piątek, 10 maja 2013

Najszczęśliwszy



Usiadłem w swoim ulubionym konfesjonale w opuszczonym kościele i otworzyłem gazetę sprzed dwudziestu lat. Od czasu do czasu miło było skupić na czymś innym wzrok. Zająć myśli. To pomagało nie zwariować.
Pomagało nie zwariować na wyspie zwanej kiedyś wyspą „Wolin”. Zacząłem czytać. Mimo że tekst znałem już na pamięć, wciąż dostarczyło mi wiele radości czytanie wiadomości.  Uśmiechnąłem się czytając kolejny raz artykuł zatytułowany:  „Czy będzie powtórka z Czarnobyla?”.
Ah gdyby ludzie wiedzieli wtedy.  Pamiętam doniesienia w telewizji.  O nadchodzącej apokalipsie. Pamiętam jak ludzie w panice opuszczali Europę i uciekali na południową kulę. Jak panika trwała pięć dni zanim uwierzono rządowi że to najzwyklejszy żart internautów.
To były moje najszczęśliwsze pięć dni. Ceny spadły tak szybko że kupiłem całą wyspę za naprawdę niewielkie pieniądze.
Własna wyspa. Własne 265km kwadratowych. Teren prywatny. Moja oaza spokoju. Mój świat.
Dokończyłem czytać gazetę i wyszedłem przejść się na cmentarz. Mój własny cmentarz na który nikt nie miał prawa wstępu. Zacząłem się przechadzać radując się ciszą i spokojem.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W samym centrum cmentarza założyłem ogródek. Takie tam moje małe dziwactwo. Mogłem. Cmentarz był mój i mogłem z nim robić co chciałem.
Odkryłem że na cmentarzu najlepiej rośnie szczypiorek i kalafior. Nie wiem czemu one. Ale też one w większej części były moim pokarmem na tej wyspie.
Uśmiechnąłem się gorzko. Niby niczego nie potrzebowałem od reszty ludzkości ale tęskniłem czasami za kabanosem, kisielem albo anime.
Oglądając ogródek i klnąc na szkodniki zobaczyłem kawałek drewna. Klocek. Zaciekawiony podszedłem bliżej. Klocek był w środku zgnity. Posiadał twardą obudowę i miękkie wnętrze.  Leciutko używając siły wsadziłem w niego palec wskazujący. Zagłębił się do połowy. Uśmiechnąłem się. Już wiem do czego to wykorzystam.
Spojrzałem wyżej. Robiłem się coraz ciemniej.  Postanowiłem wracać do domu. Podczas powrotu usłyszałem wybuch miny.
Westchnąłem.
Mimo że rząd i wszystkie służby dookoła dały jasną informację że na moją wyspę jest wstęp wzbroniony, wciąż ktoś próbował wrócić. Albo na cmentarz odwiedzić krewnych  albo do miast po swoje rzeczy  albo znowu młodzież w swej ciekawości próbowała wejść w głąb wysp.
I nic sobie nie robiono z faktu że wszędzie jest drut kolczasty, siatka oraz od brzegu, prawie kilometr w głąb wyspy jest pole minowe.
Moja ziemia. Moja własność.
Szedłem powoli w kierunku wybuchu. Jedyne co mogłem zrobić to zabrać ciała i odnieść je na przystań, gdzie odbierze je patrol straży bałtyckiej.
Kiedyś musieli przypływać codziennie, teraz raz, dwa do roku. Jednak i tak było to męczące. Noszenie kawałków ludzi kilkanaście a czasami kilkadziesiąt kilometrów.
Nie miałem auta. Poza tym szkoda byłoby paliwa na takie głupoty.
Gdy dotarłem nad brzeg zobaczyłem coś ciekawego. Młodą dziewczynę, skuloną na wąskim pasie ziemi gdzie nie było min, trzymającą głowę psa.
W mig się domyśliłem co się stało. Przyszła na spacer z pieskiem i piesek wdepnął w minę. Dowód leżał koło mnie. Precyzyjnie mówiąc wszędzie dookoła wielkiej dziury. Zastanawiałem się skąd się wzięli. Nigdzie nie było łodzi.
Dziewczyna klęcząc i płacząc nie zwracała na mnie uwagi. A ja przyglądałem się jej.
Młoda, blondynka, duże piersi, zgrabne nogi, ubrana w strój kąpielowy. Włosy miała prawie do pięt, związane w długi warkocz. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Już wiedziałem jak się tu dostała. Podszedłem do niej po cichu. Nie chciałem jej przestraszyć. Stanąłem z tyłu za nią. Wciąż klęczała przytulając resztki swojego psa.
Przymierzyłem się ręką trzymającą koła i uderzyłem ją w potylicę. Lata podobnych sytuacji odniosły skutek. Dziewczyna zemdlała.
Wziąłem ją na plecy i zaniosłem do swojego domu. Położyłem ją w pokoju gościnnym. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo była młoda. Dałbym jej spokojnie piętnaście lat. Była brudna,  więc postanowiłem ją umyć. Przyniosłem mydło, wodę, ręcznik i szczotkę. Rozebrałem ją i zacząłem dokładnie myć. Wstyd się przyznać ale nowy gość podniecił mnie całkowicie. Podczas mycia wymyślałem już coraz to nowsze zabawy. Oj nie będzie się nudziła, nie będzie.
