-I jak?- spytała Marta
wchodząc bez pukania do łazienki.
-Nigdzie nie wyjdę - odpowiedziała Agnieszka, opierając się o porcelanę i patrząc w otchłań sedesu.
-Kochanie dasz radę, no - Karol wciąż trzymał jej włosy tak, by nie dotykały muszli oraz trzymał się poza zasięgiem wymiotów.
-Nie dam rady - wykrzyknęła wokalistka zespołu Kometa prosto w rurę i resztki jej posiłku z dzisiaj.
-Aga, daj spokój. To zwykły koncert - chcąca poprawić sytuację Marta zabrzdękała na basie, który trzymała w ręce. Nie rozstawała się ze swoją gitarą nawet pod prysznicem. Był to bowiem prezent od legendarnego Ashula Ala Jimbada, jednego z najlepszych muzułmańskich gitarzystów świata.
-Nie okłamuj mnie! - krzyknęła rozhisteryzowana dziewczyna. Jej chłopak ukląkł obok niej, starannie szukając miejsca, gdzie nie trafił pierwszy zrzut i poklepał ją po plecach.
-Skarbie, spokojnie. Spójrz na nas, jesteśmy oazą spokoju - starał się nie wspominać o Bartku, który zajął muszlę w pokoju obok - to tylko zwykły koncert, tylko troszkę więcej ludzi będzie.
-Więcej? - pisnęła najstarsza z zespołu i jego liderka.
-No więcej, jakieś dwieście tysięcy ludzi więcej - odpowiedział Kacper, ich główny chłopiec na posyłki. To on budził basistkę. by ta obudziła zespół. Od ostatniej akcji, gdy widział pewnych członków zespołu skutecznie odmawiał wykonywania tego obowiązku w stosunku do innych.
-No to zaiste troszkę - przekleństwo zostało praktycznie zdławione przez kolejny wymiot.
-Marta chodź na chwilę - zagaił chłopak i wyszedł z łazienki. Siostra wokalistki ruszyła za nimi, przepraszając parę.
Podążała za nim aż znaleźli się poza zasięgiem słuchu, gdy odwrócił się i powiedział:
-Sorry ale okłamałem was. Dostałem nowe dane - rzekł prosto z mostu.
Marta poczuła gulę w żołądku. Sama ciężko znosiła występ przez tyloma ludźmi, a jego mina sugerowała, że będzie znacznie gorzej.
-Według najnowszych sond, pod sceną znajduje się pół miliona osób - powiedział to tak szybko i cicho, że nikt, kto by go nie znał, nie zrozumiałby. Marta jednak znała go za dobrze, dlatego w ciągu paru sekund usłyszał głośne z łazienki:
-Odsuń się!
-Nigdzie nie wyjdę - odpowiedziała Agnieszka, opierając się o porcelanę i patrząc w otchłań sedesu.
-Kochanie dasz radę, no - Karol wciąż trzymał jej włosy tak, by nie dotykały muszli oraz trzymał się poza zasięgiem wymiotów.
-Nie dam rady - wykrzyknęła wokalistka zespołu Kometa prosto w rurę i resztki jej posiłku z dzisiaj.
-Aga, daj spokój. To zwykły koncert - chcąca poprawić sytuację Marta zabrzdękała na basie, który trzymała w ręce. Nie rozstawała się ze swoją gitarą nawet pod prysznicem. Był to bowiem prezent od legendarnego Ashula Ala Jimbada, jednego z najlepszych muzułmańskich gitarzystów świata.
-Nie okłamuj mnie! - krzyknęła rozhisteryzowana dziewczyna. Jej chłopak ukląkł obok niej, starannie szukając miejsca, gdzie nie trafił pierwszy zrzut i poklepał ją po plecach.
-Skarbie, spokojnie. Spójrz na nas, jesteśmy oazą spokoju - starał się nie wspominać o Bartku, który zajął muszlę w pokoju obok - to tylko zwykły koncert, tylko troszkę więcej ludzi będzie.
-Więcej? - pisnęła najstarsza z zespołu i jego liderka.
