niedziela, 12 marca 2017

Otwórz swe bramy piekielne



Wszystko zaczęło się w wieku szesnastu lat, gdy jako młody człowiek zapoznałem pewien typ ludzi, typ, który młody i niewykształcony, podatny na wpływ innych umysł, nigdy nie powinien poznawać. Z perspektywy czasu była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, jednak na samym początku żałowałem, że dałem się wciągnąć w tak chore towarzystwo. Mój żal przeminął dopiero wtedy, gdy zrozumiałem, że banda pojebów, której towarzyszyłem, wcale nie jest tak pojebana jakbym chciał. Możliwe, że moja niewiedza na temat tego jak działa wszechświat była istnym błogosławieństwem. Jednak w chwili obecnej, po ponad trzydziestu latach nadszedł czas, by urzeczywistnić moje marzenia.
Spojrzałem tylko na pustą białą kartkę obok łóżka mojego dziecka. Ta od razu odkryła moje myśli i pisane krwią litery pojawiły się natychmiast: „Nikt nic nie wie. Sąsiedzi widzieli Cię wczoraj jak wychodziłeś z domu to byli w szoku, że ktoś tu mieszka, jednak nikt nie przyjdzie do Ciebie”. Uśmiechnąłem się, po czym czule poklepałem mojego syna po głowie. Czternastolatek jak to miał w zwyczaju warknął tylko na mnie, czując kolejny upływ krwi. Dzięki odpowiednim lekom i środkom, jego organizm nadal funkcjonował, jednak krew zużyta do napisania wiadomości miała już nigdy się nie zregenerować. Blade i zimne niczym śnieg nogi i ręce były już tylko zbieraniną kości i gnijącego mięsa. Dolna część torsu była w odrobinie lepszym stanie, mimo że nabrzmiały penis, posiadający zacisk u samej podstawy uniemożliwiający odpływ krwi, poczerniał i groził odpadnięciem w najmniej spodziewanym momencie.
Wyłupione oczy przypomniały mi po raz kolejny, że powinienem przeprowadzić lobotomię na chłopaku, bowiem nic nie widząc i nic nie słysząc, a tylko czując, musiał czuć się okropnie. Postanowiłem, że zrobię to jutro.
Po prostu przełożyłem to na następny dzień. Znowu, od czterech lat to samo. Nie lubiłem lobotomii, częściej niszczyłem mózg niż go uszkadzałem, a miałem ograniczoną ilość synów. Owszem te na dole mogły mi wyprodukować dowolną ilość, jednak nie takie było ich przeznaczenie.
Zszedłem do piwnicy, gdzie na dziesięciu fotelach ginekologicznych leżały matki moich dzieci. Każda miała urodzić dziecko w tym samym czasie, prosto do kołyski leżącej między ich otwartymi nogami. Obiekt A7, moja najukochańsza córka, kręciła się wokół nich, niczym jastrząb wypatrując najmniejszej oznaki rozpoczynającego się porodu. Doskonale widziała, jak wygląda cały cykl, w końcu odebrała już kilkanaście porodów swojego rodzeństwa, więc była całkiem wprawiona w tej czynności. Podbiegła do mnie na czworaka i zaczęła pocierać swoją głową o moją nogę. Uśmiechnąłem się do niej i poklepałem po główce. Zaskomlała radośnie z okazanej jej miłości, po chwili podniosła głowę do góry, abym mógł zobaczyć, że jest mi w pełni oddana. Zadowolony wyciągnąłem z kieszeni batonika i jej go dałem. Podczas gdy ona próbowała rozedrzeć opakowanie swoimi pozbawionymi paznokci palcami, ja sprawdziłem czy mrożonki się rozmroziły. Dotykając mięsa znajdującego się na podbrzuszu czy głowie uznałem, że jest ono odpowiednio miękkie, by można je było przeznaczyć do dalszych celów.
