poniedziałek, 9 grudnia 2013

Lesbijki

- HOMOFOBIO, PRECZ! – wrzeszczałyśmy razem z Marceliną  i innymi dziewczynami. A raczej one wrzeszczały, ja szłam cicho i potulnie. Wcale, ale to wcale nie chciałam brać udziału w tej demonstracji. Wolałabym spędzić ten czas w domu z moją najukochańszą Marceliną. Niestety jak wielokrotnie ona to argumentowała: „Musimy walczyć o nasz związek”. Dlatego szła na tej manifestacji, trzymając w rękach tabliczkę z napisem: „My też kochamy!”. Nie chciałam tu być. Nie podobało mi się. Po prostu czułam, że robię coś niewłaściwego. Cicho nachyliłam się do Marceliny i szepnęłam:
- Długo jeszcze?
Odpowiedziała, szczerząc swoje piękne, równe i białe zęby:
- No z godzinkę, kochanie, a co?
- Zmarzłam.
- No dobrze, skarbie. Już idziemy.
Po czym krzyknęła do Ewy:
- My już idziemy. Pa i powodzenia!
Następnie złapała mnie za rękę i zaciągnęła do bocznej ulicy. Tam szybko przycisnęła mnie do ściany, jedną ręką złapała za pośladek, a drugą za włosy i przyciągnęła moją głową do swojej, namiętnie mnie całując. Uwielbiałem te jej gry. Gwałtownie i mocno ścisnęła mój pośladek. Robiła się coraz bardziej natrętna. I za to ją kocham. Doskonale wie, co mnie kręci i podnieca. Na moment oderwała usta od moich ust. Mimo że moje ciało chciało więcej, wiedziałam że nie mogę tego żądać. Nie tutaj. Musiałyśmy wrócić do domu.
***
Ledwo zamknęłyśmy drzwi od naszego mieszkania, gdy Marcelina zaczęła mnie całować. Przyssała się do moich ust, napierając na mnie całym ciałem. W końcu straciłam równowagę i uderzyłam plecami o podłogę. Było mi wszystko jedno. Liczyło się tylko podniecenie. Pocałunkom nie było końca, w międzyczasie ręka Marcelina zaczęła ugniatać moją lewą pierś. Moje wydechy stają się coraz bardziej niekontrolowane. Jej palce u drugiej ręki zataczają delikatne kółka na moim brzuszku, mój oddech staje się coraz płytszy, czułam już śluz między nogami . Jednak taki rodzaj pieszczot nie zadowala mnie. Oh, Marcelina wie, jak mnie rozbudzić. Wszyscy uważają mnie za szarą myszkę i cnotkę niewydymkę, a ona…
Zniża się tak, że jej głowa znajduje się pomiędzy moimi udami, po czym zdejmuje moje spodnie i mokre majtki, następnie zanurza język w mojej pochwie. Wsuwa i wysuwa. Liże od góry do dołu i od dołu do góry. Ssie. Drażniąc językiem łechtaczkę, delikatnie wkłada palec. Nie przestając zataczać kółeczek językiem, zaczyna poruszać palcem szybciej. Czuję, jak moje ciało powoli zbliża się do orgazmu.
Nagle przerywa i powraca do pocałunku. Jednak po chwili ręka Marceliny zatrzymuje się na lewej piersi, podczas gdy prawa dłoń pieści moją łechtaczkę. Język i dłoń synchronizują się i zataczają kółka w tym samym czasie. Wiję się z rozkoszy. Mam dość. Wydaję z siebie krzyk, który nie pasuje do katechetki w pobliskim gimnazjum:
- Wyruchaj mnie szmato! Jestem twoją suką! Wyruchaj mnie, proszę!
Moja kochanka uśmiechnęła się szatańsko. Mruknęła tylko cichutko:
- Już, poczekaj, mam nową zabawkę – po czym pocałowała mnie namiętnie. Odwzajemniłam pocałunek. Wzięła mnie na ręce i zaniosła do łóżka. Położyła na łóżku, pocałowała, po czym poczułam, że przyczepia mnie kajdankami do słupków na łóżku. Uśmiechnęłam się. Powiedziałam cicho, pokonując podniecenie które mnie dławiło:
- Błagam… wypierdol mnie… błagam… jestem twoją suką… zerżnij mnie.
Marcelina zaśmiała się i się odwróciła. Trzymała w ręce najdłuższy wibrator, jaki kiedykolwiek widziałam. Miał może z metr długości. Uśmiechnęłam się.
- O tak – jęknęłam zalotnie.
- Anetko, już idę! – zawołała radośnie Marcelina i podeszła do mnie. Od razu wsadziła mi dwadzieścia centymetrów w pochwę. Mała dziwka. Wiedziała, że lubię być pieprzona na ostro. Jęknęłam i zawołałam, wijąc się:
- Mocniej!
- O tak szmato. Dostaniesz mocniej! - odpowiedziała
Po czym poczułam jak mnie coś kopnęło w macicy. Wrzasnęłam z bólu. Trzęsąc się i wrzeszcząc błagałam w myślach, by to się skończyło. W końcu, gdy przestało, poczułam ulgę. Usłyszałam tylko tyle, zanim znowu nie poczułam bólu:
- To tylko prąd. Spokojnie. Będzie gorzej.
Wrzeszcząc i wijąc się przeklinałem fakt, że nasze mieszkanie było wygłuszone i żaden dźwięk nie wydobywał się poza ściany. W końcu, gdy poczułam ulgę odnotowałam jeden fakt. Wibrator w mojej pochwie wcześniej był sztywny i czułam jak napierał na ścianki. Teraz był bardziej..
- Giętki co nie? – spojrzałem na Marcelę. Nie wiem, jak długo raził mnie prąd, ale moja kochanka zdążyła się przebrać. Miała na sobie teraz zwykłą czarną szatę. Byłam spocona, w kącikach moich oczu czaiły się łzy. Osoba, którą kochałam… Nie poznawałam jej. Nie pozwoliłaby na zrobienie mi krzywdy.
- Spokojnie. Trochę potrwa zanim poczujesz, co robi. Ale możesz być pewna, że gdy do tego dojdzie będziesz błagała o śmierć.
- A… - nie zdążyłam dokończyć zdania, gdy znowu poczułam ból, który wyrwał z moich piersi krzyk i sprawił, że zaczęłam rzucać się w łóżku. Niewiele mogłam, ze względu na kajdanki.  Niestety moje ciało mogło. Puściły mi zwieracze. Smród kału i moczu rozszedł się po pokoju, a ja, dalej się wijąc, rozsmarowywałam go po całym łóżku i po sobie. W końcu i ten ból minął.
- Milcz, gdy ja mówię. Nie masz prawa głosu. Jeszcze raz coś powiesz, a będę puszczała prąd aż, ci się całe cipsko usmaży.
Rozpłakałam się. Przełykając łzy czułam, jak coś pulsuje w mojej pochwie. Spojrzałam na dół. Wibrator zmienił kształt. Zachłysnęłam się powietrzem. Nie był on sztywny jak wcześniej. Teraz wyglądał jak szlauf. Skręcał na boki. I pulsował.
- Widzę, że patrzysz na moje zwierzątko.
Spojrzałam na nią. Chwilę później poczułam ogromny ból na dole. Znacznie mocny niż poprzednie. Zaczęłam się drzeć. Mimo wrzasku nadal świetnie słyszałam Marcele:
- Spokojnie Anetko, spokojnie. Oszczędzaj płuca na później. On zje ci tam wszystko. Musi jeść, by urosnąć jeszcze większym dla mamusi – mówiąc to podeszła do tego czegoś, co siedziało w środku mnie i pogłaskała je.
- A wiesz, co jest najlepsze? Nie odpowiadaj, wrzeszcz dalej. Najlepsze jest to, że moje kochane zwierzątko wie, gdzie gryźć i jak tamować krwotoki, byś nie umarła od razu, tylko za parę dni. A może i dłużej. Raz jadł jedną dwa tygodnie. Dwa cudowne tygodnie słuchania wrzasku.
Zachichotała.
Dalej krzycząc, poczułam, jak mój głos coraz bardziej słabnie. Widocznie krtań nie wytrzymywała wrzasku i się poddawała. Postanowiłam więc wypchać intruza. Przeklinając, że wcześniej o tym nie pomyślałam, napięłam wszystkie mięsnie, starając się wysunąć intruza. Kiedyś dzięki nim potrafiłam wystrzelić piłeczkę pingpongową na kilka metrów. Lub wysunąć penisa bzykającego mnie faceta. Zacisnęłam zęby i powieki, napięłam wszystkie mięśnie i spróbowałam.
Wrzask, jaki wydobył się z moich ust, uszkodził mi krtań.
Śmiech Marceliny sprawił, iż zorientowałam się, że stoi ona tuż obok mnie, po lewej stronie.
- Oj głupia, głupia. Zapomniałam ci powiedzieć, że moje maleństwo ma haczyki. Wiem, że masz niezłe mięśnie, ale właśnie zostały one rozdarte. Miłej zabawy. A teraz wybacz, ale muszę iść na marsz.
***
Leżałam w łóżku piąty dzień z kolei. Miałam już dość. Jedyne czego pragnęłam, to umrzeć. Pasożyt, który pożerał mnie od środka, wygryzł mi dziurę w brzuchu, po czym wbił się z powrotem do ciała obok śledziony. Marcelina miała rację. Istota doskonale wiedziała, jak się mną żywić, nie naruszając potrzebnych miejsc i tamując krwawienie.
Nie miałam już siły, by dalej wrzeszczeć. Moje ciało przyzwyczaiło się do bólu. Nie na tyle, żebym mogła jasno myśleć czy zasnąć, jednak na tyle, abym nie musiała krzyczeć.
Leżałam w łóżku, czekając na powolną, lecz obiecaną śmierć, Marcelina wróciła. Spojrzałam na nią. Mój wzrok znacznie się pogorszył. Widziałam ją jak przez mgłę. Usłyszałam za to:
- Ulalala… Moje maleństwo dopiero tutaj jest? Niesamowite. Widocznie posłużysz mu za jedzonko troszkę dłużej. Kto wie może nawet pobijemy rekord.
Poczułam, jak w moich oczach pojawiają się łzy. „Czyli moje cierpienie nigdy się nie skończy” - pomyślałam.
Obserwując dalej Marcelę zobaczyłam, jak ta podeszła do mojej nogi i wyciągnęła coś z kieszeni. Po chwili poczułam ukłucie w prawej stopie.
Usłyszałam splunięcie i słowa:
- Tfu. Strasznie galarowaty masz ten palec u nogi.
Następnie poszła do pokoju i włączyła telewizor. Dobiegły mnie przytłumione dźwięki melodii z programu „Milionerzy”. Postanowiłam słuchać. Może to zmniejszy ból. Choć trochę.
Program pozwolił mi się skoncentrować na tyle, by zrobić jedną rzecz, której nie robiłam od lat. Zaczęłam w swoim umyśle odmawiać „Ojcze nasz”. Ból mnie rozpraszał, ale modlitwa przynosiła mi ukojenie. Po piątym razie, gdy zaczynałam wers „chleba naszego…” przybyło wybawienie. Do mieszkania przybył oddział Gromu…
***
Siedzę teraz na wózku inwalidzkim w szpitalu, patrzę przez okno i spisuję swoje wspomnienia. Potwór, którym potraktowała mnie Marcela, wyżarł mi większą część wnętrzności. Żyję tylko dzięki nowoczesnej medycynie i temu, że ominięto większość punktów życiowych. Jednak nie czeka mnie wesołe życie. Już nigdy nie będę mogła chodzić, używać lewej ręki, pić alkoholu, będę jeść tylko lekkostrawne rzeczy i pić zwykłą wodę, nigdy nie będę mogła się podniecić i dostać orgazmu.  Dodatkowo, będę musiała kupować co miesiąc nowe leki oraz co dwa tygodnie przychodzić na dializę.
Moje życie nie ma sensu.
Dlatego mam obok siebie cyjanek potasu. Żegnajcie.

6 komentarzy:

  1. Dobre :D
    Popierdolone, ale dobre :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "Cicho nachyliłem się do Marceliny i szeptnęłam" - małe zdezorientowanie czy to mężczyzna czy kobieta, ale pasta ciekawa, będę miała ostro zjechaną psychikę za niedługo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurwa mać, nie czytam. Boję się. XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś genialny! Wielkie dzięki za pastę :3 świetna jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem spoko c:

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane