- HOMOFOBIO,
PRECZ! – wrzeszczałyśmy razem z Marceliną
i innymi dziewczynami. A raczej one wrzeszczały, ja szłam cicho i
potulnie. Wcale, ale to wcale nie chciałam brać udziału w tej demonstracji.
Wolałabym spędzić ten czas w domu z moją najukochańszą Marceliną. Niestety jak
wielokrotnie ona to argumentowała: „Musimy walczyć o nasz związek”. Dlatego
szła na tej manifestacji, trzymając w rękach tabliczkę z napisem: „My też
kochamy!”. Nie chciałam tu być. Nie podobało mi się. Po prostu czułam, że robię
coś niewłaściwego. Cicho nachyliłam się do Marceliny i szepnęłam:
- Długo
jeszcze?
Odpowiedziała,
szczerząc swoje piękne, równe i białe zęby:
- No z
godzinkę, kochanie, a co?
- Zmarzłam.
- No dobrze,
skarbie. Już idziemy.
Po czym krzyknęła
do Ewy:
- My już
idziemy. Pa i powodzenia!
Następnie
złapała mnie za rękę i zaciągnęła do bocznej ulicy. Tam szybko przycisnęła mnie
do ściany, jedną ręką złapała za pośladek, a drugą za włosy i przyciągnęła moją
głową do swojej, namiętnie mnie całując. Uwielbiałem te jej gry. Gwałtownie i
mocno ścisnęła mój pośladek. Robiła się coraz bardziej natrętna. I za to ją
kocham. Doskonale wie, co mnie kręci i podnieca. Na moment oderwała usta od
moich ust. Mimo że moje ciało chciało więcej, wiedziałam że nie mogę tego żądać.
Nie tutaj. Musiałyśmy wrócić do domu.
***
Ledwo
zamknęłyśmy drzwi od naszego mieszkania, gdy Marcelina zaczęła mnie całować.
Przyssała się do moich ust, napierając na mnie całym ciałem. W końcu straciłam
równowagę i uderzyłam plecami o podłogę. Było mi wszystko jedno. Liczyło się
tylko podniecenie. Pocałunkom nie było końca, w międzyczasie ręka Marcelina
zaczęła ugniatać moją lewą pierś. Moje wydechy stają się coraz bardziej
niekontrolowane. Jej palce u drugiej ręki zataczają delikatne kółka na moim
brzuszku, mój oddech staje się coraz płytszy, czułam już śluz między nogami .
Jednak taki rodzaj pieszczot nie zadowala mnie. Oh, Marcelina wie, jak mnie
rozbudzić. Wszyscy uważają mnie za szarą myszkę i cnotkę niewydymkę, a ona…
Zniża się
tak, że jej głowa znajduje się pomiędzy moimi udami, po czym zdejmuje moje
spodnie i mokre majtki, następnie zanurza język w mojej pochwie. Wsuwa i
wysuwa. Liże od góry do dołu i od dołu do góry. Ssie. Drażniąc językiem
łechtaczkę, delikatnie wkłada palec. Nie przestając zataczać kółeczek językiem,
zaczyna poruszać palcem szybciej. Czuję, jak moje ciało powoli zbliża się do
orgazmu.
Nagle
przerywa i powraca do pocałunku. Jednak po chwili ręka Marceliny zatrzymuje się
na lewej piersi, podczas gdy prawa dłoń pieści moją łechtaczkę. Język i dłoń
synchronizują się i zataczają kółka w tym samym czasie. Wiję się z rozkoszy.
Mam dość. Wydaję z siebie krzyk, który nie pasuje do katechetki w pobliskim
gimnazjum:
- Wyruchaj
mnie szmato! Jestem twoją suką! Wyruchaj mnie, proszę!
Moja
kochanka uśmiechnęła się szatańsko. Mruknęła tylko cichutko:
- Już,
poczekaj, mam nową zabawkę – po czym pocałowała mnie namiętnie. Odwzajemniłam
pocałunek. Wzięła mnie na ręce i zaniosła do łóżka. Położyła na łóżku,
pocałowała, po czym poczułam, że przyczepia mnie kajdankami do słupków na
łóżku. Uśmiechnęłam się. Powiedziałam cicho, pokonując podniecenie które mnie
dławiło:
- Błagam… wypierdol
mnie… błagam… jestem twoją suką… zerżnij mnie.
Marcelina
zaśmiała się i się odwróciła. Trzymała w ręce najdłuższy wibrator, jaki
kiedykolwiek widziałam. Miał może z metr długości. Uśmiechnęłam się.
- O tak –
jęknęłam zalotnie.
- Anetko,
już idę! – zawołała radośnie Marcelina i podeszła do mnie. Od razu wsadziła mi
dwadzieścia centymetrów w pochwę. Mała dziwka. Wiedziała, że lubię być
pieprzona na ostro. Jęknęłam i zawołałam, wijąc się:
- Mocniej!
- O tak
szmato. Dostaniesz mocniej! - odpowiedziała
Po czym
poczułam jak mnie coś kopnęło w macicy. Wrzasnęłam z bólu. Trzęsąc się i
wrzeszcząc błagałam w myślach, by to się skończyło. W końcu, gdy przestało,
poczułam ulgę. Usłyszałam tylko tyle, zanim znowu nie poczułam bólu:
- To tylko
prąd. Spokojnie. Będzie gorzej.
Wrzeszcząc
i wijąc się przeklinałem fakt, że nasze mieszkanie było wygłuszone i żaden
dźwięk nie wydobywał się poza ściany. W końcu, gdy poczułam ulgę odnotowałam
jeden fakt. Wibrator w mojej pochwie wcześniej był sztywny i czułam jak napierał
na ścianki. Teraz był bardziej..
- Giętki co
nie? – spojrzałem na Marcelę. Nie wiem, jak długo raził mnie prąd, ale moja
kochanka zdążyła się przebrać. Miała na sobie teraz zwykłą czarną szatę. Byłam
spocona, w kącikach moich oczu czaiły się łzy. Osoba, którą kochałam… Nie
poznawałam jej. Nie pozwoliłaby na zrobienie mi krzywdy.
- Spokojnie.
Trochę potrwa zanim poczujesz, co robi. Ale możesz być pewna, że gdy do tego
dojdzie będziesz błagała o śmierć.
- A… - nie
zdążyłam dokończyć zdania, gdy znowu poczułam ból, który wyrwał z moich piersi
krzyk i sprawił, że zaczęłam rzucać się w łóżku. Niewiele mogłam, ze względu na
kajdanki. Niestety moje ciało mogło.
Puściły mi zwieracze. Smród kału i moczu rozszedł się po pokoju, a ja, dalej się
wijąc, rozsmarowywałam go po całym łóżku i po sobie. W końcu i ten ból minął.
- Milcz,
gdy ja mówię. Nie masz prawa głosu. Jeszcze raz coś powiesz, a będę puszczała
prąd aż, ci się całe cipsko usmaży.
Rozpłakałam
się. Przełykając łzy czułam, jak coś pulsuje w mojej pochwie. Spojrzałam na
dół. Wibrator zmienił kształt. Zachłysnęłam się powietrzem. Nie był on sztywny
jak wcześniej. Teraz wyglądał jak szlauf. Skręcał na boki. I pulsował.
- Widzę, że
patrzysz na moje zwierzątko.
Spojrzałam
na nią. Chwilę później poczułam ogromny ból na dole. Znacznie mocny niż
poprzednie. Zaczęłam się drzeć. Mimo wrzasku nadal świetnie słyszałam Marcele:
- Spokojnie
Anetko, spokojnie. Oszczędzaj płuca na później. On zje ci tam wszystko. Musi
jeść, by urosnąć jeszcze większym dla mamusi – mówiąc to podeszła do tego czegoś,
co siedziało w środku mnie i pogłaskała je.
- A wiesz, co jest najlepsze? Nie odpowiadaj, wrzeszcz dalej.
Najlepsze jest to, że moje kochane zwierzątko wie, gdzie gryźć i jak tamować
krwotoki, byś nie umarła od razu, tylko za parę dni. A może i dłużej. Raz jadł
jedną dwa tygodnie. Dwa cudowne tygodnie słuchania wrzasku.
Zachichotała.
Dalej krzycząc, poczułam, jak mój głos coraz bardziej słabnie.
Widocznie krtań nie wytrzymywała wrzasku i się poddawała. Postanowiłam więc
wypchać intruza. Przeklinając, że wcześniej o tym nie pomyślałam, napięłam
wszystkie mięsnie, starając się wysunąć intruza. Kiedyś dzięki nim potrafiłam
wystrzelić piłeczkę pingpongową na kilka metrów. Lub wysunąć penisa bzykającego
mnie faceta. Zacisnęłam zęby i powieki, napięłam wszystkie mięśnie i
spróbowałam.
