Piwnica była
po gruntownym remoncie. Świeżo otynkowana na biało, z wymienioną instalacją
elektryczną, z działającą wentylacją prezentowała się znakomicie. Zlikwidowałem
pleśń, wilgoć, dziury oraz gniazda myszy i szczurów. Dość duże pomieszczenie,
ponad dwadzieścia metrów kwadratowych, było idealnie oświetlone przez lampy
które były wmontowane w sufit. Zadowolony z efektu, jaki mi dał gruntowny i
kosztowny remont, przystawiłem drabinę do wyjścia i wspinając się cztery metry
do góry, wyszedłem do przedpokoju, prowadzącego do piwnicy. Otworzyłem ciężkie,
betonowe drzwi, które w innym wypadku zostałaby zamontowane w jakimś bunkrze,
przekroczyłem próg i zamknąłem je za sobą. Idealnie pasowały do ściany. Nikt
nie powiedziałby, że właśnie w tym miejscu znajduje się tajemne przejście.
Zadowolony ruszyłem do kuchni, chcąc przygotować wykwintną kolację dla
dwudziestki moich najbliższych przyjaciół. Miała być pyszna zupa pieczarkowa,
dwa kurczaki w winie, tort i mnóstwo alkoholu. W końcu pięćdziesiąte urodziny
świętuje się raz w życiu, co nie?
Krzątając się po kuchni, co chwila zachodziłem do szopki za moim domem, gdzie
pędziłem bimber. Nie okłamywałem siebie. Większa część moich znajomych
przyjedzie tylko po to, by móc skosztować mojego trunku, który był najlepszy w
całym województwie. Był tak mocny, że wojskowi przyjeżdżali po niego i kupowali
kanistrami, by użyć go jako środka czyszczącego i dezynfekującego. Swego czasu
jeden seryjny morderca kupował go u mnie, żeby zmyć ślady krwi. Pewnego razu
zaniosłem go do laboratorium, by sprawdzili jego moc. Skala się skończyła. Nic
dziwnego, że sprzedawałem litrową butelkę za sześćdziesiąt złotych. Cena była
tego warta.
Gdy w końcu
całe jedzenie było gotowe, poszedłem się umyć, ogolić i przebrać. Starannie
ogoliłem całe swoje ciało, sprawiając, że nie było na nim ani jednego włoska.
Byłem już łysy na głowie od trzech lat więc najwyższa pora, żeby ciało się
zbilansowało. Obciąłem też paznokcie i ubrałem swój najlepszy garnitur. Następnie
nakryłem do stołu. Pierwsi goście pojawili się punktualnie o godzinie
dwudziestej zero zero. Niestety przyjechali z dziećmi. Z niewielkim uśmiechem
przeprosili i powiedzieli, że nie mieli z kim ich zostawić. Z coraz bardziej
rzednąca miną, witałem gości i ich dzieci. W sumie do mojego domu przyjechało
dziesięciu mężczyzn, dziesięć kobiet, trójka dziewczynek i siódemka chłopców, w
przedziale wiekowym od szóstego do dwunastego roku życia oraz jedna nastolatka,
mająca około piętnastu lat. Gotka na pierwszy rzut oka. Jednak ja, jako mocno
doświadczony życiem człowiek, od razu rozpoznałem jej drugą naturę. Zadowolony
wszedłem do pomieszczenia i rozdałem wszystkim gościom szklanki z bimbrem i
sokiem. Przyjęcie zacząłem od toastu na moją część. Jako jedyny w towarzystwie,
oprócz piętnastoletniej gotki, piłem szampana. Miałem żelazną zasadę która
polegała na niepiciu bimbru własnej roboty, a picie soku nie wypadało
gospodarzowi. Z kolei dziewczyna wyglądała, jakby się śmiertelnie nudziła
dlatego namówiłem jej rodziców, by mogła napić się chociaż szampana. Bimber za
bardzo by ją sponiewierał, a soczek jest dla małych dzieci i abstynentów. A,
jak wiedziałem od ich rodziców, dziewczyna chodziła do liceum, więc prędzej czy
później musiałaby zacząć pić.