Wsadzając po kolei obu moich dwudniowych synów do maszynki do mięsa, a następnie przemielone mielone do blendera, przeliczyłem w myślach zapasy. Z trzydziestu mrożonek, głównie płci męskiej, zostały mi tylko cztery. Teoretycznie powinno wystarczyć do terminu porodu, jeśli jednak nie, zawsze pozostaje mi starsze rodzeństwo obiektu A7, czy też syn znajdujący się na górze. Zajrzałem po drodze do klatek gdzie obiekty A1, A2, A3 i A4 spały przytulone do siebie. A5 i A6 kłóciły się o coś, używając swoistego języka warknięć i prychnięć. Czasami żałowałem, że nie nauczyłem ich języka ludzkiego, jednak zawsze po tym zastanawiałem się, jaki to miałoby sens, skoro ich języki zostały wyrwane tego samego dnia, co się narodziły? Szybko sprawdziłem, czy aby niektórym nie pojawiły się stałe zęby, wszak były już w tym wieku, że powinny wyrastać. A8 nadal leżała w tym samym miejscu, co ją wczoraj zostawiłem, dusząc ciężko po przeżytych zabiegach pielęgnacyjnych. Sterylna klatka raczej nie powinna stanowić źródła infekcji, gorzej z pozostałymi obiektami, bo te mogły w ramach zabawy czy też w imię jakiejś choro pojmowanej sprawiedliwości zrobić jej krzywdę.
Za pomocą myjki ciśnieniowej zmyłem ślady krwi z kafelek spod obiektu A8. Była w stanie uciec przed gorącym strumieniem wody, więc nie było tak źle jak pokazywała. Odczołgała się do swojego legowiska, kładąc się na nim i zwijając w pozycje embrionalną. Zanotowałem sobie w pamięci, że muszę zmyć krew i nasienie z jej ud. Jeśli zaś chodziło o pamiętanie, to została mi ostatnia rzecz do zrobienia. A9 zaatakowała mnie wczoraj podczas zabaw z jej siostrą bliźniczką i musiała ponieść surową karę. Wczoraj tylko zamknąłem ją w kojcu pod napięciem, przywiązując ją w taki sposób, że nawet najmniejszy ruch groził porażeniem prądem. Wyciągnąłem ją z więzienia i dbając o to, by wszystkie widziały, wbiłem swoje palce w jej oko. Wrzasnęła, jednak ja wbijałem je coraz głębiej, aż w końcu byłem w stanie wyrwać jej oko.
Kilka starszych obiektów, zwłaszcza tych bez oka, doskonale wiedziało, co teraz się stanie, więc były przygotowane, gdy rzuciłem im oko. Od razu rzuciły się do walki między sobą o smakołyk. Ciągnąc A9 za pusty oczodół do klatki, założyłem jej opatrunek i wrzuciłem do środka pamiętając, by kilka razy kopnąć. Z czułością raczej niż z agresją, by zrozumiała przekaz.
Jeszcze na koniec pogłaskałem z czułością swoje matki po głowie. Nie lubiłem ich wzroku, wszystkie miały zamglone spojrzenia sugerujące, że już dawno temu oszalały. A doskonale wiedziałem, że to nieprawda, ponieważ nie tak dawno jedna z nich próbowała uciec i gdyby nie interwencja A7, to by się jej udało. Spojrzałem ze smutkiem na rozszarpane zwłoki A0. Dziewczynki ile mogły tyle zjadły, widocznie zostawiły te części, które były zbyt niesmaczne albo żylaste, więc zebrałem szczątki do kupki i wyniosłem do kuchni. Przynajmniej syn będzie miał co jeść.
Po wszystkim usiadłem przy biurku i zabrałem się do porządkowania dokumentów swoich podopiecznych. Tworzenie fałszywych tropów oraz ciągłych zmyłek było wyczerpujące. Atrament w postaci krwi mojego pierworodnego powoli się wyczerpywał, a żaden z kolejnych prowadzących sprawę policjantów nie chciał odpuścić. Uznali sprawę zniknięcia jedenastu moich żon z życia publicznego i społecznego za najważniejszą sprawę w okolicy, wobec czego węszyli niczym psy. Wyciągnąłem kartkę papieru i wystawiając koniuszek języka, napisałem na papierze za pomocą palca: „Antoni Ciżma, lat 55, zamieszkały w Florkach przyzna się na policji, że uprowadził poszukiwane kobiety…” przerwałem na chwilę słuchając jak mój syn płacze z powodu zadawanego bólu. Trudno. Kontynuowałem: „…aby sprzedać je obywatelowi Włoch Ferdinardo Kiephiho do domu publicznego”. Chuchnąłem na papier, a napisane słowa zniknęły, jakby nigdy nie istniały. Kolejny fałszywy trop, jeszcze jeden z tysięcy które będą musieli sprawdzić. Uśmiechnąłem się na myśl, że znowu będzie szukany nieistniejący człowiek. Mój uśmiech powiększył się, gdy uświadomiłem sobie, że właśnie pogorszyłem życie każdego kolesia o takich danych.