-No więcej, jakieś dwieście tysięcy ludzi więcej - odpowiedział Kacper, ich główny chłopiec na posyłki. To on budził basistkę. by ta obudziła zespół. Od ostatniej akcji, gdy widział pewnych członków zespołu skutecznie odmawiał wykonywania tego obowiązku w stosunku do innych.
-No to zaiste troszkę - przekleństwo zostało praktycznie zdławione przez kolejny wymiot.
-Marta chodź na chwilę - zagaił chłopak i wyszedł z łazienki. Siostra wokalistki ruszyła za nimi, przepraszając parę.
Podążała za nim aż znaleźli się poza zasięgiem słuchu, gdy odwrócił się i powiedział:
-Sorry ale okłamałem was. Dostałem nowe dane - rzekł prosto z mostu.
Marta poczuła gulę w żołądku. Sama ciężko znosiła występ przez tyloma ludźmi, a jego mina sugerowała, że będzie znacznie gorzej.
-Według najnowszych sond, pod sceną znajduje się pół miliona osób - powiedział to tak szybko i cicho, że nikt, kto by go nie znał, nie zrozumiałby. Marta jednak znała go za dobrze, dlatego w ciągu paru sekund usłyszał głośne z łazienki:
-Odsuń się!
Westchnął i ruszył na poszukiwanie ostatniego członka zespołu, który miał za piętnaście minut wyjść na scenę. Liczył na to, że chociaż zdążą oczyścić się z wymiocin, zanim
zacznie się
ta chwila. Zamyślony
wspiął
się
po schodkach do pokoju Ołówka. Już unosił rękę by zapukać gdy drzwi otworzyły się z łoskotem, uderzając go w bok i sprawiając, że przeleciał w powietrzu i wylądował na plecach na
kaloryferze. Gitarzysta nie przejął się tym, tylko pobiegł do pokoju Agnieszki i
Karola. Zły
i obolały
ruszył
za nimi jednak tuż
pod drzwiami przystanął
i odwrócił się na pięcie. Zapach marihuany
przenikał
przez drzwi. Mruknął
tylko:
-Pieprzone ćpuny i czyny społeczne.
-Pieprzone ćpuny i czyny społeczne.
-Agnieszka spróbuj – zachęcał Karol podsuwając jej zioło pod nos. Robert
jednocześnie
trzymał
asekuracyjnie miskę
na wypadek, gdyby na skutek dziwnych zdarzeń joint spadł do sedesu.
Marta zaś siedziała pod prysznicem, i brała macha za machem, z każdym pociągnięciem relaksując się. Po chwili, maksymalnie rozluźniona rzuciła tekst do Agnieszki:
-Sis spróbuj to lepsze niż orgazm.
Agnieszka chciała się jej odgryźć, ale zapach trawki spod jej nosa sprawił, że zapomniała co jej młodsza siostrzyczka mówiła i zebrała w sobie dość mocy, by spróbować zakazanej substancji. Po chwili dołączył do nich Bartosz. W ciągu paru minut byli gotowi na swój pierwszy występ przy ogromnej publiczności. Mieli być tylko zwykłym supportem dla Guns N' Roses, ale narkotyk dodał im takowej pewności siebie, że byli pewni, że to oni są głównymi gwiazdami wieczoru.
Wyszli na scenę gdzie wszystko było gotowe i zapięte do ostatniego guzika. Zadowoleni i rozprężeni stanęli przed tłumem. Agnieszka, jako lider zespołu, zabrała głos krzycząc powitalne i tradycyjne:
-Siemano Woodstock!