Wypijając do
dna, obserwowałem wszystkich. Prawie każdy wszystko wypił, tylko niektóre
dzieci wzięły niewielki łyk soku. Ale nieważne. Zacząłem powoli w myślach
odliczać. Jeden… Dwa… Trzy… Cztery… Pięć… Sześć… Siedem… Osiem… Dziewięć… Dziesięć…
Jedenaście… Dwanaście… Trzynaście… Czternaście… Piętnaście… Kilka osób już
zemdlało, głównie dzieci… Szesnaście… Dorośli podbiegają do swoich pociech… Siedemnaście...
Kilku patrzy na nie… Osiemnaście… Sądzą że otrułem ich dzieci... Dziewiętnaście…
Podbiegają do mnie… Dwadzieścia… Wszyscy w pomieszczeniu upadają na podłogę.
Wszyscy oprócz mnie i gotki, jedynych, którzy pili napój bez zawartości silnych
środków nasennych i niewielkiej dawki neurotoksyny. Uśmiechnąłem się do
zdziwionej dziewczyny. Powoli lustrowała wzrokiem sytuację. Mimo że na jej
ustach gościło niedowierzanie, w oczach widziałem zadowolenie. Tak jak czułem.
Nie lubiła ludzi. Podszedłem, stając naprzeciwko niej. Cofnęła się ze strachem.
Była słaba. Chciała zabijać, ale bała się umrzeć. Ha…
Stojąc przed
nią, zacząłem podwijać lewy rękaw koszuli. Patrzyła na mnie coraz bardziej
zaintrygowana. Chyba zaczynała rozumieć, kim jestem. Gdy zobaczyła wytatuowany
pentagram na zgięciu łokcia, a nad nim gwiazdę Dawida z różkami w każdym rogu
oraz liczbą dwanaście, skinęła mi tylko głową i odwróciła się, zdejmując
spodnie wraz z majtkami. Pochyliła się, wypinając się w moją stronę swoje
pośladki. Zobaczyłem, że na jednym z nich ma identyczny tatuaż, tylko że z
liczbą pięć. Zdziwiłem się mocno. Nasze bractwo nie przyjmowało
dziesięciolatków w swe szeregi. Jednak posiadacze tatuażu muszą sobie pomagać w
każdym aspekcie. Takie było prawo i tak brzmiała przysięga. Nie pytała, skąd
wiedziałem, że należy ona do bractwa. To widać. Po ruchach. Po oczach. Po
duszy. Człowiek po kilku latach uczy się takie rzeczy dostrzegać.
Zadowoleni,
że się sobie przedstawiliśmy, krótko i treściwie objaśniłem dziewczynie, jaki
jest mój plan i jak ma mi pomóc. Widząc po rumieńcach na jej twarzy i
przyspieszonym oddechu, bardzo się to Nikoli spodobało.
Musieliśmy
się spieszyć, czekało nas mnóstwo roboty. Trzeba było rozebrać wszystkich
dorosłych, dokładnie ogolić, wrzucić ich do piwnicy, połamać piszczele, schować
auta, dzieci również ogolić tak, by nie miały nawet małego włoska i zamknąć w
jakiejś komórce, związane i zakneblowane, żeby nie przeszkadzały. Mieliśmy na
to jakieś siedem godzin. Najgorsze w tym wszystkim okazało się golenie.
Niektóre osobniki i osobniczki miały tak gęsty zarost, że maszynka nie dawała
rady go ściąć, więc musieliśmy użyć metody inwazyjnej. Palnik acetylenowy
osiąga temperaturę około 2400 stopni przy najmniejszej mocy. Wystarczy ułamek
sekundy, by wypalić wszystkie włosy. I jakieś dwa ułamki, żeby poparzyć ciała.
