wtorek, 18 listopada 2014

Kometa



-I jak?- spytała Marta wchodząc bez pukania do łazienki.
-Nigdzie nie wyjdę - odpowiedziała Agnieszka, opierając się o porcelanę i patrząc w otchłań sedesu.
-Kochanie dasz radę, no - Karol wciąż trzymał jej włosy tak, by nie dotykały muszli oraz trzymał się poza zasięgiem wymiotów.
-Nie dam rady - wykrzyknęła wokalistka zespołu Kometa prosto w rurę i resztki jej posiłku z dzisiaj.
-Aga, daj spokój. To zwykły koncert - chcąca poprawić sytuację Marta zabrzdękała na basie, który trzymała w ręce. Nie rozstawała się ze swoją gitarą nawet pod prysznicem. Był to bowiem prezent od legendarnego Ashula Ala Jimbada, jednego z najlepszych muzułmańskich gitarzystów świata.
-Nie okłamuj mnie! - krzyknęła rozhisteryzowana dziewczyna. Jej chłopak ukląkł obok niej, starannie szukając miejsca, gdzie nie trafił pierwszy zrzut i poklepał ją po plecach.
-Skarbie, spokojnie. Spójrz na nas, jesteśmy oazą spokoju - starał się nie wspominać o Bartku, który zajął muszlę w pokoju obok - to tylko zwykły koncert, tylko troszkę więcej ludzi będzie.
-Więcej? - pisnęła najstarsza z zespołu i jego liderka.
-No więcej, jakieś dwieście tysięcy ludzi więcej - odpowiedział Kacper, ich główny chłopiec na posyłki. To on budził basistkę. by ta obudziła zespół. Od ostatniej akcji, gdy widział pewnych członków zespołu skutecznie odmawiał wykonywania tego obowiązku w stosunku do innych.
-No to zaiste troszkę - przekleństwo zostało praktycznie zdławione przez kolejny wymiot.
-Marta chodź na chwilę - zagaił chłopak i wyszedł z łazienki. Siostra wokalistki ruszyła za nimi, przepraszając parę.
Podążała za nim aż znaleźli się poza zasięgiem słuchu, gdy odwrócił się i powiedział:
-Sorry ale okłamałem was. Dostałem nowe dane - rzekł prosto z mostu.
Marta poczuła gulę w żołądku. Sama ciężko znosiła występ przez tyloma ludźmi, a jego mina sugerowała, że będzie znacznie gorzej.
-Według najnowszych sond, pod sceną znajduje się pół miliona osób - powiedział to tak szybko i cicho, że nikt, kto by go nie znał, nie zrozumiałby. Marta jednak znała go za dobrze, dlatego w ciągu paru sekund usłyszał głośne z łazienki:
-Odsuń się!
Westchnął i ruszył na poszukiwanie ostatniego członka zespołu, który miał za piętnaście minut wyjść na scenę. Liczył na to, że chociaż zdążą oczyścić się z wymiocin, zanim zacznie się ta chwila. Zamyślony wspiął się po schodkach do pokoju Ołówka. Już unosił rękę by zapukać gdy drzwi otworzyły się z łoskotem, uderzając go w bok i sprawiając, że przeleciał w powietrzu i wylądował na plecach na kaloryferze. Gitarzysta nie przejął się tym, tylko pobiegł do pokoju Agnieszki i Karola. Zły i obolały ruszył za nimi jednak tuż pod drzwiami przystanął i odwrócił się na pięcie. Zapach marihuany przenikał przez drzwi. Mruknął tylko:
-Pieprzone
ćpuny i czyny społeczne.
-Agnieszka spróbuj zachęcał Karol podsuwając jej zioło pod nos. Robert jednocześnie trzymał asekuracyjnie miskę na wypadek, gdyby na skutek dziwnych zdarzeń joint spadł do sedesu.
Marta za
ś siedziała pod prysznicem, i brała macha za machem, z każdym pociągnięciem relaksując się. Po chwili, maksymalnie rozluźniona rzuciła tekst do Agnieszki:
-Sis spr
óbuj to lepsze niż orgazm.