Usłyszałem skowyt w piwnicy. Zapomniałem nakarmić moje pieski. Sądzę że trzy dni głodu dobrze im zrobiły. Dokończyłem mycie dziewczynki po czym podniosłem jej nagie ciało i włożyłem do szafy. Nie mogłem się powstrzymać. Nie mogłem. Wyciągnąłem swój scyzoryk, wybrałem nóż i szybko wbiłem go w prawą dłoń dziewczyny. Obudziła się, witając mnie, swojego wybawiciela i mój dom, wrzaskiem.  Szybko się zreflektowałem i uderzyłem ją w brodę. Zemdlała.
Wyciągnąłem scyzoryk i na jego miejsce wsadziłem ramię od wieszaka. Następnie przeciągając je zawiesiłem o belkę. Z drugą ręką zrobiłem do samo. Spojrzałem dumny na swoje dzieło. Dziewczyna prawie wisiała na belkach.
Spojrzałem jeszcze na jej zgrabne nogi. Oblizałem wargi. Pomyślałem że warto spróbować. Zwłaszcza że miałem taką lampę. Szybko pobiegłem po lampę, którą zazwyczaj używałem dla małych kurcząt, zdalną wytworzyć ciepło o mocy siedemdziesięciu stopni. Dziewczyna zaczynała się budzić. Szybko nim zorientowała się co się dzieje założyłem jej metalową belkę między łydki z klamrami do mocowania na nogach. Belka była dość długa przez co dziewczyna miała prawie półszpagat.
Kolejnym plusem tej sytuacji był fakt że jej dłonie były bardziej oparte na wieszakach, przez co mocniej czuła ból.
Szybko wykierowałem lampę na jej pochwę i ją włączyłem. Poczułem ciepło, jakie generowała lampa. Uśmiechnąłem się, myśląc co będzie za dziesięć godzin. Zamknąłem szafę na klucz
Wystarczyło przejść dziesięć metrów by usłyszeć krzyki bólu. Uśmiechnąłem się. Będzie naprawdę fajna zabawa. Minąłem lustro. Cofnąłem się i spojrzałem jeszcze raz. Jak zawsze uśmiech. Wyśmienicie.
Ruszyłem dalej. Moja piwnica jest niezwyczajna. Nie ma schodów. Wchodzi się do niej po trzymetrowej drabinie. Po prostu dziura w podłodze , trzy na trzy i drabina. Specjałem stworzyłem taką piwnice i takie wejście. By moje pupilki nie mogły uciec. Jeszcze by sobie krzywdę zrobiły.
To byłaby czysta zbrodnia gdyby któreś z moich zabawek doznało uszczerbku.
Wrzuciłem drabinę do dziury i zszedłem na dół. W klatkach siedziały moje pupilki. Jeden marynarz, dwie bliźniaczki syjamskie i chłopak który trafił pod moje skrzydła jako niemowlak. Miał chyba z trzynaście lat. Świetnie. Będzie towarzysz zabaw dla nowej.
Podszedłem do jego klatki. Obserwacja chłopaka zawsze dostarczała mi wiele frajdy. Czasami żałowałem że nie nauczyłem go jakiś ludzkich nawyków. Mógłbym go chociaż oduczyć pożerania własnych odchodów. Mógłbym. Ale z drugiej strony to tak zabawnie wygląda jak wylizuje podłogę z własnych odchodów. Tak dla zasady. Wyciągnąłem żelki z kieszeni. Zacząłem je powoli pożerać obserwując jak chłopak miota się w klatce tam i z powrotem.  Tam i z powrotem, tam i z powrotem.
Cholera mógłbym to oglądać w nieskończoność. W końcu chłopak doczekał się nagrody. Rzuciłem mu kilka żelków. Mój śmiech był głośniejszy niż wystrzał armatni. Chłopak jak zawsze zręcznie pochwycił wszystkie żelki ustami. Niby nic zabawne gdyby nie fakt że chłopak posiadał wieczną erekcję  a ja rzuciłem mu żelki w stronę jego penisa. Obserwacja jak zaciekle klapnął paszczę połykając znaczną część żelków i zatrzaskując  zęby na swoim penisie zawsze mnie rozwalała.
Podszedłem do następnej klatki. Bliźniaczki syjamskie. Zrośnięte tylko bokami, posiadającymi  wspólne jelita, wątrobę i śledzionę. Spojrzałem na knebel na ich usta. Uznałem że wystarczy. Pokazałem im że podejść. Uśmiechnąłem się. Połamanie jednej z ich nóg z czterech miejscach i pozwolenie na krzywe zrośnięcie dało niesamowite efekty. Musiały marnować siły, dźwigając podwójny ciężar. Podeszły do krat. Przejście im pięciu metrów zajęło im piętnaście minut.
Uwielbiam. Po prostu uwielbiam. Żałuje czasami że nie mam jakiejś kamerki by to wszystko zarejestrować.
Podszedłem do krat. Widziałem ich błagalne spojrzenia. Spojrzenia o śmierć. Nie mogły same sobie jej zadać. Próbowały. Przestały kiedy wziąłem tasak i obciąłem im dłonie.  Złapałem jedną za knebel. Z uśmiechem na ustach zerwałem jej go. Z jej gardło wypadło dildo.
Z satysfakcją uśmiechnąłem się. Pogratulowałem jej wspaniałej wytrzymałości. Niewiele osób potrafiłoby wytrzymać trzy dni z sztucznym penisem w gardle.
No ale w końcu pięć lat przygotowań nie poszły na marne. Przyłożyłem rękę do knebla jej siostry. Usłyszałem wrzask z bólu na górze.