Tłum, czekający niecierpliwie na występ swoich ulubieńców, odpowiedział mało entuzjastycznie, licząc że pół godziny gry zespołu który wygrał zakład z Owsiakiem minie bardzo szybko. Dlatego oklaski i okrzyki były mało entuzjastyczne, a w kilku miejscach dało się słyszeć krótkie oświadczenia nakazujące uciekać zespołowi. Jednak muzycy nie przejmując się tym zaczęli koncert od swojego pierwszego utworu jakim była piosenka „Minut Sto”. Piosenka odniosła dość spory efekt, widać było, że kilkuset osobom spodobała się ona, jednak większość stała nieruchomo, a gdy ucichły ostatnie nuty ludzie zaczęli buczeć i domagać się lepszej muzyki. Agnieszka przełknęła ślinę i spojrzała na resztę. Jej chłopak kiwnął tylko głową i zaproponował „Do śmierci”. Wokalistka pokazała reszcie zespołu co ma grać.
Marta zaś siedziała pod prysznicem, i brała macha za machem, z każdym pociągnięciem relaksując się. Po chwili, maksymalnie rozluźniona rzuciła tekst do Agnieszki:
-Sis spróbuj to lepsze niż orgazm.
Agnieszka chciała się jej odgryźć, ale zapach trawki spod jej nosa sprawił, że zapomniała co jej młodsza siostrzyczka mówiła i zebrała w sobie dość mocy, by spróbować zakazanej substancji. Po chwili dołączył do nich Bartosz. W ciągu paru minut byli gotowi na swój pierwszy występ przy ogromnej publiczności. Mieli być tylko zwykłym supportem dla Guns N' Roses, ale narkotyk dodał im takowej pewności siebie, że byli pewni, że to oni są głównymi gwiazdami wieczoru.
Wyszli na scenę gdzie wszystko było gotowe i zapięte do ostatniego guzika. Zadowoleni i rozprężeni stanęli przed tłumem. Agnieszka, jako lider zespołu, zabrała głos krzycząc powitalne i tradycyjne:
-Siemano Woodstock!
Tłum, czekający niecierpliwie na występ swoich ulubieńców, odpowiedział mało entuzjastycznie, licząc że pół godziny gry zespołu który wygrał zakład z Owsiakiem minie bardzo szybko. Dlatego oklaski i okrzyki były mało entuzjastyczne, a w kilku miejscach dało się słyszeć krótkie oświadczenia nakazujące uciekać zespołowi. Jednak muzycy nie przejmując się tym zaczęli koncert od swojego pierwszego utworu jakim była piosenka „Minut Sto”. Piosenka odniosła dość spory efekt, widać było, że kilkuset osobom spodobała się ona, jednak większość stała nieruchomo, a gdy ucichły ostatnie nuty ludzie zaczęli buczeć i domagać się lepszej muzyki. Agnieszka przełknęła ślinę i spojrzała na resztę. Jej chłopak kiwnął tylko głową i zaproponował „Do śmierci”. Wokalistka pokazała reszcie zespołu co ma grać.
Jednak zamiast usłyszeć nuty łagodnej piosenki o miłości aż po grób rozszalała się istna kakofonia dźwięku. Bartosz zaczął grać niesamowicie szybkie
solo na perkusji, sprawiając wrażenie, że nie posiada dwóch pałeczek tylko osiem.
Patrzyli zaszokowani na niego, myśląc o co mu chodzi, gdy nagle Ołówek wyprężył się jak struna i zaczął wtórować perkusiście machając rękę niesamowicie szybko,
a drugą
przesuwając
drugą
ręką po gryfie. Po chwili
dołączyli
do nich Karol i Marta. Agnieszka rozejrzała się zaszokowana. Nie wiedziała co czynić jednak widząc po reakcji tłumu podobała im się niesamowicie szybka,
dzika i głośna muzyka. Uznała więc, że słowa piosenki nie mają sensu bowiem i tak
nikt nie usłyszy
jej słabego
głosu
więc
postanowiła
zaimprowizować
piosenkę.
Wystarczyło by tylko przybliżyła mikrofon do ust i je otworzyła, by z jej gardła wyleciał okrzyk którego nie powstydziłby się żaden wiking:
-ŚMIERĆ!
Z odległego głośnika posypały się iskry. Spróbowała jeszcze raz:
-ZNISZCZENIE!
Kolejne iskry poleciały jednak nikt się tym nie przejmował. Tłum oszalał, a Agnieszka wpadła w szał.:
-TO NASZE PRZEZNACZENIE!
Po chwili przerwała, podeszła do swojego chłopaka, pocałowała go namiętnie i zaintonowała:
Wystarczyło by tylko przybliżyła mikrofon do ust i je otworzyła, by z jej gardła wyleciał okrzyk którego nie powstydziłby się żaden wiking:
-ŚMIERĆ!
Z odległego głośnika posypały się iskry. Spróbowała jeszcze raz:
-ZNISZCZENIE!
Kolejne iskry poleciały jednak nikt się tym nie przejmował. Tłum oszalał, a Agnieszka wpadła w szał.:
-TO NASZE PRZEZNACZENIE!
Po chwili przerwała, podeszła do swojego chłopaka, pocałowała go namiętnie i zaintonowała:
ŚMIERĆ! ZNISZCZENIE!
TO NASZE PRZEZNACZENIE!
ZARŻNIJMY WSZYSTKICH
PO TO ŻYJEMY
MORDOWAĆ!
PALIĆ!
GWAŁCIĆ!
TO NASZE PRZEZNACZENIE!
ZARŻNIJMY WSZYSTKICH
PO TO ŻYJEMY
MORDOWAĆ!
PALIĆ!
GWAŁCIĆ!
Atmosfera
na scenie robiła
się
coraz bardziej szalona. Pot, który wytwarzały pracujące członki już dawno zaczął opryskiwać okoliczny sprzęt. Po skończonej pierwszej
piosence i wysłuchaniu
oklasków
Agnieszka nie zabrała
głosu
tylko od razu zaczęła
śpiewać kolejną piosenkę:
ZABIĆ WSZYSTKIE DZIECI
ZABIĆ WSZYSTKICH CHORYCH
ZABIĆ WSZYSTKICH STARYCH
TO WSZYSTKO LUDZKIE ŚMIECI
ZABIĆ WSZYSTKICH CHORYCH
ZABIĆ WSZYSTKICH STARYCH
TO WSZYSTKO LUDZKIE ŚMIECI
Kacper spojrzał na listę aktualnych utworów, potem wyciągnął podręczny śpiewnik Komety i
przejrzał
teksty. Jeszcze raz sprawdził swoje informacje i mruknął:
-Oczywiście Karol nigdy mi nie powie, że mają nowe piosenki. Kurwa mać.
Po czym zrezygnowany ruszył w pole. Do rana nie był im potrzebny, nie ważne jak pijani zawsze wracali do swoich pokoi, więc zadowolony oddał się rozkosznej ciszy i spokojnej atmosferze przy Małej Scenie.
Natomiast przy Dużej Scenie tłum szalał, kamery właśnie rejestrowały największe pogo wszech czasów, które liczyło około trzysta tysięcy osób. Ołówek grał właśnie najdłuższe solo w historii rocka na gitarze, niesiony na rękach tysięcy fanek. Całkowicie nie przejął się tym, że ktoś zdjął mu buty oraz że wybuchła ogromna walka o nie. Setki innych próbowało wedrzeć się na scenę, by móc całować cudowną wokalistkę po nogach.
W pewnym momencie pękła struna od basu. Basistka nie przywiązując uwagi do faktu, że struna rozcięła jej palce w kilkunastu miejscach szybko chwyciła się za włosy na głowie, wyrwała garść najdłuższych i oplotła wokół gryfu. Zrobiła to, nadal grając w demonicznym szale. Prowizoryczna struna nie była tak dobra jak oryginalna jednak tłum fanów był zafascynowany muzyką i słowami piosenki, by się przejmować czymś takim.
-Oczywiście Karol nigdy mi nie powie, że mają nowe piosenki. Kurwa mać.
Po czym zrezygnowany ruszył w pole. Do rana nie był im potrzebny, nie ważne jak pijani zawsze wracali do swoich pokoi, więc zadowolony oddał się rozkosznej ciszy i spokojnej atmosferze przy Małej Scenie.