Dlatego też obsługiwać palnik uczyliśmy się na dzieciach naszych gości, a
konkretnie na jednej jedenastolatce i trzech dziesięciolatkach. Skończyło się
na dość poważnych poparzeniach dwójki z nich, ale nie byli oni ważni. Ważni
byli dorośli, którym zafundowaliśmy tylko leciutkie poparzenia, a ogoliliśmy
perfekcyjnie. Następnie całej dwudziestce wstrzyknęliśmy po odpowiednim
koncentracie. Dziesięć kobiet i jeden pan dostali ten sam środek, pozostali otrzymali
prawie to samo – koncentrat tylko lekko się różniący. Otrzymanie tego środka
wymagało dość łagodnego (jak na standardy naszej sekty) rytuału, a był on
bardzo potrzebny do tego, co miało się zaraz wydarzyć.
Auta
załadowaliśmy na moją lawetę, zawieźliśmy na pobliskie złomowisko i
sprasowaliśmy na maszynie. Właścicielem tego złomowiska byłem ja, a okoliczni
mieszkańcy wiedzieli, że potrafię pracować w środku nocy, więc nikt nigdy się
nie dowie. Wróciliśmy do domu piętnaście minut przed przebudzeniem się naszych
więźniów. W samą porą, bowiem przypomniałem sobie o jednym aspekcie, który mógł
całkowicie zniszczyć moje plany. Szybko spytałem się Nikoli, czy jest ona całkowicie
ogolona. Wystarczyło mi tylko jedno spojrzenie, by zrozumieć, że nie. Kazałem
jej się rozebrać, a sam ruszyłem po maszynkę i piankę do golenia. Nie powiem,
że nie podobał mi się widok nastoletniego, wysportowanego i prawie idealnego
ciałka. Ale nie było po co podziwiać. Miałem pięćdziesiąt lat na karku, przez
co nawet viagra czasami nie działała, a napatrzyłem się dość w swoim życiu,
dlatego szybko i sprawnymi ruchami ogoliłem dziewczynę.
Następnie
obróciłem dziewczynę na brzuch i recytując krótkie zaklęcie wbiłem igłę prosto
w środek wytatuowanego pentagramu na jej ciele. Jęknęła. Nie zważając na to,
powtórzyłem zaklęcie i tą samą igłę wkłułem w swój pentagram.
Gotowe.
Teraz zostaliśmy wymazani z pamięci jakiekolwiek człowieka, systemu, rejestru i
spisu. Nie istnieliśmy. Nikt nas nie znał. Nikt nie pamiętał niczego,
związanego z nami. Nikt, oprócz członków sekty, bowiem na nich ten czar nie
działał. Nikola szybko się ubrała i razem zasiedliśmy przed plazmą, do której
podłączone były kamery w piwnicy. Obok kanapy stała lodówka i barek z alkoholem.
Wyciągnęliśmy popcorn, wzięliśmy po zimnym piwku i zaczęliśmy oglądać
przedstawienie. Początkowo nic się nie działo, ofiary budziły się, próbując
oswoić się z bólem i dezorientacją, spowodowaną dwoma faktami - jak się tu
znaleźli i gdzie byli wcześniej. Mogli pamiętać jedynie, że na jakiejś
imprezie. Nic więcej. Prawdziwa akcja zaczęła się dopiero później, gdy mając
już pewność, że oswoili się z sytuacją , tym że oślepli i nie wiedzą gdzie są,
puściłem nagranie. Tak spreparowane, że głos, jaki się z niego wydobył, należał
do młodego chłopca przed mutacją. Dziecka, można by rzec. Nagranie uświadomiło
ich tylko, że są więźniami, moimi zabawkami, że ich dzieci są bezpieczne a
także, że jeżeli wypełnią moją wolę to przeżyją, a wtedy wypuszczę ich na
wolność. Nie kłamałem. Nie w ścisłym sensie. Ich jedyne zadanie polegało na tym,
że każdy partner w ciągu pięciu dni ma zapłodnić każdą kobietę i odczekać
dziewięć miesięcy, by te urodziły. Wraz z Nikolą oglądaliśmy ten spektakl
porno. A właściwie trzy dni strajku, gdyż i panowie i panie głęboko
protestowali przeciwko wykonaniu zadania, dopóki nie staliśmy się źli, że tyle
czasu to zajmuje. Wpuściliśmy z Nikolą gaz usypiający do piwnicy, zeszliśmy i
wyrwaliśmy im języki.
