niedziela, 29 grudnia 2013

Mała syrenka

Daleko na morzu, gdzie woda wciąż jest błękitna i czysta, nieskażona ludzkimi odchodami, śmieciami ani wylewami, a w zamian jest tak przezroczysta, jak szkło stworzone przez najlepszego szklarza, na samym dnie, dnie którego nic i nikt nie może sięgnąć, prócz zatopionych statków i osób, co nie umieją pływać. Ewentualnie, które zakończyły swój żywot mając przyczepione do nóg ołowiane ciężarki. Właśnie tam mieszkał lud morski. Nie byli to jednak ludzie (poza tymi co się utopili, ale topielce byli traktowani tam jak imigranci), tylko syreny i trytoni.
Istoty te wyglądały jak ludzie, poza dwoma szczegółami. Zamiast zwykłych nóg miały rybi ogon oraz posiadały płuca, przystosowane do oddychania pod i nad wodą. Żyły one na samym dnie morskim, w jaskiniach, wrakach statków oraz w dość skrajnym wypadku - w czaszce jakiegoś dużego dinozaura, który na chwilę przed deszczem meteorytów postanowił dokonać zwrotu w tył w ewolucji i nauczyć się pływać.
Żyły sobie owe istoty w społeczeństwie, niewidoczne dla marynarzy z góry, ponieważ światło, które dochodziło, mogło oświetlić całe dno morskie, ale nie pozwalało ono na oglądanie tego, co się tam kryje. Woda działała w tym wypadku jak lustro weneckie - sprawiała, że syreny i trytoni widzieli przepływające na górze statki, natomiast ludzie, przy naprawdę mocnym oświetleniu - jedynie maszty wraków. Albo zieloną łąkę, na którą od razu wskakiwali i się topili. Istoty morskie śmiały się ze słabej psychiki ludzkiej, która kazała im wierzyć, że pośrodku morza może być łąka. Psycholodzy zaś uważali, że jest to forma obłędu.
Wiadomo rzecz jasna, że skoro jest społeczeństwo, to musi być i władca, przywództwa, lider, zarządca, administrator lub ktoś, kto ogarnia, co się dzieje, chociażby po to, by mieć kogo powiesić , a w przypadku ludu morskiego rzucić na żer rekinom, gdy wszystko padnie. Lub gdy ktoś inny zacznie krzyczeć, że jest źle, by on wszystko wyemancypował.
Na szczęście król, który rządził społecznością, nie był jakimś figurantem i każdą próbę rewolucji czy innej formy obalenia go powstrzymał za pomocą trójzębu.  Był on surowym, lecz sprawiedliwym władcą. Jeśli dwie rybki pokłóciły się o dziecko, bo obie trzymały swoje jajeczka w jednym miejscu, do którego dostał się rekin i pożarł wszystkie prócz jednego i nie wiadomo było, czyja ikra została, wtedy król kazał zabić dziecko, by zniszczyć źródło kłótni.
Polityka prorodzinna nie była jeszcze znana w wodnym świecie.
Plotki głosiły też, że miał braci i siostry na jakiejś górze, ale wybrał spokojne i chłodne morze zamiast głośnego i wiecznie pijanego rodzeństwa, ale kto by tam dawał wiarę plotkom?
W każdym razie, król ten od wielu lat był wdowcem, wskutek czego jego pięć córek i syna transwestytę musiała wychować władcy matka. Babka dzieci była bardzo szanowaną osobą, kiedyś w latach młodości własnoręcznie udusiła dwanaście rekinów za pomocą wodorostu, dlatego też król postanowił pozwolić jej zaopiekować się swoimi dziećmi, a sam zajął się tym, czym zajmują się królowie – pilnowaniem, by nic się nie rozpadło, prócz gnijących zwłok marynarzy, którzy wbrew wszelkich staraniom króla rozpadali się.
Jak już wiecie, król miał szóstkę dzieci, lecz tylko do piątki się przyznawał, a swojego syna transwestytę próbował wydziedziczyć lub zabić. Niestety syn jego był ulubieńcem babci, a każdy zawodowy zabójca, gdy tylko dowiadywał się, kto chroni i będzie szukał zemsty za śmierć wnuczka, od razu odmawiał lub uciekał tam, gdzie algi rosną.