Natomiast przy Dużej Scenie tłum szalał, kamery właśnie rejestrowały największe pogo wszech czasów, które liczyło około trzysta tysięcy osób. Ołówek grał właśnie najdłuższe solo w historii rocka na gitarze, niesiony na rękach tysięcy fanek. Całkowicie nie przejął się tym, że ktoś zdjął mu buty oraz że wybuchła ogromna walka o nie. Setki innych próbowało wedrzeć się na scenę, by móc całować cudowną wokalistkę po nogach.
W pewnym momencie pękła struna od basu. Basistka nie przywiązując uwagi do faktu, że struna rozcięła jej palce w kilkunastu miejscach szybko chwyciła się za włosy na głowie, wyrwała garść najdłuższych i oplotła wokół gryfu. Zrobiła to, nadal grając w demonicznym szale. Prowizoryczna struna nie była tak dobra jak oryginalna jednak tłum fanów był zafascynowany muzyką i słowami piosenki, by się przejmować czymś takim.
Koncert trwał w najlepsze, już dawno minęło pół godziny sławy Komety,
organizatorzy i Guns N' Roses nie chcieli przerywać koncertu, który trwał w najlepsze.
Obserwowali tylko jak pojawia się coraz większa liczba gości. Dopiero o północy, po pięciu godzinach, gdy
parkiet stał
się
śliski
od potu i lepki od krwi z przeciętych strun cały zespół wspólnie rozpoczął demolkę. Marta chwyciła swój ukochany bas i
rozwaliła
go o deski sceny. Za jej śladem poszedł Karol i Ołówek. Jedynie Bartek
zachował
przytomność
umysłu,
która
mówiła mu, że destrukcja jest
niepotrzebna, więc
zaczął
on rzucać
bębnami,
talerzami i innymi gratami od perkusji w tłum wrzeszczących fanów. Agnieszka zaś pod wpływem chwili zdarła z siebie górną część ubrania i rzuciła w ciżbę. Nie dane jednak było ludziom długo cieszyć się widokiem jej nagich
piersi bowiem jej ukochany szybko zdjął z siebie kurtkę i ją przykrył, wciąż wrzeszcząc. Po koncercie udali
się
do swoich pokoi.
Dopiero rano, gdy służby organizacyjne próbowały dociec co się właściwie do jasnej
cholery działo,
Kacper przyszedł
do pokoju Marty. Była
punkt szósta
rano, trzeba było
się
spakować
i ruszać
w dalszą
trasę.
Pomagier spojrzał
na bransoletkę
na ramieniu i ucieszył
się
że
zostało
mu tylko pięćdziesiąt godzin kary.
Zadowolony wsadził
kartę
magnetyczną
w drzwi i wklepał
kod. Po chwili wszedł
do pokoju i zamarł
zaskoczony. Po chwili wyszedł z pokoju, sprawdził czy to na pewno ten
pokój
i wszedł
jeszcze raz. W końcu
uznał,
że
to nie są
przywidzenia i nie pomylił się tylko Marta naprawdę leży między nogami jakiejś rudej nastolatki z ręką na mikrofonie wepchniętym w jej części intymne. Obie leżały całkowicie nago. Zachowując odrobinę przyzwoitości, przymykając oczy podszedł do Marty i przykrył ją leżącym na podłodze kocem. Po chwili
dopiero zauważył, że jest on w krwi i
kale. Uznał
jednak, że
skoro w nocy nie przeszkadzało to w zabawie to teraz też nie przeszkodzi.
Dopiero wtedy zaczął
ją
cucić,
obserwując
nieletnią.
Miała
może
jakieś
czternaście
lat, była
ruda, a jej piersi pełne
były
piegów.
Uznał,
że
jego koleżanka
ma słaby
gust jeśli
chodzi o partnerki seksualne. Przynajmniej sprawdziła się jego hipoteza, że jest ona
homoseksualna. Potrząsając ramieniem Marty i
nawołując ją nie odnosił skutku. Tak samo jak
wrzasnął
jej do ucha. Ruda tylko mruknęła przez sen, że jeszcze pięć minut. Miał pewność, że żyją bowiem obie oddychały, ale nie wiedział jak obudzić jedną z nich. W końcu zrezygnowany poszedł do łazienki, wyciągnął miskę, która tam była i wylał około dwudziestu litrów lodowatej wody na
Martę.