Dopiero po
tym incydencie zajęli się tym, co chcieliśmy, żeby zrobili. W sumie całkiem
sprytnie. Po trzech miesiącach karmienia ich raz dziennie, mieliśmy już
całkowitą pewność, że wszystkie panie są w ciąży. Zadowoleni, wraz z Nikolą
postanowiliśmy rozpocząć drugą fazę rytuału. Jedzenie dawaliśmy im co trzy,
cztery dni i były to porcje, które ledwie wystarczały na pokrycie
zapotrzebowania organizmu.
Po trzech
tygodniach takiej głodówki nadszedł czas na uaktywnienie koncentratu. Jedenaście
osób - dziesięć kobiet i jeden mężczyzna, mieli wstrzykniętą tylko substancję o numerze Y00, a każdy z
pozostałych dziewięciu panów miał wstrzyknięte Y00 oraz X01 lub dalszy numer,
np. X02, X03 itd. Ignorując zapach rozkładających się dzieci, które trzymaliśmy
w komórce i nie karmiliśmy, wskutek czego zdechły z głodu, postanowiliśmy
aktywować roztwór podpisany jako X09 oraz wszystkie Y00.
Efekt był
znacznie lepszy, niż ten opisywany w podręczniku. Cała dziewiętnastka, której
aktywowaliśmy Y00, rzuciła się na X09, dosłownie rozszarpując go na kawałki. Z
wielką fascynacją obserwowaliśmy, jak niczym dzikie zwierzęta, klęczeli oni nad
jego ciałem, rękoma i zębami odrywając kawałki ciała. Oddzielali jedne kości od
drugich, byle dojść do szpiku. Całkowicie zjedzenie nosiciela X09 zajęło im
dwadzieścia minut. Nie zostało nic. Tylko kupa kości, które w wielu przypadkach
były połamane, a także kilka zębów. Jego czaszka praktycznie została
zmiażdżona. Wątpiliśmy z Nikolą, by cokolwiek można było ułożyć z jej odłamków.
Wielką radość przeżyliśmy też obserwując, jak ślepi i niemi więźniowie
uświadamiają sobie, jak straszny czyn popełnili. Dzięki ci, doktorze Mengele,
za stworzenie tak ciekawego rytuału. Po tym incydencie zmniejszyliśmy „ofiarom”
dawki jedzenia oraz ich częstotliwość do dwóch posiłków tygodniowo. Po jakimś
czasie aktywowaliśmy X08. Pożarcie go trwało o kilka minut dłużej, niż
poprzedniego. W międzyczasie ja i Nikola zakolegowaliśmy się. Ona mieszkała w
moim pokoju, ja natomiast spałem w gabinecie, tuż obok komórki z dziećmi.
Słodki odór rozkładu był dla mnie niczym najlepsze perfumy. Niestety moja współlokatorka
nie była aż tak doświadczona i zapach ten przyprawiał ją o mdłości. Ale to się
zmieni. Też tak miałem na początku swej kariery. Dopiero Przejście Z Umarłymi
miało ją przekonać do tego zapachu.
Wracając zaś
do samej historii, średnio co dwa, może trzy tygodnie aktywowaliśmy kolejny
środek sprawiając, że na dwa dni przed rozwiązaniem, w piwnicy było osiem
stosików kości, jeden właściciel X01 i jedenaście właścicieli Y00. Ostatni
środek mieliśmy aktywować dopiero, gdy u wszystkich kobiet zacznie się poród, co
miało nastąpić lada chwila. Lada chwila, wszystkie kobiety miały zacząć rodzić
jednocześnie. Dlatego też wraz z Nikolą siedzieliśmy na zmianę przed
telewizorem, czekając na ten moment. W końcu, gdy już wszystkim kobietom poszły
wody, włączyliśmy X01. Jak zawsze rzuciły się na mężczyznę. Dziesięć kobiet i
jeden facet, odrywali kawałki ciała, pożerając je.. Z wielką radością, podnieceniem
i niecierpliwością obserwowaliśmy, jak niemowlaki wysuwają się z macic swoich
matek i upadają na twardą posadzkę. Na szczęście nic im się nie stało. Z coraz
większym napięciem patrzyliśmy, czy rytuał się powiódł. Widząc, jak niemowlaki
czołgają się w stronę ostatniego przy życiu mężczyzny z Y00 i wgryzają się w
jego ciało, zaczęliśmy płakać ze szczęścia. Sukces był pełny. Obserwując, jak
mężczyzna otumaniony przez Y00 wciąż pożera martwe już ciało X01 i nie zważa na
fakt, że znaczna część jego ciała została już zjedzona przez noworodki,
otworzyliśmy szampana i zaczęliśmy go pić. To był prawdziwy sukces. Rytuał był
bardzo skomplikowany i złożony. Wątpię, że udałby mi się bez pomocy Nikoli.
W każdym
razie, gdy tylko dzieci i ich matki najadły się ostatnimi mężczyznami,
wpuściliśmy do piwnicy gaz usypiający i weszliśmy do niej w maskach ochronnych.
Każde dziecko zasnęło , trzymając rękoma albo ustami pierś swojej matki.
Zadowoleni, połamaliśmy im rączki i nóżki, by nigdzie nie uciekły, a potem
pakując je do kartonu, zanieśliśmy na górę, do kuchni. Matkom, jako że były nam
zupełnie niepotrzebne, szybko i fachowo poderżnęliśmy gardła, następnie
wlaliśmy do piwnicy ponad czterdzieści litrów paliwa, wrzuciliśmy resztki
rozłożonych ciał dzieciaków z komórki i podpaliliśmy.
Następnie
wróciliśmy do kuchni, gdzie ułożyliśmy na podłodze dwa malutkie pentagramy. W
każdym roku kładliśmy dziecko, a linie stworzyliśmy otwierając im brzuchy i
wyciągając jelita, które przywiązywaliśmy do lewej nogi następnego dzieciaka.
Zadowoleni z efektu, czekaliśmy aż maluchy się obudzą. Nikola stała na progu
kuchni, całkowicie zapatrzona na nasze dzieło. Zaszedłem ją od tyłu i
poderżnąłem gardło. Ignorując bryzgającą krew krztuszenie się dziewczyny,
otworzyłem drzwi od piwnicy i wrzuciłem ją do piekła, jakie stworzyliśmy.
Następnie stanąłem nad obydwoma pentagramami i wypowiedziałem zaklęcie.
Oczy
niemowlaków zabłysnęły żółcią, następnie zielenią i czerwienią, aż w końcu
stały się czarne. Przez chwilę rozchodził się przeraźliwy pisk, a potem dzieci
wybuchły, zalewając moją kuchnie mieszaniną krwi, flaków i innych wnętrzności.
Lekko
zniesmaczony podszedłem do lustra, spojrzałem sobie prosto w oczy i wyciągnąłem
telefon z kieszeni spodni. Wybrałem jedyny numer, jaki miałem zapisany.
Odebrano po pierwszym sygnale. Rzuciłem tylko, wciąż wpatrzony w lustro:
- To ja.
Rytuał działa.
Rozłączyłem
się. Z lustra spoglądało na mnie moje dwadzieścia lat młodsze odbicie.