poniedziałek, 31 grudnia 2012

Grubas

Jak ja go nie znoszę. Nienawidzę Wasyla Dert. Nienawidzę.

Nienawidzę go nie za to że jest duży i gruby. Nie za jego 400 kilogramów wagi i 2 metry wzrostu. Nie...

Nienawidzę go za to że jest dupkiem. Palantem. Za to że do każdej osoby odnosi się wulgarnie i chamsko. Że uważa siebie za boga. Nienawidzę go za to. Pewnego dnia go zabiję.

[kilka tygodni później]

Mmmm....jaka cudowna jest ta wanna. Ma tylko metr długośći. Ale jest bardzo szeroka. Cudowna.
Troszkę było roboty z podłączeniem hydrauliki do niej oraz wyczyszczenia jej. Ale teraz. Cudowna.
I te ścianki od niej. Cudowna, piękna i wesoła robota.

Zabicie Wasyla Derta, wypatroszenie i przerobienie go na wannę to najlepszy pomysł w życiu!

piątek, 28 grudnia 2012

Klucz

Nazywam się Samuel Andrzej Natianiel Dawid Rick August Biec.

Jestem kluczem. Kluczem do czegoś wielkiego. Czegoś przerażającego.

Pewnego dnia, wy ludzie, uwolnicie mnie z mojego więzienia. Gdy tylko będę mógł mówić, wypowiem słowa. Słowa, które znam od tysięcy lat. Słowa które sprawią że stanie się co cudownego. Słowa, które powiedział mi On podczas swego upadku. Powiedział mi On te słowa. A zaraz potem jego wrogowie mnie uwięzili. Wymazali mnie całkowicie z historii świata

Ah...
Jak ja się nie mogę doczekać aż mnie uwolnicie. No dawać ludzie co tak wolno?

Ah...
Gdy tylko wypowiem te słowa zacznie się.
Ojciec zarżnie matkę, matka zabije swe nienarodzone dziecko, dzieci odwrócą się od wszystkich innych. Siostra zatłucze swojego brata. Każdy stanie sobie do gardła. Znikną wszelkie przyjaźnie, sojusze i ustalenia.
Zapanuje nienawiść. Chaos.
Brat zgwałci i wypatroszy własną siostrę. Będzie się pluskał w jej wnętrznościach. Nienarodzone dzieci będą się rodziły przez gardła matek. Matka zagryzie swojego męża i ojca
Ukochane zwierzęta domowe będą próbowały zagryźć, pożreć, wypatroszyć, zabić swych właścicieli.

To już się dzieje. Ale pojedynczo. A gdy ja wypowiem słowo zacznie się wszędzie. I nie tylko to:
Zmarli powstaną z grobu, by zaraz posłać do niego żywych.
Zniknie wszystko co dawało ludziom poczucie bezpieczeństwa.
Wszystko będzie chciało was zabić ludzie.

Pojawią się potwory. Nie wy ludzie. Was nazywa się potworami ironicznie. Wy tylko je sprawnie udajecie.
Potwory którymi się straszycie; wampiry, wilkołaki, smoki, lisze.
Oh...
Oni też nie mogą się doczekać.
Czekają.
Lecz pewnego dnia doczekają się i pokażą wam ludzie że te okropieństwa co o nich opowiadacie to pikuś w porównaniu w tym co oni wami zrobią

 A wtedy...gdy zostanie wam garstka. Gdy będziecie umazani krwią swej rodziny, bliskich, znajomych i przyjaciół. Gdy uświadomicie sobie co zrobiliście. Gdy na powrót staniecie się potworami pod przykrywką człowieczeństwa. Gdy już będziecie ludźmi takimi samymi jak przed wypowiedzeniem słowa.

Pojawi się On. Wróci. Ze swoimi wiernymi sługami.
I was durni ludzie zagoni do pracy. Do niewolniczej pracy. Do kopalń, kuźni i warsztatów.
Do tego byście produkowali broń przeciwko jego wrogom.

Wystarczy że wypowiem te słowa:
"Szatanie! Władco piekieł! Ja trzeci syn Adama i Ewy przyzywam Cię tu na ziemię, nie jesteś już strącony! Tak oto rzecze ja! Przybywaj i ukaż swych wrogów"

Tylko nich odzyskam zdolność mowy.

Mógłby mnie ktoś w końcu wydobyć z tego cholernego Rowu Mariańskiego??

wtorek, 25 grudnia 2012

Zawsze przy tobie

Zawszę będę przy tobie.
Zawsze
Nie uciekniesz przede mną.
Nie pozbędziesz się mnie
Ja zawsze będę przy tobie.
Robię to samo co ty. Jestem prawie twoim lustrzanym odbiciem
Proszę zapal światło. Proszę idź do ludzi. 
To ci nic nie da.
Ja zawsze będę przy tobie.
Czasami mnie widzisz, czasami nie.
Niektórzy się mnie boją wiesz?
 Ale spokojnie. Nie ma się czego bać. Jestem twoim przyjacielem
Czekam aż w końcu zdechniesz bym mógł cię porwać i zjeść.
O tak. Tylko na to czekam.
Czekam aż twoja słodka i przepyszna dusza opuści twoje ciało.
Bym mógł ją złapać i ją zjeść.
Taka delikatna. Taka idealna.
Proszę cię.
Zdechnij już.
Nie mogę się doczekać
Z podrowieniami
Twój Cień.

sobota, 22 grudnia 2012

Obserwacja

Noc pierwsza:

Ale nuda. Ja pierdzielę. Jest druga w nocy.
Wiem co zrobię! Wezmę lornetkę i poobserwuje sobie okolice jaką widać z mojego okna
Może podglądnę sąsiadkę. Niezła z niej laska jest.
Przysuwam sobie krzesło do okna, siadam i biorę lornętkę.
Zalety posiadania trzypiętrowego domu. Cholernie ciężko cię dostrzec z ulicy.
Nic się nie dzieje. Pies sąsiada szczeka. Nuda.
Obserwuje przez godzinę. Nic się nie dzieje. Może jutro

Noc druga:
Przyjemnie jest tak siedzieć i obserwować. Nic się nie dzieje.
A mimo wszystko czuję się jak strażnik Teksasu. Zaczyna mi się to podobać.
Pies sąsiada uciekł z kojca. Jutro znowu sąsiad będzie za nim biegał. O ile będzie miał szczęście i leśniczy nie zabije tego kundla. Toż to on wygląda jak wilk.
A znalazła się zguba. Wróciła do kojca. Ciekawe jak uciekła jak sąsiad zabezpieczył to betonowym podłożem i podwójną siatką na dwa metry

Noc trzecia:
Dzisiaj podglądnąłem sąsiadkę. O rany ale ona ma melony. Boskie. Jeszcze w moją stronę stała jak się rozbierała.

Noc czwarta:
U sąsiada kłótnia. Zapala się światło na podwórze. Sąsiad wybiega z domu. Biegnie do kojca.
Skubaniec! Przeskoczył przez ogrodzenie! Aż gwizdnąłem z podziwu
Sąsiad wybiega z domu.
Cholera co jest? Sąsiad mieszka sam, nikogo nie sprowadza. A tu nagle dwa sąsiady. Identyczne. Patrzę przez lornetkę na tego pierwszego i na tego drugiego. Ten pierwszy ma takie dziwne oczy. Albo to gra księżyca albo świateł z latarń ulicznych, ale mogę dać głowę że były one czerwone

Noc piąta:
Sąsiad mnie opierdzielił że podglądam ludzi o drugiej w nocy. Ciekawe jakim cudem mnie zauważył. Ledwo moje okno widać a co dopiero mnie siedzącego w ciemności.
Mówi że mam przestać.
Dobre sobie. Mój dom i mogę robić co chcę.

Noc dwunasta:
Przez ostatnie noce nuda. Dwa razy tylko podglądnąłem sąsiadkę. A tak nic się nie dzieje

Noc trzynasta:
Znowu sąsiad.
Wybiega sąsiad. Patrze przez lornetkę. Tak to ten z czerwonymi oczami. Na 100 procent one są czerwone! Wybiega drugi sąsiad. Przesuwam lornetkę na jego oczy. Normalne. Wracam do pierwszego. Nie ma. Szukam go i szukam. Nie ma tej cholery. Zrezygnowany, wstaje i zamyślony gdzie on jest odwracam się.
Aha.
Stoi przede mną.

sobota, 15 grudnia 2012

Ukochana

Janusz podbiegł do lustra. Sprawdził czy się ogolił.
Nie ogolił. Wyciągnął brzytwę i rozpoczął golenie.

 Musiał jakoś wyglądać. W końcu szedł na spotkanie ze swoją miłością. Dzisiaj jest ten dzień kiedy znów się z nią spotka.

Kochał się w niej od czterech lat. Ona wciąż i wciąż odrzucała jego miłość. Ale to się ostatni czasy zmieniło.

Zaczęli chodzić na randki, całować się. Mieli nawet swój pierwszy raz. Kochał ją nad życie. I ona go też kochała. Mimo że tego nie mówiła czuł to. Naprawdę to czuł.

Skończył golenie, umył zęby, użył odświeżacza do ust, ubrał garnitur i użył wodę kolońską.

Przyszykował się do wyjścia. Ubrał swoje buty. Wziął bukiet róż i czekoladki dla niej.

Wyszedł z domu. Zabrał swoją łopatą. Dzisiaj jest ten dzień kiedy znów się z nią spotka.
Poszedł do ogrodu. W nim miał zakopany prezent dla niej.

Do tej pory pamiętał jak się cieszyła gdy go dostała, jak wydzwaniała do wszystkich znajomych dumna z tego prezentu. Jak biegała wokół niego. Zadzwoniła nawet do swojego brata by do niej przyjechał. Zwolnił się ze służby specjalnie by podziwiać jego prezent. Przyjechał z sześcioma kolegami z pracy. Radiowozem.

Postanowili zakopać go w ogródku. On postanowił. Ona nic na to nie powiedziała. Ale zgadzała się z tym. Wiedział o tym.

Zaczął kopać. Dokopał się do prezentu. Łopata uderzyła w niego. Rozległo się głuche łupnięcie. Otworzył go.

Powiedział:
-Cześć kochanie
Po czym pocałował ją namiętnie

Rodzina Puszczał

Witam
Przeczytajcie historieo Dawidzie Puszczał i jego rodzinie. Zanim jednak zaczniemy opowieść poznajcie rodzinę naszego bohatera:
-Barbara Puszczał - matka Dawida i jego rodzeństwa. Pięćdziesięciotrzyletnia kobieta 
-Artur Puszczał- pierwszy mąż Barbary. Zginął 11 września 2001 roku. Leciał jednym z samolotów które uderzyly w World Trade Center
-Jerzy Puszczał - drugi mąż Barbary. Ojczym jej dzieci. Lat 33
-Dawid Puszczał - pierworodny. Od 15 roku życia sparaliżowany. Jedyne czym może ruszać to oczy.
Trenował taekwondo, następnie chciał je wykorzystać broniąc swej dziewczyny przed bandą dresów. Uszkodzony mózg w efekcie czego, powstały blokady w mózgu, którego uniemożliwiają mu jakikolwiek ruchy.Dwa lata paraliżu sprawiły że w jego oczach widać tylko smutek, desperacje i nienawiść.
-Joanna i Sylwia Puszczał -bliźniaczki. Przyszły materiał na moherowe berety. Tęsknią za ojcem Codziennie modlą się o jego powrót do domu. Szesnastolatki
-Kamil Puszczał - najmłodszy z rodziny. Trenował wrestling dopóki nie złamał sobie ręki w siedmiu miejscach. Wiek: 14 lat

Historia ta zaczyna się w ciepłą, sierpniową noc. A konkretniej o godzinie 21 gdy obie bliźniaczki klękały u siebie w pokoju i odmawiały różaniec, błagając o powrót ojca do domu. Robiły tak codziennie. I nic nie zapowiadało że w tamtą noc będzie inaczej.Ale jednak było. Dziewczyny po odmówieniu różańca odmówiły go po raz drugi, trzeci, czwarty, piąty, dziesiąty, dwudziestu, czterdziesty.

Wpadły w trans. Dopiero gdy nastał świt zemdlały z wyczerpania.

Następnego dnia Dawid siedział w pokoju głównym, oglądając telewizje. Zbliżała się 23. Chłopak nie mógł się doczekać 23. Rodzina zwykle o nim zapominała. Zapominała że trzeba go umyć, nakarmić, przewinąć, przebrać, położyć do spania. Był dla nich ciężarem. Wiedział że dopiero o 23:45 przypomną sobie o jego istnieniu. Miał czas. Od 23 na kanale na którym oglądał program leciało porno. Dawid oczekiwał na to z cierpliwością. Nie tylko jego oczy mogły się ruszać. Nie tylko.

Zaczęła się burza. Dawid siedział przed telewizorem. Błysnęło.
Za telewizorem znajdowało się okno. W chwili błysku chłopak zauważył postać. Wysoką, szeroką i z irokezem na głowie. Następny błysk i postać była bliżej. Chłopak zaczynał się bać. Kolejny błysk. Widział już zęby wyszczerzone w uśmiechu obcego i jego ubiór. Zwykły garnitur
Błysk. Widział jego oczy, jego twarz. W szoku zauważył że to jego ojciec.
Błysk. Nikogo nie było za oknem.

Kukułka zakukała dwanaście razy. Była już północ. Dawid uznał że to był tylko sen. Że przysnął.
Znowu o nim zapomnieli. Jedna łza spłynęła po policzku chłopca.
***
- Halo policja?
-Tak słucham pana
-Tutaj Jerzy Puchacz zamieszkały w domu nr 15 w Pisczelowicach. Pragnę zgłosić że jakiś mężczyzna od dwóch miesięcy krąży w nocy koło naszego domu. Proszę, przyjechać go zabrać
-Dobrze. Już wysyłamy patrol
***
-Słucham?
-Dobry wieczór. Tutaj komenda powiatowa Policji w Grzebce. Mam na imię sierżant Grzegorz Roślik. Chciałbym się spytać czy dotarł do państwa patrol który wysłałiśmy
-Nie. Czekamy od trzech godzin a co z nim?
-Właśnie mamy awarie w systemie. Policjanci nie odpowiadają na wezwanie a GPS wskazuje że auto znajduje się na środku Oceanu Atlantyckiego. No cóż przepraszam za niedogodności i dziękuje za czas. Dobranoc
***
Ta sama noc:
3:15

Dawid znów został zapomniany. Siedział przed telewizorem i oglądał powtórki seriali. Nie zmienili mu kanału. Nie mógł zasnąć. Zostało mu tylko to.