Otrzymał
niesamowity efekt:
-O ty skurwysynu jeden!!
I poderwanie się jednej ze swoich szefowych. Zadowolony spojrzał na rozwścieczoną i mokrą Martę, która usiadła przynajmniej na łóżku i nadal nie ogarniała swojej sytuacji, bowiem jej piersi sterczały, a łono było widoczne. Dlatego jedyne co powiedział Kacper:
-Jak możesz to ubierz się – i pokazał na jej ciało. Natychmiast przykryła się zrzuconym przed chwilą kocem. Po chwili skontaktowała że śmierdzi i czym śmierdzi wobec czego odrzuciła go. Krzyknęła widząc obok siebie nagą kochankę. Kacper zaś dyplomatycznie odwrócił się.
-Musisz obudzić resztę zespołu, pora na pakowanie.
-Nie mogę się ruszyć – jęknęła – I kto to jest? – jej głos pomieszany z bólem i zagubieniem wytworzył perfidny uśmiech na jego ustach.
-Jak ktoś przez pięć godzin koncertuje to ma prawo. A to – powiedział, pokazując palcem przez ramię – to twoja kochanka.
-Co? Jak to? Jakie pięć godzin? – i wiele innych.
-Pamiętasz coś z wczoraj? – wciąż stojąc tyłem, zaobserwował na ścianie napis: OŁÓWEK WALI KAŁEM.
O ironio, napisany kałem.
-Tylko tyle, że paliłam skręta – jęknęła.
-Ambitnie – mruknął pod nosem po czym podniósł głos – Marta ubieraj się, musisz resztę obudzić.
-Nie dam rady ruszyć się z łóżka. Kacper pomóż mi, błagam.
-Eh…A mogę zobaczyć cię nago? – spytał. Odpowiedź uzyskał po chwili:
-I tak widziałeś.
Odwrócił się do niej i starając się na nią nie patrzeć udał się do łazienki gdzie napuścił jej gorącą kąpiel. Następnie przeniósł Martę do wanny i kazał leżeć dopóki nie znikną zakwasy. Małolatę wyrzucił z pokoju wraz z jej rzeczami (notabene sprawdził ile miała lat, tydzień temu skończyła czternaście) a Marcie naszykował nowe ubrania. Po czym powiedział do niej, leżącej w wannie i stękającej z bólu:
-Idę po resztę, zamykam pokój.
Kacper wyszedł z pokoju, sprawdził jak się trzyma nowy nabytek wiceliderki. Uświadomiwszy sobie, że ona wciąż jest zalana w trupa poszedł do kolejnego pokoju. ''Nie mój interes zajmować się wszystkimi, ja miałem dbać o zespół w ramach kary i koniec.''-pomyślałem. Szedłem do kolejnego pokoju, mrucząc pod nosem frazesy typu:
-No tak, ja mam roboty społeczne pornola i trzynastolatkę a oni nic. Pieprzona sprawiedliwość. Eh, taki mój los.
-O ty skurwysynu jeden!!
I poderwanie się jednej ze swoich szefowych. Zadowolony spojrzał na rozwścieczoną i mokrą Martę, która usiadła przynajmniej na łóżku i nadal nie ogarniała swojej sytuacji, bowiem jej piersi sterczały, a łono było widoczne. Dlatego jedyne co powiedział Kacper:
-Jak możesz to ubierz się – i pokazał na jej ciało. Natychmiast przykryła się zrzuconym przed chwilą kocem. Po chwili skontaktowała że śmierdzi i czym śmierdzi wobec czego odrzuciła go. Krzyknęła widząc obok siebie nagą kochankę. Kacper zaś dyplomatycznie odwrócił się.
-Musisz obudzić resztę zespołu, pora na pakowanie.
-Nie mogę się ruszyć – jęknęła – I kto to jest? – jej głos pomieszany z bólem i zagubieniem wytworzył perfidny uśmiech na jego ustach.
-Jak ktoś przez pięć godzin koncertuje to ma prawo. A to – powiedział, pokazując palcem przez ramię – to twoja kochanka.
-Co? Jak to? Jakie pięć godzin? – i wiele innych.
-Pamiętasz coś z wczoraj? – wciąż stojąc tyłem, zaobserwował na ścianie napis: OŁÓWEK WALI KAŁEM.
O ironio, napisany kałem.
-Tylko tyle, że paliłam skręta – jęknęła.
-Ambitnie – mruknął pod nosem po czym podniósł głos – Marta ubieraj się, musisz resztę obudzić.
-Nie dam rady ruszyć się z łóżka. Kacper pomóż mi, błagam.
-Eh…A mogę zobaczyć cię nago? – spytał. Odpowiedź uzyskał po chwili:
-I tak widziałeś.
Odwrócił się do niej i starając się na nią nie patrzeć udał się do łazienki gdzie napuścił jej gorącą kąpiel. Następnie przeniósł Martę do wanny i kazał leżeć dopóki nie znikną zakwasy. Małolatę wyrzucił z pokoju wraz z jej rzeczami (notabene sprawdził ile miała lat, tydzień temu skończyła czternaście) a Marcie naszykował nowe ubrania. Po czym powiedział do niej, leżącej w wannie i stękającej z bólu:
-Idę po resztę, zamykam pokój.
Kacper wyszedł z pokoju, sprawdził jak się trzyma nowy nabytek wiceliderki. Uświadomiwszy sobie, że ona wciąż jest zalana w trupa poszedł do kolejnego pokoju. ''Nie mój interes zajmować się wszystkimi, ja miałem dbać o zespół w ramach kary i koniec.''-pomyślałem. Szedłem do kolejnego pokoju, mrucząc pod nosem frazesy typu:
-No tak, ja mam roboty społeczne pornola i trzynastolatkę a oni nic. Pieprzona sprawiedliwość. Eh, taki mój los.
Do pokoju Ołówka podchodził bardzo powoli. Na
początku
chciał
to zrobić
z powodu ostatniej lekcji z drzwiami, jednak gdy wszedł na korytarz zauważył zupełnie coś niespodziewanego. Cały korytarz pełny był dziewczyn, każda starająca się leżeć jak najbliżej drzwi, które były szeroko otwarte. Uważnie krocząc wśród leżących zgonów zbliżając się do pokoju skąd wydobywały się ciche skomlenia i błagania. Stojąc przy futrynie zajrzał do środka. Tak jak się spodziewał tam też podłogę zasłana była kobietami, a
mieszkaniec pokoju leżał na łóżku, z obu stron
przygnieciony trzema albo czterema kobietami. Widząc oficjalnego przydupasa
zespołu
zawołał cieniutkim głosikiem:
-Kacper, ratuj.
-Kacper, ratuj.
Z jednej strony należało mu się za te wszystkie złamane serca, lecz z
drugiej było
go troszkę
żal,
dlatego jedyne co zrobił to wrócił do swojego pokoju i przyniósł ogromną tarantulę. Położył go na jednej z śpiących dziewczyn po czym
oddalił
się
pospiesznie. Pająk
na szczęście
nie był
jadowity należał jednak do mieszanki,
której
ugryzienie okropnie bolało albo zapewniało ogromną erekcje. To było jedyne co mógł zrobić bowiem wiedział, że sam nie da rady.
Następny na liście był Bartosz. Po wejściu do jego pokoju
poczuł
mdłości. Mężczyzna wisiał na żyrandolu, a pod nim leżał list, dość mocno zapaskudzony
przez fekalia. Widocznie nie wiedział, że podczas wieszania puszczają zwieracze i sam sobie
zasrał
list pożegnalny.
Patrząc
na to co było
czytelne uznał,
że
chłop
oszalał:
Fantastyczny koncert…dzieci szatana..wielka sława…ktoś musi być sławny…szatan…troska…kocham…zniszczyć szatana.
