środa, 6 sierpnia 2014

Wesele.



Wesele
Wszystko było idealne. No prawie wszystko. W sumie nic nie było idealne,ale jeśli przymknęłoby się oczy i spojrzało na to z odpowiedniej perspektywy,najlepiej tak z odległości siedmiuset kilometrów z centrum tropikalnego lasu,będąc wychowanym w plemieniu kanibali,można byłoby uznać,że jest idealnie. Podejrzewam jednak,że nawet tam zyskałbym miano wariata i szaleńca,a zrozumienie oraz osąd,który by stwierdził,że jestem całkowicie normalny,moralny albo chociaż mieszczę się w standardach koegzystencji ludzkiej,uzyskałbym od ludzi zamkniętych w izolatkach,w najpilniej strzeżonych zakładach dla psychicznie chorych. Zamknąłem oczy,próbując sobie uświadomić co zrobiłem. Przypominając sobie po kolei każdy szczegół ostatnich pięciu minut z coraz większym przerażeniem uświadamiałem sobie w jak głębokie bagno wdepnąłem. Moja narzeczona siedziała na krześle,pochylona tak mocno,że jej twarz zanurzona była w głębokim talerzu z zupą. Leciutko uśmiechnąłem się,myśląc,że przecież może się utopić,ale po chwili uspokoiłem się. Osoby z poderżniętym gardłem zwykle nie mają czasu by się udusić z powodu braku powietrza. Paradoksalnie. Plama krwi jaka zebrała się na podłodze,spływając z niej,zaczynała powoli dosięgać moich stóp, dlatego też wstałem i odszedłem od tego makabrycznego widoku. Reszta gości leżała martwa albo umierała. Jedynie ja i mój klan przetrwaliśmy. Spojrzałem po swoich kuzynach i wujach jak stoją trzymając zakrwawione noże,łomy i kije bejsbolowe. W oczach wszystkich widziałem to samo. Wiedziałem,że moje wyrażają to samo. Sukces,pełny sukces. Oraz triumf i zadowolone,że waśń między dwoma rodami właśnie wygasała,spływając po parkiecie wraz z krwią drugiej rodziny.
Moja była żona nagle przechyliła się w bok i upadła na parkiet,gdzie zaczęła czołgać się po podłodze, jednocześnie wydając dziwne odgłosy. Widocznie nie była dość martwa dlatego wyciągnąłem maczetę i odrąbałem jej głowę. Trzymając ją do góry,krzyknąłem:
-Zwycięstwo! – dałem niemy rozkaz reszcie by zrobili to samo. Po chwili sześćdziesiąt głów oddzieliło się od swoich właścicieli. Okrzyki i wrzaski z okazji zwycięstwa przerwał odgłos klaskania. Jak jeden mąż puściliśmy łby na ziemię i wyprostowaliśmy się jak struna. Tylko mój ojciec mógł tak głośno wydawać dźwięki rękoma.
-Brawo mój synu,jestem z ciebie dumny – zawołał z końca Sali, przestępując nad trupami swoich wrogów.
-Dziękuje ojcze – skłoniłem głowę w pokłonie,jednocześnie ciesząc się jak szczeniak,bowiem pochwała od mojego ojca była tak częsta,jak występowanie prawdziwych dinozaurów w obecnych czasach.
W końcu stanął na scenie,chwycił mikrofon do ręki i przemówił swoim donośnym głosem:
-Bracia! – huknęło jedno słowo niczym wystrzał z armaty – dzisiaj jest ten dzień,gdy możemy wyjść z ukrycia! Dzień,kiedy w końcu możemy przestać się bać zemsty naszych wrogów! Dzień,gdy wszyscy z rodziny Akolitów leżą u naszych stóp! Ten dzień przejdzie do historii naszej rodziny! A mój syn – przerwał na chwilę,wzruszenie mocno ścisnęło go za gardło – mój syn – powtórzył i podjął dalej – tego dokonał!
Cała sala zaczęła klaskać i wiwatować na moją część. Przestali po chwili gdy ojciec podniósł rękę i kontynuował:
-Nie wierzyłem, gdy dwadzieścia lat temu przedstawił swój śmiały plan. Nie mogłem uwierzyć,że on się powiedzie.
-A dzisiaj – krzyknął niespodziewanie – żałuje,że nie uwierzyłem!
Uśmiechnąłem się i podałem mu lampkę szampana:
-Za mojego syna – mój ojciec wzniósł toast.
-Za Tomasza – odpowiedziała sala.
Na równi ze wszystkimi wychyliłem szampana i zabrałem się do sprzątania tego bałaganu. Czekała nas długa noc,bowiem musieliśmy pozbyć się ciał,wszelkich śladów,że tu byli oraz zaprószyć ogień w hotelu.
Podnosiłem właśnie ciało mojej byłej żony,gdy podbiegł do mnie Eryk:
-Tomek,mamy poważny problem.
Przerzuciłem jej truchło za ramię zanim spytałem jaki.
-W hotelu zostało kilkanaście dzieciaków – powiedział,patrząc jak krew brudzi suknię i mój garnitur.
-No i co? – prychnąłem odwracając się do niego plecami
-Najstarsze ma dziewięć lat – zawołał zrozpaczony.
-Nie szkodzi – powiedziałem,postępując krok po kroku. Moja luba ważyła bardzo mało,jednak podłoga była bardzo śliska,a nie chciałem zaliczyć orła – I tak trzeba ich spalić.
To było akurat łatwe. Hotel należał do zaprzyjaźnionego klanu,który zezwolił na stratę jednego budynku i śmierć kilku pracowników w zamian za pomoc w przyszłych wojnach. Dlatego ułożenie ciał w pokojach i rozlanie napalmu wszędzie,gdzie mieliśmy pewność,że nikt go nie zidentyfikuje,sprawiało,że mój plan całkowicie się powiódł. Dwóch zawodowych strażaków podłożyło ogień,gdy sala była posprzątana i nikt nie znalazłby nawet kropli krwi.
Przyjazd policji do sali weselnej,gdzie siedzieliśmy wszyscy pijani i załamani,pocieszając mnie,że moja żona nie zjawiła się na własnym weselu. Na pytanie czemu nie pojechaliśmy do odległego o sześć kilometrów hotelu sprawdzić co się stało odpowiedzieliśmy że to wbrew tradycji. Uwierzyli.
Po ich odjeździe poczekaliśmy godzinę i każdy ruszył do swojego domu. Ja pojechałem do budynku,który przez ostatnie pięć lat dzieliłem z Judytą,który razem zbudowaliśmy,urządziliśmy i dbaliśmy o niego. Uśmiechnąłem się tylko do lustra zadowolony z siebie,po czym zadzwoniłem po Anitę. Dziewczyna z klanu Świętych przyjechała po piętnastu minutach. Od razu przeszliśmy do rzeczy,idąc do łóżka gdzie odbyłem sobie noc poślubną.
Rano obudziłem się wypoczęty i wyspany. Dwadzieścia lat uwodzenia jednej dziewczyny,udawania,że ją kocham,utrzymywanie fikcyjnego pokoju między obiema rodzinami i zwodzenia wszystkich,nawet starego lisa Jonatana,w końcu się opłaciło. Byłem wolny,ród,z którym wojowaliśmy przez pięćset lat, został starty z ziemi. Moja misja się skończyła.
Przeciągnąłem się ziewając i ruszyłem do łazienki umyć się,gdy zabrzmiał głos Judyty:
-Dość szybko mnie zdradziłeś.
Wzdrygnąłem się i obróciłem za siebie. Siedziała na skraju łóżka w sukni ślubnej,patrząc na mnie z bólem i żalem. Blizna na jej szyi dobitnie pokazywała że nie umiem podrzynać gardeł. Przylgnąłem do ściany,głośno oddychając i mając szeroko rozwarte oczy. Duch zniknął,a Anita wciąż słodko spała.
Uznałem to za przewidzenie,skutek zmęczenia i okropnej zbrodni jaką zrobiłem,dlatego ruszyłem do łazienki.
Gdy tylko podniosłem deskę i wyciągnąłem penisa,czyjaś ręka pojawiła się za mną i chwyciła go. Uznałem,że to Anita,w skutek czego nie odwracając się zacząłem sikać,a ona kierowała mojego pęczniejącego penisa. W końcu skończyłem,ale ona nie. Zaczęła mi walić ręką,stojąc za mną. Robiła to idealnie,wiedziała kiedy przyspieszyć,a kiedy zwolnić.
-Ona tak nie umie? – dobiegł mnie głos Judyty z tyłu. Chciałem się obrócić,lecz chwyt stał się nagle żelazny. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu bez złamania go.
-Chyba nie,bo ze mną ci lepiej – kolejne mruknięcie. W końcu przełamałem się i wyszeptałem:
-Judyta..jak? Ty przecież nie żyjesz.
-Wiem geniuszu,że nie żyję – warknęła wściekle – raczej trudno się żyje gdy twój ukochany odcina ci łeb.
Jęknąłem,bowiem dotyk stał się nagle lodowaty. A potem zacząłem wrzeszczeć. Gdy puściła go,zobaczyłem na nim mnóstwo odmrożeń. Odwróciłem się i stanąłem prosto w twarz z moją byłą żoną.
-Obecną – mruknęła,jakby czytała mi w myślach.
-Co? – jęknąłem upadając z bólu na kolana. Mój penis właśnie odłamał się i odpadł.
-Nie narzekaj,teraz i tak masz znieczulenie chłopie – oznajmiła mi z radością i zniknęła. Straciłem przytomność z bólu.
Obudziłem się w szpitalu widząc przed sobą dwóch policjantów,lekarza i Judytę. Zostałem oskarżony o oblanie Anity ciekłym azotem oraz gwałt na niej,gdy wiła się poparzona i próbowała się ratować. Nie przeżyła. Dowiedziałem się też,że nie udało im się uratować mojego penisa. Jęknąłem z rozpaczy. Anita była tragedią,ale moje okaleczenie to był koszmar. Miałem nadzieje,że to tylko sen i lada chwila się obudzę. Judyta rozwiała moje marzenia:
-Najlepsze jest to,że skończyliście jedną wojnę przez ciebie,a już zaczęliście drugą. Też przez ciebie. Gratuluję.
Uśmiechnęła się. Wyszeptałem tylko ciche:
-O nie..
I zapadłem w sen. Klan Świętych był dziesięciokrotnie liczniejszy od mojego,a Anita była ulubienicą wszystkich oraz córką przywódcy. Zgotowałem swoim ludziom istną rzeź. Zapadając  w objęcia Morfeusza usłyszałem szept:
-Pamiętaj o przysiędze.
Obudziłem się kilka miesięcy później. A raczej moja żona mnie obudziła,przykładając swoją lodowatą dłoń do mojej stopy. Zerwałem się z wrzaskiem. Na szczęście nie było to poparzenie tylko chłód. Judyta zaczęła się kręcić po pokoju,radosna i zadowolona. W końcu odważyłem się spytać:
-Co ci?
-A wiesz że jesteś ostatni z klanu? – zaświergotała radośnie otwierając okna.
-Ta… - coś przeczuwałem,że po to mnie obudziła.
-A wiesz,że policjanci pod drzwiami są od Świętych? – zawołała radośnie i klasnęła w stronę drzwi, które się otworzyły. Weszło trzech mężczyzn,dwóch policjantów i ojciec Anity. Każdy z nich trzymał w rękach mocną,dębową pałkę. Zapowiadała się bolesna śmierć.
Gdy znowu otworzyłem oczy obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzałem się dookoła. Była ciemno jednak wszystko widziałem. W sensie swoje ręce,stopy,brzuch i resztę ciała. Zaskoczony spytałem na głos:
-To tak wygląda życie po śmierci?
Odpowiedź nadbiegła chwilę później. Przebiegł obok mnie mój kuzyn Eryk. Rzucił krótkie:
-Nie stój. Spierdalaj!
Zanim spytałem o co chodzi on już był daleko. Spojrzałem w kierunku skąd nadbiegł i po chwili zacząłem uciekać. Jego pościg to grupka poparzonych dzieciaków. Najstarsze z nich mogło mieć dziewięć lat.














3 komentarze:

  1. Średnie. Powinieneś też wrzucać teksty do worda i przetrzepać je chociaż autokorektą. Byłoby lepiej, bo to już któryś tekst, w którym zapominasz o spacjach po przecinkach :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie skończyłam czytać. Wszystkie pasty juz znam. Czekam na coś nowego. Chcę Ci powiedzieć, że jesteś mistrzem dla mnie. Proszę, nie przestawaj. Pisz dalej. Proszę. To jest jak tlen.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane