Wesele
Wszystko
było idealne. No prawie wszystko. W sumie nic nie było idealne,ale jeśli
przymknęłoby się oczy i spojrzało na to z odpowiedniej perspektywy,najlepiej
tak z odległości siedmiuset kilometrów z centrum tropikalnego lasu,będąc
wychowanym w plemieniu kanibali,można byłoby uznać,że jest idealnie.
Podejrzewam jednak,że nawet tam zyskałbym miano wariata i szaleńca,a
zrozumienie oraz osąd,który by stwierdził,że jestem całkowicie normalny,moralny
albo chociaż mieszczę się w standardach koegzystencji ludzkiej,uzyskałbym od
ludzi zamkniętych w izolatkach,w najpilniej strzeżonych zakładach dla
psychicznie chorych. Zamknąłem oczy,próbując sobie uświadomić co zrobiłem.
Przypominając sobie po kolei każdy szczegół ostatnich pięciu minut z coraz
większym przerażeniem uświadamiałem sobie w jak głębokie bagno wdepnąłem. Moja
narzeczona siedziała na krześle,pochylona tak mocno,że jej twarz zanurzona była
w głębokim talerzu z zupą. Leciutko uśmiechnąłem się,myśląc,że przecież może
się utopić,ale po chwili uspokoiłem się. Osoby z poderżniętym gardłem zwykle
nie mają czasu by się udusić z powodu braku powietrza. Paradoksalnie. Plama
krwi jaka zebrała się na podłodze,spływając z niej,zaczynała powoli dosięgać
moich stóp, dlatego też wstałem i odszedłem od tego makabrycznego widoku.
Reszta gości leżała martwa albo umierała. Jedynie ja i mój klan przetrwaliśmy.
Spojrzałem po swoich kuzynach i wujach jak stoją trzymając zakrwawione
noże,łomy i kije bejsbolowe. W oczach wszystkich widziałem to samo.
Wiedziałem,że moje wyrażają to samo. Sukces,pełny sukces. Oraz triumf i
zadowolone,że waśń między dwoma rodami właśnie wygasała,spływając po parkiecie
wraz z krwią drugiej rodziny.
Moja była
żona nagle przechyliła się w bok i upadła na parkiet,gdzie zaczęła czołgać się
po podłodze, jednocześnie wydając dziwne odgłosy. Widocznie nie była dość
martwa dlatego wyciągnąłem maczetę i odrąbałem jej głowę. Trzymając ją do
góry,krzyknąłem:
-Zwycięstwo!
– dałem niemy rozkaz reszcie by zrobili to samo. Po chwili sześćdziesiąt głów
oddzieliło się od swoich właścicieli. Okrzyki i wrzaski z okazji zwycięstwa
przerwał odgłos klaskania. Jak jeden mąż puściliśmy łby na ziemię i
wyprostowaliśmy się jak struna. Tylko mój ojciec mógł tak głośno wydawać
dźwięki rękoma.
-Brawo mój
synu,jestem z ciebie dumny – zawołał z końca Sali, przestępując nad trupami
swoich wrogów.
-Dziękuje
ojcze – skłoniłem głowę w pokłonie,jednocześnie ciesząc się jak
szczeniak,bowiem pochwała od mojego ojca była tak częsta,jak występowanie
prawdziwych dinozaurów w obecnych czasach.
W końcu
stanął na scenie,chwycił mikrofon do ręki i przemówił swoim donośnym głosem:
-Bracia! –
huknęło jedno słowo niczym wystrzał z armaty – dzisiaj jest ten dzień,gdy
możemy wyjść z ukrycia! Dzień,kiedy w końcu możemy przestać się bać zemsty
naszych wrogów! Dzień,gdy wszyscy z rodziny Akolitów leżą u naszych stóp! Ten
dzień przejdzie do historii naszej rodziny! A mój syn – przerwał na
chwilę,wzruszenie mocno ścisnęło go za gardło – mój syn – powtórzył i podjął
dalej – tego dokonał!
Cała sala
zaczęła klaskać i wiwatować na moją część. Przestali po chwili gdy ojciec
podniósł rękę i kontynuował:
-Nie
wierzyłem, gdy dwadzieścia lat temu przedstawił swój śmiały plan. Nie mogłem
uwierzyć,że on się powiedzie.
-A dzisiaj –
krzyknął niespodziewanie – żałuje,że nie uwierzyłem!
