźwięk nie rozejdzie się. Nigdzie.

Sprawdziłem. Rzuciłem granata. Zostało tylko lekkie wgłębienie w ziemi. Zero hałasu a stałem przy drzwiach.

Rodzicom powiedziałem że zakładam kapele heavy metalową. Ucieszyli się.

Ha. Traktują mnie jak zwierzątko. Pozwalają na wszystko bylebym się nie zabił.

Ale już za późno. Jestem zombie.

Za pożyczone pieniądze ufundowałem moim rodzicom wycieczkę na Hawaje. Chwalili się sąsiadom jakiego to dobrego mają syna. Dzięki temu sąsiedzi dopiero później dostrzegą co się dzieje. Gdy moja armia będzie zbyt wielka by cokolwiek mogło ją powstrzymać.

Godzinę przed ich wyjazdem zaprosiłem swoich rodziców do mnie do piwnicy.

Mmmmmm...Ojcu tak cudownie pulsuje krew. Widzę jak jego jabłko Adama co chwile podskakuje. Cierpi na nadciśnienie. Gruby, wiecznie spocony, z grubym wąsem facet. Smaczny kąsek. Zostawię go moim do zjedzenia. Tylko jego mózg zjem. Matkę przemienię w zombie. Ona mimo pięćdziesiątki na karku wciąż jest piękna. Niska ale piękna. Idealnie będzie się nadawała do zwabiania nowych
rekrutów do domu.

Stoją w piwnicy. Ojciec podziwia jak idealnie rozmieszczona jest warstwa. Nic nie słychać.  I bardzo dobrze. Matka chwali mnie i po raz kolejny dopytuje kim są pozostali członkowie mojej kapeli i na czym będę grał.

Nie odpowiadam. Podbiegam do matki, jednocześnie wyciągając pistolet za paska od spodni. W biegu strzelam do ojca. Ojciec upada na ziemię. W następnej chwili jestem już koło matki. Przegryzam jej gardło i krtań

Jej krew zalewa moje gardło. Jakie to cudowne. Mam ochotę na jeszcze.
Wyszarpuje tętnice. Krew mnie całego zalewa. Matka charczy. Opada na podłogę i dygocze. Cudownie, zaczyna się przemiana. Podchodzę do ojca. Leży na ziemi. Martwy. Kula idealnie trafiła w kręgosłup. Widzę jego oczy jak patrzą na mnie w przerażeniu.
Wyciągam broń. Uchwytem rozbijam mu głowę. Jego oczy gasną.
Na sam widok mózgu ślinka napływa mi do ust.

Wyciągam go. Mmmmm...Jak cudownie on smakuje. Pyszności. Delicje. Zjadam większość. Pozostawiam kawałek. Zostawię go matce. Bądź co bądź to jest jej mąż.

 Matka dalej charczy. Świetnie! Przemienia się. Jest dobrze

Najedzony i napojony idę na górę. Czas ruszyć na polowanie. Myję się pod prysznicem. Woda o czerwonym zabarwieniu spływa po mnie do kanału ściekowego. Wychodzę z domu. Udam się do najbliższego klubu. Gdy wrócę moja matka na pewno mi pomoże. Wyciągam z kasetki pieniądze. Sześć tysięcy dolarów.

Przybywam z polowania. Upolowałem. Piętnastolatka, uczennica pobliskiego gimnazjum. Ładna. Będzie dostarczała mi ludzi.
Te dzisiejsze nastolatki. Za grosz szacunku. Za tysiąc złotych puści się nawet z takim kolesiem jak ja.

Rodzice na wyjeździe, nikt się nią nie opiekuje sama w domu. Świetna jest. Nikt nie zauważy że zniknęła na kilka dni. Ma na imię Sylwia.

Zakrywam jej oczy. Wchodzimy do piwnicy. Matka dalej charczy. Ojciec leży martwy z rozwaloną czaszką. Czuję że się boi. Ma gęsią skórkę. Boi się charczenia. Trzymam ręce na jej ramionach.
Nagle odwraca się. Niewiele myśląc gryzę ją w szyję.
 Wyszarpuje kawałek mięsa. Połykam go. Utknął w gardle dlatego przytykam usta do jej rany.
Ona wrzeszczy. Kopie mnie. Nie zwracam na to uwagi.

Jestem zombie. I ona też wkrótce nim będzie.

Poję jej krew. W końcu przestaję. Zemdlała. Ale żyje. Krew sączy się z jej szyi. Matka charczy.
Jej dłonie zaczynają drapać podłogę.

W końcu! Zaczynają się drgawki które sprawią że stanie się ona taka sama jak ja!
Nareszcie!

Nie mogę się doczekać. Podchodzę do ojca.
Zębami przegryzam brzuch. Wyciągam jego flaki na zewnątrz. Niech moje dzieci mają co jeść gdy się narodzą. Niech maja.

Sam zabieram się za wątróbkę. Opieram się o ścianę i obserwuje przemiany. Sylwia zaczyna drżeć. Matka drży.

Oparty o ścianę, zjadłszy już pół wątróbki zasypiam.
Budzę się rano.
Matka się nie rusza. Nie ma Sylwii.

Zmartwiony podchodzę do matki. Sprawdzam reakcje. Nie żyje.

Szkoda.

Jednocześnie cieszę się. Sylwia przeżyła transformacje.
Biedny głuptasek zamiast się posilić moim ojcem gdzieś poszedł. Idę za nim. Zostawia za sobą krwawe ślady. Z piwnicy przez kuchnię dochodzę do drzwi frontowych.

Widzę trzy radiowozy jak jadą na moje osiedle.

To oznacza tylko jedno. Złapali Sylwię i torturami zmusili do zdrady! Albo suka sama mnie wydała bo chce by jej imię przeszło do historii!

O nic z tego. Policjanci otoczyli mój dom. Zastrzeliłem już jednego jak próbowali tutaj wejść. Siedzę w domu, przy komputerze. Wiem że za chwilę zginę. Taki los zombie. Ale nie pozwolę by pamięć o mnie mineła.

Pamiętajcie o Tomaszu Gad pierwszym który rozpoczął tą apokalipsę. Ja jeszcze wrócę"



Treść dokumentu WordPad znalezionego w domu Anety i Józefa Gad w Warszawie pisanego przez nigdy nie odnalezionego Tomasza Gada pracownika firmy ochroniarskiej z dnia 10.11.2012.

niedziela, 2 grudnia 2012

SMM - Short Message Mental

Łączność jest kluczem do zwycięstwa każdej bitwy. Dzięki niej można wydać rozkazy. Wymusić działanie. Im szybciej tym lepiej. Posłańcy, adiutanci, gołębie, radio. Łączność ewoluowała.

Ale wciąż za wolno.

Posłuchajcie zatem o eksperymencie SMM - Short Message Mental.

W 1943 roku amerykański rząd postanowił poszukać metody która umożliwi przesłanie rozkazu od dowództwa prosto do pojedynczej jednostki i z powrotem. Bez pośredników. By system działania był niezniszczalny, nieprzechwytywalny i skuteczny.

Powołano zespół naukowców. Projekt początkowy miał nazwę "Arizona" 

Był to projekt bardziej tajniejszy niż "Manhattan".

Naukowcy byli wybitnymi specjalistami w dziedzinie fizyki, elektroniki, chemii i technologii.
Nikt ich już nie pamięta.

W sumie było ich ponad piętnastu. Plus około dwie setki techników.

Pracę rozpoczęto pod koniec 1943 roku. Pierwsze skutecznie wyniki można było przedstawić w maju 1944 roku.

Powiem ci teraz trochę na czym polegał projekt "Arizona"

Naukowcy stworzyli malutki mikrochip. Istne dzieło sztuki. Coś cudownego jak na tamte czasy. Mikrochip po odpowiednim podłączeniu odbierał i wysyłał fale radiowe. Mikrochip podłączano do mózgu. Konkretniej do płatu czołowego. Mózg generował odpowiednią ilość energii by chip mógł działać. Urządzenie działało u dziewięciu na dziesięciu ochotników. Jeden ochotnik zmarł ponieważ podczas wywiercania dziury w czaszce przez którą należało wsadzić generator wiertło weszło za głęboko wywiercają dziurę w mózgu.

Mikrochip działał. Początkowo działał na odległość dwóch metrów. Umożliwiał odbiór informacji pięciosekundowej naraz. I wysyłkę informacji jednosekundowej.

Naukowcy nadali nazwę urządzeniu "Short Message Mental" w skrócie SMM.

Zasada działania systemu była prosta: potrzebne były dwie rzecze: żołnierz i nadajnik. Nadajnik konfigurował mikrochipa w mózgu żołnierza. Ustawiał odpowiednie napięcia, wektory i ustawienia.

Zaprezentowano to w maju 1944 roku. Generałowie, prezydent i senatorzy byli zachwyceni postępem prac. Postanowiono zwiększyć moc by odległość z dwóch metrów wzrosła do dwustu kilometrów.

Zastosowano nowe materiały. Dostano potężne wsparcie pieniężne.

Niestety w celu zwiększenia możliwości SMM należało zwiększyć samo urządzenie.
Powstałe urządzenie było niemożliwe do włożenie do głowy i przyczepienia do mózgu.
Urządzeniu dodaniu magnesy. Podzielono na kawałki mieszczące się w dziurze po wiertle i przesuwano na bok

Części wsadzano po kolei do czaszki które następnie łączyły się odpowiednio namagnesowane. Powstałe w ten sposób urządzenie pokrywało ponad pięćdziesiąt procent mózgu.

Umożliwiało wysłanie oraz odebranie wiadomości dłuższej niż minuta. Zasięg pokazywał na jakieś czterysta kilometrów. Pozwalało wysyłać i odbierać obrazy. Obraz generowany był na telewizorze.

Wszyscy członkowie projektu byli zachwyceni. Ba! Mało powiedziane! Z niecierpliwością oczekiwali na pokaz. Do pokazu zostało siedem dni

Ochotnicy ,w tym przypadku tylko pięciu, użytkująca SMM 2.0 także nie mogli się doczekać.

Osiągnęli stan telepatii. Mogli rozmawiać między sobą. Pierwszego i drugiego dnia trenowali, ćwiczyli i bawili się. Potrafili włamać się do radia i nadać własny sygnał. Przekształcić obraz na ekranie telewizora na obraz widziany ich własnymi oczami

 Trzeciego dnia nadajnik został wyłączony. Doszło o awarii. Jeden z naukowców wylał na niego cole.

Niby błahy wypadek. Incydent który nie powinien się wydarzyć a jednak wydarzył.Spaliło wszystkie tranzystory i kondensatory. Nadajnik nadawał się tylko na śmietnik.

Krótko przed spaleniem a po wylaniu na niego napoju wysłał on potężny impuls do obu wersji wszystkich SMM

Wszystkie urządzenia nie podłączone do mózgu zostały uszkodzone. Ochotnikom z pierwszej fazy testów, posiadającymi SMM w pierwotnej wersji usmażyło mózgi.