Agnieszka chcia
ła się jej odgryźć, ale zapach trawki spod jej nosa sprawił, że zapomniała co jej młodsza siostrzyczka mówiła i zebrała w sobie dość mocy, by spróbować zakazanej substancji. Po chwili dołączył do nich Bartosz. W ciągu paru minut byli gotowi na swój pierwszy występ przy ogromnej publiczności. Mieli być tylko zwykłym supportem dla Guns N' Roses, ale narkotyk dodał im takowej pewności siebie, że byli pewni, że to oni są głównymi gwiazdami wieczoru.
Wyszli na scen
ę gdzie wszystko było gotowe i zapięte do ostatniego guzika. Zadowoleni i rozprężeni stanęli przed tłumem. Agnieszka, jako lider zespołu, zabrała głos krzycząc powitalne i tradycyjne:
-Siemano Woodstock!
T
łum, czekający niecierpliwie na występ swoich ulubieńców, odpowiedział mało entuzjastycznie, licząc że pół godziny gry zespołu który wygrał zakład z Owsiakiem minie bardzo szybko. Dlatego oklaski i okrzyki były mało entuzjastyczne, a w kilku miejscach dało się słyszeć krótkie oświadczenia nakazujące uciekać zespołowi. Jednak muzycy nie przejmując się tym zaczęli koncert od swojego pierwszego utworu jakim była piosenka Minut Sto. Piosenka odniosła dość spory efekt, widać było, że kilkuset osobom spodobała się ona, jednak większość stała nieruchomo, a gdy ucichły ostatnie nuty ludzie zaczęli buczeć i domagać się lepszej muzyki. Agnieszka przełknęła ślinę i spojrzała na resztę. Jej chłopak kiwnął tylko głową i zaproponował Do śmierci. Wokalistka pokazała reszcie zespołu co ma grać.
Jednak zamiast usłyszeć nuty łagodnej piosenki o miłości aż po grób rozszalała się istna kakofonia dźwięku. Bartosz zaczął grać niesamowicie szybkie solo na perkusji, sprawiając wrażenie, że nie posiada dwóch pałeczek tylko osiem. Patrzyli zaszokowani na niego, myśląc o co mu chodzi, gdy nagle Ołówek wyprężył się jak struna i zaczął wtórować perkusiście machając rękę niesamowicie szybko, a drugą przesuwając drugą ręką po gryfie. Po chwili dołączyli do nich Karol i Marta. Agnieszka rozejrzała się zaszokowana. Nie wiedziała co czynić jednak widząc po reakcji tłumu podobała im się niesamowicie szybka, dzika i głośna muzyka. Uznała więc, że słowa piosenki nie mają sensu bowiem i tak nikt nie usłyszy jej słabego głosu więc postanowiła zaimprowizować piosenkę.
Wystarczy
ło by tylko przybliżyła mikrofon do ust i je otworzyła, by z jej gardła wyleciał okrzyk którego nie powstydziłby się żaden wiking:
-
ŚMIERĆ!
Z odleg
łego głośnika posypały się iskry. Spróbowała jeszcze raz:
-ZNISZCZENIE!
Kolejne iskry polecia
ły jednak nikt się tym nie przejmował. Tłum oszalał, a Agnieszka wpadła w szał.:
-TO NASZE PRZEZNACZENIE!
Po chwili przerwa
ła, podeszła do swojego chłopaka, pocałowała go namiętnie i zaintonowała:

ŚMIERĆ! ZNISZCZENIE!
TO NASZE PRZEZNACZENIE!
ZAR
ŻNIJMY WSZYSTKICH
PO TO
ŻYJEMY
MORDOWA
Ć!
PALI
Ć!
GWA
ŁCIĆ!

Atmosfera na scenie robiła się coraz bardziej szalona. Pot, który wytwarzały pracujące członki już dawno zaczął opryskiwać okoliczny sprzęt. Po skończonej pierwszej piosence i wysłuchaniu oklasków Agnieszka nie zabrała głosu tylko od razu zaczęła śpiewać kolejną piosenkę:
ZABIĆ WSZYSTKIE DZIECI
ZABI
Ć WSZYSTKICH CHORYCH
ZABI
Ć WSZYSTKICH STARYCH
TO WSZYSTKO LUDZKIE
ŚMIECI
Kacper spojrzał na listę aktualnych utworów, potem wyciągnął podręczny śpiewnik Komety i przejrzał teksty. Jeszcze raz sprawdził swoje informacje i mruknął:
-Oczywi
ście Karol nigdy mi nie powie, że mają nowe piosenki. Kurwa mać.
Po czym zrezygnowany ruszy
ł w pole. Do rana nie był im potrzebny, nie ważne jak pijani zawsze wracali do swoich pokoi, więc zadowolony oddał się rozkosznej ciszy i spokojnej atmosferze przy Małej Scenie.
Natomiast przy Du
żej Scenie tłum szalał, kamery właśnie rejestrowały największe pogo wszech czasów, które liczyło około trzysta tysięcy osób. Ołówek grał właśnie najdłuższe solo w historii rocka na gitarze, niesiony na rękach tysięcy fanek. Całkowicie nie przejął się tym, że ktoś zdjął mu buty oraz że wybuchła ogromna walka o nie. Setki innych próbowało wedrzeć się na scenę, by móc całować cudowną wokalistkę po nogach.
W pewnym momencie p
ękła struna od basu. Basistka nie przywiązując uwagi do faktu, że struna rozcięła jej palce w kilkunastu miejscach szybko chwyciła się za włosy na głowie, wyrwała garść najdłuższych i oplotła wokół gryfu. Zrobiła to, nadal grając w demonicznym szale. Prowizoryczna struna nie była tak dobra jak oryginalna jednak tłum fanów był zafascynowany muzyką i słowami piosenki, by się przejmować czymś takim.
Koncert trwał w najlepsze, już dawno minęło pół godziny sławy Komety, organizatorzy i Guns N' Roses nie chcieli przerywać koncertu, który trwał w najlepsze. Obserwowali tylko jak pojawia się coraz większa liczba gości. Dopiero o północy, po pięciu godzinach, gdy parkiet stał się śliski od potu i lepki od krwi z przeciętych strun cały zespół wspólnie rozpoczął demolkę. Marta chwyciła swój ukochany bas i rozwaliła go o deski sceny. Za jej śladem poszedł Karol i Ołówek. Jedynie Bartek zachował przytomność umysłu, która mówiła mu, że destrukcja jest niepotrzebna, więc zaczął on rzucać bębnami, talerzami i innymi gratami od perkusji w tłum wrzeszczących fanów. Agnieszka zaś pod wpływem chwili zdarła z siebie górną część ubrania i rzuciła w ciżbę. Nie dane jednak było ludziom długo cieszyć się widokiem jej nagich piersi bowiem jej ukochany szybko zdjął z siebie kurtkę i ją przykrył, wciąż wrzeszcząc. Po koncercie udali się do swoich pokoi.