Usłyszał huk w drzwi. Jakby coś mocno w nie uderzyło. I następny. Słuchał jak coś wali w jego drzwi. Po piętnastu minutach przestało.
Chłopak zasnął, nieświadomy że podczas łupania jego ojciec wciąż mu się przyglądał.

***
-Baśka zobacz co ten jebany sierściuch znowu zrobił! No kurwa mać przesadził! Zabije gnoja! Urwę mu łeb!
-Jerzy daj spokój to tylko zwierzę! Nie wie co robi!
-Kurwa, no spójrz na ten ganek! Wszędzie flaki i wypatroszone myszy! Szczury! Jeże! Ptaki! Ja pierdole to jakiś psychol czy co?
-Artur uspokój się! Greborz do nogi! Greborz!
-I jeszcze to imię...kojarzy mi się z grabarzem...
 ***
Komisarz Marek Atoniesz spojrzał na dom w Piszczelowicach. Dom rodziny Puszczalskich. Duży, wiejski domek. Ładnie przystrzyżony trawnik. Ściany pomalowane na biało. W ogródku stał grill i hamak. 

To był październik. Wyjątkowo pogodny i słoneczny poranek. Nie za zimno, nie za ciepło. Prawdopodobnie ostatni taki w roku. Żyć nie umierać.
Sielski nastrój psuły trzy radiowozy policyjne i karetka pogotowia. Oraz siedmiu rzygających jak koty policjantów.
***
Noc wcześniej

Dawid leżał w swoim łóżku i czekał. Czekał na nic. Rozmyślał nad swoją marną egzystencją, nad tym jak bardzo jego życie jest do dupy, jakim idiotą był chcąc zostać bohaterem. Chciał umrzeć. Ale nie mógł. Nie miał jak. 

Poczuł na sobie czyjeś ręce. Czuł jak przerzucają go przed bark. Jak wisząc na jednym barku schodzili po schodach. Nic nie mógł zrobić. Było mu wszystko jedno. Nieznajomy zaprowadził go na korytarz i posadził na krześle koło drzwi wyjściowych. Powiedział:
-A teraz synciu poobserwujesz sobie przedstawienie

Następne zapalił światło. To był jego ojciec.

Dawid siedział i obserwował co wyczynia jego ojciec. A on poszedł na górę, i zniósł jego siostry na dół. Obie słodko spały. Położył je u nóg chłopaka. Następnie poszedł po Kamila, matkę oraz ojczyma.

Artur nachylił się do syna: "Wiesz o tym że tylko ty jesteś moim dzieckiem? Moja żonka lubiła przyprawiać mi rogi. Tylko ty jesteś moim dzieckiem. Moim dziedzictwem. Pozostałością po mnie. I spójrz. Całkowity paraliż. Nieładnie synek, nieładnie" wyszeptał, Dawid poczuł ostry zapach octu, siarki i moczu.

Ale poczuł! Smród był tak ogromny że przebił wszystkie blokady w mózgu dotyczące zapachu!
Chłopak zaczął odczuwać zapach. I o mały włos nie puścił pawia. Jego ojciec najzwyczajniej na świecie śmierdział

Dawid zaczął powoli żałować że jego węch działa.

W tym samym czasie jego ojciec wiązał i kneblował jego rodzinę. Chłopak był zdziwiony że nie obudzili się gdy ich niósł i kładł na ziemię.

Gdy związał ich Artur podszedł do swojej byłej żony i ją mocno kopnął ją w żebra. Kobieta obudziła się. Spojrzała prosto w twarz swojego nieżyjącego męża i załkała. Mężczyzna niewiele dał jej czasu. Wyciągnął nóż i szybko poderżnął jej gardło. Szybko podbiegł do Dawida i za niego wyciągnął wiadro. Powiedział: "Sorry synek, zapomniało mi się"

Szybko przytkał je do rany na szyi, tym samym sprawiając że cała krew wypompowywana jest do wiadra. Następnie złapał swoją żonę za kostki i podniósł ją do góry. Czekał aż cała krew spłynie do wiadra. Chłopak patrzył na to przerażony. I powiększając swoje własne przerażenie zafascynowany i zaciekawiony. W końcu gdy ostatnie kropelka krwi się wytoczyła z jej żył, mężczyzna podszedł do chłopaka z żoną na rękach i wyszedł na dwór. Dawid usłyszał odgłos miksowania. Poczuł mrowienie z kręgosłupie. Jego prawa ręka zaczęła dygotać z strachu.