Pozostała piątka ochotników wpadła w stan apatii. Zostali zamknięci w izolowanym pomieszczeniu.

Fragment dziennika jednego z naukowców:
"Obiekt numer 1,2,4 i 5 nie reagują na bodźce zmysłowe ani nerwowe. Siedzą w jednej pozycji, całkowicie nieruchomi. Oddech niewielki. Prawie niedostrzegalny.Obiekt numer 3 umiera. Jego ciało ma objawy identyczne jak u osób z hipotermią. Jego ciało się wychładza. Obiekt drży. Jego zęby są niemal starte na proch z taką siłą uderzają się o siebie. Jest sierpień do jasnej cholery! A on siedzi ubrany jakby właśnie miał wejść na szczyt Mount Everesta!"

Dzień czwarty okazał się dniem żałoby. Obiekt numer trzy zmarł z nocy. Lekarz wezwany na badanie stwierdził że ofiara zmarła w wyniku poparzeń i przegrzania organizmu. SMM zwinęło się w rulonik i wrosło w mózg. Nadajnik wciąż jest budowany. Wcześniej budowali go trzy tygodnie. Teraz mają na tylko 3 dni.

Dzień piąty był bez zmian. Nadajnik budowany był a obiekty numer 1,2,4 i 5 nie przyjmowały pokarmu. Gdyby nie wiedza że to ludzie można by ich było uznać za posągi.

Dzień szósty okazał się przełomem. Nadajnik został zbudowany. Gdy tylko go włączony ochotnicy rozpoczęli wykazać oznaki że jednak nie są posągami.
Niestety że wciąż są ludźmi też nie.

Naukowcy postanowili zaobserwować reakcje ludzi którzy przez niemal trzy dni nie wykonywali żadnych ruchów. Jedna ze ścian izolatki była do tego specjalnie przeznaczona. Było to lustro weneckie.

Obiekt numer 1 przyssał się do szyby. Naukowcy zauważyli brak zębów. Obiekt ten cztery dni temu miał kontrole uzębienia i dentysta pochwalił że ma najlepsze zęby jakie widział w swoim życiu. Obiekty numer 2 i 4 tańczyły trzymając się za łokcie i obracając dookoła własnej osi. Obiekt numer 5 klęczał skulony na ziemi i wyglądał jakby się modlił .

Postanowiono otworzyć drzwi. Dwaj technicy, którzy podbiegli do nich zostali rozsadzeni od środka.
Po prostu podbiegli do drzwi, złapali za klamki z obu stron i w następnej sekundzie ich wnętrzności zostały rozsmarowane po całym korytarzu.

Postanowiono obserwować co dalej. Po godzinie oglądania tego samego zaobserwowano że obiekty numer 2 i 4 zbliżają się do obiektu numer 5. Po następnej godzinie obskakiwali dookoła niego. Obiekt numer 1 wciąż był przyssany do lustra i nic się z nim nie działo dlatego też na nim była skupiona najmniejsza uwaga. Największa na obiektach numer 2,4 i 5.

Nagle scena diametralnie się zmieniła. 2 i 4 rzucili się na piątkę. Zaczęli go rozrywać na kawałki gołymi rękami. Wielu obserwatorom zrobiło się niedobrze. Jeden z obiektów wyrwał mu rękę i podbiegł do lustra weneckiego. Przytknął krwawiącą rękę do lustra i napisał wielkimi literami:     "ON TU JEST" po czym wrócił do obiektu numer 5. Oba obiekty co chwila podbiegały do lustra i pisały wciąż to samo zdanie.

Dzień siódmy. Zamknięto ośrodek. Odwołano wszelki pokaz. Nie wiadomo co się działo w środku izolatki. Gdy skończyła się krew zaczęli zbierać kał i metodycznie, powoli i spokojnie zamazywać lustro weneckie.

Żadne materiały wybuchowe nie działają. Nie można otworzyć tych drzwi. Wysadzić lustra. Ani ścian. Przez lustro widać tylko otwór gębowy obiektu numer 1.

Dzień czternasty. Obiekt numer jeden oderwał się od swojego miejsca. Zaczął wylizywać lustro weneckie. Przez coraz bardziej przejrzystą powierzchnie widzimy coraz więcej.

Dzień piętnasty. W izolatce żyje tylko obiekt numer 1. Obiekty numer 2 i 4 zadławiły się ręką drugiego obiektu. Drzwi zostały otwarte. Smród jest nie do zniesienia. Czuć kał, krew, pot, mocz.
Obiekt numer 1 wyszedł z izolatki. Usiadł pod ścianą.

Jeden z naukowców podszedł do niego i lekceważąc jego smród przyklęknął. Obiekt zaczął szeptać mu na ucho.

Dowiedziano się że podczas gdy nadajnik nie działał oni podłączyli się gdzie indziej. Że to coś do czego się podłączyli nas nienawidzi. I że to zabije wszystkich ludzi. Że to co wydarzyło się w izolatce to tylko przedsmak tego co czeka całą ludzkość

czwartek, 29 listopada 2012

Brama piekieł

Do otwarcia Bram Piekieł potrzeba:
-8 grup krwi dziewic (0,A,B,AB z współczynnikiem Rh+ i Rh-)
-Serce człowieka osiemdziesiącioletniego
-Mocz kota,kozła i diabła tasmańskiego
-Trzy liście szalejowca
-Szklankę mleka
-Siedem zębów od jednego człowieka. : Pierwsze zęby górne, drugie zęby dolne,górny czwarty ząb po prawej,dolny siódmy ząb po lewej, dolny piąty i czwarty ząb po prawej.
Najlepszy wiek: Szesnaście lat. Ofiara musi żyć podczas wyrywana zębów i rytuału.
-Cztery skalpy zdarte żywcem z pięciu ras (czarna, żółta, biała, latynoska, hinduska) jednego dnia
Uwaga skalp hinduski może zostać zastąpiony indiańskim. Należy wtedy zastąpić górny czwarty ząb po prawej zębem po lewej //1492 Ameryka
-Kawałek przemienionej hostii.
-Ściana zbudowana z 666 cegieł: 37 cegły poziomo.18 pionowo.
-Dziewica. Preferowany wiek: lat trzynaście.

Uwaga numer 1: Rytuał przeprowadzać można co cztery lata dwudziestego dziewiątego lutego.//475 Rzym
Uwaga numer 2:Tylko jedna osoba naraz. W przypadku gdy dwie osoby naraz odprawiają rytuał może dojść do zamiany umysłów// 1202 Jerozolima
Uwaga numer 3 (dopisana drżącą ręką): Nie róbcie tego! //1945 Berlin A.H...

Sposób użycia:
1.Mocz kota, kozła i diabła tasmańskiego wymieszać w proporcjach: 1:0,5:0,2. Pomalować nim całą ścianę.
2. Zęby zgnieść w moździerzu na drobny pył wielkości mąki.
3.Do moździerza dodać dwa liście szalejowca. Dokładnie zgnieść
Uwaga: liście można zgnieść przed dodaniem
4.Do substancji dodać hostie. Zgnieść. Zgniatając należy śpiewać psalm 666 z ,,Biblii Szatana" autora Martina De Foile. Lub powtórzyć sześćset sześćdziesiąt sześć razy: "Adefa meras demonas witus"
5. Rozpuścić w mleku.
6. Przyrządzony preparat podać dziewicy do wypicia. Dopilnować by wypiła wszystko.
7. Ofiarę przywiązać do stołu. Należy spuścić z niej całą krew. Polecane cięcia: w serce, tętnice szyjna oraz udową.
8. Ofiara dzięki preparatowi będzie żyła.
Uwaga: Polecam uszkodzić kręgosłup by nie mogła się ruszać.
9. Rozciąć jamę brzuszną i wyciągnąć z niej następujące organy: jelita, wątroba, nerki, żołądek
Uwaga: Zajiste acz prawdziwe: kto jako chyżo lubi spożywać wontrubke tenże nie znajdzie innej rozkoszy niż ta jaką ma zacna ofiara//1348rok
10. Zignorować wrzaski ofiary. POD ŻADNYM POZOREM NIE WOLNO JEJ ZNIECZULAĆ LUB SPRAWIAĆ BY ZAMILKŁA! MUSI WRZESZCZEĆ
11.Serce rozkroić na dwie połówki. Jedną włożyć do jamy. Drugą odłożyć na bok na później.
12.Krew A i B Rh+ i 0 i AB Rh- wlać do jednego wiadra. Mieszać 5 minut. To samo uczynić z pozostałymi. Mieszać dziesięć minut. Po wymieszaniu zlać krew do jamy brzusznej do jednego wiadra. Mieszać pięć minut.
13. Skalpami wyłożyć jamę brzuszną ofiary. Włosami do góry.
14. Wlać krew do niej.
15. Rozpocząć mieszanie w jamie brzusznej prawą ręką. Podczas mieszania należy bluźnić przeciwko bliźnim, bogom, aniołom i wszystkich innym świętościom.
16. Przestać mieszać gdy ofiara zacznie mamrotać. Nasłuchiwać bardzo pilnie. Gdy powie: "Satan" trzy razy a po tym jakieś słowo należy je zapamiętać i powiedzieć stop.Ofiara umrze. Wywar jest gotowy.
17. Należy wziąć drugą połówkę serca, zamoczyć we krwi jamy brzusznej i podejść do ściany. Narysować na niej pentagram po czymże wypowiedzieć słowo.
18. Brama została otwarta.

Uwaga: jeśli jako pierwszy wyjdzie Her masz przerąbane. Jeśli wyjdzie August też masz przerąbane ale mniej. A jeśli z bramy nic nie wyjdzie wiedz że jesteś już martwy//2001 New York



poniedziałek, 26 listopada 2012

Pociąg

Była godzina 19:15 gdy wniosły ją nieprzytomną do przedziału. Cztery dziewczyny.

Siedziałam wtedy naprzeciwko młodego chłopaka, tuż pod samym oknem.

Chłopak miał z dziewiętnaście lat. Dużej postury. Czytał książkę.
Nie zagadałam do niego. Bo po co? I tak pewnie zaraz by wysiadł.

Wracając do tematu. Trójka dziewczyn wniosła do przedziału czwartą. Już na pierwszy rzut oka było widać że jest ona pijana w sztok. Jak szmacianą lalkę posadziły one ją obok chłopaka. Zapytały czy nie będzie przeszkadzać. Chłopak odpowiedział że nie.

Poznałam po akcencie. Ukrainiec.

Dziewczyny usiadły. "Pani Zgon" jak już ją zaczęłam w myślach nazywać, siedziała, przytrzymywana z jednej strony przez koleżankę.

Chłopak skończył czytać. Zamknął książkę, schował do plecaka. Zauważyłam tytuł. "Biblia szatana"
Zaczęłam dziękować losowi że jednak jadę z kimś jeszcze. Toż to był satanista. Na pewno by mnie zamordował i złożył w ofierze. Tym bardziej że pociąg Suwałki-Wałbrzych zatrzymywał się tylko na sześciu pośrednich stacjach.

Głupie PKP.