Magia krwi jest wszechpotężna, żałowałem, że tak dużo krwi mojego syna poświęciłem na głupoty. Niestety co się stało, nie mogło już się zmienić. Po uporządkowaniu dokumentów i przygotowaniu się na następny dzień, udałem się na zasłużony posiłek.
Czasami żałowałem, że moje libido jest tak niskie, by jeden raz na tydzień mi wystarczał. Nie sprawiało to, bym czuł się dobrze sam ze sobą. Nienawidziłem się za to, tęskniłem za swoimi latami młodości, kiedy to mogłem używać ile chciałem i żałowałem, że zgodziłem się na zostanie adeptem. Jednak wszystko miało się zmienić. Bardzo niedługo.
Obudził mnie w nocy obiekt A7. Od czasu próby ucieczki jej własnej matki oraz buntu A0 miała na tyle długi łańcuch, by mogła przypełznąć do mnie i dać znać, że coś się dzieje. Zerwałem się z łóżka, poklepałem grzeczne stworzonko po głowie i zszedłem na dół, gdzie właśnie na świat przychodziły moje zmiany.
Dzieci poczęte równo dziewięć miesięcy temu, dojrzewające w brzuchach matek, które były w pełni świadome piekła rozgrywającego się od czternastu lat w ich życiu, zmuszane do zjadania własnych dzieci, a następnie tych, które odżywiały się tymi zjadanymi, zmuszone do obserwacji jak ich własne dzieci przemieniane są do roli tępych zwierzątek, dzieci karmione przez któreś z kolei już pokolenie samoistnych kanibali, właśnie teraz wyskakiwały z rozszerzonych do granic możliwość pochw swoich matek na przygotowane kołysanki. Obiekt A7, pracowita niczym mrówka, biegała wśród swojego nowo narodzonego rodzeństwa, zębami przegryzając pępowiny i je zawiązując oraz dając klapsa dla mojej przyszłości, aby na pewno żyły.
Pewnie podejrzewała, że i ta partia trafi do zamrażalnika, jednak była na tyle dobrze wytresowana, że wiedziała, co należy do jej obowiązków. Piwnica powinna rozbrzmiewać odgłosem płaczu dziesięciu noworodków, jednak jedyne co było słychać to cichutkie skomlenie któregoś z obiektów A, ciężki oddech A7 oraz kapanie kilku kropel krwi i wód płodowych na podłogę. Nowo przybyli na ten świat byli dokładnie tacy, jak przewidział to rytuał. Pulchne, ciche, miękkie, leciutko w kolorze niebieskawym, bez źrenic oraz uszu, z ustami bez warg, zrośniętymi palcami. Były idealne do moich celów. Tak jak przewidziano, wszystkie były płci żeńskiej.
Uśmiechając się podszedłem do kuchenki i zagotowałem wodę w pięciolitrowym garnku. Ustawiłem swoje nowe córki dookoła gazówki. Musiałem działać szybko i zdecydowanie, wieloletnia praktyka bardzo mocno mi się przydała w tej chwili. Sprawdziłem czy mam dratwę nawleczoną na igłę oraz czy mam przy sobie schemat połączeń. W ostatniej chwili przypomniałem sobie o kwestiach bezpieczeństwa, więc szybko skróciłem łańcuch A7 do minimum oraz sprawdziłem zamknięcia klatek. Chciałem poderżnąć gardła moim żonom aby mieć pewność, że nic nie przeszkodzi, jednak uznałem, że warto mieć je na wszelki zapas.