Jego ojciec wrócił po godzinie. Z głową matki i baniakiem mięsa wyglądającego jak mielone.
Chłopak zwymiotował. Krztusząc się, kaszląc i wymiotując obserwował jak jego ojciec macza pędzel we baniaku i wiadrze po czym maluje tym ścianę.

Gdy w końcu skończyła mu się "farba" zrobił to samo z resztą jego rodziny. Cały korytarz był na czerwono. Dawid nie mógł się ruszać. Czuł swoje ciało, ale strach go obezwładniał.
Jego ojciec podszedł do niego, pogłaskał po policzku i powiedział: "Milutko było dostać przepustkę z piekła na trzy miesiące. Pa synek"


niedziela, 9 grudnia 2012

Cotard

"Nie mogłem tego przeżyć. Nie mogłem. Nikt nie może przeżyć upadku z wysokości dwustu metrów na auto swojego byłego szefa.

Nienawidzę gnoja. Specjalnie popełniając samobójstwo wybrałem jego ukochane autko Aston Martin One-77.

Kosztowało prawie dwa miliony dolarów. A mi dupek nie chciał dać podwyżki za piętnaście lat ciężkiej harówki dla niego. Przez niego straciłem wszystko.

Żonę. Syna. Dom. Oszczędności. Zdrowie. Honor. Godność.

Wszystko co miało dla mnie wartość zostało zniszczone przez niego.

Co za drań z niego.

Dlatego postanowiłem skoczyć. Ale żeby nie myślał że wygrał. Dlatego skoczyłem na jego auto.

Pamiętam jak leciałem w dół. Pamiętam ból gdy uderzyłem w jego ukochane autko.Dwieście metrów w dziesięć sekund.

Zabije to każdego. I mnie też zabiło. Nie jestem jakimś pieprzonym wyjątkiem.

Tylko dlaczego leżę w szpitalu? Od trzech miesięcy jestem w szpitalu cały w gipsie. Karmią mnie. Podają mi leki.

Jestem martwy! Dlaczego to robią?

To pytanie zastanawiało mnie przez trzy miesiące. Trzy pieprzone miesiące zajmowania się trupem przez tych głupców.

Uświadomiłem sobie jedno. Wiem czemu żyję mimo że nie powinienem. Jestem zombie. To kara boża za samobójstwo. Nagroda piekieł za to co zrobiłem żonie swojego byłego szefa.

Jestem pieprzonym zombie.

Czuję to! Jestem głodny! Chcę jeść! Nie chcę tego pokarmu co mi go podają. Chcę mózgu. Ludzkiego mięsa.

Niebo i piekło wybrało mnie. Czas bym rozpoczął apokalipsę. To ja będę tym co przyniesie zagładę ludzkości! Ja i tylko ja!

Muszę to rozegrać spokojnie, powolnie. Muszę tworzyć w sekrecie swoją armie zombie.
Przecież wystarczy jeden nabój bym odszedł na wieczność do piekła. A tam na pewno nie będą zadowoleni ze mnie

Na własne życzenie wypisałem się z szpitala.

Zamieszkałem w domu moich rodziców. Mama i tata przyjęli mnie jak syna

Nie jestem ich synem. Jestem zombie

Zaadaptowałem piwnice na swoją fabrykę zombie. By sąsiedzi mnie nie słyszeli zamontowałem tam prawie dwudziestocentymetrową warstwę wytłumiaczy. Żaden dźwięk nie rozejdzie się. Nigdzie.

Sprawdziłem. Rzuciłem granata. Zostało tylko lekkie wgłębienie w ziemi. Zero hałasu a stałem przy drzwiach.

Rodzicom powiedziałem że zakładam kapele heavy metalową. Ucieszyli się.

Ha. Traktują mnie jak zwierzątko. Pozwalają na wszystko bylebym się nie zabił.

Ale już za późno. Jestem zombie.

Za pożyczone pieniądze ufundowałem moim rodzicom wycieczkę na Hawaje. Chwalili się sąsiadom jakiego to dobrego mają syna. Dzięki temu sąsiedzi dopiero później dostrzegą co się dzieje. Gdy moja armia będzie zbyt wielka by cokolwiek mogło ją powstrzymać.

Godzinę przed ich wyjazdem zaprosiłem swoich rodziców do mnie do piwnicy.

Mmmmmm...Ojcu tak cudownie pulsuje krew. Widzę jak jego jabłko Adama co chwile podskakuje. Cierpi na nadciśnienie. Gruby, wiecznie spocony, z grubym wąsem facet. Smaczny kąsek. Zostawię go moim do zjedzenia. Tylko jego mózg zjem. Matkę przemienię w zombie. Ona mimo pięćdziesiątki na karku wciąż jest piękna. Niska ale piękna. Idealnie będzie się nadawała do zwabiania nowych
rekrutów do domu.