Uśmiechnąłem
się i podałem mu lampkę szampana:
-Za mojego
syna – mój ojciec wzniósł toast.
-Za Tomasza
– odpowiedziała sala.
Na równi ze
wszystkimi wychyliłem szampana i zabrałem się do sprzątania tego bałaganu.
Czekała nas długa noc,bowiem musieliśmy pozbyć się ciał,wszelkich śladów,że tu
byli oraz zaprószyć ogień w hotelu.
Podnosiłem
właśnie ciało mojej byłej żony,gdy podbiegł do mnie Eryk:
-Tomek,mamy
poważny problem.
Przerzuciłem
jej truchło za ramię zanim spytałem jaki.
-W hotelu
zostało kilkanaście dzieciaków – powiedział,patrząc jak krew brudzi suknię i
mój garnitur.
-No i co? –
prychnąłem odwracając się do niego plecami
-Najstarsze
ma dziewięć lat – zawołał zrozpaczony.
-Nie szkodzi
– powiedziałem,postępując krok po kroku. Moja luba ważyła bardzo mało,jednak
podłoga była bardzo śliska,a nie chciałem zaliczyć orła – I tak trzeba ich
spalić.
To było
akurat łatwe. Hotel należał do zaprzyjaźnionego klanu,który zezwolił na stratę
jednego budynku i śmierć kilku pracowników w zamian za pomoc w przyszłych
wojnach. Dlatego ułożenie ciał w pokojach i rozlanie napalmu wszędzie,gdzie
mieliśmy pewność,że nikt go nie zidentyfikuje,sprawiało,że mój plan całkowicie
się powiódł. Dwóch zawodowych strażaków podłożyło ogień,gdy sala była
posprzątana i nikt nie znalazłby nawet kropli krwi.
Przyjazd
policji do sali weselnej,gdzie siedzieliśmy wszyscy pijani i
załamani,pocieszając mnie,że moja żona nie zjawiła się na własnym weselu. Na
pytanie czemu nie pojechaliśmy do odległego o sześć kilometrów hotelu sprawdzić
co się stało odpowiedzieliśmy że to wbrew tradycji. Uwierzyli.
Po ich
odjeździe poczekaliśmy godzinę i każdy ruszył do swojego domu. Ja pojechałem do
budynku,który przez ostatnie pięć lat dzieliłem z Judytą,który razem
zbudowaliśmy,urządziliśmy i dbaliśmy o niego. Uśmiechnąłem się tylko do lustra
zadowolony z siebie,po czym zadzwoniłem po Anitę. Dziewczyna z klanu Świętych
przyjechała po piętnastu minutach. Od razu przeszliśmy do rzeczy,idąc do łóżka
gdzie odbyłem sobie noc poślubną.
Rano
obudziłem się wypoczęty i wyspany. Dwadzieścia lat uwodzenia jednej
dziewczyny,udawania,że ją kocham,utrzymywanie fikcyjnego pokoju między obiema
rodzinami i zwodzenia wszystkich,nawet starego lisa Jonatana,w końcu się
opłaciło. Byłem wolny,ród,z którym wojowaliśmy przez pięćset lat, został starty
z ziemi. Moja misja się skończyła.
Przeciągnąłem
się ziewając i ruszyłem do łazienki umyć się,gdy zabrzmiał głos Judyty:
-Dość szybko
mnie zdradziłeś.
Wzdrygnąłem
się i obróciłem za siebie. Siedziała na skraju łóżka w sukni ślubnej,patrząc na
mnie z bólem i żalem. Blizna na jej szyi dobitnie pokazywała że nie umiem
podrzynać gardeł. Przylgnąłem do ściany,głośno oddychając i mając szeroko
rozwarte oczy. Duch zniknął,a Anita wciąż słodko spała.
Uznałem to
za przewidzenie,skutek zmęczenia i okropnej zbrodni jaką zrobiłem,dlatego
ruszyłem do łazienki.
Gdy tylko
podniosłem deskę i wyciągnąłem penisa,czyjaś ręka pojawiła się za mną i
chwyciła go. Uznałem,że to Anita,w skutek czego nie odwracając się zacząłem
sikać,a ona kierowała mojego pęczniejącego penisa. W końcu skończyłem,ale ona
nie. Zaczęła mi walić ręką,stojąc za mną. Robiła to idealnie,wiedziała kiedy
przyspieszyć,a kiedy zwolnić.
-Ona tak nie
umie? – dobiegł mnie głos Judyty z tyłu. Chciałem się obrócić,lecz chwyt stał
się nagle żelazny. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu bez złamania go.
-Chyba
nie,bo ze mną ci lepiej – kolejne mruknięcie. W końcu przełamałem się i
wyszeptałem:
-Judyta..jak?
Ty przecież nie żyjesz.
-Wiem
geniuszu,że nie żyję – warknęła wściekle – raczej trudno się żyje gdy twój
ukochany odcina ci łeb.
Jęknąłem,bowiem
dotyk stał się nagle lodowaty. A potem zacząłem wrzeszczeć. Gdy puściła
go,zobaczyłem na nim mnóstwo odmrożeń. Odwróciłem się i stanąłem prosto w twarz
z moją byłą żoną.
-Obecną –
mruknęła,jakby czytała mi w myślach.
-Co? –
jęknąłem upadając z bólu na kolana. Mój penis właśnie odłamał się i odpadł.
-Nie
narzekaj,teraz i tak masz znieczulenie chłopie – oznajmiła mi z radością i
zniknęła. Straciłem przytomność z bólu.
Obudziłem
się w szpitalu widząc przed sobą dwóch policjantów,lekarza i Judytę. Zostałem
oskarżony o oblanie Anity ciekłym azotem oraz gwałt na niej,gdy wiła się
poparzona i próbowała się ratować. Nie przeżyła. Dowiedziałem się też,że nie
udało im się uratować mojego penisa. Jęknąłem z rozpaczy. Anita była
tragedią,ale moje okaleczenie to był koszmar. Miałem nadzieje,że to tylko sen i
lada chwila się obudzę. Judyta rozwiała moje marzenia:
-Najlepsze
jest to,że skończyliście jedną wojnę przez ciebie,a już zaczęliście drugą. Też
przez ciebie. Gratuluję.
Uśmiechnęła
się. Wyszeptałem tylko ciche:
-O nie..
I zapadłem w
sen. Klan Świętych był dziesięciokrotnie liczniejszy od mojego,a Anita była
ulubienicą wszystkich oraz córką przywódcy. Zgotowałem swoim ludziom istną
rzeź. Zapadając w objęcia Morfeusza
usłyszałem szept:
-Pamiętaj o
przysiędze.
Obudziłem
się kilka miesięcy później. A raczej moja żona mnie obudziła,przykładając swoją
lodowatą dłoń do mojej stopy. Zerwałem się z wrzaskiem. Na szczęście nie było
to poparzenie tylko chłód. Judyta zaczęła się kręcić po pokoju,radosna i
zadowolona. W końcu odważyłem się spytać:
-Co ci?
-A wiesz że
jesteś ostatni z klanu? – zaświergotała radośnie otwierając okna.
-Ta… - coś
przeczuwałem,że po to mnie obudziła.
-A wiesz,że
policjanci pod drzwiami są od Świętych? – zawołała radośnie i klasnęła w stronę
drzwi, które się otworzyły. Weszło trzech mężczyzn,dwóch policjantów i ojciec
Anity. Każdy z nich trzymał w rękach mocną,dębową pałkę. Zapowiadała się
bolesna śmierć.
Gdy znowu
otworzyłem oczy obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzałem się dookoła.
Była ciemno jednak wszystko widziałem. W sensie swoje ręce,stopy,brzuch i
resztę ciała. Zaskoczony spytałem na głos:
-To tak
wygląda życie po śmierci?
Odpowiedź
nadbiegła chwilę później. Przebiegł obok mnie mój kuzyn Eryk. Rzucił krótkie:
-Nie stój.
Spierdalaj!
Zanim
spytałem o co chodzi on już był daleko. Spojrzałem w kierunku skąd nadbiegł i
po chwili zacząłem uciekać. Jego pościg to grupka poparzonych dzieciaków.
Najstarsze z nich mogło mieć dziewięć lat.
Średnie. Powinieneś też wrzucać teksty do worda i przetrzepać je chociaż autokorektą. Byłoby lepiej, bo to już któryś tekst, w którym zapominasz o spacjach po przecinkach :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać. Wszystkie pasty juz znam. Czekam na coś nowego. Chcę Ci powiedzieć, że jesteś mistrzem dla mnie. Proszę, nie przestawaj. Pisz dalej. Proszę. To jest jak tlen.
OdpowiedzUsuń