Dopiero rano, gdy służby organizacyjne próbowały dociec co się właściwie do jasnej cholery działo, Kacper przyszedł do pokoju Marty. Była punkt szósta rano, trzeba było się spakować i ruszać w dalszą trasę. Pomagier spojrzał na bransoletkę na ramieniu i ucieszył się że zostało mu tylko pięćdziesiąt godzin kary. Zadowolony wsadził kartę magnetyczną w drzwi i wklepał kod. Po chwili wszedł do pokoju i zamarł zaskoczony. Po chwili wyszedł z pokoju, sprawdził czy to na pewno ten pokój i wszedł jeszcze raz. W końcu uznał, że to nie są przywidzenia i nie pomylił się tylko Marta naprawdę leży między nogami jakiejś rudej nastolatki z ręką na mikrofonie wepchniętym w jej części intymne. Obie leżały całkowicie nago. Zachowując odrobinę przyzwoitości, przymykając oczy podszedł do Marty i przykrył ją leżącym na podłodze kocem. Po chwili dopiero zauważył, że jest on w krwi i kale. Uznał jednak, że skoro w nocy nie przeszkadzało to w zabawie to teraz też nie przeszkodzi. Dopiero wtedy zaczął ją cucić, obserwując nieletnią. Miała może jakieś czternaście lat, była ruda, a jej piersi pełne były piegów. Uznał, że jego koleżanka ma słaby gust jeśli chodzi o partnerki seksualne. Przynajmniej sprawdziła się jego hipoteza, że jest ona homoseksualna. Potrząsając ramieniem Marty i nawołując ją nie odnosił skutku. Tak samo jak wrzasnął jej do ucha. Ruda tylko mruknęła przez sen, że jeszcze pięć minut. Miał pewność, że żyją bowiem obie oddychały, ale nie wiedział jak obudzić jedną z nich. W końcu zrezygnowany poszedł do łazienki, wyciągnął miskę, która tam była i wylał około dwudziestu litrów lodowatej wody na Martę. Otrzymał niesamowity efekt:
-O ty skurwysynu jeden!!
I poderwanie si
ę jednej ze swoich szefowych. Zadowolony spojrzał na rozwścieczoną i mokrą Martę, która usiadła przynajmniej na łóżku i nadal nie ogarniała swojej sytuacji, bowiem jej piersi sterczały, a łono było widoczne. Dlatego jedyne co powiedział Kacper:
-Jak mo
żesz to ubierz się i pokazał na jej ciało. Natychmiast przykryła się zrzuconym przed chwilą kocem. Po chwili skontaktowała że śmierdzi i czym śmierdzi wobec czego odrzuciła go. Krzyknęła widząc obok siebie nagą kochankę. Kacper zaś dyplomatycznie odwrócił się.
-Musisz obudzi
ć resztę zespołu, pora na pakowanie.
-Nie mog
ę się ruszyć jęknęła I kto to jest? jej głos pomieszany z bólem i zagubieniem wytworzył perfidny uśmiech na jego ustach.
-Jak kto
ś przez pięć godzin koncertuje to ma prawo. A to powiedział, pokazując palcem przez ramię to twoja kochanka.
-Co? Jak to? Jakie pi
ęć godzin? i wiele innych.
-Pami
ętasz coś z wczoraj? wciąż stojąc tyłem, zaobserwował na ścianie napis: OŁÓWEK WALI KAŁEM.
O ironio, napisany ka
łem.
-Tylko tyle,
że paliłam skręta jęknęła.
-Ambitnie
mruknął pod nosem po czym podniósł głos Marta ubieraj się, musisz resztę obudzić.
-Nie dam rady ruszy
ć się z łóżka. Kacper pomóż mi, błagam.
-Eh
A mogę zobaczyć cię nago? spytał. Odpowiedź uzyskał po chwili:
-I tak widzia
łeś.
Odwr
ócił się do niej i starając się na nią nie patrzeć udał się do łazienki gdzie napuścił jej gorącą kąpiel. Następnie przeniósł Martę do wanny i kazał leżeć dopóki nie znikną zakwasy. Małolatę wyrzucił z pokoju wraz z jej rzeczami (notabene sprawdził ile miała lat, tydzień temu skończyła czternaście) a Marcie naszykował nowe ubrania. Po czym powiedział do niej, leżącej w wannie i stękającej z bólu:
-Id
ę po resztę, zamykam pokój.
Kacper wyszed
ł z pokoju, sprawdził jak się trzyma nowy nabytek wiceliderki. Uświadomiwszy sobie, że ona wciąż jest zalana w trupa poszedł do kolejnego pokoju. ''Nie mój interes zajmować się wszystkimi, ja miałem dbać o zespół w ramach kary i koniec.''-pomyślałem.  Szedłem do kolejnego pokoju, mrucząc pod nosem frazesy typu:
-No tak, ja mam roboty spo
łeczne pornola i trzynastolatkę a oni nic. Pieprzona sprawiedliwość. Eh, taki mój los.

Do pokoju Ołówka podchodził bardzo powoli. Na początku chciał to zrobić z powodu ostatniej lekcji z drzwiami, jednak gdy wszedł na korytarz zauważył zupełnie coś niespodziewanego. Cały korytarz pełny był dziewczyn, każda starająca się leżeć jak najbliżej drzwi, które były szeroko otwarte. Uważnie krocząc wśród leżących zgonów zbliżając się do pokoju skąd wydobywały się ciche skomlenia i błagania. Stojąc przy futrynie zajrzał do środka. Tak jak się spodziewał tam też podłogę zasłana była kobietami, a mieszkaniec pokoju leżał na łóżku, z obu stron przygnieciony trzema albo czterema kobietami. Widząc oficjalnego przydupasa zespołu zawołał cieniutkim głosikiem:
-Kacper, ratuj.
Z jednej strony należało mu się za te wszystkie złamane serca, lecz z drugiej było go troszkę żal, dlatego jedyne co zrobił to wrócił do swojego pokoju i przyniósł ogromną tarantulę. Położył go na jednej z śpiących dziewczyn po czym oddalił się pospiesznie. Pająk na szczęście nie był jadowity należał jednak do mieszanki, której ugryzienie okropnie bolało albo zapewniało ogromną erekcje. To było jedyne co mógł zrobić bowiem wiedział, że sam nie da rady.
Następny na liście był Bartosz. Po wejściu do jego pokoju poczuł mdłości. Mężczyzna wisiał na żyrandolu, a pod nim leżał list, dość mocno zapaskudzony przez fekalia. Widocznie nie wiedział, że podczas wieszania puszczają zwieracze i sam sobie zasrał list pożegnalny. Patrząc na to co było czytelne uznał, że chłop oszalał:
Fantastyczny koncert
dzieci szatana..wielka sławaktoś musi być sławnyszatantroskakochamzniszczyć szatana.
Zamknął za nim drzwi i ruszył do ostatniego pokoju. Drzwi do pokoju nie chciały się otworzyć. Dopiero jak mocno zapukał usłyszał za drzwi głos Karola:
-Kto?
Jako,
że był on mocno poddenerwowany wrzasnął:
-Ja, kurwa ma
ć, otwierać.
Us
łyszał chrzęst odsuwanych mebli po czym po chwili wpuścili go do środka. Obydwoje wyglądali na zmęczonych. Pokój wyglądał na całkowicie normalny, prócz kilkuset bohomazów na wszystkich ścianach. Usiadł on na łóżku i zreferował sytuacje. Karol schował głowę w ręce i powiedział tylko:
-Owsiak nas zabije.
Agnieszka, jako
że nie mogła mówić (później stwierdzono że ma pozrywane struny głosowe i nigdy nie zabierze głosu) napisała na kartce:  Przynajmniej wiemy jak się czują rockmeni. Spojrzał na szafę, która znowu blokowała drzwi i spytał o co z nią chodzi:
-Fani pr
óbowali się tu wedrzeć, a my chcieliśmy odpocząć.
Odetchn
ął z ulgą. Choć jedni mieli normalną noc.
[Kilka miesięcy później]
Marta chodziła wściekła między jednym ołtarzem, a drugim. Ołówek siedział w ławce kościelnej  przestraszony i zmęczony. Od kilku dni nie spał.
Po chwili do ko
ścioła wszedł Karol z Agnieszką. Karol spytał co było takiego ważnego, że musieli przyjść w tej chwili. Zanim gitarzysta zabrał głos, uprzedziła go basistka, krzycząc na cały kościół:
-Sprzeda
ł nasze dusze za ten koncert!
-Co? spytał Karol
-Ta marycha pami
ętasz? kiwnął głową to nie była zwykła marycha tylko marycha szatana.
-I?
spytał oszołomiony Karol, przytulając wtuloną w niego Agnieszkę.
-Zawiera
ła w sobie duszę wszystkich rockmenów i metalowców piekła.
Zapad
ła cisza. Po chwili Robert dodał martwym tonem:
-Dzisiaj dosta
łem list, że jutro umrzemy.