Usiadłem w swoim ulubionym konfesjonale w opuszczonym
kościele i otworzyłem gazetę sprzed dwudziestu lat. Od czasu do czasu miło było
skupić na czymś innym wzrok. Zająć myśli. To pomagało nie zwariować.
Pomagało nie zwariować na wyspie zwanej kiedyś wyspą
„Wolin”. Zacząłem czytać. Mimo że tekst znałem już na pamięć, wciąż dostarczyło
mi wiele radości czytanie wiadomości.
Uśmiechnąłem się czytając kolejny raz artykuł zatytułowany: „Czy będzie powtórka z Czarnobyla?”.
Ah gdyby ludzie wiedzieli wtedy. Pamiętam doniesienia w telewizji. O nadchodzącej apokalipsie. Pamiętam jak
ludzie w panice opuszczali Europę i uciekali na południową kulę. Jak panika
trwała pięć dni zanim uwierzono rządowi że to najzwyklejszy żart internautów.
To były moje najszczęśliwsze pięć dni. Ceny spadły tak
szybko że kupiłem całą wyspę za naprawdę niewielkie pieniądze.
Własna wyspa. Własne 265km kwadratowych. Teren prywatny.
Moja oaza spokoju. Mój świat.
Dokończyłem czytać gazetę i wyszedłem przejść się na
cmentarz. Mój własny cmentarz na który nikt nie miał prawa wstępu. Zacząłem się
przechadzać radując się ciszą i spokojem.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W samym
centrum cmentarza założyłem ogródek. Takie tam moje małe dziwactwo. Mogłem.
Cmentarz był mój i mogłem z nim robić co chciałem.
Odkryłem że na cmentarzu najlepiej rośnie szczypiorek i
kalafior. Nie wiem czemu one. Ale też one w większej części były moim pokarmem
na tej wyspie.
Uśmiechnąłem się gorzko. Niby niczego nie potrzebowałem od
reszty ludzkości ale tęskniłem czasami za kabanosem, kisielem albo anime.
Oglądając ogródek i klnąc na szkodniki zobaczyłem kawałek
drewna. Klocek. Zaciekawiony podszedłem bliżej. Klocek był w środku zgnity.
Posiadał twardą obudowę i miękkie wnętrze.
Leciutko używając siły wsadziłem w niego palec wskazujący. Zagłębił się
do połowy. Uśmiechnąłem się. Już wiem do czego to wykorzystam.
Spojrzałem wyżej. Robiłem się coraz ciemniej. Postanowiłem wracać do domu. Podczas powrotu
usłyszałem wybuch miny.
Westchnąłem.
Mimo że rząd i wszystkie służby dookoła dały jasną
informację że na moją wyspę jest wstęp wzbroniony, wciąż ktoś próbował wrócić.
Albo na cmentarz odwiedzić krewnych albo
do miast po swoje rzeczy albo znowu
młodzież w swej ciekawości próbowała wejść w głąb wysp.
I nic sobie nie robiono z faktu że wszędzie jest drut
kolczasty, siatka oraz od brzegu, prawie kilometr w głąb wyspy jest pole
minowe.
Moja ziemia. Moja własność.
Szedłem powoli w kierunku wybuchu. Jedyne co mogłem zrobić
to zabrać ciała i odnieść je na przystań, gdzie odbierze je patrol straży
bałtyckiej.
Kiedyś musieli przypływać codziennie, teraz raz, dwa do
roku. Jednak i tak było to męczące. Noszenie kawałków ludzi kilkanaście a
czasami kilkadziesiąt kilometrów.
Nie miałem auta. Poza tym szkoda byłoby paliwa na takie
głupoty.
Gdy dotarłem nad brzeg zobaczyłem coś ciekawego. Młodą
dziewczynę, skuloną na wąskim pasie ziemi gdzie nie było min, trzymającą głowę
psa.
W mig się domyśliłem co się stało. Przyszła na spacer z
pieskiem i piesek wdepnął w minę. Dowód leżał koło mnie. Precyzyjnie mówiąc
wszędzie dookoła wielkiej dziury. Zastanawiałem się skąd się wzięli. Nigdzie
nie było łodzi.
Dziewczyna klęcząc i płacząc nie zwracała na mnie uwagi. A
ja przyglądałem się jej.
Młoda, blondynka, duże piersi, zgrabne nogi, ubrana w strój
kąpielowy. Włosy miała prawie do pięt, związane w długi warkocz. Mimowolnie się
uśmiechnąłem. Już wiedziałem jak się tu dostała. Podszedłem do niej po cichu.
Nie chciałem jej przestraszyć. Stanąłem z tyłu za nią. Wciąż klęczała
przytulając resztki swojego psa.
Przymierzyłem się ręką trzymającą koła i uderzyłem ją w
potylicę. Lata podobnych sytuacji odniosły skutek. Dziewczyna zemdlała.
Wziąłem ją na plecy i zaniosłem do swojego domu. Położyłem
ją w pokoju gościnnym. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo była młoda. Dałbym
jej spokojnie piętnaście lat. Była brudna,
więc postanowiłem ją umyć. Przyniosłem mydło, wodę, ręcznik i szczotkę.
Rozebrałem ją i zacząłem dokładnie myć. Wstyd się przyznać ale nowy gość
podniecił mnie całkowicie. Podczas mycia wymyślałem już coraz to nowsze zabawy.
Oj nie będzie się nudziła, nie będzie.
Usłyszałem skowyt w piwnicy. Zapomniałem nakarmić moje
pieski. Sądzę że trzy dni głodu dobrze im zrobiły. Dokończyłem mycie
dziewczynki po czym podniosłem jej nagie ciało i włożyłem do szafy. Nie mogłem
się powstrzymać. Nie mogłem. Wyciągnąłem swój scyzoryk, wybrałem nóż i szybko
wbiłem go w prawą dłoń dziewczyny. Obudziła się, witając mnie, swojego
wybawiciela i mój dom, wrzaskiem. Szybko
się zreflektowałem i uderzyłem ją w brodę. Zemdlała.
Wyciągnąłem scyzoryk i na jego miejsce wsadziłem ramię od
wieszaka. Następnie przeciągając je zawiesiłem o belkę. Z drugą ręką zrobiłem
do samo. Spojrzałem dumny na swoje dzieło. Dziewczyna prawie wisiała na
belkach.
Spojrzałem jeszcze na jej zgrabne nogi. Oblizałem wargi.
Pomyślałem że warto spróbować. Zwłaszcza że miałem taką lampę. Szybko pobiegłem
po lampę, którą zazwyczaj używałem dla małych kurcząt, zdalną wytworzyć ciepło
o mocy siedemdziesięciu stopni. Dziewczyna zaczynała się budzić. Szybko nim
zorientowała się co się dzieje założyłem jej metalową belkę między łydki z
klamrami do mocowania na nogach. Belka była dość długa przez co dziewczyna
miała prawie półszpagat.
Kolejnym plusem tej sytuacji był fakt że jej dłonie były
bardziej oparte na wieszakach, przez co mocniej czuła ból.
Szybko wykierowałem lampę na jej pochwę i ją włączyłem.
Poczułem ciepło, jakie generowała lampa. Uśmiechnąłem się, myśląc co będzie za
dziesięć godzin. Zamknąłem szafę na klucz
Wystarczyło przejść dziesięć metrów by usłyszeć krzyki bólu.
Uśmiechnąłem się. Będzie naprawdę fajna zabawa. Minąłem lustro. Cofnąłem się i
spojrzałem jeszcze raz. Jak zawsze uśmiech. Wyśmienicie.
Ruszyłem dalej. Moja piwnica
jest niezwyczajna. Nie ma schodów. Wchodzi się do niej po trzymetrowej drabinie.
Po prostu dziura w podłodze , trzy na trzy i drabina. Specjałem stworzyłem taką
piwnice i takie wejście. By moje pupilki nie mogły uciec. Jeszcze by sobie
krzywdę zrobiły.
To byłaby czysta zbrodnia
gdyby któreś z moich zabawek doznało uszczerbku.
Wrzuciłem drabinę do dziury i
zszedłem na dół. W klatkach siedziały moje pupilki. Jeden marynarz, dwie
bliźniaczki syjamskie i chłopak który trafił pod moje skrzydła jako niemowlak.
Miał chyba z trzynaście lat. Świetnie. Będzie towarzysz zabaw dla nowej.
Podszedłem do jego klatki.
Obserwacja chłopaka zawsze dostarczała mi wiele frajdy. Czasami żałowałem że
nie nauczyłem go jakiś ludzkich nawyków. Mógłbym go chociaż oduczyć pożerania
własnych odchodów. Mógłbym. Ale z drugiej strony to tak zabawnie wygląda jak
wylizuje podłogę z własnych odchodów. Tak dla zasady. Wyciągnąłem żelki z
kieszeni. Zacząłem je powoli pożerać obserwując jak chłopak miota się w klatce
tam i z powrotem. Tam i z powrotem, tam
i z powrotem.
Cholera mógłbym to oglądać w
nieskończoność. W końcu chłopak doczekał się nagrody. Rzuciłem mu kilka żelków.
Mój śmiech był głośniejszy niż wystrzał armatni. Chłopak jak zawsze zręcznie
pochwycił wszystkie żelki ustami. Niby nic zabawne gdyby nie fakt że chłopak
posiadał wieczną erekcję a ja rzuciłem
mu żelki w stronę jego penisa. Obserwacja jak zaciekle klapnął paszczę
połykając znaczną część żelków i zatrzaskując
zęby na swoim penisie zawsze mnie rozwalała.
Podszedłem do następnej klatki.
Bliźniaczki syjamskie. Zrośnięte tylko bokami, posiadającymi wspólne jelita, wątrobę i śledzionę.
Spojrzałem na knebel na ich usta. Uznałem że wystarczy. Pokazałem im że
podejść. Uśmiechnąłem się. Połamanie jednej z ich nóg z czterech miejscach i pozwolenie
na krzywe zrośnięcie dało niesamowite efekty. Musiały marnować siły, dźwigając podwójny
ciężar. Podeszły do krat. Przejście im pięciu metrów zajęło im piętnaście
minut.
Uwielbiam. Po prostu
uwielbiam. Żałuje czasami że nie mam jakiejś kamerki by to wszystko
zarejestrować.
Podszedłem do krat. Widziałem
ich błagalne spojrzenia. Spojrzenia o śmierć. Nie mogły same sobie jej zadać.
Próbowały. Przestały kiedy wziąłem tasak i obciąłem im dłonie. Złapałem jedną za knebel. Z uśmiechem na ustach
zerwałem jej go. Z jej gardło wypadło dildo.
Z satysfakcją uśmiechnąłem
się. Pogratulowałem jej wspaniałej wytrzymałości. Niewiele osób potrafiłoby
wytrzymać trzy dni z sztucznym penisem w gardle.
No ale w końcu pięć lat
przygotowań nie poszły na marne. Przyłożyłem rękę do knebla jej siostry.
Usłyszałem wrzask z bólu na górze.
Leciutko się zdziwiłem, że
dopiero teraz. Widocznie za mocno uderzyłem moją nową zabaweczkę
W akompanieńcie wrzasku dziewczyny z góry. Musiałem ją nieźle
boleć skoro przez cztery warstwy styropianu ją słyszałem. Trochę przytłumioną
ale wciąż słyszalną. Niesamowite.
Zdjąłem knebel drugiej
siostrze. Wypluła dildo z gardła. Słysząc jak gwałtownie łapała powietrze
zacząłem się zastanawiać jak długo mogłaby wytrzymać. Podobno miała
trypophobie. Niezły wymysł. Nigdy o takiej chorobie nie słyszałem.
Podszedłem do ostatniego
pupilka. Marynarza. Leżał w kącie i wciąż zawodził. Pamiętam jak przejechałem
po jego ciele młotem pneumatycznym. O mamusiu. Ile wtedy było cudownych złamań.
Patrzę na mężczyznę który
przed zostaniem moją zabawką był silnym, dobrze zbudowanym, niczym Herkules
młodzieńcem. A dzisiaj był połamanym, pokrzywionym starcem. Kimś przy kim legendarny
Qazimodo był pięknie zbudowany. Jedyne co miał swojego starego to zrobiony z
włosów kucyk.
Uśmiechnąłem się. Wyciągnąłem
z kieszeni pieniek drewna, znaleziony dzisiaj na wyspie. Rzuciłem mu go.
Wiedziałem co marynarzyk z nim zrobi.
Oto moje zabaweczki:
zdziczałe dziecko, bliźnięta syjamskie i dendrofil. W moim piekle.
To klątwa mojego rodu. Zawsze
musimy mieć popsute zabawki. Już nawet w Krasnystawie miałem popsute zabawki.
Uśmiechnąłem się na
wspomnienie o Krasnymstawie. Pamiętam jak miałem sześć lat i potrafiłem używać
telekinezy. Jak wbiłem ołówek w oko jednemu robotnikowi w oko i spadł z rusztowania.
Pamiętam jak powiesiłem na drzewie sąsiadkę bo poskarżyła moim rodzicom że
kradnę jabłka z jej sadu. Jak za pomocą telekinezy zmusiła dziadka by zjadł
własny granat.
Ah….jak ja tęsknie za
Krasnymstawem.
Dalsze rozmyślania przerywa
mi piętnastolatka wrzeszcząca. Postanawiam do niej iść. Minęły dwie godziny a
ona wrzeszczy z bólu. Ciekawe co będzie za osiem.
Ustawiam sobie kanapę
naprzeciwko niej. Wyciągam sobie jedne dziecko z lodówki i wrzucam do
piekarnika. Uwielbiam dziecko z polewą zrobioną z poziomek. Zachodzę jeszcze do
spiżarki po płody do zagryzki. Niesamowite co można zakonserwować w słoiku.
Smakują prawie tak samo jak ogórki korniszony.
Biorę ze sobą książkę.
Napisaną przez Justynę Pliki. Książka o nazwie „Dzieci Rodzą Dzieci”
Uwielbiam czytać przy
akompaniencie wrzasku i błagania o litość.
Podchodzę do szafy. Otwieram
ją. Zauważam dziewczynę, jak zwęglone uda, poszarpane dłonie.
Patrzę jej prosto w oczy. Widzę
zmęczenie i ból. Z uśmiechem klepię ją po policzku i wracam do fotela.
Zasiadam z nim i wsadzam rękę
do słoika z płodem. Odrywam coś co kiedyś miało być rączką.
Mmmm….ten cudowny, słony
smak. Podgryzając czytam książkę. Dziewczyna sapie z bólu. Chyba się
przyzwyczaiła do bólu. Trudno. Niech się przyzwyczaja. Kończę rączkę i mam już sięgnąć
po następną gdy słyszę dźwięk piekarnika.
Moja kolacja jest gotowa. Idę
i nakładam sobie dziecko na talerz. Polewam sosem z poziomek, biorę talerz i
widelec i wracam do pokoju czytać książkę. Czytając słyszę płacz dziewczyny i
ciche szepty o litość.
Uśmiecham się. Po ośmiu
godzinach idę i odczepiam ją. Podziwiam swoje dzieło. Jej długie, blond włosy
zostały praktycznie spalone. Tak samo jak jej uda i genitalia. Z trudem
identyfikuje pochwę. Łechtaczka chyba już nie istnieje. Jej nogi to praktycznie
spalone mięso. Tak samo miednica i część podbrzusza. Wpadam na genialny pomysł.
Zarzucam dziewczynę na plecy
i zanoszę do piwnicy. Podchodzę do klatki. Mój dzielny trzynastoletni chłopak nadal
chodzi napalony jak samiec w rui. Chce seksu. I dostanie go. Szybko wrzucam mu piętnastolatkę
do klatki i obserwuje spektakl. Żałuje że nie wziąłem ze sobą jakieś przekąski.
Wrzaski dziewczyny to był
pikuś w porównaniu z tym co teraz się działo. Chłopak nie przejmując się nią,
od razu rozpoczął brutalny gwałt. Patrzyłem zafascynowany jak ją rżnie, jak ona
wrzeszczy, płacze, szlocha, wyklina. Muzyka dla moich uszów. Po godzinie
przestaję. Podejrzewam że umarła. Pewnie umarła. Musiała wykrwawić się na
śmierć. Chłopak nieczuły rżnie ją dalej.
Patrzę jak zabawnie macha
kikutami rąk, które mu obciąłem dwa dni po tym jak go znalazłem. Zaczynam się
śmiać.
Jestem najszczęśliwszym
człowiekiem na Ziemi
jest super :)
OdpowiedzUsuńPojebane, ale świetne. XD
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że Ci się uda to wszystko połączyć. Mistrzunio :D
OdpowiedzUsuńzgooglowałam co to trypofobia. żałuję bardzo mocno.
OdpowiedzUsuńa poza tym świetne
WOW <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZajebiste ! Prawię się porzygałam <3 Mógłbyś zrobić paste s imieniem Wiktoria? Fajnie by było ^^
OdpowiedzUsuńGówniane i tak samo pojebane jak ty dzieciaku.... Idź do psychiatry
OdpowiedzUsuńPodaj numer skarbie :*
UsuńJa ci już dawałam :*
UsuńWlasnie podaj numer... Do dilera XD Czlowieku, co Ty zresz? Dziecko zagryzane martwym plodem i 13sto letni tarzan gwalcacy nastolatke ze spalona wagina. :'D
UsuńBo ja wiem.
UsuńFrytki z majonezem?
Jesteś psychiczny, kocham cię <3
OdpowiedzUsuńŻeby nawet z takich niewinnych poziomek stworzyć coś tak chorego, to trzeba mieć naprawdę nieźle zrytą psychikę :D
OdpowiedzUsuńSUPER
OdpowiedzUsuńnie wiem czemu, ale jest to całkiem podniecające.../A.
OdpowiedzUsuń51 yr old Clinical Specialist Mordecai Rewcastle, hailing from Campbell River enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Machining. Took a trip to Humayun's Tomb and drives a Mercedes-Benz W196. zrodlo artykulu
OdpowiedzUsuń