czwartek, 30 maja 2013

On




Wracałam wtedy do domu. Była sobota, godzina 18:00. Pamiętam dobrze, bo zawsze w soboty mam zajęcia z rumby które kończą się o 17:00. A do domu mam godzinę drogi, zaledwie pięć kilometrów. Mieszkałam kawałek od wioski, w cichym i spokojnym zakątku. W zakole rzeki.
Lubiłam to. Uwielbiałam mieszkać w tak spokojnym miejscu. Spacery do wioski i z powrotem dobrze mi służyły.
W każdym razie była to sobota. Wiosna. Dokładnie kwiecień.  Pora największych ulew w naszym regionie. I wtedy też padał deszcz. Co ja gadam. Padał. Było oberwanie chmury. Deszcz lal się strumieniami. Czułam jak moja drobna, czarna parasolka ledwo wytrzymuje uderzenia wody.
Szłam szybko. Rodzice byli w pracy, a w domu czekało na mnie pięć młodszych sióstr: Julia, Sara, Hania, Sandra i Edyta. Każda o dwa lata młodsza od poprzedniczki.
I ja. Laura. Dumna uczennica Technikum Logistycznego im. Władysława Jagiełły, a za parę dni pełnoprawna dorosła.
Szłam szybko, rozmyślając o zbliżającej się osiemnastce, prawie ocierając się o bieg. Spieszyłam się do swoich sióstr. Dodatkową mobilizację do szybszego kroku był fakt, że moja parasolka bardzo wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że nie wytrzyma takiej nawałnicy i lada moment przestanie spełniać swoją funkcję.
Deszcz padał gęsto przez co dopiero dziesięć metrów od domu zauważyłam mężczyznę leżącego pod bramką. Wtedy domyślnie uznałam go za mężczyznę. Dwumetrowy, humanoidalny kształt, z krótko przystrzyżonymi włosami przykryty płaszczem każdemu skojarzył by się z mężczyzną.
Każdy człowiek uznałby go za pijaka, jednak nie ja.
Z dwóch przyczyn. Pierwszą z nich był fakt, że ktokolwiek, nieważne jak bardzo pijany zdołałby wytrzeźwieć po przejściu drogi z wioski pod mój dom. Droga była bardzo trudna, mimo że asfalt był wylany, co chwila było ostro pod górkę i z górki. Po drugie: żadnemu pijakowi na świecie nie wystaje z pleców pięć strzał.
Przybliżyłam się do mężczyzny. Droga była lekko z górki więc woda siłą rzeczy spływała w dół. I o ile była przejrzysta gdy docierała do mężczyzny zmieniała kolor na czerwony.
Opanowałam oddech i spokojnie podeszłam do mężczyzny. Przyłożyłam kciuk do jego szyi. Żył. Jego tętno było bardzo mocno wyczuwalne.
Wyciągnęłam telefon by zadzwonić po pogotowie i zaklęłam szpetnie. Rozładował się.
Postanowiłam przenieść go do domu, zadzwonić po karetkę i pobieżnie opatrzyć.
Wbiegłam szybko do budynku. Siostry oglądały wtedy Hanne Montane na Disney Channel.
Szybko zgarnęłam Julię i Sarę do pomocy. Razem podbiegłyśmy do leżącego.
Potrzebowałam pomocy przy przenosinach. To był duży, rosły chłopak. A ja mimo, że miałam swoje metr osiemdziesiąt dwa, nie chciałam mu zrobić krzywdy.
Delikatne odwróciłyśmy go na bok.
Wszystkie trzy zakrzyknęłyśmy ze zdziwienia.
To był Bożydar.
Mój eks który zaginął dwa lata temu, tuż przed balem gimnazjalnym. Po prostu wyszedł z domu na bal, miał usiąść w aucie i czekać, aż ojciec go zawiezie. Auto stało pod jego domem. Nigdy do niego nie dotarł.
A teraz leżał tam. Nagi, ubrany tylko w płaszcz.  Ubrany w stary, sfatygowany płaszcz. Płaszcz, w którym wszystkie guziki były porwane. Szybko zdjęłam pasek od jeansów i zakryłam poły jego płaszcza tak by zasłoniły jego miejsca intymne, po czym go tam przewiązałam by się nie rozchylał.
Nie chciałam gorszyć młodszych sióstr widokiem nagiego mężczyzny. Chociaż z drugiej strony Julia miała 15 lat, więc powinna znać już ten widok, przynajmniej z lekcji biologii. Sara jako trzynastolatka też.
Ale nie Hania, Sandra i Edyta. Chociaż miewałam czasem podejrzenie że Sandra spędza czas w Internecie na stronach, na które nawet ja jeszcze wejść nie mogłam. Niestety nie miałam jak tego sprawdzić, bo mała zawsze siedziała na trybie prywatnym w przeglądarce. Po prostu za dużo wiedziała na ten temat jak na dziewięciolatkę.
Złapałam Bożydara za ramiona, Julia złapała go za nogi, a Sara nam asekurowała i wniosłyśmy go do domu. Położyliśmy go na brzuchu na stole w kuchni.
Wciąż krwawił.
Po kilku minutach na podłodze pod stołem zebrała się spora plama krwi, która wciąż się powiększała.
W tym samym czasie próbowałam dodzwonić się do pogotowia, a na dworze rozszalała się burza.
Cała nasza szóstka uwielbiała oglądać burze. I tym razem nie było inaczej. Sara pobiegła do pozostałych sióstr, by popatrzeć z nimi na to zjawisko, ja natomiast poprosiłam Julie by została i pomogła mi opatrzyć Bożydara. Po pięciu próbach połączenia się z pomocą postanowiłam go najpierw opatrzyć, a potem znowu spróbować.
Delikatnie obróciłam go na bok, następnie zdjęłam pas, po czym zdjęłam płaszcz z niego. Musiałam mocno uważać przy jego plecach.  Przez każdą dziurę delikatnie przesuwałam strzałę. W końcu udało się. Bożydar leżał na stole, na brzuchu, całkowicie nagi. Szybko wyciągnąłem z szafki ścierkę i zakryłam jego tyłek. Trzeba dbać by nie gorszyć sióstr.
Westchnęłam.
Musiałam zatamować krwotok. Na szczęście strzały nie były zbyt głęboko, widziałam groty. Wiedziałam co muszę zrobić. Z szafki wyciągnęłam łyżkę. Jej rączkę kazałam Julii rozgrzać na kuchence.
Nie byłam do końca pewna czy tak to się robi, ale musiałam jakoś zatamować krwotok z jego pleców. Złapałam za pierwszą z brzegu strzałę, tuż przy samej skórze i mocno pociągnąłem.
Chłopak nawet nie jęknął. Spojrzałam na grot. Był cały czerwony. Wiedząc, że to obrzydliwe, rozszerzyłam ranę i spojrzałam upewniając się że nic tam nie ma.
Zemdliło mnie.
Zawołałam Julię, by szybko przypaliła dziurę rozżarzoną do czerwoności rączką od łyżki, sama w tym czasie wyciągając śmietnik i wymiotując do niego.
To było okropne. Na samą myśl, że będę musiała to zrobić jeszcze cztery razy mdliło mnie. Gdy myślałam, że wszystko jest już okey poczułam smród przypalonego mięsa.
Znowu mnie zemdliło.
Potrzebowałam około piętnastu minut by przywołać się do porządku. Gdy byłam już w stanie wstać zauważyłam, że wszystkie strzały zostały wyciągnięte, a rany przypalone. Siostra stała obok mnie.
Zawsze była twardsza ode mnie. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową w podzięce.
Gdy rany zostały już przypalone, postanowiłam spróbować jeszcze raz zadzwonić na pogotowie. Nikt nie odebrał, po krótkiej chwili zastanowienia się postanowiłyśmy sprawdzić, czy nie ma jakiś innych powierzchownych ran.  Z tyłu nic nie było, dokładnie go obejrzałyśmy. Postanowiłyśmy przewrócić go na plecy.
Szybko odwróciłyśmy go na plecy i dokładnie obejrzałyśmy.
Zaskoczył nas fakt, że nigdzie nie było ani jednego włoska.
Z przodu miał tylko bliznę ciągnącą się od kolana przez udo i miednicę aż po klatkę piersiową. Tak, to nic poza tym.
Uśmiechnęłam się.
Będzie żył. O ile nie wniknie infekcja albo trucizna. Nigdy nie wiadomo w czym były zanurzane groty.
Westchnęłam.
W tym samym momencie wyłączono prąd. Zdziwiłam się jak ciemno jest na dworze. Ciemne, grube chmury burzowe skutecznie blokowały słońce, przez co było ciemno prawie jak w nocy.
Co ja gadam. Wtedy była noc. Po prostu zapadła noc. Zero światło. Zero prądu.
Ciemność. Spojrzałam na Julię. Dziewczyny strasznie się bały ciemności. Szybko pobiegłyśmy do ich pokoju. Julia pierwsza, oświetlając sobie drogę telefonem.
Zastałyśmy je w pokoju, siedzące w kącie i tulące się do siebie. Bały się.
Szybko klękłyśmy obok nich i zaczęłyśmy je pocieszać.
Po 10 minutach postanowiłam pójść po świece do kuchni,  a następnie zawołałam dziewczyny do siebie.
Musiałam iść po ciemku, bo tylko ja i Julia miałyśmy telefon, a musiałam im zostawić telefon, by miały choć odrobinę światła.
Weszłam do kuchni. W tym momencie zapalono światło. Na chwilę. Na jakieś pół sekundy.
Jednak te pół sekundy wystarczyło bym narobiła w gacie. W ciągu pół sekundy zobaczyłam co jest w mojej kuchni. W kuchni, gdzie na stole leżał nieprzytomny Bożydar.
Wszędzie pełno było wysokich na dwa metry postaci, w czarnych garniturach i bez twarzy. Wszystkie stały przodem do mnie. Było ich mnóstwo. Stali tylko i patrzyli na mnie.
To zobaczyłam w pół sekundy. Stałam sparaliżowana ze strachu. Nie mogłam się złamać. Stałam i łapałam coraz bardziej rozpaczliwie oddech. Dusiłam się. Najzwyczajniej na świecie dusiłam się ze strachu.
W moim odczuciu po kilku godzinach włączono prąd. Według sióstr minęło pół godziny. Gdy zapaliło się światło nikogo nie było w kuchni oprócz mnie i Bożydara leżącego na stole.
Podeszłam do niego, chcąc sprawdzić, czy wciąż ma puls.
Zwymiotowałam samą żółcią.
Chłopak miał w głowie, barku, łokciu, dłoni, kolanach, udach, plecach i stopach gwoździe. Solidne budowlane.
Został przybity do stołu.
Jak się później dowiedziałam było ich dokładnie trzydzieści siedem. Łatwo się domyślić, że chłopak nie przeżył.
Jedyne o czym wtedy myślałam to jak ochronić siostry przed tak makabrycznym widokiem. Jedyne co mi przyszło do głowy to ukryć ciało. Pobiegłam do pokoju, wzięłam swoje prześcieradło i nakryłam nim chłopaka.
Zdążyłam w samą porę ,bo gdy zakrywałam jego głowę weszły moje siostry. W garniturach. Bez twarzy.
Wrzasnęłam ze strachu. W moment pojawiły się ich twarze i zniknęły garnitury.
Zobaczyłam ich spojrzenie.
Odwróciłam się. Na stole nie było żadnego ciała. Chłopak rozpłynął się w powietrzu.
Jedyne co zostały to gwoździe przybite do stołu i strzały. Zniknęła nawet plama krwi pod stołem
Dlaczego teraz o tym piszę?
Patrzę przez okno i widzę Bożydara, jak jest bity przez postacie w garniturach i bez twarzy.
Oglądam telewizor i widzę Bożydara, jak jest bity przez postacie w garniturach i bez twarzy.
Używam komputera i widzę Bożydara, jak jest bity przez postacie w garniturach i bez twarzy.
Uprawiam seks z chłopakiem i widzę w jego oczach Bożydara, jak jest bity przez postacie w garniturach bez twarzy.
Mimo, że minęły już dwa lata od tamtych zdarzeń ja wciąż go widzę.
Jednak nie to jest najgorsze. Nawet najgorsze nie jest to, że Bożydar przychodzi do mnie w nocy, gdy śnię i prosi o pomoc. Wiem, że przychodzi do Julii i dziękuje za opatrunki i tak samo jak mnie błaga ją o pomoc. Prosi o nią nawet Sarę, Hanię, Sandrę czy Edytę.
On chce byśmy mu pomogły. Ale nawet nie wiemy gdzie jest i co się z nim dzieje.
Jedyne co wiemy to to, że za każdym razem gdy pada deszcz, jest sobota, godzina 18:00 on pojawia się pod naszym domem z strzałami w plecach.
A my nie możemy mu pomóc. Nasi rodzice nikogo nie widzą. Nikt nie widzi. Jedynie my. I mężczyzn w garniturach, a bez twarzy też widzimy.
Najgorsze w tym wszystkim jest jednak fakt, że Edyta znika czasami na całe dni, a potem mówi że ci w garniturach zabrali ją ze sobą, by zwiedziła świat. I boi się coraz bardziej. Mimo naszych zakazów, próśb i straży oni i tak ją jakoś uprowadzają.
A rodzice dalej nic nie widzą, nic nie dostrzegają. Co gorsza, zachowują się jakby Edyta wciąż z nimi była, jakby nigdy nie znikała.
Nie wiem kto bardziej szaleje.
My czy oni.
Wiem tylko jedno.
Oni chcą nas dopaść.

5 komentarzy:

  1. Są bez twarzy i patrzą na nią. Hm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo są Polakami a Polak potrafi :3
    Jak już mówiłam, Sakredku, wysyłaj mi je zanim opublikujesz, to ogarnę korektę. Tak będzie lepiej :)
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Bo wiesz moze ten Bozydar to dar od boga i te postacie to anioly. Dziewczyny maja takiego prywatnego Jezusa. Przychodzi do nich w sobote i lezy przed domem. To taka forma mszy niedzielnej. A strzaly i gwozdzie to taki symbol ukrzyzowania. XD

      Usuń
    2. Lubię to imię i tyle.
      Jedno swoje dziecko nazwę Bożydar.
      Drugie Lucyfer ;>

      Usuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane