Daleko na
morzu, gdzie woda wciąż jest błękitna i czysta, nieskażona ludzkimi odchodami,
śmieciami ani wylewami, a w zamian jest tak przezroczysta, jak szkło stworzone
przez najlepszego szklarza, na samym dnie, dnie którego nic i nikt nie może
sięgnąć, prócz zatopionych statków i osób, co nie umieją pływać. Ewentualnie,
które zakończyły swój żywot mając przyczepione do nóg ołowiane ciężarki.
Właśnie tam mieszkał lud morski. Nie byli to jednak ludzie (poza tymi co się
utopili, ale topielce byli traktowani tam jak imigranci), tylko syreny i
trytoni.
Istoty te
wyglądały jak ludzie, poza dwoma szczegółami. Zamiast zwykłych nóg miały rybi
ogon oraz posiadały płuca, przystosowane do oddychania pod i nad wodą. Żyły one
na samym dnie morskim, w jaskiniach, wrakach statków oraz w dość skrajnym
wypadku - w czaszce jakiegoś dużego dinozaura, który na chwilę przed deszczem
meteorytów postanowił dokonać zwrotu w tył w ewolucji i nauczyć się pływać.
Żyły sobie
owe istoty w społeczeństwie, niewidoczne dla marynarzy z góry, ponieważ światło,
które dochodziło, mogło oświetlić całe dno morskie, ale nie pozwalało ono na
oglądanie tego, co się tam kryje. Woda działała w tym wypadku jak lustro
weneckie - sprawiała, że syreny i trytoni widzieli przepływające na górze statki,
natomiast ludzie, przy naprawdę mocnym oświetleniu - jedynie maszty wraków.
Albo zieloną łąkę, na którą od razu wskakiwali i się topili. Istoty morskie
śmiały się ze słabej psychiki ludzkiej, która kazała im wierzyć, że pośrodku
morza może być łąka. Psycholodzy zaś uważali, że jest to forma obłędu.
Wiadomo
rzecz jasna, że skoro jest społeczeństwo, to musi być i władca, przywództwa,
lider, zarządca, administrator lub ktoś, kto ogarnia, co się dzieje, chociażby
po to, by mieć kogo powiesić , a w przypadku ludu morskiego rzucić na żer
rekinom, gdy wszystko padnie. Lub gdy ktoś inny zacznie krzyczeć, że jest źle,
by on wszystko wyemancypował.
Na szczęście
król, który rządził społecznością, nie był jakimś figurantem i każdą próbę
rewolucji czy innej formy obalenia go powstrzymał za pomocą trójzębu. Był on surowym, lecz sprawiedliwym władcą. Jeśli
dwie rybki pokłóciły się o dziecko, bo obie trzymały swoje jajeczka w jednym
miejscu, do którego dostał się rekin i pożarł wszystkie prócz jednego i nie
wiadomo było, czyja ikra została, wtedy król kazał zabić dziecko, by zniszczyć
źródło kłótni.
Polityka
prorodzinna nie była jeszcze znana w wodnym świecie.
Plotki
głosiły też, że miał braci i siostry na jakiejś górze, ale wybrał spokojne i
chłodne morze zamiast głośnego i wiecznie pijanego rodzeństwa, ale kto by tam
dawał wiarę plotkom?
W każdym
razie, król ten od wielu lat był wdowcem, wskutek czego jego pięć córek i syna
transwestytę musiała wychować władcy matka. Babka dzieci była bardzo szanowaną
osobą, kiedyś w latach młodości własnoręcznie udusiła dwanaście rekinów za
pomocą wodorostu, dlatego też król postanowił pozwolić jej zaopiekować się
swoimi dziećmi, a sam zajął się tym, czym zajmują się królowie – pilnowaniem,
by nic się nie rozpadło, prócz gnijących zwłok marynarzy, którzy wbrew
wszelkich staraniom króla rozpadali się.