Stoją w piwnicy. Ojciec podziwia jak idealnie rozmieszczona jest warstwa. Nic nie słychać.  I bardzo dobrze. Matka chwali mnie i po raz kolejny dopytuje kim są pozostali członkowie mojej kapeli i na czym będę grał.

Nie odpowiadam. Podbiegam do matki, jednocześnie wyciągając pistolet za paska od spodni. W biegu strzelam do ojca. Ojciec upada na ziemię. W następnej chwili jestem już koło matki. Przegryzam jej gardło i krtań

Jej krew zalewa moje gardło. Jakie to cudowne. Mam ochotę na jeszcze.
Wyszarpuje tętnice. Krew mnie całego zalewa. Matka charczy. Opada na podłogę i dygocze. Cudownie, zaczyna się przemiana. Podchodzę do ojca. Leży na ziemi. Martwy. Kula idealnie trafiła w kręgosłup. Widzę jego oczy jak patrzą na mnie w przerażeniu.
Wyciągam broń. Uchwytem rozbijam mu głowę. Jego oczy gasną.
Na sam widok mózgu ślinka napływa mi do ust.

Wyciągam go. Mmmmm...Jak cudownie on smakuje. Pyszności. Delicje. Zjadam większość. Pozostawiam kawałek. Zostawię go matce. Bądź co bądź to jest jej mąż.

 Matka dalej charczy. Świetnie! Przemienia się. Jest dobrze

Najedzony i napojony idę na górę. Czas ruszyć na polowanie. Myję się pod prysznicem. Woda o czerwonym zabarwieniu spływa po mnie do kanału ściekowego. Wychodzę z domu. Udam się do najbliższego klubu. Gdy wrócę moja matka na pewno mi pomoże. Wyciągam z kasetki pieniądze. Sześć tysięcy dolarów.

Przybywam z polowania. Upolowałem. Piętnastolatka, uczennica pobliskiego gimnazjum. Ładna. Będzie dostarczała mi ludzi.
Te dzisiejsze nastolatki. Za grosz szacunku. Za tysiąc złotych puści się nawet z takim kolesiem jak ja.

Rodzice na wyjeździe, nikt się nią nie opiekuje sama w domu. Świetna jest. Nikt nie zauważy że zniknęła na kilka dni. Ma na imię Sylwia.

Zakrywam jej oczy. Wchodzimy do piwnicy. Matka dalej charczy. Ojciec leży martwy z rozwaloną czaszką. Czuję że się boi. Ma gęsią skórkę. Boi się charczenia. Trzymam ręce na jej ramionach.
Nagle odwraca się. Niewiele myśląc gryzę ją w szyję.
 Wyszarpuje kawałek mięsa. Połykam go. Utknął w gardle dlatego przytykam usta do jej rany.
Ona wrzeszczy. Kopie mnie. Nie zwracam na to uwagi.

Jestem zombie. I ona też wkrótce nim będzie.

Poję jej krew. W końcu przestaję. Zemdlała. Ale żyje. Krew sączy się z jej szyi. Matka charczy.
Jej dłonie zaczynają drapać podłogę.

W końcu! Zaczynają się drgawki które sprawią że stanie się ona taka sama jak ja!
Nareszcie!

Nie mogę się doczekać. Podchodzę do ojca.
Zębami przegryzam brzuch. Wyciągam jego flaki na zewnątrz. Niech moje dzieci mają co jeść gdy się narodzą. Niech maja.

Sam zabieram się za wątróbkę. Opieram się o ścianę i obserwuje przemiany. Sylwia zaczyna drżeć. Matka drży.

Oparty o ścianę, zjadłszy już pół wątróbki zasypiam.
Budzę się rano.
Matka się nie rusza. Nie ma Sylwii.

Zmartwiony podchodzę do matki. Sprawdzam reakcje. Nie żyje.

Szkoda.

Jednocześnie cieszę się. Sylwia przeżyła transformacje.
Biedny głuptasek zamiast się posilić moim ojcem gdzieś poszedł. Idę za nim. Zostawia za sobą krwawe ślady. Z piwnicy przez kuchnię dochodzę do drzwi frontowych.

Widzę trzy radiowozy jak jadą na moje osiedle.

To oznacza tylko jedno. Złapali Sylwię i torturami zmusili do zdrady! Albo suka sama mnie wydała bo chce by jej imię przeszło do historii!

O nic z tego. Policjanci otoczyli mój dom. Zastrzeliłem już jednego jak próbowali tutaj wejść. Siedzę w domu, przy komputerze. Wiem że za chwilę zginę. Taki los zombie. Ale nie pozwolę by pamięć o mnie mineła.

Pamiętajcie o Tomaszu Gad pierwszym który rozpoczął tą apokalipsę. Ja jeszcze wrócę"



Treść dokumentu WordPad znalezionego w domu Anety i Józefa Gad w Warszawie pisanego przez nigdy nie odnalezionego Tomasza Gada pracownika firmy ochroniarskiej z dnia 10.11.2012.

niedziela, 2 grudnia 2012

SMM - Short Message Mental

Łączność jest kluczem do zwycięstwa każdej bitwy. Dzięki niej można wydać rozkazy. Wymusić działanie. Im szybciej tym lepiej. Posłańcy, adiutanci, gołębie, radio. Łączność ewoluowała.

Ale wciąż za wolno.

Posłuchajcie zatem o eksperymencie SMM - Short Message Mental.

W 1943 roku amerykański rząd postanowił poszukać metody która umożliwi przesłanie rozkazu od dowództwa prosto do pojedynczej jednostki i z powrotem. Bez pośredników. By system działania był niezniszczalny, nieprzechwytywalny i skuteczny.

Powołano zespół naukowców. Projekt początkowy miał nazwę "Arizona" 

Był to projekt bardziej tajniejszy niż "Manhattan".

Naukowcy byli wybitnymi specjalistami w dziedzinie fizyki, elektroniki, chemii i technologii.
Nikt ich już nie pamięta.

W sumie było ich ponad piętnastu. Plus około dwie setki techników.

Pracę rozpoczęto pod koniec 1943 roku. Pierwsze skutecznie wyniki można było przedstawić w maju 1944 roku.

Powiem ci teraz trochę na czym polegał projekt "Arizona"

Naukowcy stworzyli malutki mikrochip. Istne dzieło sztuki. Coś cudownego jak na tamte czasy. Mikrochip po odpowiednim podłączeniu odbierał i wysyłał fale radiowe. Mikrochip podłączano do mózgu. Konkretniej do płatu czołowego. Mózg generował odpowiednią ilość energii by chip mógł działać. Urządzenie działało u dziewięciu na dziesięciu ochotników. Jeden ochotnik zmarł ponieważ podczas wywiercania dziury w czaszce przez którą należało wsadzić generator wiertło weszło za głęboko wywiercają dziurę w mózgu.

Mikrochip działał. Początkowo działał na odległość dwóch metrów. Umożliwiał odbiór informacji pięciosekundowej naraz. I wysyłkę informacji jednosekundowej.

Naukowcy nadali nazwę urządzeniu "Short Message Mental" w skrócie SMM.

Zasada działania systemu była prosta: potrzebne były dwie rzecze: żołnierz i nadajnik. Nadajnik konfigurował mikrochipa w mózgu żołnierza. Ustawiał odpowiednie napięcia, wektory i ustawienia.

Zaprezentowano to w maju 1944 roku. Generałowie, prezydent i senatorzy byli zachwyceni postępem prac. Postanowiono zwiększyć moc by odległość z dwóch metrów wzrosła do dwustu kilometrów.

Zastosowano nowe materiały. Dostano potężne wsparcie pieniężne.

Niestety w celu zwiększenia możliwości SMM należało zwiększyć samo urządzenie.
Powstałe urządzenie było niemożliwe do włożenie do głowy i przyczepienia do mózgu.
Urządzeniu dodaniu magnesy. Podzielono na kawałki mieszczące się w dziurze po wiertle i przesuwano na bok

Części wsadzano po kolei do czaszki które następnie łączyły się odpowiednio namagnesowane. Powstałe w ten sposób urządzenie pokrywało ponad pięćdziesiąt procent mózgu.

Umożliwiało wysłanie oraz odebranie wiadomości dłuższej niż minuta. Zasięg pokazywał na jakieś czterysta kilometrów. Pozwalało wysyłać i odbierać obrazy. Obraz generowany był na telewizorze.

Wszyscy członkowie projektu byli zachwyceni. Ba! Mało powiedziane! Z niecierpliwością oczekiwali na pokaz. Do pokazu zostało siedem dni

Ochotnicy ,w tym przypadku tylko pięciu, użytkująca SMM 2.0 także nie mogli się doczekać.

Osiągnęli stan telepatii. Mogli rozmawiać między sobą. Pierwszego i drugiego dnia trenowali, ćwiczyli i bawili się. Potrafili włamać się do radia i nadać własny sygnał. Przekształcić obraz na ekranie telewizora na obraz widziany ich własnymi oczami

 Trzeciego dnia nadajnik został wyłączony. Doszło o awarii. Jeden z naukowców wylał na niego cole.

Niby błahy wypadek. Incydent który nie powinien się wydarzyć a jednak wydarzył.Spaliło wszystkie tranzystory i kondensatory. Nadajnik nadawał się tylko na śmietnik.

Krótko przed spaleniem a po wylaniu na niego napoju wysłał on potężny impuls do obu wersji wszystkich SMM

Wszystkie urządzenia nie podłączone do mózgu zostały uszkodzone. Ochotnikom z pierwszej fazy testów, posiadającymi SMM w pierwotnej wersji usmażyło mózgi.

Pozostała piątka ochotników wpadła w stan apatii. Zostali zamknięci w izolowanym pomieszczeniu.

Fragment dziennika jednego z naukowców:
"Obiekt numer 1,2,4 i 5 nie reagują na bodźce zmysłowe ani nerwowe. Siedzą w jednej pozycji, całkowicie nieruchomi. Oddech niewielki. Prawie niedostrzegalny.Obiekt numer 3 umiera. Jego ciało ma objawy identyczne jak u osób z hipotermią. Jego ciało się wychładza. Obiekt drży. Jego zęby są niemal starte na proch z taką siłą uderzają się o siebie. Jest sierpień do jasnej cholery! A on siedzi ubrany jakby właśnie miał wejść na szczyt Mount Everesta!"

Dzień czwarty okazał się dniem żałoby. Obiekt numer trzy zmarł z nocy. Lekarz wezwany na badanie stwierdził że ofiara zmarła w wyniku poparzeń i przegrzania organizmu. SMM zwinęło się w rulonik i wrosło w mózg. Nadajnik wciąż jest budowany. Wcześniej budowali go trzy tygodnie. Teraz mają na tylko 3 dni.

Dzień piąty był bez zmian. Nadajnik budowany był a obiekty numer 1,2,4 i 5 nie przyjmowały pokarmu. Gdyby nie wiedza że to ludzie można by ich było uznać za posągi.

Dzień szósty okazał się przełomem. Nadajnik został zbudowany. Gdy tylko go włączony ochotnicy rozpoczęli wykazać oznaki że jednak nie są posągami.
Niestety że wciąż są ludźmi też nie.

Naukowcy postanowili zaobserwować reakcje ludzi którzy przez niemal trzy dni nie wykonywali żadnych ruchów. Jedna ze ścian izolatki była do tego specjalnie przeznaczona. Było to lustro weneckie.

Obiekt numer 1 przyssał się do szyby. Naukowcy zauważyli brak zębów. Obiekt ten cztery dni temu miał kontrole uzębienia i dentysta pochwalił że ma najlepsze zęby jakie widział w swoim życiu. Obiekty numer 2 i 4 tańczyły trzymając się za łokcie i obracając dookoła własnej osi. Obiekt numer 5 klęczał skulony na ziemi i wyglądał jakby się modlił .

Postanowiono otworzyć drzwi. Dwaj technicy, którzy podbiegli do nich zostali rozsadzeni od środka.
Po prostu podbiegli do drzwi, złapali za klamki z obu stron i w następnej sekundzie ich wnętrzności zostały rozsmarowane po całym korytarzu.

Postanowiono obserwować co dalej. Po godzinie oglądania tego samego zaobserwowano że obiekty numer 2 i 4 zbliżają się do obiektu numer 5. Po następnej godzinie obskakiwali dookoła niego. Obiekt numer 1 wciąż był przyssany do lustra i nic się z nim nie działo dlatego też na nim była skupiona najmniejsza uwaga. Największa na obiektach numer 2,4 i 5.

Nagle scena diametralnie się zmieniła. 2 i 4 rzucili się na piątkę. Zaczęli go rozrywać na kawałki gołymi rękami. Wielu obserwatorom zrobiło się niedobrze. Jeden z obiektów wyrwał mu rękę i podbiegł do lustra weneckiego. Przytknął krwawiącą rękę do lustra i napisał wielkimi literami:     "ON TU JEST" po czym wrócił do obiektu numer 5. Oba obiekty co chwila podbiegały do lustra i pisały wciąż to samo zdanie.

Dzień siódmy. Zamknięto ośrodek. Odwołano wszelki pokaz. Nie wiadomo co się działo w środku izolatki. Gdy skończyła się krew zaczęli zbierać kał i metodycznie, powoli i spokojnie zamazywać lustro weneckie.

Żadne materiały wybuchowe nie działają. Nie można otworzyć tych drzwi. Wysadzić lustra. Ani ścian. Przez lustro widać tylko otwór gębowy obiektu numer 1.

Dzień czternasty. Obiekt numer jeden oderwał się od swojego miejsca. Zaczął wylizywać lustro weneckie. Przez coraz bardziej przejrzystą powierzchnie widzimy coraz więcej.

Dzień piętnasty. W izolatce żyje tylko obiekt numer 1. Obiekty numer 2 i 4 zadławiły się ręką drugiego obiektu. Drzwi zostały otwarte. Smród jest nie do zniesienia. Czuć kał, krew, pot, mocz.
Obiekt numer 1 wyszedł z izolatki. Usiadł pod ścianą.

Jeden z naukowców podszedł do niego i lekceważąc jego smród przyklęknął. Obiekt zaczął szeptać mu na ucho.

Dowiedziano się że podczas gdy nadajnik nie działał oni podłączyli się gdzie indziej. Że to coś do czego się podłączyli nas nienawidzi. I że to zabije wszystkich ludzi. Że to co wydarzyło się w izolatce to tylko przedsmak tego co czeka całą ludzkość