Fantastyczny koncert…dzieci szatana..wielka sława…ktoś musi być sławny…szatan…troska…kocham…zniszczyć szatana.
Zamknął za nim drzwi i ruszył do ostatniego pokoju.
Drzwi do pokoju nie chciały się otworzyć. Dopiero jak mocno zapukał usłyszał za drzwi głos Karola:
-Kto?
Jako, że był on mocno poddenerwowany wrzasnął:
-Ja, kurwa mać, otwierać.
Usłyszał chrzęst odsuwanych mebli po czym po chwili wpuścili go do środka. Obydwoje wyglądali na zmęczonych. Pokój wyglądał na całkowicie normalny, prócz kilkuset bohomazów na wszystkich ścianach. Usiadł on na łóżku i zreferował sytuacje. Karol schował głowę w ręce i powiedział tylko:
-Owsiak nas zabije.
Agnieszka, jako że nie mogła mówić (później stwierdzono że ma pozrywane struny głosowe i nigdy nie zabierze głosu) napisała na kartce: „Przynajmniej wiemy jak się czują rockmeni”. Spojrzał na szafę, która znowu blokowała drzwi i spytał o co z nią chodzi:
-Fani próbowali się tu wedrzeć, a my chcieliśmy odpocząć.
Odetchnął z ulgą. Choć jedni mieli normalną noc.
-Kto?
Jako, że był on mocno poddenerwowany wrzasnął:
-Ja, kurwa mać, otwierać.
Usłyszał chrzęst odsuwanych mebli po czym po chwili wpuścili go do środka. Obydwoje wyglądali na zmęczonych. Pokój wyglądał na całkowicie normalny, prócz kilkuset bohomazów na wszystkich ścianach. Usiadł on na łóżku i zreferował sytuacje. Karol schował głowę w ręce i powiedział tylko:
-Owsiak nas zabije.
Agnieszka, jako że nie mogła mówić (później stwierdzono że ma pozrywane struny głosowe i nigdy nie zabierze głosu) napisała na kartce: „Przynajmniej wiemy jak się czują rockmeni”. Spojrzał na szafę, która znowu blokowała drzwi i spytał o co z nią chodzi:
-Fani próbowali się tu wedrzeć, a my chcieliśmy odpocząć.
Odetchnął z ulgą. Choć jedni mieli normalną noc.
[Kilka miesięcy
później]
Marta
chodziła
wściekła między jednym ołtarzem, a drugim. Ołówek siedział w ławce kościelnej przestraszony i zmęczony. Od kilku dni
nie spał.
Po chwili do kościoła wszedł Karol z Agnieszką. Karol spytał co było takiego ważnego, że musieli przyjść w tej chwili. Zanim gitarzysta zabrał głos, uprzedziła go basistka, krzycząc na cały kościół:
-Sprzedał nasze dusze za ten koncert!
Po chwili do kościoła wszedł Karol z Agnieszką. Karol spytał co było takiego ważnego, że musieli przyjść w tej chwili. Zanim gitarzysta zabrał głos, uprzedziła go basistka, krzycząc na cały kościół:
-Sprzedał nasze dusze za ten koncert!
-Co?
–
spytał
Karol
-Ta marycha pamiętasz? – kiwnął głową – to nie była zwykła marycha tylko marycha szatana.
-I? – spytał oszołomiony Karol, przytulając wtuloną w niego Agnieszkę.
-Zawierała w sobie duszę wszystkich rockmenów i metalowców piekła.
Zapadła cisza. Po chwili Robert dodał martwym tonem:
-Dzisiaj dostałem list, że jutro umrzemy.
-Ta marycha pamiętasz? – kiwnął głową – to nie była zwykła marycha tylko marycha szatana.
-I? – spytał oszołomiony Karol, przytulając wtuloną w niego Agnieszkę.
-Zawierała w sobie duszę wszystkich rockmenów i metalowców piekła.
Zapadła cisza. Po chwili Robert dodał martwym tonem:
-Dzisiaj dostałem list, że jutro umrzemy.