Wracając do satanisty: spojrzał on na panią "Zgon" i uśmiechnął się.

Bardzo ładny uśmiech. Naprawdę. Cudowny.

Powiedział:
-Możecie mi wytłumaczyć dlaczego Aneta jest zalana w trupa?

No proszę...czyli zna Panią "Zgon". Jaki ten świat mały.

Odezwała się ta co ją przytrzymywała. Rudowłosa:
-Skąd znasz jej imię?
Odpowiedział:
-Byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Pozwólcie że się przedstawię imieniem którym mnie rodzice ukrzywdzili: Bogumił jestem. A wy?

Ot ironia losu...Satanista z takim imieniem. Ja pierdziu...

Rudowłosa się uśmiechneła: Julia.

Pozostałe też się przedstawiły. Blondynka to Małgorzata. Brunetka to Barbara.

Słuchając ich rozmowy dowiedziałam się że Aneta przyjechała trzy dni temu do Suwałk do swojego chłopaka robiąc mu niespodziankę jednocześnie nakrywając go z dwoma studentkami psychologi. A jej chłopak to była wielka miłość i dziewczyna popadła z rozpaczy w alkoholizm dwa dni chlejąc pod rząd, a jako że rodzina ma ją w dupie, to one w trójkę ruszyły jej na pomoc. I wracają do domu. Cała trójka mieszkała w Wrocławiu. Aneta w Wałbrzychu. Były przyjaciółkami ze szkoły oficerskiej z Wrocławia. I mają teraz problem bo dziewczyny we trójkę wynajmują jednoosobową kawalerkę i same ledwo się mieszczą, a rodzice wyklnęli dziewczynę i nie ma się gdzie ona podziać bo zgubiła klucze do swojego mieszkania w Wrocławiu a wziąć zapasowe będzie mogła dopiero za tydzień jak wróci dozorca z urlopu.

Widać były że nie przystosowane do życia skoro obcemu facetowi opowiadały o swoich zmartwieniach. Słuchałam tego z zainteresowaniem udając że śpię. Uwielbiam słuchać o nieszczęściach bliźnich.

Tak minęła mi Łomża i Warszawa. Słuchając na narzekania i zagwozdki dziewczyn co począć z Anetą. Od Warszawy Bogumił zaczął opowiadać o przyjaźni z Anetą oraz dlaczego już tego nie ma.

W sumie nuda. Przyjaźń przeszła w miłość. Miłość w stosunek. Byli razem aż jej on się nie znudził i go rzuciła. Że chciał wrócić a ona go odtrącała. Próbował się zabić. Cztery próby samobójcze.
Albo z niego ciota i nie umie się zabić albo to próby były na pokaz. Zmieniłam zdanie jak zobaczyłam jego blizny na przegubach. Musiałam to zobaczyć. Po prostu musiałam. Szybko otworzyłam oczy, szybki rzut oka na blizny i znowu udawanie że się śpi. Lekarz z trzydziestoletnią praktyką od razu rozpozna czy cięcia były na pokaz czy na serio. Te były na serio. Pięć cięć na lewym przegubie. Cztery na prawym. Głębokie.

Od Piotrkowa zaczął opowiadać co się dzieje w jego życiu. Mieszka w Wałbrzychu. Nic nie robi.
Potem dziewczyny o swoim życiu zaczęły mówić. Studentki szkoły oficerskiej. Po szkole chcą iść do wojska a potem na misje. Wielkie patriotki. Uwielbiają costplaye i grać w gry. Mnóstwo informacji. To są tylko niektóre.

Częstochowa wpłynęła na nich jakoś religijnie. Zaczęli rozmawiać o Bogu, religii, pokoju, szatanie, śmierci. O dziwo Bogumił był ministrantem i miał bogatą wiedzę na temat pisma świętego jak i piekła. Gdy mówił o szatanie i piekło słychać było w jego głosie nienawiść, obrzydzenie.
Może jednak nie jest satanistą.

Dojeżdżaliśmy do Wrocławia. Chłopak zaproponował że przenocuje Anete u siebie w Wałbrzychu a one niech idą do siebie do mieszkania. Bo skoro u nich nie ma miejsca, a zna się z Anetą to czemu nie? Zwłaszcza że miał duże mieszkanie.

Namawiał je długo. Zgodziły się dopiero na peronie. Droga do Wałbrzycha mijała w ciszy. Uchyliłam powieki. Chłopak siedział i patrzył przez okno. Jego przyjaciółka zaczynała się przebudzać. Mamrotała coś pod nosem, szlochała.

Chłopak odwrócił się do niej. Przykucnął naprzeciwko niej. Zbliżał się świt. Kilka minut dzieliło nas od końca drogi Powiedział cichym głosem:

-Antek. Obudzić się Antek.

Dziewczyna natychmiast się obudziła.

Znacie to uczucie gdy jesteście śpiący i zasypiacie a ktoś na was wylewa wiadro lodowatej wody? Właśnie tak samo zareagowała wtedy ta dziewczyna.

Chłopak uśmiechnął się. Dziewczyna głębokimi haustami łapała powietrze. W jej oczach czaił się strach. Bała się go.

Postanowiłam zareagować.
Chwile po tym się rozmyśliłam. Najpierw poczekam na rozwój wypadków. Z ciekawości. Podróż w większej części była nudna. Może tutaj będzie coś ciekawego.

Bogumił powiedział:
-Widzę że mnie pamiętasz. Ja ciebie też pamiętam. Ty mi to zrobiłaś (pokazał jej przeguby dłoni). I to (podniósł grzywkę do góry).
Siedziałam za nim. Zauważyłam że w tyłu jego głowy jest dziura. Coś wielkości rany wylotowej.
Trzydzieści lat pracy jako patolog mówiło mi że to rana wylotowa od kuli.Czyli z przodu jest rana wlotowa. Na wysokości czoła. Tam gdzie zakrywała ją grzywka. Tylko to niemożliwe. Nikt nie może żyć po postrzale w głowę. A już na pewno mówić składnie. I się ruszać.

Dziewczyna próbowała wtopić się w oparcie siedzenia. Co chwila się odpychała.Dociskała się do fotela. Z jej gardła wydobywało się ciche:
-To...ty...sam...nie..
Całkowicie bez sensu gadanie. Jest w szoku, ale żeby aż takim?

Chłopak kontynuował.
-Tak to ja. Ja w całej swojej postaci. Cztery razy spotykałem się z śmiercią przez ciebie! Cztery razy! A śmierć nie lubi samobójców o nie! W piekle są kotły i męczarnie na takich ludzi! To twoja wina!
Są już na ciebie gotowe kotły! Choćbyś została Teresą z Kalkuty kocioł czeka na ciebie! Tak samo jak na mnie!
Po czym roześmiał się. Odwrócił się w moją stronę i powiedział: "brawo, zaliczyła pani pierwszy stopień"

Dojechaliśmy do Wałbrzycha. Chłopak rozpłynął się w powietrzu. W powietrzu unosił się ostry zapach siarki. Chwile później doszedł do tego ostry zapach moczu.

sobota, 24 listopada 2012

Noworodki/niemowlaki

Zanim zaczniemy uświadom sobie kilka faktów:
1.Wiadomym jest że im człowiek jest starszy tym bardziej jest głuchy i ślepy.
Czyli logicznie rzecz biorąc im młodszy tym lepszy ma słuch i wzrok.
Czyli noworodki i niemowlęta mają najlepszy słuch i wzrok.

2. Gdy słyszysz nowe słowo, słowo długie i skomplikowane nie potrafisz go bezbłędnie powtórzyć za pierwszym razem. W twoim mózgu zachodzi cudowny proces. Słowo jest rozbijane na literki, na krótką chwile wyświetlone w części mózgu odpowiedzialnej za czytanie, po czym jest poprawnie powtarzane. Czasami musisz go posłuchać kilka razy by twój mózg poprawnie je zapisał i odczytał
Dlatego nauka czytania jest taka ważna.

3. Dzieci które nie umieją czytać, nie znają alfabetu powtarzają dźwięk fonetyczny. Stąd na przykład: dada, kiebache, baję.

Spójrz teraz na małe dzieci. Noworodki. Niemowlaki. Ci co mają młodsze rodzeństwo i ci co są rodzicami wiedzą o czym teraz będzie mowa.

Ile razy taki maluch rozpłakał się bez powodu? Albo śmiał się? Widocznie coś zobaczył
Ile razy takie słodkie maleństwo rozpłakało się o 3 nad ranem budząc cały dom? Widocznie coś usłyszało.

Czasami otoczono ze wszystkich stron przez rodzinę, osoby które zna i widzi od pierwszego dnia narodzin boi się i wybucha płaczem.
Czasami utulane przez własną matkę nie może zasnąć ze strachu.

Przypomnij sobie ich gaworzenie. Nie znają alfabetu, nie potrafią czytać. Nie wiedzą jak to powtórzyć. Ale próbują coś powiedzieć. Coś CO słyszeli. Starają TO powtórzyć Ale to wogóle nie przypomina słów ludzkich. Ciężko TO nawet zapisać.

Zauważ ile razy patrzą dziwnym wzrokiem, zauważ jak z pozoru mało interesujące rzeczy całkowicie zajmują ich uwagę.

One widzą COŚ.
COŚ co jest na tyle straszne by rozpłakały się.
I COŚ na tyle zabawne by obserwowały TO z śmiechem.
Ale COŚ widzą. COŚ

Nic dziwnego że nic nie pamiętamy z naszego okresu niemowlęcego...

czwartek, 22 listopada 2012

Łazienka

Godzina 21:15. Młodszy syn u siebie w pokoju. Córka na górze. Żona w delegacji.

Eh...dlaczego ja tym gówniarzom muszę przypominać o kąpaniu się? Po cholerę im kupowałem te komputery? Już nic innego nie robią tylko zatracają się w nich.

Szesnastolatkowie. Mam nadzieję że im to przejdzie. Dobrze że Ryszard się umył. Siedzi teraz w pokoju zamknięty w swoim małym wszechświecie. Jeszcze tylko Karolina. Idę na schody krzyknąć na nią.

Przechodzę obok łazienki. Słyszę chlupotanie.

Super. Już się myje. W tym samym czasie Karolina zbiega po schodach z pidżamą w rękach i mówi: "już, już idę tato, nie musisz krzyczeć"

Jestem w szoku. Mówię jej "ciiii". Łapię Karolinę za rękę. Podbiegam do drzwi od łazienki. Słyszę pluski. Ona też. Patrzy na mnie w szoku.

Pewnie jakiś zboczeniec. Cholera jasna. Zawsze byłem impulsywny dlatego robię tak zwane wejście smoka. Napieram na drzwi całym ciężarem ciała. Drzwi zostają wyłamane. Wpadam do łazienki razem z nimi. Staję. Karolina naga w wannie zakrywa się rękami i krzyczy:
"Tata?? Co ty robisz??"

Jestem w szoku. Odwracam się. Nie ma tam Karoliny. Mówię "przepraszam córuś" i zmieszany wychodzę z łazienki.

Jutro będę musiał wymienić drzwi od łazienki
Chyba będę musiał iść do lekarza. To już dwudzieste drzwi w tym miesiącu...

wtorek, 20 listopada 2012

Pajączek

Zbliżał się wieczór. Zostałam sama w domu. Nie bałam się. Nie było czego ani kogo. Postanowiłam pouczyć się do jutrzejszego sprawdzianu z Historii rozwoju muzyki.

Była godzina 19:30. Tak. Pamiętam to dokładnie. 19:30. Skończyłam oglądać dobranockę. Siadałam już przy biurku gdy usłyszałem ciche tupanie. Byłam na pierwszym piętrze więc wiedziałem że to na strychu.

Kocham swój strych. A jednocześnie go nienawidzę. Uwielbiam wchodzić na niego za dnia i oglądać stare graty które przywołują miłe wspomnienia. Ale w nocy... W nocy on skrzypi. Dochodzą z niego dziwne dźwięki. Rodzice mówią że to moja wyobraźnia. Oni nic nie słyszą. A ja czasami nie mogę spać po nocach.

Wtedy coś mnie tchnęło. Postanowiłam wejść na ten strych. By sprawdzić tupanie. I dlaczego on skrzypi.

Podeszłam do wejścia na strych. Zdjęłam hak. Klapa się otworzyła, schody się rozwinęły. Zaczęłam powoli wchodzić na strych.

Nad klapą, zwykłą dziurą w suficie była ogromna pajęczyna. I ja w nią weszłam. Cała głowa w pajęczynie. Teraz wyobraź sobie co się stanie gdy wejdziesz głową w pajęczyne. Machasz rękoma prawda? Próbujesz ją zdjąć prawda? Noi ja to zrobiłam.

Poleciałam do tyłu. Niewiele. Z półtora metra. Ale na plecy i to jeszcze na schody. Czułam ból. Pajęczyna we włosach miała kilku współlokatorów. Obolała pobiegłam do łazienki.

Stanęłam przed lustrem. Spojrzałam na siebie.

Pięknie wtedy wyglądałam wiesz? Cała twarz w pajęczynie, znad lewego ucha zwisał mi pająk.

Szybko pozbyłam się pajęczyny. Zostały tylko pająki na mojej głowie. W moich pięknych i gęstych włosach.

Boję się pająków wiesz? Naprawdę boję się pająków. I mimo że udaje przed moimi znajomymi że pająki nie są mi straszne boję się tych małych skurwieli.

Nie wiem jakim cudem zachowałam spokój. Ale udało mi się. Patrzyłam w lustro i w duchu wmawiałam sobie że to nie ja. Złapałam pająka nad moim lewym uchem. Był martwy.

Jeden do umywalki.

Przeczesałam włosy.
Drugi do umywalki. Potem trzeci. Czwarty. Dziesiąty. Pięćdziesiąty.

Kurwa. Skąd ich tyle jest?? Przecież nie mam aż tak długich włosów. Tyle tylko co do ramion. W życiu by się tam nie zmieściło. Tak wtedy myślałam.

Wyciągałem je dalej. Coraz bardziej się bałam. Przy setnym spanikowałam.

Pobiegłam do kuchni po nożyczki. Po maszynkę do włosów mojego taty. Ogoliłam się na łyso.

W czaszce miałam dziurę! I w tej dziurze były pająki! Mnóstwo pająków! One były pod moją czaszką! Siedziały na moim mózgu!

Wiesz co wtedy zrobiłam?
Nie uwierzysz
Wzięłam dezodorant i zapalniczkę. Dyszę dezodorantu skierowałam w tą dziurę. Wcisnęłam przycisk. Podstawiłam i odpaliłam zapalniczkę.

Myślicie pewnie że umarłam? Że wybiłam pająki?

O niee. To nie było takie proste. Pająki wybiegły z mojej głowy. Były ich miliardy. Wybiegły i oplotły moje ciało. Nie bałam się. Za to zauważyłam coś ciekawego. Mój umysł był nagle czysty. Zero dylematów. Zero rozterek.

Pająki uczyniły ze mną wiele
Wciąż chodzę do szkoły.
Potrafię zmieniać swoją formę.
Zostałam ich królową.
Czasami moje dzieci są głodne. Muszę im coś dać do jedzenia. Zapraszam wtedy do swojego domu jakiegoś chłopaka. Jestem ładna więc to nie jest takie trudne. A chłopcami strasznie łatwo jest manipulować. Uważaj.

Wyglądam pięknie jako królowa. Popatrz:

niedziela, 18 listopada 2012

Ciacho

Macie takie ciasto które jedlibyście i jedlibyście? Takie pyszne? Takie co sprawia że wasz język i wasze podniebienie osiąga orgazm?

Na pewno macie. Każdy ma swoje ulubione ciasto.

Poczytajcie zatem opowieści o Kamilu Rębaczu siedemnastolatku pochodzenia polskiego mieszkającego w Chicago. Kamil kochał swoją ojczyzna lecz w wieku dwunastu lat musiał opuścić jej granice z matką, ojcem i dwanaściorgiem swojego rodzeństwa.

Kamil miał swoje ulubione ciasto. Pieczone przez jego matkę. Smak i zapach tego ciasta przypominały mu o jego dzieciństwie na polskiej wsi gdzie mógł robić co chce, o tych ogromnych przestrzeniach gdzie mógł się beztrosko bawić z rodzeństwem i kolegami.

W Chicago nie było tak dużych przestrzeni. Mieszkali w centrum. Wielki ruch. Mało miejsca. Smród.
Brak znajomości angielskiego na początku sprawiły że stał się dziwakiem. I nic tego nie zmieniło mimo że w wieku szesnastu lat mówił lepiej po angielsku niż większość amerykanów.

Kamil Rębacz był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Nienawidził tego miasta. Tego kraju. Tego języka. Ludzi dookoła.

Jedyne co go pocieszało było ciasto pieczone przez jego matkę. Ona jedyna potrafiła je upiec. Żadna z jego młodszych sióstr i braci nie umiała piec.

Żył tylko dla niego.

Smak tego ciasto przypominał jego dzieciństwo. Utrzymywał przy życiu wspomnienia jego przyjaciół, polskiej wsi, wolności. Przypominał o jego pierwszej miłości.

Matka rzadko piekła to ciasto. Tylko on jako jedyny w rodzinie je lubił. Zwykle piekła je bardzo duże. Ciasto to miało cudowną właściwość. Przez trzy tygodnie zachowywało świeżość i było jadalne. Dwa razy do roku Kamil przez trzy tygodnie doświadczał najprawdziwszego szczęścia na świecie

Niestety wszystko się zmieniło gdy jego mama umarła. Napadł ją bandyta w ciemnej uliczce. Zadźgał nożem. Tak dla czystej przyjemności.

Kamil bardzo przeżywał utratę matki. Bardziej niż wszyscy. Oni stracili tylko żonę/matkę on oprócz że matkę to jeszcze ciasto dla którego żył. Stracił matkę w tym samym dniu co kończył siedemnaście lat

Stracił sens życia. Przez tydzień z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zamknięty, mrukliwy, ponury. Coraz częściej rozmyślał o samobójstwie.

Tydzień po śmierci swojej matki odnalazł coś niespotykanego. Jego matka upiekła jego ciasto! Dzień przed jej śmiercią upiekła ciasto! Specjalnie na jego urodziny.

Kamil nie dowierzając swoim oczom wyjął nóż i ukroił ciasto. Wciąż wierząc że to sen ugryzł kawałek. Tak to było to ciasto. Ten sam smak.

Chłopak rozpłakał się ze szczęścia. Ciasto było identyczne. Chłopak postawił ciasto na kredensie w kuchni. Radosny poszedł do toalety na dłuższe posiedzenie.

Gdy wyszedł podniecony poszedł do kuchni zjeść malutki kawałek ciasta. Zamierzał je schować. Przechowywać jak najdłużej. Gdy wszedł do kuchni widok zmroził krew w jego żyłach. Jego ojciec i rodzeństwo pałaszowało właśnie ostatni kawałek ciasta. Jego ciasta!

Wtedy coś umarło. Zrobił awanturę. Dowiedział się że to nie było tylko jego ciasto ale całej rodziny. I on swój kawałek zjadł.

Kamil zamknął się w swoim pokoju. Nie wychodził z niego do północy. Jedyny plus mieszkania w Chicago był taki że każdy miał własny pokój.

Nastała północ. Kamil wyszedł z pokoju i skierował swoje kroki do kuchni. Wyciągnął z niego nóż do mięsa. Skierował kroki do pierwszego pokoju...

Osobiste notatki kapitana Jordana Ersena odpowiedzialnego za śledztwo w sprawie masakry rodziny Rębacz
"Pokój pierwszy: Ojciec rodziny Waclaw leżał w łóżku. Jego jelita zostały wywleczone i zaczepione o wiatrak przymocowany pod sufitem który został następnie włączony. Kurwa jaki psychol to zrobił? Jego płuca zostały wyciągnięte i wisiały nad brzuchem...Zwróciłem śniadanie...Nienawidzę tej roboty

Pokój drugi: Nie wiadomo kto. Co najmniej dwie ofiary. Patrząc na sylwetkę bliźniaki. Wiek około pięć lat. Poderżnięte gardła, Wszystko pokrojone w plasterki. Twarze, ciała. Posterunkowy Black odmówił wejścia do pokoju numer trzy. Odesłany do domu. Chyba się załamie

Pokój trzeci: Kurwa! Kurwa! Kurwa!
Co za psychol to zrobił! Dziewczyna około piętnaście lat. Związana żyłką jak baleron. Wciąż żyła jak wchodziliśmy. Umarła pięć minut później. Nic nie powiedziała.

Pokój czwarty: Jak bardzo chory jest ten człowiek? Kim on jest?Ofiara: Chłopak około piętnaście lat. Mnóstwo ran kłutych. Posterunkowy Fergunson powiedział że wygląda jak ser szwajcarski. Trzeba będzie go wysłać na badania psychiatryczne

Pokój piąty: Znaleźliśmy narzędzie zbrodni. Nóż rzeźnicki. Ofiara: Dziewczyna lat czternaście. Nóż wbity w czaszkę.

Pokój szósty: Trzy niezidentyfikowane ciała. Spuszczono z nich krew. Wszystkie ściany dookoła mają jeden napis. "CIASTO SKURWIELE". Nie wiem co oznaczają te znaki. Kapral Simpson wysunął hipotezę że to jakiś rytuał. Podłoga się lepi. Na tym etapie odpadł posterunkowy Kew. Zostałem tylko ja, Kapral Simpson i posterunkowy Ferguson.

Pokój siódmy: Dziewczyna z chłopakiem w jednym łóżku. Wciąż objęci jakby się przytulali. Podcięte gardło. Zszyci żyłką razem. Kapral Simson zemdlał. Kurwa jak ja mu zazdroszczę...

Stoimy przed pokojem ósmym. Ja i posterunkowy Fergunson. Wiemy że w tym domu mieszka 14 osób. Jak narazie mamy dziesięć ciał. Kuchnia i łazienka pusta. Tutaj widać coś ciekawego. Drzwi wyglądają jakby je ktoś wyważył

Pokój ósmy: KURWA! Ciało porąbane. Ślady żyłki na szyi ofiary. Nie ma stóp, dłoni, oczu, większęj ilości skóry. Podłoga pełna jest czegoś co wygląda jak mielone. Zastanawia nas po co był tam mikser


Pokój dziewiąty: posterunkowy Fergunson zemdlał. Mam nadzieje że ten psychol będzie się długo smażył w na krześle elektrycznym. Ofiara została została wymalowana kałem. Każda część ciala.
A wszystko porąbane i ułożone na malutkie kupki.

Zostałem sam. Wszyscy moi ludzie są na dole. Ostatni pokój. Idę potem na urlop zdrowotny. 

***

Proszę o uspokojenie oskarżonego by przestał mamrotać pod nosem. Co on tam mamrocze? Jakie ciasto? Dobre nieważne....
 -Kamil Rebać mocą najwyższego wyroku sądowego za bestialskie zamordowanie i poćwiartowanie swojej rodziny, zastrzelenie pięciu policjantów na służbie i wypatroszeniu dwóch przechodniów zostaje skazany na dożywotni pobyt w szpitalu dla obłąkanych.
A teraz proszę przynieść mi jakieś ciasto!

***
Uwaga personelu w sprawie pacjenta nr 333 Kamila Rębacza:
"Pacjent jest spokojny gdy dostaje ciasto. Jeden mały kawałek. Idealny 2cm na 2cm. 
Gdy go nie dostaje żadne środki uspokajające nie działają. Drze się całą noc nie dając spać innym.
Typ ciasta: Zwyczajne ciasto z kaszą manną"

sobota, 17 listopada 2012

Zakochany...

Słyszeliście kiedyś o miłości wrodzonej? O tej najprawdziwszej z najprawdziwszych? Miłości większej nawet niż miłość do powietrza

Ja i ona doświadczyliśmy takowej miłości.
Mieliśmy wtedy po cztery lata. Tak wiem że to głupie ale nie byliśmy jak nasi rówieśnicy z poglądem że druga płeć jest fe i be.
Pamiętam jak przedszkolanki mówiły że my na pewno będziemy małżeństwem.

Niestety później ona musiała się wyprowadzić. Niby niedaleko. Szesnaście kilometrów dalej. Ale to już inne przedszkole. A dla czterolatka taka odległość była ogromna. Nie spotykaliśmy się jednocześnie dorastając.

W dniu jej wyjazdu spotkaliśmy się po raz ostatni. Obiecaliśmy że nigdy nie zapomnimy o sobie. Przysięgliśmy sobie miłość.

Kochałem ją bardziej niż własną mamę. I ona tak samo. Cierpiałem długo po tym jak nas rozdzielono. Ale mieliśmy swoje dzieciństwo. W miarę jak dorastała zapominała o mnie. Lecz nie do końca. Wyrosła na piękną dziewczynę. Mimo to nigdy nie zaznała miłości. Wciąż czuła że to nie to. Że jej serce zostało zarezerwowane dla kogoś innego

Gdy poszła do gimnazjum spotkaliśmy się. Ale ona mnie nie dostrzegała mimo moich najszczerszych starań.

Jej uczucia były spaczone. Wiem z dobrych źródeł że jednego dnia zakochiwała się w pewnym chłopaku, dwa dni była to wielka miłość, a potem zrywała z nim i cierpiała przez tygodnie. I tak w kółko.

A ja cierpiałem dalej. Dalej mnie nie zauważała.

Muszę wam coś powiedzieć
Kiedy mieliśmy cztery lata przysiągłem sobie że nie pozwolę by stałą się jej krzywda.
Skłamałem pisząc że nigdy się nie spotkaliśmy przed gimnazjum. Że nigdy jej nie widziałem.

Gdy miała sześć lat pojechała nad jezioro. Zaczęła się topić. Nikt nie zauważył topiącej się pięciolatki. Oprócz mnie. Uratowałem ją. Powiedziano że to cud. Że w tym była ręka Boga

Gdy miała osiem lat podczas pierwszej komunii zerwał się żyrandol. Ona stała dokładnie pod nim Tylko ja dostatecznie szybko zareagowałem. Skoczyłem na nią i ją wypchałem poza żyrandol. Znowu powiedziano że to cud.

Gdy miała dziewięć lat uratowałem ją z pożaru. Znowu cud

Gdy miała dwanaście lat wpadłaby pod autobus. Wpadłaby gdyby nie ja. Po raz kolejny ją uratowałem. I po raz kolejny powiedziano że to cud.

Nie obchodziło mnie to czy to cud czy nie. Chciałem by zwróciła na mnie uwagę. Ale po każdym incydencie ona była zbyt przerażona a ja nie miałem czasu. Musiałem iść.

Teraz ma piętnaście lat. Idzie na bal gimnazjalny z jakimś dupkiem. Wiem co ten od niej chce. Słyszałem jak się chwalił kolegom że ma już zakupione pół litra i tabletkę gwałtu na nią. Że ją zaliczy na wszelkie możliwe sposoby

Gdybym tylko mógł temu zaradzić
Gdyby nie kierowca walca pod którego wpadłem mając pięć lat....

środa, 14 listopada 2012

Potwory - ewolucja

Sprawdziłeś czy nie ma mnie w szafie
Sprawdziłeś czy nie ma mnie pod łóżkiem
Wierzysz w swoje bezpieczeństwo
Wierzysz że potwory takie jak ja nie istnieją
A my istniejemy. I jesteśmy całkiem niedaleko. Za każdym razem gdy to robisz zabijamy część ciebie. Wykradamy część twojej duszy. Żywimy się tym co w tobie jest najsmaczniejsze. Twoimi wspomnieniami, emocjami i wiedzą.
To nie tak że zapominasz. My po prostu to już zjedliśmy
Za każdym razem gdy masz telefon przy sobie

poniedziałek, 12 listopada 2012

Świadomy sen

Wielu z was wie co to świadomy sen. Ci co nie wiedzą niech lecą  się spytać wujka google.
Świadomy sen.
Brzmi fajnie co nie?
Możesz w nim kontrolować swój własny sen, robić co chcesz, odczuwać co chcesz. Normalnie jakbyś był bogiem. Świetna zabawa i rozrywka w czasie kiedy twoje ciało odpoczywa i regeneruje siły.
Brzmi kusząco co nie?

Szkoda tylko że nikt nie pisze o przykrych konsekwencjach. O tym jak twoja własna podświadomość wypowiada ci wojnę.

STOP! Zaczynam od końca! A nie zrozumiecie tego jeśli nie zrozumiecie poprzednich częśći

Zacznę może od początku:
Świadomym snem zacząłem interesować się jak miałem 15 lat. Był to wielki szał wśród młodzieży i takie tam.

Przeczytałem setki for po polsku i po angielsku na temat świadomego. Zbierałem informacje. Mnóstwo. W końcu z odpowiednią wiedzą postanowiłem sam doświadczyć rzeczywistego snu.

Wiele osób mówiło że najważniejsze jest wypracowanie własnej metody rozpoznania czy to sen czy rzeczywistość. Opracowałem. Teraz jest ona bardzo popularna. Nosiłem zawsze bransoletke na lewym przegubie i co pięć minut naciągałem ją i puszczałem. Zrobiłem z tego nawyk. Prawie taki sam jak mruganie lub oddychanie. Był ból czyli znak że nie śpię. Brak bólu oznaka że śpię.

Ale musiałem się upewnić po raz drugi. Zwykle robiłem prosty eksperyment. Coś co każdy potrafi zrobić gdy znajdzie się w świadomym śnie nawet jeśli o tym nie wie. Zmienić kolor czegokolwiek samą siłą woli. Udawało mi się= sen. Nie udawało mi się- rzeczywistość a ja muszę mocniej bransoletkę naciągać lub zmienić jej miejsce.

Ale dobra. Udawało mi się zmienić kolor. Wow... Niesamowite. Byłem w świadomym śnie. Ale krótko.

O tym też nie piszą. A jak piszą to rzadko. Nie piszą że to wymaga ogromnego skupienia i silnej woli. Przynajmniej gdy uświadamiasz sobie że to świadomy sen. Coś albo ktoś wywala cię z niego, wybudza, jakby nie chciało żebyś się w to bawił lub bawiła dalej. Wywraca cię. Tracisz równowagę. Lecisz w dół. A to cię zawsze wybudzi. Traktuj to jak wyjście awaryjne. Musisz z tym walczyć, z tym spadaniem..

Walczyłem z tym. Zeszło mi ponad dwa miesiące by mi się udało. Ale w końcu przełamałem, pokonałem to coś.

Przez pierwsze dwa lata było cudownie. Naprawdę. To uczucie boskości. Ta wielkość. Ta wszechmoc. Wiesz wtedy jak to jest być Bogiem.

Świadomy sen stał się moim nałogiem. Potrafiłem zapadać w niego na żądanie. Mogłem mieć świadomy sen we półśnie! Wielokrotnie na nudnej lekcji słuchałem nauczycieli, śpiąc jednocześnie na ławce i śniąc.

Kolejna sprawa: w świadomym czas płynie inaczej. Kiedy w świadomym ożeniłem się, miałem dwójkę synów, jednemu z nich kupiłem na trzynaste urodziny skuter. A działo się to podczas lekcji biologi jak zapadłem w pół sen na dokładnie 6 minut i szesnaście sekund.

I co było najważniejsze wciąż wiedziałem czy jest to sen czy rzeczywistość. Czy nie przyplątują się mi. Wiele osób przez to trafiło do psychiatryków. Przeplotła im się rzeczywistość. Oszaleli.
Ale nie mi!

Do czasu...

Miałem dziewczynę. Wiesz? Nie w świadomym ale w prawdziwym życiu. Byliśmy szczęśliwi. Aż pewnego dnia pokłóciliśmy się. Padły nieodpowiednie słowa. Rzeczy które mieliśmy zapomnieć przypomniały się. Zerwaliśmy.
Byłem wściekły na nią. Naprawdę. Ogromna złość mnie rozsadzała. Wiem że zabrzmi to psychopatycznie ale śniłem o niej w świadomych. Jak przychodzi do mnie, kaja się, błaga o wybaczenia. Ona a nie ja.

Moja pieprzona męska duma

Nie odzywaliśmy się do siebie już miesiąc. By sprowokować ją zacząłem zarywać do innej. Wiem dupek ze mnie. Siedemnastolatek a taką gówniarzerię odstawia. W każdym razie dowiedziała się o tym. Popełniła samobójstwo. W swoim liście pożegnalnym napisała że mnie kocha i nie może beze mnie żyć a skoro wolę inną to ona nie chce żyć.

Odkręciła butlę z gazem. Poczekała minutę. Zapaliła papierosa. Nie było nawet co zbierać. Tak samo jak z sąsiadów. Za ścianą bawiła się trójka dzieci i ich mama. Matka przeżyła. Dzieci nie.

To była moja wina. Odpowiadam za śmierć czterech osób i ciężki uraz u jednej.

Kochałem ją mocno wiesz? Tylko ta moja pierdolona duma.

Wracając do tematu miałem ogromne poczucie winy. Jedynie w świadomym śnie mogłem zapomnieć że przyczyniłem się do śmierci czterech osób

Wkrótce się to zmieniło. Dopadło mnie... Nie wiem jak to nazwać. Sumienie? Poczucie winy? Podświadomość?
Sam nie wiem..

W każdym razie od czasu tego wypadku mój świadomy sen zaczął wymykać się spod kontroli.

To coś mnie dopadło i mordowało. Wielokrotnie. Obcinał głowę, nogi, ręce, pozwalało się wykrwawić, sprawiało że wpadałem pod auto, tira, ciągnik, walec, samolot, topiło, paliło, wieszało, nadziewało, rąbało. Uśmiercało na miliony sposobów.

To tylko sen powiesz co nie? Przecież to sen.

Tylko że ja w tym śnie czułem ból. To była rzeczywistość. Prawdziwy świat. Nie wiedziałem lub zapominałem że to sen.

,,A wyjście awaryjne?" zapytasz. ,,Co z nim?" -zapytasz

Ano nic. Spadasz i w końcu uderzasz o ziemie. Łamiesz wszystkie kości. Lądujesz w szpitalu. Tak na trzydzieści lat. Jesteś warzywkiem.
Potem się budzisz.

Czasami działo się to gdy umierałem. Wpadałem pod tira. Wszystkie kości połamane. Do szpitala. 25 lat jestem warzywkiem. Pobudka.
Wieszano mnie. To samo. Nadziewano. To samo
Umierałem miliardy razy
Jeśli miałem szczęście budziłem się
Jeśli nie leżałem jako warzywo w szpitalu. Lub żyłem jako kaleka. Ból stawał się moim towarzyszem

Widziałem śmierć moich bliskich. Wszystkich których kocham.

Żyłem w tym śnie. To było prawdziwe życie.

A potem pobudka. I zaczynasz się zastanawiać czy to jest życie czy sen.
Gubisz się.

Jedyne co sprawia że wiesz że to życie a nie sen to fakt że czujesz pozostałości po śnie.
Powieszono cię? Spokojnie...cały dzień będzię cię szyja bolała
Odrąbano ci rękę? Super, dzisiaj lepiej jej nie używaj, jest ona otępiała
Wypruto flaki? Nic nie zjesz dzisiaj
Byłeś warzywem?
Przez 5 minut każdej godziny znów nim będziesz. Dopadnie cię nagle. Nie będziesz mógł nic zrobić. Nawet mrugnąć. Kompletny paraliż przy całkowitej świadomości.

Zaczynałem się bać. To była wojna. Ja przeciwko temu czemuś. Trwała pół roku. Przegrywałem. W dzień w dzień. Bałem się okropnie wszystkich i wszystkiego. W końcu poszedłem do psychiatryka.

Siędzę w pokoju bez klamek
Mam 19 lat
Jestem po czterech próbach samobójczych
Wojna wciąż trwa. Przegrywam

A teraz idź stąd. Wrzuć to co powiedziałem do internetu. Niech inni się dowiedzą.
Zostaliście ostrzeżeni

wtorek, 6 listopada 2012

Piwnica

Łukasz klęczał nagi w piwnicy. Ręce skute z tyłu były przymocowane łańcuchem do ściany. Pochylony klęczał i łkał. Czuł ból w skopanych jądrach, w obitej twarzy, robaki gnieżdżące się w szramach na głowie. Szramach powstałych gdy był skalpowany. Zastanawiał się kim jest jego oprawca i co dalej.

Dalsze jego rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi. Ktoś schodził w dół po schodach. Jego oprawca. Podszedł do niego. Łukasz podniósł głowę. Przez opuchnięte oczy niewiele widział. Czuł krew w ustach. Czuł zapach kały i uryny. Przez ostatnie kilka dni musiał załatwiać się pod siebie. Nie czuł już kolan. Nie czuł niczego innego oprócz bólu. Oprawca podszedł do niego. Poczuł luz. Napięty łańcuch miedzy jego rękoma a ścianą przestał ciągnąć. Odezwał się po raz pierwszy:
-Wstawaj
Łukasz od razu poznał ten głos. To była Paulina, sąsiadka znad przeciwka. Wstał niepewnie. Próbował przyjrzeć się jej, upewnić czy to ona. Niestety w piwnicy było słabe światło a i Łukasz niewiele widział przez opuchliznę. Zobaczył tylko srebrny połysk w prawej ręce dziewczyny.
Prawdę mówiąc mignął mu tylko obraz czegoś srebrnego. W następnej chwili poczuł ostry ból w mosznie. Ból się nasilał. Mężczyzna nie mógł się ruszyć. Wrzeszczał tylko i wrzeszczał. W końcu ból ustał. Mężczyzna stał pochylony z bólu. Nie mógł myśleć. Czuł tylko puste pulsowanie. Usłyszał krótki szept:
-To była łyżka, czas teraz na drugie jąderko

Gdy skończyła Łukasz leżał pod ścianą z jądrami na oczach, penisem w ustach a jego bok...

Dalsze rozmyślania Pauliny przerwał odgłos otwieranych drzwi. Jej oprawca. Klęczała naga w piwnicy. Ręce skute z tyłu były przymocowane łańcuchem do ściany. Pochylona klęczała i łkała. Czuła ból w jamie brzusznej, w obitej twarzy, robaki gnieżdżące się w szramach na głowie. Szramach powstałych gdy był skalpowana. Sperma i krew powoli spływała po jej udach. W ciągu ostatnich dni była wielokrotnie gwałcona na różne sposoby i różnymi przedmiotami Zastanawiała się kiedy skończy się jej gehenna .

Łukasz wszedł do pomieszczenia. Podszedł do niej i od niechcenia kopnął ją w twarz. Później poprawił dwoma kopniakami w żebra i jednym w bio..

 Dalsze rozmyślania Łukasza przerwał odgłos pukania do drzwi. Podszedł do nich i zajrzał przez judasza. Zaklnął w duchu. ,,To znowu ta suka Paulina"- pomyślał. Otworzył drzwi:
-Dzień dobry sąsiedzie. Masz pożyczyć szklankę cukru?
-Ależ tak oczywiście. Proszę wejdź to chwile potrwa.
Paulina tylko na to czekała. Gdy tylko Łukasz odwrócił się do niej plecami wyciągnęła krótką bejsbolową pałkę, celnym wyćwiczonym ruchem uderzyła chłopaka w tył głowy. Momentalnie stracił przytomność. Kobieta szybko weszła do mieszkania, zaciągnęła chłopaka do kuchni i przywiązała do krzesła, założchustęczkę yła knebel, po czymże zaczęła poszukiwania potrzebnych składników.
Po godzinie Łukasz się obudził. Był zaszokowany i przerażony. Paulina podeszła do niego. Powiedziała: ,,A teraz sprawdzimy jak nasz pan Gwardia Narodowa znosi" ból po czym wbiła mu nóż do obierania warzyw w udo. Następnie sięgnęła po sól i sypnęła całym kilogramowym opakowaniem na ranę...

Dalsze rozmyślania dziewczyny przerwało pukanie do drzwi. Podeszła. "Ah to znowu ten debil" - pomyślała dziewczyna. Otworzyła drzwi:
-Dzień dobry sąsiadko. Masz pożyczyć szklankę octu?
-Oczywiście. Proszę wejść.

Łukasz tylko na to czekał. Gdy tylko dziewczyna odwróciła się, podbiegł do niej i przycisnął z chloroformem do jej. Nie pozwolił by upadła na podłogę. Złapał ją w powietrzu i trzymając w rękach pobiegł na górę do jej sypialni. Zaciągnął zasłony. Wrócił do domu. Wrócił z powrotem do domu Pauliny z torbą. Przywiązał dziewczynę do łóżka. Wyciągnął swoje najgorsze skarpety, najbardziej śmierdzące z torby i ją zakneblował. Po czym zszedł na dół pooglądać telewizje. Po 6 godzinach gdy Paulina była już w pełni rozbudzona przyszedł do niej. Rozpoczął serię brutalnych gwałtów. Gwałcił ją przez trzy godziny, potem zaczął wpychać różnorodne przedmioty w jej pochwę. Spojrzał na budzik leżący przy łożku. Wyciągnął już rękę...


Łukasz i Paulina westchnęli. Spojrzeli przez okna swoich domów na siebie nawzajem. Z szczerą nienawiścią.
Gdyby tylko mogli
Gdyby tylko mieli więcej niż roczek

czwartek, 1 listopada 2012

Strażnicy Bramy

Dawno temu, w zamierzchłych czasach gdy na tych ziemiach panowało pogaństwo, wiara w leśne ludki, elfy i duchy istniał pewien rytuał. Rytuał przestrzegany przez wszystkich.

Pewnego dnia po dniu, gdy była noc aż do północy duchy zmarłych próbowały się wydostać z swoich więzień. Pragnęły wrócić do świata żywych. Głodne i żądne krwi marzyły tylko o tej chwili.

Tego dnia, o tej danej porze istniały bramy. Bramy przez które mogli uciec do naszego świata.
Wystarczy jeden duch. Jeden duch by powstała tragedia. By narodził się potwór.

Było to już.W IX p.n.e. W 406 roku. W 1155. W 1560. W 1878. W 1889.  W 1936
Duch narodził się w postaci dziecka. Dorastał. Stał się potworem .Aszurnasirapli II, Attyla Hun. Czyngis Chan, Elżbieta Batory, Józef Stalin, Adolf Hitler, Josef Fritzl

I inni.

Wielu takich było. To są tylko przykłady.

Ale można zabezpieczyć się. Duch gdy przechodzi przez bramę boi się dwóch rzeczy. Ognia i światła. Rozpalano ogniska przed każdą bramą by nie wyszły.

W każdej wiosce byli od tego ludzie. Nazywano ich Strażnikami Bramy. Ludzie mieli pamiętać gdzie są bramy. Mieli pamiętać by o tej porze rozpalić ogień przy bramie. By utrzymywać ten ogień przez całą tą porę. Od zmierzchu do północy. Tylko tyle.

Ten zwyczaj przetrwał do dzisiaj. Ale w zmienionej formie

Dzisiaj jest 1 listopada. Dzisiaj jest ten dzień.
Może w końcu pójdziesz zapalić ten pieprzony znicz?

środa, 31 października 2012

Zemsta

Heinz Materczyk siedział w klatce. Było mu ciasno i niewygodne. Nic dziwnego. Przy wadze 150kg i wzroście 175cm każdemu byłoby niewygodnie w klatce o wymiarach półtora metra na półtora metra na półtora metra. Ale jemu nie brak komfortu i ciasnota były w głowie. Bardziej obawiał się tych co przyjdą. Wiedział że przyjdą i znowu będą go męczyć. Że nie pozwolą mu umrzeć, zadadzą jak najwięcej bólu a potem uleczą.

Był zmęczony. Głodny. Brudny. Niewyspany. Obolały. Siedział w klatce już trzy tygodnie. Codziennie był wyciągany i przywiązywany do stołu by te potwory mogły go gnębić.

Łomot zamykanych drzwi. Kroki. Głosy. Rozróżnił sześć głosów. Pojawia się u niego niekontrolowany płacz. Czyli będą go męczyć. Nie pozwolą mu umrzeć.

Wchodzą. Małe postacie. Najwyższa ma metr dwadzieścia. Przywódca. Ma na imię Stanisław. Najniższa ma 75 cm. Natalia. Najbardziej okrutna ze wszystkich. To ona torturuje go zazwyczaj.

Podchodzą do klatki. Otwierają drzwi.We czterech siłą go wyciągają. Kładą na stół. Próbuje się bronić. Jak zawsze. To ich tylko rozwściecza.

Przywiązują go. Podchodzi do niego Natalia. Mówi swoim melodyjnym głosem:
-To co dzisiaj robimy? Ojojoj...Nieładnie panu ząbki pachną. Ząbki trzeba myć a nie wietrzyć. W takim smrodzie nie można pracować.

Heinz wie co się szykuje. Skamli. Prosi o litość. O wybaczenie. Nic to nie daje.
Dwójka postaci siłą otwiera mu usta. Natalia podchodzi z obcęgami. Uśmiecha się.
Pozostali śmieją się.

Zaczyna spokojnie. Od jedynki. Brak wprawy powoduje że łamie mu ząb w połowie. Potem połowe w ćwiartce. W końcu wyrywa ćwiartkę. Podczas wyrywania pozostali śpiewają piosenkę:
Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda,
 tak się zaczyna wielka przygoda.
 Myje zęby, bo wiem dobrze o tym
, kto ich nie myje ten ma kłopoty, 
żeby zdrowe zęby mieć, trzeba tylko chcieć.

Szczotko, szczotko, hej szczoteczko, 
ooo zatańcz ze mną, tak w kółeczko,
  ooo w prawo, w lewo, w lewo, w prawo,
 ooo po jedzeniu, kręć się żwawo, ooo w prawo,
 w lewo, w lewo, w prawo, 
ooo po jedzeniu kręć się za żwawo, ooo.

Bo to bardzo ważna rzecz, żeby zdrowe zęby mieć
.

Natalia mruczy melodię.
Heinz wciąż wrzeszczy. Mdleje. Czekają aż się ocuci. Ból jest coraz większy. Przy trzeciej już czwórce Stefan przerywa śpiew i mówi: ,,Nie no przy tych wrzaskach nie można się skupić"
 Podchodzi do Heinza. Mężczyzna patrzy na niego błagalnie. Przywódca patrzy mu prosto w oczy. Bez zastanowienia przecina mu struny głosowe. 

Andrzej ten który zajmuje się leczeniem Heinza podbiega. Zaczyna tamować krwotok.
Ofiara nie może nic mówić. Charczy tylko.
Oprawcy znów zaczynają śpiewać. O dziwo charczenie pasuje do melodii. 

Natalia kończy wyrywanie zębów. Wszystkie trafiają do słoiczka. Zostaną sproszkowane.
Dziewczyna mówi: -Już więcej nie ruszysz cuksów co nie?

Podchodzi do niego Jarek. Praktycznie pomocnik głównego kata. Uśmiecha się. Mówi:
-A pamiętasz jak tą rączką się zabawiałeś?

Heinz nie może odpowiedzieć. Jest otępiony bólem. Krew zalewa mu usta. Nagle czuje ogromny ból w łokciu i nadgarstku u prawej ręki. To Jarek zmiażdżył mu oba stawy. Bierze nóż do ręki.

Materczyk zostaje oszołomiony bólem. Andrzej podaje mu sole trzeźwiące. Ból jest nie do zniesienia. Boli. Mimo że nic nie jadł i nie pił puszczają mu zwieracze. Czuć kał i urynę. Łzy wypływają strumieniami z jego oczu. 
Nic dziwnego w końcu. Jarek oddziela żywcem jego kość łokciową i promieniową od reszty działa. Wyjmuje i pokazuje wszystkim dookoła. Heinz zemdlał. Kości zostaną rzucone psu.

Męczarnie przerywa głos z góry:
-Dzieci! Czas do przedszkola!

poniedziałek, 22 października 2012

Ukochana

[30.04.2012]
Kochany pamiętniczku w końcu zagadałem do Edyty!!!! <3 <3 <3 <3 Zmagałem się z tym trzy miesiące. Ale zagadałem. I o dziwo nie odrzuciła mnie :) Rozmawiałem z nią całe sześć godzin <3 <3
Było cudownie <3
Tylko rodzice się zdenerwowali że wróciłem o 23 i nie odbierałem telefonui

[03.05.2012]
Kochany pamiętniczku przepraszam że tak długo nie pisałem ale wiele zmian zaszło w moim życiu <3
Poprosiłem Edyte o chodzenie :) <3
Jesteśmy parą!!!!! :) 
Jesteśmy strasznie szczęśliwy :) <3 <3

[05.05.2012]
Kochany pamiętniczku to znowu ja. Ja i Edyta doskonale się uzupełniamy <3
Kocham ją nad życie! Wiem że to ta jedna jedyna :) <3 <3
Wiem na pewno że będziemy razem już na zawsze
Kocham ją <3 <3 Kocham!!!

[08.05.2012]
Kochany pamiętniczku!! Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi <3 <3 <3
Codziennie odwiedzam Edytkę <3 Mógłbym z nią spędzać cały czas na świecie <3
Dzisiaj podczas mojej wizyty przyłapał mnie jej ojciec :(
Dupek powiedział że jeszcze raz mnie spotka z nią a zadzwoni na policje :(
 
[28.05.2012]
Kochany pamiętniczku przepraszam że tak długo nie pisałem. Wiele się zmieniło w moim życiu
Wciąż chodzę do Edyty. Ale żeby nie przyłapali mnie jej rodzice chodzę tam w nocy :)
Wymykam się z domu o północy i wracam nad ranem <3
Jestem niewyspany i zmęczony ale miłość wymaga poświęceń <3 <3
Dam radę :)
 Z ważnych wydarzeń:
WCZORAJ MIAŁEM PIERWSZY RAZ Z EDYTKĄ <3 <3 <3 
Było cudownie <3 
Zaczęliśmy od zwykłego pocałunku ale nie mogliśmy się powstrzymać :)
Bosko :)
Postanowiłem:
Moi rodzice muszą poznać Edytkę. Zaprowadzę ich do jej domu <3 Trochę nietypowe to ale tak trzeba :)

[29.052012]
Drogi pamiętniku moi rodzice to najgorsi ludzie na świecie :( :(
NIENAWIDZĘ ICH!!
Powiedzieli że jeśli nie przestanę się spotykać z Edytą wyślą mnie do psychiatryka! Pierdoleni rasiści!
NIENAWIDZĘ ICH! CHCIAŁBYM ŻEBY UMARLI!

[30.05.2012]
Kochany pamiętniku :( To mój ostatni wpis :( Idę się zabić. Życie bez Edyty to nie życie :(
Wiesz co się stało? Wiesz??
Moi rodzice zgadali się z rodzicami Edytki i postanowili zalać betonem wejśćie do grobowca Edyty :(
Nie mogę do niej wejść :(
Już nigdy więcej się z nią nie spotkam :(
Nie mogę bez niej żyć :((
Żegnaj okrutny świecie :(

sobota, 20 października 2012

Mgła

Wiesz jak wyglądają mgły prawda?Nie boisz się jej prawda? Przecież to tylko krople wody zawieszone w powietrzu. Całkiem naturalne zjawisko. Nie ma się czego bać.

Posłuchaj zatem historii Adriana Gadulskiego :)

Adrian był normalnym chłopcem w wieku 15 lat. Uwielbiał komiksy, gry, filmy. Fascynowało go wiele rzeczy. Ale największą fascynacją darzył mgły. Uwielbiał do nich wchodzić. Codziennie wstawał rano i patrzył czy będzie mgła. Gdy pojawiała się ona, od razu, bez zastanowienia wbiegał w nią. Kochał oglądać świat zasłonięty białym, nieszkodliwym dymem. Odkrywać jego uroki. Z każdym krokiem widział coraz więcej. Ubóstwiał to. Gdyby mógł żyłby tylko w takiej mgle

Kiedy to się wydarzyło wszystko odbywało się tak jak zawsze. Adrian wstał równo ze świtem i wyczekiwał na mgłę. Gdy tylko ją zobaczył od razu ubrał się i wybiegł do niej. Wszedł w nią jak zawsze. Zachwycał się pięknym światem otulonym białym szalem. Przebywał w niej godzinę, dwie. Po upływie dwóch godzin czuł się szczęśliwy. Zwykle mógł w swoim magicznym świecie przebywać kilkanaście minut. Teraz było ich kilkadziesiąt. W końcu ze smutkiem postanowił ją opuścić. Musiał iść do szkoły.

Adrian zawsze miał świetną orientacje w terenie. Wiedział gdzie jest jego dom. Ruszył. Do domu miał pięć minut drogi. Szedł już piętnaście minut. Dwadzieścia. Trzydzieści.

Adrian idzie w nieskończoność we mgle. Jest głodny i spragniony. Ale idzie. Wierzy że pewnego dnia dojdzie do domu.

Tylko jest jeden feler. Tylko ludzkie mięso może zaspokoić jego głód i tylko ludzka krew może zaspokoić jego pragnienie.

Uważaj żeby go nie spotkać gdy wejdziesz we mgłę

środa, 17 października 2012

Gość

Jest 14 października 2012 roku. Wracam z Angelą z osiemnastki koleżanki. 6:45. Ciemno jak cholera. Jeszcze deszcz pada.
-Eh...mogliśmy wsiąść taksówkę Andzi -mówię do mojej przyjaciółki
-Daj spokój. To niedaleko. A ruch sprawi że szybciej wytrzeźwiejemy.
Ma rację. Kto jak kto ale Andzi ma obsesje na punkcie uprawiania sportu i oszczędności.
Ma też doświadczenie z alkoholem. Pije od 6 lat. Mamy po 19 lat.
Dlatego to ona dowodzi na imprezach i powrotach do domu, nieważne jak bardzo jest schlana.
Jeszcze dwie ulice i będziemy w naszym mieszkanku.
Deszcz coraz mocniej pada. Jesień w końcu. 
Przybiera on na sile. Widzę jak woda spływa rynsztokiem do kanałów. Niesamowite. Piętnaście minut ulewy i takie efekty
O jest nasze mieszkanie! Ostatnie 100 metrów biegniemy. Musimy przeskoczyć nad jakimś menelem. Nieprawdopodobne! Taka porządna ulica a takie gówno zalęgło się tutaj. Nie widzę jego twarzy.
Andzi zaczyna grzebać w swojej torebce szukając kluczy. Ona je nosi. Nawet gdy jest kompletnie schlana kontroluje co robi. Czego o mnie nie można powiedzieć. Z nudów opieram się o ścianę i patrzę na menela. W myślach wyzywam go od najgorszym. Leży na boku, twarzą do mnie, w poszarpanym płaszczu, kaptur głęboki, nie widzę twarzy. Coś tam cicho jęczy. Pewnie kac męczy to ścierwo. Ha! I dobrze mu tak.
Niesamowite ma buty.
Przypominają mi buty pewnego dupka.

Trzeba będzie zadzwonić po straż miejską. Leży takie coś na chodniku, pod moim blokiem i tarasuje drogę. Woda ścieka z niego i spływa do rynsztoku wartkim strumyczkiem. Ta woda ma dziwny odczeń. Taki brunatny. Z nudów zaczynam się jej przyglądać. Andzi wciąż szuka kluczy w swojej torebce.
Ha! To był świetny żart kupić jej na urodziny torebkę z trzydziestoma kieszeniami.
Zaraz!
Ta woda jest czerwona!
Ten człowiek jest ranny
Niewiele myśląc podbiegam do niego. Przestaje dla mnie znaczyć czy to menel czy nie. Jest ranny.
"Wera! Czekaj! Gdzie biegniesz?" - krzyczy Andzi i rusza za mną

Odwracam go na plecy.
O Boże! To ten dupek! To on!


Boże...co się z nim stało...cała twarz pocięta. Jego dłonie...to kawałki mięsa trzymające się niewiadomym cudem na kościach i ścięgach.Robi mi się niedobrze. Rzygam. Andzi tak samo.
Niewiele myśląc wyciągam telefon z kieszeni. Rozładowany. Bezradnie spoglądam na Andzi. Odpowiada:
"Zostawiłam na imprezie"

Niewiele myśląc łapiemy go za ręce i nogi. Był nieprzytomny. Wnosimy go do mieszkania. Kładziemy go na kanapie. Mimowolnie rejestruje że wciąż kapie z niego krew na białą kanapę. Nie dopiorę tego. Andżelika biegnie po telefon. Wybiera numer 112. Siedzę obok Michała Tynka bo tak brzmi jego imię oraz nazwisko i czekam na dalszy rozwój wypadków.
"Weronika..."
Podskoczyłam. Michał się ocknął. Przybliżam ucho do niego,mimowolnie widzę jatkę z jego szyi i mówię:
"Tak??"
Odpowiada:
"Nie dzwońcie nigdzie...oni marzą by mnie zabić..i was też...przepraszam"

Tknięta nagłym impulsem podbiegam do Angeli i wyrywam jej telefon. Rozłączam się.
Patrzy na mnie zdziwiona. Ja też. Uznaję że on wkrótce umrze i dobrze. Jednego dupka mniej na świecie. Jednocześnie mówię:
"Poprosił byśmy nie dzwonili. Wkrótce umrze. Widziałam jego szyje. Nie pociągnie długo. Spełnijmy jego ostatnią wole"

Jestem w szoku! Nigdy bym nawet czegoś takiego nie pomyślałabym. A co dopiero powiedziała. Co jest?
Deszcze za oknem przybiera na sile.

PLASK!!

Andżelika mnie policzkuje.
"Mam nadzieje Wera, że to przez alkohol. Musimy mu pomóc"


Wybiera numer. Zajęty
Ponownie. Zajęty.
Wracam do Michała. Leży, oddycha miarowo. Zapięty na przedostatni guzik. Płaszcz długi, o jakieś 25cm dłuższy niż jego właściciel.
Jest 7:15
Gnana niezdrową ciekawością zamykam oczy, rozpinam przedostatni, trzeci i czwarty od góry guzik. Otwieram oczy.
Mdleję.

Budzę się o 12:30. Wiem że to nie sen. Obudziłam się w tym samym miejscu co zemdlałam. Michał leży nago na ławie. Cała kanapa jest czerwona. Angela stoi pochylona nad nim. Ręce ma po łokcie unurzane we krwi.

Deszcz bębni coraz mocniej. To jest istna ulewa. Słyszę szmer zburzonej rzeki.

Andzi podnosi głowę. Uśmiecha się lekko.
"O wstałaś już. To dobrze. Pogotowie nie przyjedzie. Zalało całe miasto, gdzieniegdzie są ponad dwa metry wody. U nas na ulicy woda sięga do 2 piętra. Chodź tutaj pomożesz mi go zszyć"

Podchodzę Na sam widok mnie mdli. Gdyby nie to że nie mam czym puściłabym pawia.

Oto krótki jak wygląda ciało Michała:
Twarz: wyłupane jedno oko, brak ucha, 7 głębokich blizn na twarzy, brak zębów
Szyja: z każdej strony widać krtań i aortę
Klatka piersiowa: brak skóry, duże braki mięśni i mięsa. Widać jak płuca i serce pracują. Gdzieniegdzie widać małe fragmenty blatu
Jama brzuszna: KTOŚ ZROBIŁ TAM KOKARDKI Z JELIT!
Miednica: zmiażdżone wszystko, krwawa miazga. Rozpoznałam chyba penisa. Wygląda jak rozwałkowane ciasto
Lewa noga: brak mięsa od kolana do stopy, tylko żyły .
Prawa noga: na wysokości uda wystaje kilka kawałków kości
Stopy: Nie wiem jakim cudem się trzymają ale to są kawałki mięsa z skórą przyczepione do kości kilkoma ścięgnami
Lewa ręka: w miejscu barku dziwna zapadlina, dopiero po obmacaniu: nie ma tam kośći
Prawa ręka: pocięta,przy 24 szramie przestaję liczyć
Dłonie: to samo co stopy

Wszystko to obserwuję podczas godzinnego szycia go. Próbujemy z Andzi ponastawiać kości, zszyć fragmenty skóry. Próbujemy. Dobre sobie. Ja próbuje. Gdy tylko Angela pokazała mi co mam robić mdleje.
Przesuwam ją z dala od ławy i klnąc na ten deszcz i pogotowie ratunkowe zastanawiam się co go tak urządziło oraz jak utrzymuje się przy życiu
O godzinie 15:00 Angela budzi się. Razem zszywamy go, próbując odgadnąć co się działo. O godzinie dwudziestej zero trzy skończyło się. Zarówno nici jak i skóra do zszywania. Krwi nie tamujemy. Uznałyśmy że skoro się jeszcze nie wykrwawił to się nie wykrwawi.

 Deszcz przycicha. O dziwo mamy prąd. Nie ma internetu. Podłączam telefon do ładowania. Nie ma zasięgu. Nie ma internetu. Nikogo nie widziałyśmy cały dzień. Nikt się nie odzywa. W wiadomościach nic nie ma o powodzi. Aż dziwne.
O 22:00 gdy już byłyśmy wykąpane i najedzone obudził się Michał.
Nachylamy się. Mówi tylko:
"Dziękuje że mnie nie wydałyście...błagam usypcie linię ze soli pod każdą ścianą, oknem i drzwiami...błagam"

Miał szczęście. Nasz nauczyciel kazał nam przygotować z masy solnej człowieka naturalnych rozmiarów. Miałyśmy się dzisiaj za to zabrać. Soli mamy pod dostatkiem. A dokładnie czterdzieści pięć kilogramów.

A deszcz wciąż pada.

Dokładnie pół godziny zajmuje nam usypanie soli. Kiedyś, gdy wciąż przyjaźniłam się z Michałem pasjonowaliśmy się demonologią. Wiem że przez sól nie może przejść żaden demon.
Ale demony nie istnieją.
Chociaż to by wyjaśniło kto go tak urządził. Tylko za co?

Nie widziałam się z nim dwa lata. Zero informacji o nim. Na każdą wzmiankę o nim reagowałam agresją. Co się z nim  działo? Mogłam jednak pozwolić na kilka wzmianek. Dlaczego pod moim blokiem się pojawił? Jak się pod niego dostał w takim stanie? Kto go tak urządził? Dlaczego założył blokadę przeciw demoniczną?

Na to ostatnie pytanie uzyskuje odpowiedź dziesięć minut później. Spoglądam za okno. Stoi tam istota czerwona jak krew, z rogami na głowie i czarnymi oczami. Stoi i patrzy z jawną nienawiścią. W ręce które wygląda jak kopyto jest bicz. Demon krzyczy. 
Ağaç yedi yıl vardır ve ne kadar var

Michał odkrzykuje: Nigdy!
Mdleje.

Demon patrzy na nas. Słyszymy głos w głowach:
"Oddajcie go nam i nic się wam nie stanie. Jeśli nie podzielicie jego los"

Demon znika. Dziwne. Uzgadniamy: Nie oddamy Michała.Mimo woli zasypiamy. Budzimy się następnego dnia. Michała nie ma. Jedyne co wskazuje że był to: czerwona kanapa, sól pod ścianami i karteczka na której jest napisane: "dziękuje, pożyczyłem kurczaka z lodówki. Wera ja cię wciąż kocham. Michał"

Ludzie pytają czemu nie mogli się z nami skontaktować wczoraj, nic nie wiedzą o ulewie.
Nie rozumiemy tego. Jedziemy do domu Michała się dowiedzieć czegokolwiek. Może tam on jest? Ale jak się tam dostał w takim stanie?

Przyjeżdżamy do jego wioski. Wciąż pamiętam gdzie mieszka. Pukamy. Pytamy o Michała.
Matka w płacz. Ojciec się zasępia. Siostra mówi: "Oczywiście. Zaprowadzę was do niego. Wciąż jest w tym samym miejscu."
Prowadzi nas w to miejsce. Patrzymy na napis i nie dowierzamy;
Tu spoczywa ś.p. Michał Tynk
ur. 17.07.1993
zm. 15.06.2010

poniedziałek, 15 października 2012

Poduszka

Jest środek nocy. Chcesz spać. Ale jednocześnie nie chcesz spać. Robisz wszystko by jak najpóźniej nie iść do łóżka. Do kołdry i poduszki.
Dlaczego tak robisz?
Twój mózg podświadomie daje ci do zrozumienia żebyś wyrzucił tą przeklętą poduszkę.
Podczas snu twój mózg generuje pole magnetyczne ze snami. Sen krąży sobie beztrosko po głowie.
Ale jeśli masz koszmar to pole się zwiększa. Koszmar nie krąży po głowie. On wydostaje się z niej i wsiąka w to co jest najbliżej głowy. A najbliżej jest poduszka.
Ile razy gdy nadchodziła pora wstawania twoja poduszka była daleko od ciebie? To twoje ciało broniło się przed nią i próbowało trzymać jak najdalej od Ciebie.
To jest znak że najwyższy czas pozbyć się jej.
Natura potrzebuje równowagi. Skoro kołdra chroni nas przed potworami spod łóżka/z szafy to co robi jej przeciwieństwo poduszka? Materac jest neutralny. On żyje w swoim własnym świecie
Nie wiadomo co się stanie gdy ciało przegra w obronie
Ale zastanów się:
Skąd u ludzi pojawił się pomysł duszenia niedołężników w łóżku poduszką?