Dlatego gdy woda zagotowała się, nie zważając na ból, zaczerpnąłem metalowym kubkiem wrzątku i chlusnąłem w twarz pierwszego dziecka. Wrzasnęło z bólu i wrzeszczało dalej, gdy zrywałem z jej głowy skórę. Dieta ze swojego rodzeństwa dało łatwo zrywalną, jednak niezniszczalną skórę, którą wycinałem z jej głowy. Leciutko oparzona ręka delikatnie sygnalizowała swój ból. Starałem się to zignorować, bowiem czekało mnie znacznie gorsze przeżycie. Gdy zerwałem już cały skalp, rozciąłem go i rozłożyłem na płasko, kontynuowałem swój czyn, zrywając kolejne i słuchając ich potępieńczego wycia. Szycie z coraz bardziej poparzoną ręą stawało się coraz trudniejsze, tym bardziej, że skóra była twarda niczym brezent. Przyszywałem fragmenty kołowo starając się, by ucho jednej nachodziło na ucho drugiej.
Gdy skończyłem, moja ręka wyglądała już tylko troszkę lepiej od na wpół ugotowanego mięsa, jednak udało mi się. Sycząc z bólu założyłem na siebie obszerną tunikę ze skóry moich dzieci. Przewlokłem ręce przez elastyczne otwory gębowe.
I nic.
Nie poczułem uderzenia mocy, jakie mi obiecano ani euforii, którą miałem doznać czując na sobie kaftan godny króla piekieł. Żadnego mistycznego zbawienia, przepływu mocy ani wszechpotężnych możliwości. Rozczarowałem się. Rozejrzałem się dookoła, patrząc na to wszystko, co tworzyłem przez tyle lat i stwierdziłem, że zmarnowałem życie. Mogłem zadawać więcej cierpienia i bólu innym, mogłem jak pozostali z bractwa dążyć do czegoś mniej ambitnego.
I wtedy właśnie poczułem to. Nóż, którego używałem do krojenia niemowlaków, przebił się przez moją klatkę piersiową. Obiekt A6 stał za mną, mrużąc oczy z czystej nienawiści do mnie. Klęknęła jednak przy mnie i wyciągnęła ten nóż, lecząc drugą ręką moją ranę. Mój umysł wychwycił jej telepatyczne myśli. Myśli, których nigdy nie słyszałem. Chciałem wrzasnąć, ale gdy tylko otworzyłem gardło, ona trzasnęła mnie w nie a potem wyrwała język.
Wykorzystując moje chwilowe zamroczenie, uderzyła mnie w głowę. Straciłem przytomność na tyle długo, by zdołała mnie całkowicie obezwładnić. Brak oczu, słuchu, kończyn i zębów. Stałem się więźniem własnego rytuału. Moje dzieło miało być kontynuowane. Tylko nie ja miałem być beneficjentem i zdobywcą wszechmocy. Ja miałem tylko dostarczyć spermę do kolejnych dzieci.

sobota, 21 stycznia 2017

Prawdziwa mułość.



Usiadłam przy komputerze i spojrzałam w treść nowej wiadomości do mojego ukochanego. Parówka w mojej pochwie leciutko mnie uwierała, niestety nie była to ta sama co zwykle bo oczywiście mój brat musiał zjeść je dzisiaj na śniadanie. To była jakaś okropna, cielęca którą prawie złamałam w pół wkładając ją do pochwy, jednak musiałam to zrobić. Za dużo razy ten gnój napisał że kłamię w swoich wiadomościach do niego. Niech wie że mówię prawdę. Poprawiłam kilka błędów językowych bo przecież on to czyta i wytyka oraz dołączyłam zdjęcia jak ją wkładam.
Nie powie mi gnój jeden że jest zakłamana i nie wiem co piszę. Zdrajca i drań, morderca w najczystszej postaci, psychopata i socjopata nie umiejący docenić prawdziwej miłości. Idiota, karzeł żyjący z swoimi kompleksami w swoim własnym małym świecie. Spojrzałam na swojego e-mail pełnego wyznań o tym jak bardzo go podziwiam i kocham po czym skasowałam załączniki. Nie zasługuje na taką nagrodę. Po chwili skasowałam zdanie w którym napisałam że będę go kochać nawet jeśli nasika mi na głowę. Zamiast tego napisałam że zabije każdą szmatę która do niego podejdzie a potem siebie samą aby został na zawsze sam. Poszłam do kuchni i wzięłam stamtąd nóż do krojenia mięsa. Niech wie że nie żartuje z tym że mogę kogoś zabić. Przyłożyłam do sobie do gardła i zrobiłam zdjęcie.
Chwilę później wszedł mój ojciec do kuchni i zapytał po co mi nóż. Odpowiedziałam że po nic, po czym odłożyłam go do szuflady i poszłam do pokoju. Głupi gnój, nic tylko by mi rozkazywał i o wszystko pytał. Mam dwadzieścia jeden lat to nadal jego obowiązek mnie utrzymywać! Jestem jego najcudowniejszą córką i powinien o tym wiedzieć.
Może jeśli napisze mu o tym że mnie gwałcił jak byłam mała to zrozumie moją trudną sytuacje i odpisze? Na pewno zrozumie, każda osoba czująca współczuje osobom molestowanym w młodości! Przecież ojciec mnie dotykał jak byłam mała więc molestował mnie! Jeszcze dawał klapsy a gdzieś są zdjęcia w rodzinnym albumie jak całkowicie nagą dotykał mnie gąbką! Zboczeniec i pedofil! Pójdę na policję i oskarżę go, niech płaci mi odszkodowanie.
Tak to dobry pomysł, dostanę milion złotych i kupię sobie mieszkanie gdzie będę uprawiała seks z wszystkimi tylko nie z Kamilem, niech cierpi w swojej niemożliwości posiadania mnie! Tak to będzie kara dla niego, widząc jak każdy mnie ma tylko nie on. Będę nagrywała filmy z tego bzykania a on będzie je oglądał i masturbował się, płacząc że on nie może mnie mieć i żałując że stracił okazję. A ja będę w siebie przyjmowała sobie większe penisy, najpierw białych, potem czarnych, potem dwa  naraz, konia a na końcu pachołek drogowy! Aż w końcu jego fantazja o tym czy można wsadzić głowę do pochwy i oddychać w macicy spełni się właśnie we mnie! Tak to najlepszy pomysł.
Muszę iść na policję i oskarżyć mojego ojca o pedofilę. To najlepszy sposób na cokolwiek. Napiszę o tym wszystkim Kamilowi, niech wie jak cudowną i genialną ma żonę. Bo on będzie moim mężem, on i nikt więcej. To z nim stracę swoje dziewictwo, z nim i tylko z nim. Stracę w najlepszy sposób na świecie bowiem nie zrobi on tego penisem a swoją głową. Będę mogła czuć się wyjątkowa, tak jak wtedy gdy dał mi łyka swojej coca-coli z butelki. Tylko ja mogłam wziąć łyka, tylko ja. Czyż to nie oznacza że jestem wyjątkowa? Jeśli nie to to co innego? Usiadłam przed komputerem, rozszerzyłam swoje nogi i wyciągnęłam parówkę. Lepsza jest butelka coca-coli niż ten kawałek zimnego mięsa, będę musiała go schować wieczorem do lodówki by nikt się nie dowiedział co z nim robię. Butelka, sprzed półtora roku nadal zawierała w sobie tyle samo napoju co wtedy gdy mi ją dał. To będzie cudowne gdy się jej napijemy na naszym ślubie, taki symbol miłości bo to od niej się wszystko zaczęło.
Napisze mu o tym! Niech wie że nadal ją mam i masturbuje się nią kiedy tylko chce. Tylko może w innym mejlu bo przecież tutaj napisałam jak bardzo go kocham i że nienawidzę. Tak to będzie dobry pomysł! Im więcej wiadomości mu wyślę tym większa szansa że przeczyta jakikolwiek! Już dawno temu zapomniałam jakie to uczucie mieć w sobie całą pół litrową butelkę coli. Wiem że penis Kamila nie będzie tej wielkości co ona ale specjalnie dla niego moja szparka zostanie ciasna!