Leciutko się zdziwiłem, że dopiero teraz. Widocznie za mocno uderzyłem moją nową zabaweczkę
W akompanieńcie  wrzasku dziewczyny z góry. Musiałem ją nieźle boleć skoro przez cztery warstwy styropianu ją słyszałem. Trochę przytłumioną ale wciąż słyszalną. Niesamowite.
Zdjąłem knebel drugiej siostrze. Wypluła dildo z gardła. Słysząc jak gwałtownie łapała powietrze zacząłem się zastanawiać jak długo mogłaby wytrzymać. Podobno miała trypophobie. Niezły wymysł. Nigdy o takiej chorobie nie słyszałem.
Podszedłem do ostatniego pupilka. Marynarza. Leżał w kącie i wciąż zawodził. Pamiętam jak przejechałem po jego ciele młotem pneumatycznym. O mamusiu. Ile wtedy było cudownych złamań.
Patrzę na mężczyznę który przed zostaniem moją zabawką był silnym, dobrze zbudowanym, niczym Herkules młodzieńcem. A dzisiaj był połamanym, pokrzywionym starcem. Kimś przy kim legendarny Qazimodo był pięknie zbudowany. Jedyne co miał swojego starego to zrobiony z włosów kucyk.
Uśmiechnąłem się. Wyciągnąłem z kieszeni pieniek drewna, znaleziony dzisiaj na wyspie. Rzuciłem mu go. Wiedziałem co marynarzyk z nim zrobi.
Oto moje zabaweczki: zdziczałe dziecko, bliźnięta syjamskie i dendrofil. W moim piekle.
To klątwa mojego rodu. Zawsze musimy mieć popsute zabawki. Już nawet w Krasnystawie miałem popsute zabawki.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie o Krasnymstawie. Pamiętam jak miałem sześć lat i potrafiłem używać telekinezy. Jak wbiłem ołówek w oko jednemu robotnikowi w oko i spadł z rusztowania. Pamiętam jak powiesiłem na drzewie sąsiadkę bo poskarżyła moim rodzicom że kradnę jabłka z jej sadu. Jak za pomocą telekinezy zmusiła dziadka by zjadł własny granat.
Ah….jak ja tęsknie za Krasnymstawem.
Dalsze rozmyślania przerywa mi piętnastolatka wrzeszcząca. Postanawiam do niej iść. Minęły dwie godziny a ona wrzeszczy z bólu. Ciekawe co będzie za osiem.
Ustawiam sobie kanapę naprzeciwko niej. Wyciągam sobie jedne dziecko z lodówki i wrzucam do piekarnika. Uwielbiam dziecko z polewą zrobioną z poziomek. Zachodzę jeszcze do spiżarki po płody do zagryzki. Niesamowite co można zakonserwować w słoiku. Smakują prawie tak samo jak ogórki korniszony.
Biorę ze sobą książkę. Napisaną przez Justynę Pliki. Książka o nazwie „Dzieci Rodzą Dzieci”
Uwielbiam czytać przy akompaniencie wrzasku i błagania o litość.
Podchodzę do szafy. Otwieram ją. Zauważam dziewczynę, jak zwęglone uda, poszarpane dłonie.
Patrzę jej prosto w oczy. Widzę zmęczenie i ból. Z uśmiechem klepię ją po policzku i wracam do fotela.
Zasiadam z nim i wsadzam rękę do słoika z płodem. Odrywam coś co kiedyś miało być rączką.
Mmmm….ten cudowny, słony smak. Podgryzając czytam książkę. Dziewczyna sapie z bólu. Chyba się przyzwyczaiła do bólu. Trudno. Niech się przyzwyczaja. Kończę rączkę i mam już sięgnąć po następną gdy słyszę dźwięk piekarnika.
Moja kolacja jest gotowa. Idę i nakładam sobie dziecko na talerz. Polewam sosem z poziomek, biorę talerz i widelec i wracam do pokoju czytać książkę. Czytając słyszę płacz dziewczyny i ciche szepty o litość.
Uśmiecham się. Po ośmiu godzinach idę i odczepiam ją. Podziwiam swoje dzieło. Jej długie, blond włosy zostały praktycznie spalone. Tak samo jak jej uda i genitalia. Z trudem identyfikuje pochwę. Łechtaczka chyba już nie istnieje. Jej nogi to praktycznie spalone mięso. Tak samo miednica i część podbrzusza. Wpadam na genialny pomysł.
Zarzucam dziewczynę na plecy i zanoszę do piwnicy. Podchodzę do klatki. Mój dzielny trzynastoletni chłopak nadal chodzi napalony jak samiec w rui. Chce seksu. I dostanie go. Szybko wrzucam mu piętnastolatkę do klatki i obserwuje spektakl. Żałuje że nie wziąłem ze sobą jakieś przekąski.
Wrzaski dziewczyny to był pikuś w porównaniu z tym co teraz się działo. Chłopak nie przejmując się nią, od razu rozpoczął brutalny gwałt. Patrzyłem zafascynowany jak ją rżnie, jak ona wrzeszczy, płacze, szlocha, wyklina. Muzyka dla moich uszów. Po godzinie przestaję. Podejrzewam że umarła. Pewnie umarła. Musiała wykrwawić się na śmierć. Chłopak nieczuły rżnie ją dalej.
Patrzę jak zabawnie macha kikutami rąk, które mu obciąłem dwa dni po tym jak go znalazłem. Zaczynam się śmiać.
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi

17 komentarzy:

  1. jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pojebane, ale świetne. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie sądziłam, że Ci się uda to wszystko połączyć. Mistrzunio :D

    OdpowiedzUsuń
  4. zgooglowałam co to trypofobia. żałuję bardzo mocno.

    a poza tym świetne

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiste ! Prawię się porzygałam <3 Mógłbyś zrobić paste s imieniem Wiktoria? Fajnie by było ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Gówniane i tak samo pojebane jak ty dzieciaku.... Idź do psychiatry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podaj numer skarbie :*

      Usuń
    2. Wlasnie podaj numer... Do dilera XD Czlowieku, co Ty zresz? Dziecko zagryzane martwym plodem i 13sto letni tarzan gwalcacy nastolatke ze spalona wagina. :'D

      Usuń
    3. Bo ja wiem.
      Frytki z majonezem?

      Usuń
  8. Jesteś psychiczny, kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Żeby nawet z takich niewinnych poziomek stworzyć coś tak chorego, to trzeba mieć naprawdę nieźle zrytą psychikę :D

    OdpowiedzUsuń
  10. nie wiem czemu, ale jest to całkiem podniecające.../A.

    OdpowiedzUsuń
  11. 51 yr old Clinical Specialist Mordecai Rewcastle, hailing from Campbell River enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Machining. Took a trip to Humayun's Tomb and drives a Mercedes-Benz W196. zrodlo artykulu

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane