Postęp
technologiczny idzie coraz bardziej do przodu. Ludzie już coraz mniej mają
styczność z innymi przedstawicielami gatunku Homo Sapiens. Aplikacje na
smartfona mogą zastąpić już twoją pamięć, twojego dietetyka, trenera czy
ginekologa.
Mam na imię
Kamila, mam siedemnaście lat i jako jedna z pierwszych dziewczyn zacząłem
używać aplikacji: „My period”. Aplikacja ta posiadała wiele funkcji,
niekoniecznie związanych z okresem. Na początku obliczała cały cykl
miesiączkowy na podstawie danych typu waga, wiek, data pierwszej miesiączki. Potrafiła
ona w dokładności do trzech godzin przewidzieć, kiedy nastąpi okres, a także
wyliczyć dni płodne.
Jednak
twórcom tej dziwnej aplikacji wciąż było mało. Każde kolejna aktualizacja tej
aplikacji, której notabene nie można było wyłączyć, dodawała następne funkcje.
Na przykład
druga aktualizacja pozwalała obliczyć, hipotetycznie rzecz jasna, kiedy dana
osoba będzie przechodziła menopauzę.
O ile
początkowo aplikację traktowano jako żart, ciekawostkę informatyczną, o tyle z
czasem, gdy skuteczność jej przewidywań wyniosła sto procent, stała się ona
istnym ewenementem. Każda dziewczyna, kobieta, nastolatka miała ją
zainstalowaną w swoim telefonie.
Może
przesadzam. Powiedzmy że każda, która interesowała się takimi informatycznymi
ciekawostkami.
Twórcy
programu jednak nie przestali i z czasem nazwa „My Period” była tylko nazwą.
Owszem, funkcja dotycząca okresu była, ale pojawiły się możliwości, które
sprawiły, że coraz więcej dziewczyn przestało chodzić do ginekologa.
Można było
zrobić zdjęcie swojej pochwy, wystarczyło tylko jedną ręką rozchylić wargi
sromowe, a drugą zrobić zdjęcie, by otrzymywać dokładny pomiar szerokości
otworu. Kolejna wersja wysyła promień, który badał głębokość. Jeszcze kolejna
zaś badała, czy wnętrze pochwy jest dobre i wydawała werdykt, czy należy iść z
nią do lekarze.
Mimo że
aplikacja robiła się coraz bardziej dziwna, złożona i wnikała coraz głębiej w
intymność kobiet, nadal pozwalałam jej się aktualizować i korzystałam ze
wszystkich funkcji. Wstydziłam się iść do ginekologa, dlatego bardzo chętnie jej
używałam.
Tym
bardziej, że potrafiła ona dobrać odpowiednią dawkę tabletek antykoncepcyjnych.
Była niczym prywatny lekarz.
Często
żartowałam sobie z koleżankami, że niedługo wystarczy sobie wepchnąć telefon z
włączoną aplikacją w cipkę, by ten zbadał śluz.
Albo
powiedział, jaka jest płeć dziecka.
No cóż.
Wykrakałam. Owszem, nie trzeba było go sobie wtykać w wiadomy otwór.
Wystarczyło nasikać na niego, by sprawdzić, czy jest się w ciąży, ewentualnie
podniecić i nanieść odrobinę śluzu na telefon, by mieć pełne badanie
ginekologiczne. Tak samo było z badaniem płci dziecka.
Byłam
wniebowzięcia tą aplikacją.
Aż pewnego
dnia…
Zamarzyłam,
by cofnąć się w czasie i nigdy jej nie użyć.
Ale
zacznijmy od początku.
Wszystko
zaczęło się dwanaście dni przed pojawieniem się marzenia. Obudziłam się rano i
pierwszą rzeczą, którą zrobiłam po przebudzeniu, było sprawdzenie aplikacji.
Stało się to nawykiem.
Weszłam w
menu i wybrałam kategorie: „Jaki dziś dzień”. Wyświetlił mi się napis:
„Dzisiaj
jest siódmy dzień twojego cyklu. Za cztery dni będziesz miała dni płodne.
Niewskazane jest uprawianie seksu, bowiem plemniki mogą dożyć”.
Uśmiechnęłam
się, wstałam, rozebrałam się, zważyłam i wybrałam opcję „Antykoncepcja”. Podałam
swoją wagę. Reszta danych była zapamiętana. Wyświetlił się komunikat:
„Daj próbkę
swojego śluzu do analizy”.
Czasami
trzeba było uzupełniać tę informację. Westchnęłam i myśląc o swoim koledze z
klasy i o tym, jak pręży swoje muskuły, zaczęłam się lekko podniecać.
Wystarczająco, by kawałek śluzu skapnął na telefon. Momentalnie przestałam. Od
masturbacji można się uzależnić. I oślepnąć. A i tego, i tego wolałam uniknąć.
Na wyświetlaczu
pojawił się wdzięczny napis:
„Dzienna
dawka: pół tabletki. Dziękujemy za uwagę. %XSAZ”
Ostatni
tekst był błędem. Czasami pojawiały się takie uszczerbki, mimo ciągłych
aktualizacji i łatek programistów. Uśmiechnęłam się. Wciąż byłam dziewicą, ale umówiłam
się z swoim chłopakiem, że jak tylko będzie wolna chwila, to zrobimy to. A
dzisiaj taka chwila miała być. Mieliśmy nie iść do szkoły, tylko zostać u mnie
w domu i uprawiać seks.
Niestety to
nie wypaliło, bowiem mój chłopak został w domu. Musiał pilnie pomóc rodzinie -
pękła im rura.
Smutna i
zmęczona, wieczorem położyłam się spać, gdy nagle mój telefon zawibrował.
Licząc, że dostałam sms’a od swojego chłopaka, podniosłam smartfona na wysokość
oczu. O dziwo, wyskoczyło mi powiadomienie z „My Period”. Zwykle była to wina
błędu, ewentualnie miał mi się zacząć okres. Musiałam zobaczyć powiadomienie,
inaczej żyć by mi nie dało. Jak wcześniej pisałam. Był to błąd.
Napis
brzmiał: „Gratulacje! Jesteś w ciąży! Telefon do najbliższej kliniki aborcyjnej:
544-353-443”. Przeklinając dzień, udałam się spać.
Rano
obudziła mnie aplikacja. Zaspana, przeczytałam napis: „Za trzy dni stracisz
dziewictwo. Uważaj”.
- Że co,
kurwa? - mruknęłam
Przetarłam
zaspane oczy, spoglądając raz jeszcze. Aplikacja była wyłączona. Uznając, że to
błąd programu, zapomniałam o całej sprawie i udałam się do szkoły.
Program nie
dawał mi spokoju. Pierwszego dnia przypominał mi, że za trzy dni stracę
dziewictwo, co cztery godziny, drugiego dnia, co dwie, a trzeciego - co
godzinę. Ignorowałam to i pisałam emaile do twórców, informując o błędzie oraz
pytając, co się dzieje. Na żadnym forum nie umieli mi pomóc. Reinstalacja nic
nie dała.
Oto wyciąg
z logów programu:
06:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
07:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
08:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
09:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
10:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
11:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
12:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
13:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
14:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
15:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
16:00
„Dzisiaj stracisz dziewictwo. Gotuj się.”
Była
sobota, nigdzie nie wychodziłam, mój chłopak do mnie nie przyjeżdżał. Nie
miałam z kim tracić dziewictwa, dlatego postanowiłam odinstalować program i
poczekać, aż go naprawią. Niestety nic to nie dało. Siedział on w głębi systemu
i nadal wyświetlał komunikaty.
17:00 „Już
niedługo. Umyj się. To twój pierwszy raz.”
18:00 „Nie
stresuj się. To będzie bolało. Jak diabli.”
19:00 „Bądź
gotowa.”
W końcu
wkurzona wyciągnęłam baterię, zjadłam kolację, umyłam się i poszłam spać.
Obudziłam
się o dwudziestej trzeciej. A raczej obudzono mnie. Mój ojciec, który był alkoholikiem,
wyszeptał mi do ucha:
- Zawsze
miałem na ciebie ochotę. Będę twoim pierwszym, okej?
Zanim
zdążyłam wyrazić swój sprzeciw, zgwałcił mnie. Trzykrotnie. Rano, obolała i
czująca wstręt do siebie samej, włączyłam telefon. Chciałam zadzwonić do
chłopaka, by przyjechał do mnie.
Przywitał
mnie napis:
„Mamy
nadzieje, że było przyjemnie. Dziękujemy za skorzystanie z aplikacji „My
Period””.
Zapłakałam
przerażona i zadzwoniłam do swojego chłopaka błagając, by przyjechał jak
najszybciej.
Nie miałam
siły na nic. Na nic. Ledwo doczłapałam się do drzwi, by mu otworzyć.
Gdy
otwierałam drzwi, przypomniał mi się pierwszy napis.
Napis, o
treści:
„Gratulację,
jesteś w ciąży! To chłopiec!”.
Upadłam na
kolana i załkałam.
Nie udałam
się do kliniki aborcyjnej.
Parę godzin
przed wizytą, dostałam wiadomość:
„Jeśli
usuniesz dziecko, umrzesz na raka szyjki macicy”.
Wierzę.
Wierzę że to się stanie.