Tak, z nim stracę swoje dziewictwo, niech wie o tym! Wstałam na chwilę, by poprawić szyjkę butelki, bowiem weszła pod tym złym kątem i uciskała mnie w coś. Usiadłam jednak szybko bowiem w tej samej chwili do pokoju wpadł mój brat.
-Cześć siostra, przepraszam za tą Colę jednak strasznie pić mi się chciało – rzucił od progu. Poczułam jak psychiczne zimno zmraża moją duszę.
-Colę? – spytałam, czując gulę w gardle oraz napływające łzy do oczu.
-No tą starą wygazowaną. Spokojnie odkupię Ci ją – powiedział szybko widząc jak mój szok.
-Nie no nic się nie stało – odparłam z zaciśniętym gardłem i pobiegłam do łazienki.
Butelka Coca-Coli w mojej pochwie dawała o sobie znać podczas biegu. Poczułam jak leciutko się wysuwa jednak zdążyłam wejść do łazienki i ja wyciągnąć. Rzeczywiście, ubyło trochę niesamowite płynu gdzie zmieszana była ślina moja i Kamila. Teraz do niej została dodana ślina mojego brata. Zamknęłam oczy, wiedząc co teraz powinnam zrobić. Musiałam jednak poinformować Kamila o tym że w naszym związku pojawi się kolejna osoba, mój brat. Nie wiedziałam czy chce się z nim pieprzyć czy po prostu będzie musiał on jakoś żyć. Zastanawiając się dalej uświadomiłam sobie że właśnie miałam w swojej pochwie butelkę którą dotykał i Kamil i mój brat. Poczułam jak robię się jeszcze bardziej mokra. Świadomość że obydwoje dotykali mnie jednocześnie w tym miejscu sprawiła że wetknęłam sobie tą butelkę z powrotem i zabawiałam się aż nie doszłam po czym poszłam opowiedzieć wszystko Kamilowi.
W nocy obudziłam się z snu i udałam do pralni gdzie były zużyte majtki mojego brata. Sny, pełne erotyzmu i seksu z Kamilem i nim były na tyle silne że zapragnęłam poczuć smak mojego brata. Szybko znalazłam jego skarpetki które zrolowałam i wsadziłam do środka czując ich szorstkość w swoim delikatnym wnętrzu. Zaczęłam też wąchać jego zużyte majtki i rozkoszując się tym zapachem rozpoczęłam mizianie się po swojej łechtaczce. Po chwili zauważyłam brązowy pasek na białym materiale więc niewiele myśląc przejechałam kilkakrotnie językiem.
Gdy doszłam napisałam wszystko to Kamilowi, wysyłając mu zdjęcia skarpetek i majtek i udałam się na spoczynek.
Rano udałam się na uczelnię gdzie mój ukochany studiował. Jak zwykle czatowałam przy drzwiach pragnąc zauważyć o której wchodzi aby wiedzieć jaki ma teraz przedmiot. Nie mogłam go śledzić, jego koledzy od razu by go poinformowali. Jakże mi wstyd że musimy ukrywać naszą miłość przed nimi. Nie zaakceptowaliby nas więc dlatego nie zaproszę ich na ślub. Niech mają gnidy za to że nie potrafią rozpoznać prawdziwej miłości, choćby ta stanęła naprzeciwko nich. Byliśmy sobie z Kamilem przeznaczeni, każdy to widział. On geniusz matematyczny, ja czuła i opiekuńcza, on dobry w wszystkim a ja świetnie bym się z nim bzykała.
Po chwili zobaczyłam go. Wysiadł z swojego auta i podszedł do drzwi. Chciałam zastąpić mu drogę jednak uznałam że lepiej nie zdradzać się z naszym związkiem.
-Karolina możemy pogadać na osobności? – zagadał do mnie. Poczułam się jakbym dostała orgazmu. Dwa lata mnie unikał a teraz spytał się czy chce z nim uprawiać seks!
-Tak – odparłam rozanielonym głosem
-Ale nie tutaj ok? – spytał, trochę skrępowany i zmieszany – Chodź do auta ok?
Prawie dostałam orgazmu na samą myśl o tym że będziemy się pieprzyć w aucie, na parkingu przed uczelnią! Wiedziałam że dwa lata spędzone na obserwacji i pisaniu do niego będą miały sens!
-Wiesz że mam przy sobie Coca-Colę? – spytałam podczas gdy on otwierał drzwi swojego combi
-Naprawdę? – zauważył z ściśniętym głosem, pewnie z wzruszenia – Wsiadaj proszę
Wsiadłam do samochodu a on zatrzasnął drzwi za mną. Nie zdążyłam się rozejrzeć gdy poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Straciłam przytomność.
Obudziłam się w totalnej ciemności, nie mogąc się poruszyć. Moje ręce były skrępowane za plecami a stopy związane w jedno. Zaśmiałam się leciutko, biedny Kamil myśli że musi mnie związać by mnie posiąść! Oddałabym mu się od razu, nawet w aucie a on musiał mnie ogłuszyć i związać. Przywiązał mnie pewnie do łóżka świntuch jeden. Szkoda tylko że jest tak ciepło i zapomniał rozebrać.
-Oh Kamilku, nie musiałeś, sama bym Ci się oddała – jęknęłam zalotnie czując leciutkie skurcze w rękach. Krew mi tam nie dopływała jednak nadal byłam podniecona jak diabli. Wielokrotnie pisałam mu że marzę by mnie związał i wykorzystał więc właśnie to zrobił. Kochany Kamil, moja miłość do niego wzrosła znacznie i gwałtownie. Poruszyłem leciutko ciałem chcąc się wygiąć w jakąś seksowną pozycję bo leżenie na plecach na pewno nie dodawało mi seksapilu.
Próbowałam zgiąć kolana jednak uderzyłam nimi w coś drewnianego. Zdziwiona poruszyłam nimi w lewo i prawo ale tam też było coś drewnianego. Widocznie mnie zamknął. Może spakował jako prezent? Pewnie tak, przecież niedługo są święta. Kochany, chce mnie dostać pod choinkę. Mój romantyk.
Po chwili usłyszałam głosy i łupnięcia z góry. Zaczęłam się bać, przecież nie powinno tego było słychać. Jednak uspokoiłam się, bo doszło do tego też ciche sapanie i przeklinanie. Pewnie Kamil posuwał mojego brata, tak jak mu napisałam w swojej fantazji! Tak to by było sens, najpierw oni by siebie nawzajem zadowolili a potem by przyszli mnie zadowolić! Tak musiało być.
Nagle zalała mnie światłość oraz świeże powietrze. Zrobiło się znacznie zimniej.
-Medyka szybko! – zawołał jakiś głos.  Dalsze wydarzenia potoczyły się zdecydowanie za szybko i były zbyt chore aby mogły być prawdziwe. Kilku policjantów i jakiś leśniczy próbowali mi wmówić że mój ukochany zakopał mnie tutaj wraz z swoim kolegą! Kłamcy, pewnie nasłały ich te suki, fałszywe przyjaciółki mojego męża abym przestała go kochać! Powiedziałam że nic nie wiem, przecież nie będę narażała Kamila na jakieś niemiłe konsekwencje. Przecież nic takiego nie zrobił złego a to nasze chore prawo na pewno by powiedziało że to on to wszystko zorganizował.
Prawdziwa żona wybaczy wszystko, nawet to że mnie zdradził z tymi kurwami. Wróci do mnie i będzie mnie błagał o wybaczenie a ja mu się zaśmieje prosto w twarz i odmówię. Tylko najpierw musze pozbyć się policji i wszystkich innych co będą zadawali jakiekolwiek pytania. To idioci, nie zrozumieją czym jest prawdziwa miłość, oni nigdy nie kochali kogoś tak mocno jak ja.
Zabije te szmaty, Kamil chciał mnie zerżnąć w aucie a one pewnie przejęły kontrolę. Obezwładniły go i zamknęły gdzieś a same wywiozły do lasu by się mnie pozbyć. Do pięt mi nie dorastają, doskonale to wiem.