Wrzask, jaki wydobył się z moich ust, uszkodził mi krtań.
Śmiech Marceliny sprawił, iż zorientowałam się, że stoi ona tuż obok
mnie, po lewej stronie.
- Oj głupia, głupia. Zapomniałam ci powiedzieć, że moje maleństwo ma
haczyki. Wiem, że masz niezłe mięśnie, ale właśnie zostały one rozdarte. Miłej
zabawy. A teraz wybacz, ale muszę iść na marsz.
***
Leżałam w
łóżku piąty dzień z kolei. Miałam już dość. Jedyne czego pragnęłam, to umrzeć.
Pasożyt, który pożerał mnie od środka, wygryzł mi dziurę w brzuchu, po czym
wbił się z powrotem do ciała obok śledziony. Marcelina miała rację. Istota
doskonale wiedziała, jak się mną żywić, nie naruszając potrzebnych miejsc i
tamując krwawienie.
Nie miałam
już siły, by dalej wrzeszczeć. Moje ciało przyzwyczaiło się do bólu. Nie na
tyle, żebym mogła jasno myśleć czy zasnąć, jednak na tyle, abym nie musiała
krzyczeć.
Leżałam w
łóżku, czekając na powolną, lecz obiecaną śmierć, Marcelina wróciła. Spojrzałam
na nią. Mój wzrok znacznie się pogorszył. Widziałam ją jak przez mgłę.
Usłyszałam za to:
- Ulalala… Moje
maleństwo dopiero tutaj jest? Niesamowite. Widocznie posłużysz mu za jedzonko
troszkę dłużej. Kto wie może nawet pobijemy rekord.
Poczułam,
jak w moich oczach pojawiają się łzy. „Czyli moje cierpienie nigdy się nie
skończy” - pomyślałam.
Obserwując
dalej Marcelę zobaczyłam, jak ta podeszła do mojej nogi i wyciągnęła coś z
kieszeni. Po chwili poczułam ukłucie w prawej stopie.
Usłyszałam
splunięcie i słowa:
- Tfu. Strasznie
galarowaty masz ten palec u nogi.
Następnie poszła
do pokoju i włączyła telewizor. Dobiegły mnie przytłumione dźwięki melodii z
programu „Milionerzy”. Postanowiłam słuchać. Może to zmniejszy ból. Choć
trochę.
Program
pozwolił mi się skoncentrować na tyle, by zrobić jedną rzecz, której nie
robiłam od lat. Zaczęłam w swoim umyśle odmawiać „Ojcze nasz”. Ból mnie
rozpraszał, ale modlitwa przynosiła mi ukojenie. Po piątym razie, gdy
zaczynałam wers „chleba naszego…” przybyło wybawienie. Do mieszkania przybył
oddział Gromu…
***
Siedzę teraz
na wózku inwalidzkim w szpitalu, patrzę przez okno i spisuję swoje wspomnienia.
Potwór, którym potraktowała mnie Marcela, wyżarł mi większą część wnętrzności.
Żyję tylko dzięki nowoczesnej medycynie i temu, że ominięto większość punktów
życiowych. Jednak nie czeka mnie wesołe życie. Już nigdy nie będę mogła
chodzić, używać lewej ręki, pić alkoholu, będę jeść tylko lekkostrawne rzeczy i
pić zwykłą wodę, nigdy nie będę mogła się podniecić i dostać orgazmu. Dodatkowo, będę musiała kupować co miesiąc
nowe leki oraz co dwa tygodnie przychodzić na dializę.
Moje życie
nie ma sensu.
Dlatego mam
obok siebie cyjanek potasu. Żegnajcie.
Dobre :D
OdpowiedzUsuńPopierdolone, ale dobre :D
"Cicho nachyliłem się do Marceliny i szeptnęłam" - małe zdezorientowanie czy to mężczyzna czy kobieta, ale pasta ciekawa, będę miała ostro zjechaną psychikę za niedługo :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurwa mać, nie czytam. Boję się. XD
OdpowiedzUsuńJesteś genialny! Wielkie dzięki za pastę :3 świetna jest ;)
OdpowiedzUsuńCałkiem spoko c:
OdpowiedzUsuń