Jestem strażakiem. Członkiem ochotniczej straży pożarnej.
Nie…
Źle. Byłem, bo już nie jestem. Wywalili mnie.
Nie…
Może zacznę od początku:
Wszystko to zaczęło się dwa lata temu. Wtedy to jako młody,
dumny i pewny siebie członek OSP ruszyłem na swoją pierwszą, poważną akcję.
Palił się dom. Mieszkała w nim wtedy trójka dzieci, głowa rodziny i matka.
Łącznie pięć osób.
Pożar był ogromny. Olbrzymie gospodarstwo wiejskie posiadające
blisko siebie budynki gospodarcze, dodatkowo rowy z dwóch stron i z jednej
strony maszyny. Wszystko to sprawiało, że gasić można było tylko z jednej
strony.
Rodzina nie uciekła z domu. Nie zdążyła. Widziałem, jak
próbują wybić plastikowe, antywłamaniowe okno na pierwszym piętrze. Jak ojciec
rodziny zrezygnowany wrzeszczy w złości i desperacji.
Wspominałem, że byłem wtedy młody i pewny siebie? No właśnie.
Wbiegłem wtedy do tego domu.
Do płonącego domu. Bo dla nas strażaków najważniejsze jest ludzkie
życie. Nie miałem aparatu tlenowego, akurat wtedy się popsuł, ani munduru ognioodpornego.
Wbiegłem w zwykłym stroju w jednej ręce trzymając toporek strażacki, a drugą
przytykając sobie szmatkę do ust.
Wbiegłem przez drzwi, a następnie do korytarza. Gdy zobaczyłem
Ją.
To nie jest błąd. Ona była i jest cudowna. Nazwałem ją Panią
Ognia. Wtedy gdy spojrzałem na nią, na jej piękne ciało i rude włosy, w jej
złote oczy, wiedziałem że to ta jedyna.
Stałem oniemiały za nic mając ogień, który zaczynał się tlić
na moim mundurze, patrząc jak szczupła i wyniosła, idzie powoli w stronę
schodów.
Zapomniałem wtedy o tych, których miałem uratować. Klęknąłem
na kolana i podziwiałem jej piękno.
Klęknąłem. Teraz jak na to patrzę z perspektywy czasu widzę,
że to Moja Pani kazała mi uklęknąć. Była Królową i tak trzeba było ją
traktować. Patrzyłem jak wchodzi po schodach. Gdy zniknęła mi z oczu wstałem ze
zwęglonego dywanu i pobiegłem za nią.
Na korytarzu na pierwszy piętrze skręciła w stronę uwięzionych
ludzi. Stałem na korytarzu, dławiąc się dymem, czując, jak pali mi się rękaw
munduru. Patrzyłem, jak Moja Pani idzie do pokoju, gdzie znajduje się rodzina.
Wiedziałem, że tam znajduje się ona, słyszałem krzyki, płacz oraz wrzask małego
dziecka.
Patrzyłem, jak Królowa podeszła do drzwi i zamieniła je w
popiół. Byłem w szoku. Moja Królewa mogła wszystko spopielić. Byłem z tego
dumny. Cholernie dumny.
Patrzyłem, jak Królowa podchodziła do członków rodziny. Jak
głowa rodziny, przykładny ojciec i mąż, jak się później dowiedziałem, celuje w
nią gaśnicą, jak wybucha rozsiewając wszędzie azot, a mężczyźnie urywając ręce.
Jak jego wrzask się wzmaga. Jak pozostali ludzie coraz bardziej przerażeni kulą
się, coraz mocniej przytulając się do okna, jak mężczyzna stoi bez rąk i
przerażony wrzeszczy.
W końcu Moja Pani podeszła do mężczyzny i pocałowała go.
W jednej chwili poczułem, jak pęka mi serce. Wrzasnąłem
„nieeeeeeeeeeeee” wyrażając swój sprzeciw.
To ja Ją kochałem, a nie on! To ja zasługiwałem na pocałunek,
a nie on.
W moment mój żal zmienił się w nienawiść i gdy już chciałem
wbiec do pokoju zarąbać drania zobaczyłem, że on się spopiela. Zaskoczony
widziałem, jak jego policzki zaczynają płonąć. Jak płonie jego głowa, tułów,
ręce i nogi. Uśmiechnąłem się.
Moja Pani nadal nie zwracała na mnie uwagi. Podeszła do matki.
Obserwowałem jak ją całuje, jak twarz matki się spopiela.
W tym momencie straciłem przytomność. Za dużo dwutlenku węgla,
za mało tlenu. Po prostu zemdlałem.
Obudziłem się w szpitalu. Dość znaczne poparzenia całego ciała
unieruchomiły mnie na dwa miesiące. Za nic miałem fakt, że nikogo nie
uratowałem, że prawie umarłem, że moja matka prawie zawału dostała. Chciałem
jak najszybciej wyjść i iść odszukać moją Panią. Tylko to się liczyło.
Ona. Moja miłość. Moja ukochana. Wystarczyło, że zamknąłem
oczy a widziałem jej piękną, nagą sylwetką, oplecioną płomieniami, które jej
nie ruszały i rude włosy. Jej piękny, mały nos. Duże, złote oczy, w których
czaiła się iskra. Cudowne łydki. I ten ogień jaki rozpalała w moim sercu.
Pamiętam to.
Dwa miesiące w szpitalu pozwoliły mi przemyśleć na chłodno
całą sytuację. Przez te dwa miesiące moja tęsknota wzmogła się. Wiedziałem
jednak, że nie ma co iść na zgliszcza po domu. Moja Pani była Władczynią Ognia,
więc mogłem ją spotkać tylko w ogniu. Nie mogłem się doczekać tego dnia kiedy
znów będę w jednostce i wbiegnę w ogień.
Gdy wyszedłem z szpitala musiałem czekać całe dwa miesiące na
jakąś akcję. W końcu pojawiła się okazja. Paliła się stara oczyszczalnia
ścieków. Nasz wóz ledwo się zatrzymał, a ja już wbiegałem do budynku. Byle
szybko! Do mojej Pani.
Dym, smród i brak tlenu. Mimo to biegłem wrzeszcząc ile sił w
płucach, wzywając moją panią, płacząc i tęskniąc za nią.
Nie było jej. Zacząłem płakać. Upadłem na środku budynku,
wśród płomieni i zacząłem szlochać. Moja Pani. Moja jedyna miłość mego życia.
Mój jedyny sens życia. Straciłem to wszystko. Chciałem umrzeć. Tam, w
płomieniach.
Lecz znowu wylądowałem w szpitalu. Wysłano mnie na badania
psychiatryczne. Uznano, że skoro wbiegam do płonących i pustych budynków to coś
jest ze mną nie tak. Na szczęście udało mi się przekonać psychologa, że nie
wiedziałem, że w oczyszczalni ścieków nikogo nie ma. Chciałem jedynie uratować kogoś, bo mam poczucie winy, że nie
uratowałem rodziny z pierwszego domu.
Uwierzono mi. W szpitalu spędziłem trzy miesiące. Musiałem
czekać. A moja tęsknota narastała coraz mocniej. Po miesiącu doczekałem się.
Palił się dom jednorodzinny. Przyjechaliśmy na miejsce. Od razu wbiegłem, mimo
że próbowano mnie zatrzymać.
Panią odnalazłem tam, gdzie się spodziewałem. W dziecięcym
pokoju. Pięcioletnia dziewczynka trzymała niemowlaka na rękach, a pani
spokojnie chłostała ją ogniem. Widziałem, jak jej rodzice leżą spaleni na
podłodze.
Obserwowałem ten cud natury, jak powoli przypala dziewczynkę,
jak ona osłania swoim ciałem swoje młodsze rodzeństwo. Patrzyłem, jak moja pani
uśmiecha się radośnie widząc krzyki i płacz dzieci. Widziałem, jak ufne oczka
dziecka patrzyły na mnie licząc, że jej pomogę.
Z uśmiechem patrzyłem ,jak moja miłość jest szczęśliwa.
Wiedziałem, że gdy ona jest szczęśliwa ja też jestem szczęśliwy.
-Co to kurwy? – usłyszałem za sobą
Odwróciłem się szybko. Za mną stał młody strażak z innej
jednostki. W rękach miał gaśnicę. Instynktownie wiedziałem, że moja pani nie
lubi gaśnic dlatego też zareagowałem szybko. Nie chciałem by ten drugi strażak
ją zranił. Dlatego też wbiłem swój toporek w jego twarz po czym zacząłem
uderzać kilkunastokrotnie aż z jego głowy nie została krwawa miazga.
Spojrzałem na moją panią. Dumna pokiwała głową w geście
uznania.
W następnej chwili trafił w nią strumień wody z sikawki. Zniknęła.
Wrzasnąłem zrozpaczony.
Wywalono mnie z straży. Za to, że zatłukłem strażaka. Na
szczęście uznano mnie za nie poczytalnego.
Zamknięto mnie na półtora roku w zakładzie dla obłąkanych. Ale
uciekłem stamtąd. Zrobię wszystko by spotkać się z moją panią. Wiem, że
uwielbia ona małe dzieci.
Jeśli czytasz to, to znak, że jestem teraz w przedszkolu i
wzniecam pożar.
Żegnaj.
Pani Ognia przybywam do ciebie!
Dobre. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst.
OdpowiedzUsuń