Jak już
wiecie, król miał szóstkę dzieci, lecz tylko do piątki się przyznawał, a
swojego syna transwestytę próbował wydziedziczyć lub zabić. Niestety syn jego
był ulubieńcem babci, a każdy zawodowy zabójca, gdy tylko dowiadywał się, kto
chroni i będzie szukał zemsty za śmierć wnuczka, od razu odmawiał lub uciekał
tam, gdzie algi rosną.
Każda z jego
córek była bardzo piękna, można by rzec, że były najładniejsze w podwodnym w
świecie, więc, jak to zwykle bywa, wokół nich kręciło się wielu
adoratorów. Jednak nie tak wielu, jak
można byłoby się spodziewać, bowiem król był bardzo czuły na punkcie cnoty
swych dzieci i jeśli któryś z adoratorów naruszył strefę osobistą, lub chociaż
niechcący dotknął księżniczki w jakieś zakazane miejsce (czyt. dotknął w
jakikolwiek sposób, nawet szmatą na kiju), kończył w brzuchu jakiejś
przepływającej niedaleko orki. Natomiast syn jego był spasiony, cuchnął
niemiłosiernie. Gdyby żył na lądzie, prawdopodobnie nigdy by się nie mył. Nie
golił się i miał mnóstwo szram, bo zamiast poczekać, aż pryszcze dojrzeją i je
wycisnąć - rozdrapywał je. Był ohydny, jednakże był istotą o ogromnym popędzie
seksualnym, wskutek czego nie potrafił przepuścić żadnej syrence lub trytonowi
przepływającym obok. Jako że partnerem seksualnym był tak samo paskudnym, jak z
wyglądu, król musiał niezwykle szczodrze płacić ofiarom zabaw jego syna, w
ramach zadośćuczynienia. Żałował, że nie może trytona wykastrować, jednak chcąc
nie chcąc, był on dziedzicem tronu, musiał więc mieć potomstwo, by ród mógł
przetrwać. Syn jego uparcie twierdził, że jest kobietą uwiezioną w męskim
ciele, że rozumuje jak kobieta oraz czuje się jak kobieta, dlatego też będzie
nosił stanik oraz muszelki w uszach. A to, że nie potrafił się powstrzymać od
seksu z kimkolwiek wyjaśniał tym, że jest biseksualny. Król naprawdę żałował,
że wnuk jest ulubieńcem babci. Jedyne co mu pozostało to czekać, aż zejdzie ona
z tego świata, co prawdopodobnie nadejdzie za bardzo długi czas.
Wracając zaś
do córek, oprócz tego, że były najpiękniejsze w królestwie, posiadały też dobre
serca i były kochane przez swych poddanych, którzy zawsze otaczali i cisnęli
się do księżniczek, by móc chociaż ucałować im ogony w podzięce za samo ich
istnienie lub czyny. Rzecz ta nie dotyczyła młodych i w średnim wieku trytonów,
którzy odczuwali popęd seksualny. By nie narazić się na gniew króla, woleli oni
już pójść pościgać się z rekinami lub też płynęli do pobliskiego domu
publicznego. O dziwo ściganie się z rekinami, dla których tryton lub syrena
były najlepszym przysmakiem, było znacznie bezpieczniejsze niż wizyta w domu
schadzek. W każdym razie, najwięcej młodych trytonów zostało rzuconych na żer
przez najmłodszą córkę o wdzięcznym imieniu Orca, które to król nadał, gdy
wracając z polowania na wieloryby, popił z swoją świtą i zderzył się z statkiem
wielorybniczym o takim imieniu.
Orca miała
cerę przezroczystą, mniej więcej jak nieumyte okno i delikatną jak płatek róży,
oczy tak błękitne jak najgłębsze morze, ale tak samo jak inne syreny zamiast
nóg miała rybi ogon z łuskami w kolorze nefrytu.
Przez cały
długi dzień, dzieci (oprócz syna, który zajęty był albo chędożeniem, albo
wyszukiwaniem syrenki lub trytona do
chędożenia) pływały we wraku statku o dumnej nazwie „Tytanik”, który był
największym wrakiem w tej części morza. Księżniczki bawiły się ze sobą nawzajem,
z okolicznymi krabami (o ile w końcu udało im się je odciągnąć od pożerania
utopionych marynarzy) oraz z płotkami, które jadły im z ręki i pozwalały się
głaskać. Były to rybki pozbawione inteligencji, tak samo jak dorsze, śledzie,
karpie i flądry i ich pochodne. Innymi słowy - dawały się złapać w sieci.
Niedaleko
statku, tam gdzie kiedyś, zanim władca wpadł na pomysł płacenia krabom za
zjadanie zwłok, był cmentarz, gdzie znoszono okolicznych topielców. Na skutek tego,
ziemia była tam znacznie urodzajniejsza i pozwalała wyhodować coś więcej, niż
tylko wodorosty, dlatego też każda z księżniczek miała swoją grządkę, na której
mogła sadzić i kopać, co jej się podobało. Najstarsza z nich, ciekawa i
spragniona świata, nadała grządce kształt fallusa, który to natychmiast
zmieniła na wieloryba, gdy tylko ojciec to zobaczył, druga zaś wolała mieć na
działce hodowlę morskiej marihuany, trzecia hodowała sobie specjalne, niejadalne
wodorosty, czwarta natomiast nie lubiła prowadzić ogródka więc odstąpiła swoją
grządkę najmłodszej, Orce, która w mig wykorzystała fakt, że miała dwa razy
więcej terenu niż jej siostry. Zasadziła więc żółte kwiaty w kształt pentagramu,
a w jego środku postawiła posąg, który znalazła w okolicznym wraku statku.
Posąg ten przedstawiał postawnego mężczyznę, z długą brodą, złotym piorunem
w prawej ręce, orłem na ramieniu oraz
tarczą w lewej ręce, która podpisana była „Egida”. Posąg ten z niewiadomych
przyczyn strasznie denerwował jej ojca. Orca była kompletnym przeciwieństwem
swoich sióstr.
Morscy
psycholodzy uważali, że o ile pozostałe księżniczki cierpią na ADHD, o tyle
najmłodsza z nich była aspołeczna. Mimo terapii i zajęć, nadal była ona cicha,
spokojna i wycofana z życia towarzyskiego. Wolała spędzać czas w ogródku,
pilnując, by żółte kwiaty nadal kreśliły pentagram, a czerwone go wypełniały.
Obok posągu syrenka zasadziła rafę koralową, w której to żyły sobie gościnnie
kraby, od czasu do czasu wychodząc na żer, gdy jakiś statek miał nieszczęście
utonąć w pobliżu.
Księżniczki
uwielbiały słuchać o świecie ludzi mieszkających na górze, dlatego też każdą
wolną chwilę spędzały z babką, zmuszając ją lub upraszając, by opowiedziała
wszystko, co wiedziała o statkach i miastach, ludziach i zwierzętach. Aż
pewnego dnia, znużona długim przesłuchaniem, obiecała swoim wnuczkom, że gdy
skończą piętnaście lat, pozwoli im wynurzyć się z wody i będą mogły podziwiać
świat na powierzchni. Przedtem księżniczki miały kategoryczny zakaz pływania
powyżej stu metrów od dna, dlatego też bardzo się ucieszyły, że w końcu zobaczą
coś poza terenem znanym od dziecka. I w końcu nadszedł ten dzień. Najstarsza z
księżniczek skończyła piętnaście lat. Jako że każda była o rok młodsza od
drugiej, Orca musiała czekać cztery lata na swoją kolej.
Najstarsza
wypłynęła, jednak ponieważ była tchórzem, nad wodą była zaledwie pięć minut, po
czym uciekła pod wodę i powiedziała, że nigdy więcej nie wróci na powierzchnię.
Miała pecha i trafiła na bitwę morską, gdzie huk armat i pistoletów skałkowych,
jęki rannych i odgłosy niszczonych okrętów, tak bardzo ją przeraziły, że
leciutko zanieczyściła wodę. Po roku druga siostra pod względem starszeństwa
wypłynęła nad powierzchnię. Ta była zdecydowanie najodważniejsza z całej
rodziny, dlatego popłynęła na brzeg i zaginęła na trzy dni. Jak się potem
okazało, płynęła wraz z przypływem i wyszła na plażę, myśląc, że ma tylko metr,
by z powrotem znaleźć się w wodzie, gdy nagle zaczął się odpływ i do wody miała
jakieś pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt metrów. A jako że było bardzo gorąco,
szybko się wysuszyła i musiała się czołgać z powrotem do morza, dźwigając ze
sobą pięćdziesięciokilowy ogon, który w tej chwili był bezużyteczny. Walczyła o
każdy metr, bowiem im dłużej była poza wodą, tym bardziej osłabiona była. Gdy była
pięć metrów do wody, zemdlała. Uratował ją nastolatek, który postanowił niedaleko
zrobić ognisko ze swoimi przyjaciółmi i winem. Jak to bywa na takich imprezach,
poczuł on nacisk na pęcherz, a myśląc, że leżącą niedaleko syrenka to kłoda,
oddał na nią mocz. Mocz zawiera w sobie niewielkie ilości wody. Wystarczające,
by dziewczyna miała siły doczołgać się do morza.
Trzecia
siostra natomiast uznała że nad wodą nie ma nic ciekawego i razem z pierwszą
nigdy już nie wypłynęły nad powierzchnię wody. Natomiast czwarta siostra miała
urodziny zimą, więc gdy wypłynęła nad powierzchnię morza, zobaczyła mnóstwo
pływającej kry, gór lodowych oraz rodzinę Eskimosów. Jako że nie chciało jej
się pływać, wdrapała się na jedną górę lodową i leżąc na niej obserwowała
niebo. Do czasu, aż jakiś statek nie uderzył w górę lodową, w efekcie czego
syrenka spadła na pokład, gdzie przerażeni marynarze, niewiele myśląc wyrzucili
ją za burtę.
Zdegustowana
księżniczka patrzyła, jak okręt nabiera wody i idzie na dno, a ludzie płyną w
stronę brzegu w lodowatej wodzie, zamarzają i idą na dno.
Aż w końcu i
Orca skończyła piętnaście lat i mogła wypłynąć na powierzchnię. Słuchając, jak
jeden z jej byłych służących był pożerany przez orkę tylko dlatego, że
poślizgnął się i upadł na podłogę, niechcący zahaczając nosem o jej ogon,
popłynęła na górę. Niestety niedane jej było zbyt długo płynąć, bowiem mając
niewiarygodnego pecha oraz wadę wzroku, zaplątała się w sieci rybackie.
Marynarze, którzy ją wyciągnęli należeli do załogi okrętu księcia pewnego
królestwa. Wracali oni właśnie z dość długiej wyprawy i byli bardzo długo na
morzu, wskutek czego, gdy wyłowili z morza najpiękniejszą kobietę na świecie od
pasa w górę, poczuli ogromną żądze. Zerwali Orce stanik i od razu dorwali się
do jej piersi, natomiast jej krzyk zagłuszyli wsadzając do jej ust penisa i
gwałcąc oralnie. Mała syrenka płakała. Nie mogła nic zrobić, oprócz połykania
spermy swych oprawców. Było ich co najmniej dwudziestu. Bolało ją całe ciało,
miała zawroty głowy i chciała wymiotować. Jednak najgorsze miało dopiero
nadejść. Marynarze bowiem zapragnęli klasycznego seksu, a wobec braku
odpowiedniego otworu w rybim ogonie syrenki, postanowili takowy otwór stworzyć.
Niewiele dyskutując, jeden z nich wyciągnął nóż i zaczął zeskrobywać łuski z
okolic nowego otworu. By zdusić krzyk Orci, marynarze siłą otworzyli jej usta i
wyrwali język. Przetrzymywana przez kilkunastu silnych mężczyzn poczuła, jak
jeden z nich wbija sztylet w jej ogon i zaczął robić malutkie kółko. Zemdlała z
bólu. Ogon, mimo że był mocno unerwiony i umięśniony, nie posiadał żadnych
kości dlatego też wyrżnięcie otworu zajęło marynarzom kilkanaście sekund.
Syrenka ocknęła się na kilka chwil przed tym, jak żeglarze zaczęli tamować
krwotok. W tym celu postanowili wypalić dziurę, potem poczekać aż pojawią się i
znikną strupy. Dopiero wtedy otwór przez nich wycięty mógł zastąpić kobiecą
pochwę. Syrenka jak przez mgłę słyszała krzyki: „Nie przypalaj, za wąski otwór”
„To nic, rozszerzy się”. Następnie poczuła ogromny ból w ogonie i smród
spalonego mięsa. Zemdlała.
Niestety
marynarzom nie dane było wypróbowanie nowego otworu swojej ofiary, ponieważ
kapitan okrętu nakazał marynarzom zwijać żagle. Z wszystkich czterech stron
nadchodził sztorm. Statek znajdował się w centrum cyklonu. Marynarze zaczęli
przywiązywać się linami do okrętu, by fale ich nie zmyły. Żaden nie pomyślał o
przywiązaniu biednej syrenki, dlatego też pierwsza fala zmyła ją z pokładu
prosto do morza w objęcia kochającego ojca. Trzymana przez niego na rękach
obserwowała, jak fale raz pod raz przelewają się przez statek, jak okręt
nabiera coraz więcej wody, jak zanurza się coraz głębiej i jak w końcu drewno
nie wytrzymuje, pękając w pół, tworząc dziury, które pociągnęły okręt z
przywiązanymi do niego ludźmi na samo dno.
Król
natomiast zabrał swoją poszkodowaną córkę do podwodnego królestwa i zwrócił się
o pomoc do miejscowej czarodziejki, by ta uleczyła jego córkę, bowiem martwica
tkanek dostała się do krwiobiegu Orci i każda minuta sprawiała, że zakażenie
powiększało się. Niestety czarodziejka nic nie mogła zrobić, ponieważ obrażenia
były zbyt ogromne, wskutek czego król w akcie desperacji popłynął po złą
czarownicę, która spełniła jego rozkaz i uratowała życie jego córce. Niestety,
by czar mógł zadziałać, musiała ona odciąć całkowicie rybi ogon syreny, po czym
dokonać pełnej przemiany syrenki w kobietę. Król, by ratować swoje dziecko
musiał zgodzić się, żeby stało się ono człowiekiem oraz odstawić ją na ląd,
bowiem nie mogła ona już dłużej żyć pod wodą. Nie odzyskała też głosu. Bał się
o swoją córkę tak mocno, że płakał, gdy się z nią żegnał. Przeczucie mówiło mu,
że już nigdy więcej jej nie spotka.
Natomiast
syrenka stała naga na plaży i nie wiedziała, co ma robić. Gdzie iść, ani po co.
Stała tak i płacząc nad swym losem nie zauważyła handlarza niewolników, który
widząc najpiękniejszą kobietę jaka mogła istnieć, szybko ogłuszył ją pałką i
sprzedał do pobliskiego domu publicznego, a za sumę, jaką uzyskał z sprzedaży,
kupił sobie dwa okręty, dodatkowo zbrojną załogę i wyruszył na ekspedycję do
odległej krainy po nowych niewolników. Niestety oba okręty zatonęły dzień po
wypłynięciu na szerokie morze, bowiem podwodny król wiedział, jak skończyła
jego córka.
Córkę natomiast,
zaraz po tym jak dowiedziano się że jest dziewicą, ubrano w kosztowne szaty,
umyto w drogocennych olejkach, wypachniono drogimi perfumami i sprzedano do
zamku, ponieważ król gustował w niedoświadczonych, młodych dziewczętach, a jako
że ta miała jeszcze wyrwany język i była najpiękniejszą panną w królestwie,
właściciele domu publicznego otrzymali naprawdę znaczną sumę pieniędzy.
Niestety
musieli ją zwrócić, ponieważ karawana jadącą z Orcą podczas podróży do stolicy,
została napadnięta przez zbirów, którzy nie bacząc na jakiekolwiek konsekwencje
swych czynów, zgwałcili wszystko co miało spódnice (w tym jednego szkota) i
ucięli głowę. Za swój czyn i inne podobne do tego, za dwa lata zostaną
rozwłóczeni końmi w pobliskiej wsi. Koniec