Każda z jego córek była bardzo piękna, można by rzec, że były najładniejsze w podwodnym w świecie, więc, jak to zwykle bywa, wokół nich kręciło się wielu adoratorów.  Jednak nie tak wielu, jak można byłoby się spodziewać, bowiem król był bardzo czuły na punkcie cnoty swych dzieci i jeśli któryś z adoratorów naruszył strefę osobistą, lub chociaż niechcący dotknął księżniczki w jakieś zakazane miejsce (czyt. dotknął w jakikolwiek sposób, nawet szmatą na kiju), kończył w brzuchu jakiejś przepływającej niedaleko orki. Natomiast syn jego był spasiony, cuchnął niemiłosiernie. Gdyby żył na lądzie, prawdopodobnie nigdy by się nie mył. Nie golił się i miał mnóstwo szram, bo zamiast poczekać, aż pryszcze dojrzeją i je wycisnąć - rozdrapywał je. Był ohydny, jednakże był istotą o ogromnym popędzie seksualnym, wskutek czego nie potrafił przepuścić żadnej syrence lub trytonowi przepływającym obok. Jako że partnerem seksualnym był tak samo paskudnym, jak z wyglądu, król musiał niezwykle szczodrze płacić ofiarom zabaw jego syna, w ramach zadośćuczynienia. Żałował, że nie może trytona wykastrować, jednak chcąc nie chcąc, był on dziedzicem tronu, musiał więc mieć potomstwo, by ród mógł przetrwać. Syn jego uparcie twierdził, że jest kobietą uwiezioną w męskim ciele, że rozumuje jak kobieta oraz czuje się jak kobieta, dlatego też będzie nosił stanik oraz muszelki w uszach. A to, że nie potrafił się powstrzymać od seksu z kimkolwiek wyjaśniał tym, że jest biseksualny. Król naprawdę żałował, że wnuk jest ulubieńcem babci. Jedyne co mu pozostało to czekać, aż zejdzie ona z tego świata, co prawdopodobnie nadejdzie za bardzo długi czas.
Wracając zaś do córek, oprócz tego, że były najpiękniejsze w królestwie, posiadały też dobre serca i były kochane przez swych poddanych, którzy zawsze otaczali i cisnęli się do księżniczek, by móc chociaż ucałować im ogony w podzięce za samo ich istnienie lub czyny. Rzecz ta nie dotyczyła młodych i w średnim wieku trytonów, którzy odczuwali popęd seksualny. By nie narazić się na gniew króla, woleli oni już pójść pościgać się z rekinami lub też płynęli do pobliskiego domu publicznego. O dziwo ściganie się z rekinami, dla których tryton lub syrena były najlepszym przysmakiem, było znacznie bezpieczniejsze niż wizyta w domu schadzek. W każdym razie, najwięcej młodych trytonów zostało rzuconych na żer przez najmłodszą córkę o wdzięcznym imieniu Orca, które to król nadał, gdy wracając z polowania na wieloryby, popił z swoją świtą i zderzył się z statkiem wielorybniczym o takim imieniu.
Orca miała cerę przezroczystą, mniej więcej jak nieumyte okno i delikatną jak płatek róży, oczy tak błękitne jak najgłębsze morze, ale tak samo jak inne syreny zamiast nóg miała rybi ogon z łuskami w kolorze nefrytu.
Przez cały długi dzień, dzieci (oprócz syna, który zajęty był albo chędożeniem, albo wyszukiwaniem syrenki  lub trytona do chędożenia) pływały we wraku statku o dumnej nazwie „Tytanik”, który był największym wrakiem w tej części morza. Księżniczki bawiły się ze sobą nawzajem, z okolicznymi krabami (o ile w końcu udało im się je odciągnąć od pożerania utopionych marynarzy) oraz z płotkami, które jadły im z ręki i pozwalały się głaskać. Były to rybki pozbawione inteligencji, tak samo jak dorsze, śledzie, karpie i flądry i ich pochodne. Innymi słowy - dawały się złapać w sieci.
Niedaleko statku, tam gdzie kiedyś, zanim władca wpadł na pomysł płacenia krabom za zjadanie zwłok, był cmentarz, gdzie znoszono okolicznych topielców. Na skutek tego, ziemia była tam znacznie urodzajniejsza i pozwalała wyhodować coś więcej, niż tylko wodorosty, dlatego też każda z księżniczek miała swoją grządkę, na której mogła sadzić i kopać, co jej się podobało. Najstarsza z nich, ciekawa i spragniona świata, nadała grządce kształt fallusa, który to natychmiast zmieniła na wieloryba, gdy tylko ojciec to zobaczył, druga zaś wolała mieć na działce hodowlę morskiej marihuany, trzecia hodowała sobie specjalne, niejadalne wodorosty, czwarta natomiast nie lubiła prowadzić ogródka więc odstąpiła swoją grządkę najmłodszej, Orce, która w mig wykorzystała fakt, że miała dwa razy więcej terenu niż jej siostry. Zasadziła więc żółte kwiaty w kształt pentagramu, a w jego środku postawiła posąg, który znalazła w okolicznym wraku statku. Posąg ten przedstawiał postawnego mężczyznę, z długą brodą, złotym piorunem w  prawej ręce, orłem na ramieniu oraz tarczą w lewej ręce, która podpisana była „Egida”. Posąg ten z niewiadomych przyczyn strasznie denerwował jej ojca. Orca była kompletnym przeciwieństwem swoich sióstr.
Morscy psycholodzy uważali, że o ile pozostałe księżniczki cierpią na ADHD, o tyle najmłodsza z nich była aspołeczna. Mimo terapii i zajęć, nadal była ona cicha, spokojna i wycofana z życia towarzyskiego. Wolała spędzać czas w ogródku, pilnując, by żółte kwiaty nadal kreśliły pentagram, a czerwone go wypełniały. Obok posągu syrenka zasadziła rafę koralową, w której to żyły sobie gościnnie kraby, od czasu do czasu wychodząc na żer, gdy jakiś statek miał nieszczęście utonąć w pobliżu.
Księżniczki uwielbiały słuchać o świecie ludzi mieszkających na górze, dlatego też każdą wolną chwilę spędzały z babką, zmuszając ją lub upraszając, by opowiedziała wszystko, co wiedziała o statkach i miastach, ludziach i zwierzętach. Aż pewnego dnia, znużona długim przesłuchaniem, obiecała swoim wnuczkom, że gdy skończą piętnaście lat, pozwoli im wynurzyć się z wody i będą mogły podziwiać świat na powierzchni. Przedtem księżniczki miały kategoryczny zakaz pływania powyżej stu metrów od dna, dlatego też bardzo się ucieszyły, że w końcu zobaczą coś poza terenem znanym od dziecka. I w końcu nadszedł ten dzień. Najstarsza z księżniczek skończyła piętnaście lat. Jako że każda była o rok młodsza od drugiej, Orca musiała czekać cztery lata na swoją kolej.
Najstarsza wypłynęła, jednak ponieważ była tchórzem, nad wodą była zaledwie pięć minut, po czym uciekła pod wodę i powiedziała, że nigdy więcej nie wróci na powierzchnię. Miała pecha i trafiła na bitwę morską, gdzie huk armat i pistoletów skałkowych, jęki rannych i odgłosy niszczonych okrętów, tak bardzo ją przeraziły, że leciutko zanieczyściła wodę. Po roku druga siostra pod względem starszeństwa wypłynęła nad powierzchnię. Ta była zdecydowanie najodważniejsza z całej rodziny, dlatego popłynęła na brzeg i zaginęła na trzy dni. Jak się potem okazało, płynęła wraz z przypływem i wyszła na plażę, myśląc, że ma tylko metr, by z powrotem znaleźć się w wodzie, gdy nagle zaczął się odpływ i do wody miała jakieś pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt metrów. A jako że było bardzo gorąco, szybko się wysuszyła i musiała się czołgać z powrotem do morza, dźwigając ze sobą pięćdziesięciokilowy ogon, który w tej chwili był bezużyteczny. Walczyła o każdy metr, bowiem im dłużej była poza wodą, tym bardziej osłabiona była. Gdy była pięć metrów do wody, zemdlała. Uratował ją nastolatek, który postanowił niedaleko zrobić ognisko ze swoimi przyjaciółmi i winem. Jak to bywa na takich imprezach, poczuł on nacisk na pęcherz, a myśląc, że leżącą niedaleko syrenka to kłoda, oddał na nią mocz. Mocz zawiera w sobie niewielkie ilości wody. Wystarczające, by dziewczyna miała siły doczołgać się do morza.
Trzecia siostra natomiast uznała że nad wodą nie ma nic ciekawego i razem z pierwszą nigdy już nie wypłynęły nad powierzchnię wody. Natomiast czwarta siostra miała urodziny zimą, więc gdy wypłynęła nad powierzchnię morza, zobaczyła mnóstwo pływającej kry, gór lodowych oraz rodzinę Eskimosów. Jako że nie chciało jej się pływać, wdrapała się na jedną górę lodową i leżąc na niej obserwowała niebo. Do czasu, aż jakiś statek nie uderzył w górę lodową, w efekcie czego syrenka spadła na pokład, gdzie przerażeni marynarze, niewiele myśląc wyrzucili ją za burtę.
Zdegustowana księżniczka patrzyła, jak okręt nabiera wody i idzie na dno, a ludzie płyną w stronę brzegu w lodowatej wodzie, zamarzają i idą na dno.
Aż w końcu i Orca skończyła piętnaście lat i mogła wypłynąć na powierzchnię. Słuchając, jak jeden z jej byłych służących był pożerany przez orkę tylko dlatego, że poślizgnął się i upadł na podłogę, niechcący zahaczając nosem o jej ogon, popłynęła na górę. Niestety niedane jej było zbyt długo płynąć, bowiem mając niewiarygodnego pecha oraz wadę wzroku, zaplątała się w sieci rybackie. Marynarze, którzy ją wyciągnęli należeli do załogi okrętu księcia pewnego królestwa. Wracali oni właśnie z dość długiej wyprawy i byli bardzo długo na morzu, wskutek czego, gdy wyłowili z morza najpiękniejszą kobietę na świecie od pasa w górę, poczuli ogromną żądze. Zerwali Orce stanik i od razu dorwali się do jej piersi, natomiast jej krzyk zagłuszyli wsadzając do jej ust penisa i gwałcąc oralnie. Mała syrenka płakała. Nie mogła nic zrobić, oprócz połykania spermy swych oprawców. Było ich co najmniej dwudziestu. Bolało ją całe ciało, miała zawroty głowy i chciała wymiotować. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Marynarze bowiem zapragnęli klasycznego seksu, a wobec braku odpowiedniego otworu w rybim ogonie syrenki, postanowili takowy otwór stworzyć. Niewiele dyskutując, jeden z nich wyciągnął nóż i zaczął zeskrobywać łuski z okolic nowego otworu. By zdusić krzyk Orci, marynarze siłą otworzyli jej usta i wyrwali język. Przetrzymywana przez kilkunastu silnych mężczyzn poczuła, jak jeden z nich wbija sztylet w jej ogon i zaczął robić malutkie kółko. Zemdlała z bólu. Ogon, mimo że był mocno unerwiony i umięśniony, nie posiadał żadnych kości dlatego też wyrżnięcie otworu zajęło marynarzom kilkanaście sekund. Syrenka ocknęła się na kilka chwil przed tym, jak żeglarze zaczęli tamować krwotok. W tym celu postanowili wypalić dziurę, potem poczekać aż pojawią się i znikną strupy. Dopiero wtedy otwór przez nich wycięty mógł zastąpić kobiecą pochwę. Syrenka jak przez mgłę słyszała krzyki: „Nie przypalaj, za wąski otwór” „To nic, rozszerzy się”. Następnie poczuła ogromny ból w ogonie i smród spalonego mięsa. Zemdlała.
Niestety marynarzom nie dane było wypróbowanie nowego otworu swojej ofiary, ponieważ kapitan okrętu nakazał marynarzom zwijać żagle. Z wszystkich czterech stron nadchodził sztorm. Statek znajdował się w centrum cyklonu. Marynarze zaczęli przywiązywać się linami do okrętu, by fale ich nie zmyły. Żaden nie pomyślał o przywiązaniu biednej syrenki, dlatego też pierwsza fala zmyła ją z pokładu prosto do morza w objęcia kochającego ojca. Trzymana przez niego na rękach obserwowała, jak fale raz pod raz przelewają się przez statek, jak okręt nabiera coraz więcej wody, jak zanurza się coraz głębiej i jak w końcu drewno nie wytrzymuje, pękając w pół, tworząc dziury, które pociągnęły okręt z przywiązanymi do niego ludźmi na samo dno.
Król natomiast zabrał swoją poszkodowaną córkę do podwodnego królestwa i zwrócił się o pomoc do miejscowej czarodziejki, by ta uleczyła jego córkę, bowiem martwica tkanek dostała się do krwiobiegu Orci i każda minuta sprawiała, że zakażenie powiększało się. Niestety czarodziejka nic nie mogła zrobić, ponieważ obrażenia były zbyt ogromne, wskutek czego król w akcie desperacji popłynął po złą czarownicę, która spełniła jego rozkaz i uratowała życie jego córce. Niestety, by czar mógł zadziałać, musiała ona odciąć całkowicie rybi ogon syreny, po czym dokonać pełnej przemiany syrenki w kobietę. Król, by ratować swoje dziecko musiał zgodzić się, żeby stało się ono człowiekiem oraz odstawić ją na ląd, bowiem nie mogła ona już dłużej żyć pod wodą. Nie odzyskała też głosu. Bał się o swoją córkę tak mocno, że płakał, gdy się z nią żegnał. Przeczucie mówiło mu, że już nigdy więcej jej nie spotka.
Natomiast syrenka stała naga na plaży i nie wiedziała, co ma robić. Gdzie iść, ani po co. Stała tak i płacząc nad swym losem nie zauważyła handlarza niewolników, który widząc najpiękniejszą kobietę jaka mogła istnieć, szybko ogłuszył ją pałką i sprzedał do pobliskiego domu publicznego, a za sumę, jaką uzyskał z sprzedaży, kupił sobie dwa okręty, dodatkowo zbrojną załogę i wyruszył na ekspedycję do odległej krainy po nowych niewolników. Niestety oba okręty zatonęły dzień po wypłynięciu na szerokie morze, bowiem podwodny król wiedział, jak skończyła jego córka.
Córkę natomiast, zaraz po tym jak dowiedziano się że jest dziewicą, ubrano w kosztowne szaty, umyto w drogocennych olejkach, wypachniono drogimi perfumami i sprzedano do zamku, ponieważ król gustował w niedoświadczonych, młodych dziewczętach, a jako że ta miała jeszcze wyrwany język i była najpiękniejszą panną w królestwie, właściciele domu publicznego otrzymali naprawdę znaczną sumę pieniędzy.
Niestety musieli ją zwrócić, ponieważ karawana jadącą z Orcą podczas podróży do stolicy, została napadnięta przez zbirów, którzy nie bacząc na jakiekolwiek konsekwencje swych czynów, zgwałcili wszystko co miało spódnice (w tym jednego szkota) i ucięli głowę. Za swój czyn i inne podobne do tego, za dwa lata zostaną rozwłóczeni końmi w pobliskiej wsi. Koniec

6 komentarzy:

  1. Te 'płuca do oddychania pod wodą' to skrzela :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko fajnie ale zakończenie slabe :(

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o streściłeś Małą Syrenke poprostu

    OdpowiedzUsuń
  4. Patrzac na dlugosc, ciekawy poczatek i twoje umiejetnosci spodziewalam sie czegos duzo lepszego :/

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane