Stałem i
obserwowałem zaistniałą sytuację. Tłum żałobników, wszyscy ubrani na czarno,
wszyscy, nawet małe dzieci, byli poważni. Niektórzy płaczą, inni powstrzymują
się od tego, jeszcze inni hardo zachowują tę samą minę. Ministranci ubrani na
galowo. Widać, że pod albą jest garnitur. Tam samo strażacy OSP. Przyszli,
pożegnali truposza sztandarem. Nic dziwnego. W końcu byłem strażakiem OSP. I
ministrantem.
Właśnie.
Dobre słowo- byłem. W chwili obecnej jestem w trumnie, spuszczany do dołu. A
jednocześnie stoję obok księdza i zastanawiam się, czy tak do jasnej cholery
wygląda śmierć? Wieczność, jako niewidzialny duch? Wieczność, jako osoba, która
czyta ludziom w myślach? Tym mam być? Zastanawiając się nad tym przeglądam
umysły członków mojej rodziny. Wiem, że nieładnie jest tak czytać komuś w
myślach, ale muszę. Muszę po tym, jak u głowie mojej matki wyczytałem myśl:
„Dzięki Bogu, że on już umarł. Był tylko zbędnym balastem.”
Smutna
prawda. Matka przez szesnaście lat mnie rozpieszczała i wyręczała we wszystkim,
zamiast dać się nauczyć czegoś samemu. A
potem się dziwiła czemu nic nie potrafię zrobić w wieku osiemnastu lat.
Zawsze
marzyłem, by móc ludziom czytać w myślach, ale nigdy się nie spodziewałbym że
moje marzenie spełni się, gdy będę martwy.
Martwy, martwy,
martwy.
Nic to.
Słucham dalej myśli żałobników. Ojciec właśnie myśli o siostrze matki. Ciekawe.
Nigdy bym nie poznał, że mój ojciec kocha swoją szwagierkę. Czytam dalej.
Przyjaciółka: „nie płacz, nie płacz, nie płacz”. Przyjaciel patrzący na przyjaciółkę:
„Ale bym ją wziął. Nawet teraz. Nawet na trumnie tego dupka”. Chrzestny patrzy
na pięcioletnią kuzynkę. Super. W rodzinie miałem pedofila. Grabarz właśnie
zastanawia się, o której przyjść na cmentarz i mnie wydymać. Cholera jasna.
Wkurzony wrzeszczę, by nawet tego nie próbował. To moja dupa! Nawet jeśli już
nie jestem w tym ciele, to ciało wraz z dupą należy do mnie. Czytam dalej. W
większości przypadków była radość, że umarłem, nie żal.
Nosz kurwa.
Niezbyt miłe uczucie słyszeć to na swoim pogrzebie.
Zaczynam
żałować swoich czynów. Chcę zmartwychwstać i wszystko naprawić. Chcę tego.
Będę lepszym
człowiekiem. Obiecuję. I nagle ją dostrzegam. Stoi tam. Za drzewem, jakieś
piętnaście metrów od tłumu, ukryta. Na wszelki wypadek ma założony kaptur i
szeroka bluzę. By nikt jej nie poznał. Ale ja ją poznałem. Wszędzie poznam tą
sylwetkę. Tą bluzę, którą jej kupiłem na urodziny. Nie spodziewałem się, że
moja eks przyjdzie na mój pogrzeb. A jednak. Uśmiechnąłem się. No ciekawe jak
bardzo ona się cieszy, że umarłem. Podszedłem do niej i stanąłem naprzeciwko
niej. Po jej policzkach spływały łzy. Zacząłem czytać jej myśli. Rozpłakałem
się.
Felicja mnie
kochała. Kochała i żałowała swoich czynów. Swojej głupoty. Swojego egoizmu.
Żałowała tego. Nie chciała. Chciała umrzeć. Beze mnie jej życie straciło sens.
Byłem
zaskoczony.
Szlochając
upadłem na kolana, łokcie upierają o ziemię. Byłem duchem i przenikałem przez
wszystko, ale pewna pamięć ciała wciąż ze mną była. A ona mówiła, że nie mogę
przenikać ziemi.
Płacząc uderzałem
pięściami o ziemię wybijając doły.
Nie mogłem
umrzeć. Byłem dobrym człowiekiem. Nie zasługiwałem na śmierć. Nie na tak
głupią.
Nie mogłem
pozostawić po sobie takich wspomnień. Nie mogłem zostawić Felicji samej.
Musiałem się
poprawić. Musiałem powrócić do życia. Za każdą cenę. Musiałem.
Nie wiem co
sprawiało lecz spojrzałem do góry. Niedaleko mnie pojawiły się schody. Schody,
białe i lśniące. A po schodach schodził anioł. Patrzyłem onieśmielony na tą
tajemniczą postać, gdy nagle zniknęła.
Znowu spojrzałem
na ziemię. Przede mną leżała kartka papieru z następującymi słowami:
„Powroty do życia
Firma L&S
Niniejszy podpisujący zobowiązuje się do spełnienia trzech
warunków podanych poniżej w celu odzyskania życia oraz zastania wskrzeszonym
dokładnie w chwili, gdy według standardów ludzkich umarł.
Zmartwychwstanie nastąpi po wypełnieniu następujących trzech
warunków:
1.
Doprowadzanie jednej osoby do samobójstwa,
2.
Sprowadzenie jednej osoby na drogę
najohydniejszego zła,
3.
Profanacje świętego miejsca. Metoda profanacji
oraz miejsce profanacji firma L&S pozostawia do decyzji klienta.
Z
swojej strony firma L&S zobowiązuje się powstrzymywać osoby trzeci,
starające się unieszkodliwić klienta, gwarantuje jego wskrzeszenie oraz życie
do osiemdziesiątego roku życia, liczonego według standardów ludzkich.
Podpis:
………………
Obok leżał
zwyczajny długopis. Nie namyślając się chwyciłem go w rękę, o dziwo nie
przeniknęła i podpisałem.
Zbawienie
albo objaśnienie spłynęło na mnie prawie natychmiast.
Wiedziałem
kogo mam doprowadzić do samobójstwa. Uśmiechnąłem się.
Resztę dnia
spędziłem na cmentarzu, chodząc wśród grobów, oczekując wieczora i obmyślając
plan. Doprowadzić kogoś do samobójstwa będąc duchem to wcale nie jest łatwe
zadanie. A mi zależało na czasie.
Na cmentarnym
zegarze wybiła właśnie godzina 24:00. Czas najwyższy. Instynktownie wiedziałem
jak mam działać jako duch, jak się pojawiać i znikać, jak poruszać
przedmiotami.
Uśmiechnąłem
się i znikłem. Chwile później pojawiłem się w moim rodzinnym domu. Poszedłem do
mojego byłego pokoju. Moja matka właśnie pakowała rzeczy, wesoło pogwizdując,
myśląc komu wynajmie pokój. W sumie do miasta niedaleko, więc mogła.
Zastanawiała się nad przemalowaniem ścian oraz nad tym, gdzie gdzie spali moje
rzeczy. Postanowiłem zacząć realizować moją misję.
Nigdzie w
kontrakcie nie było podane, w jaki sposób ma umrzeć. Tylko, że ma się sama
zabić. Nigdzie też nie było, że nie mogę się zabawić. Podszedłem do okna.
Zaparowało. Chwilę zastanowiłem się co mam zrobić, a następnie napisałem na
szybie następujące słowa:
„Jesteś w
ciąży”.
Pisk jaki
wydawał ruch mojego palca na szybie na pewno zwrócił jej uwagę. I nie myliłem
się. Wiedziałem, jak przerażona patrzy na napis. Jak chwyta powietrze.
Zaciekawiony
podszedłem do niej. Przykucnąłem. Spojrzałem jej prosto w twarz i się
uśmiechnąłem. Pokazałem jej się na chwile. Przerażona wrzasnęła.
Podszedłem do
okna. Słyszałem, jak ojciec biegnie do niej. Spokojnie napisałem na szybie:
„To będzie
chłopiec”.
Odwróciłem
się. Patrzyłem jak mój ojciec i matka patrzą na szybę przerażeni.
Odwróciłem
się i napisałem:
„To będę ja”
Pozwoliłem
sobie na jeszcze jedno pojawienie się. Na chwilę. Byle tylko mogli mnie
zobaczyć. Wrzasnęli. Obydwoje. Uśmiechnąłem się do siebie.
W umowie
było, że popełni samobójstwo. Nigdzie nie było napisane jak.
Z uśmiechem
na twarzy pomaszerowałem do kuchni. Zawsze chcieli mieć kolację przyrządzoną
przeze mnie to dostaną.
Odkręciłem
gaz. Słuchałem, jak powoli przelatuje przez zawór. Jak wypełnia kuchnie.
Jednocześnie wyłączyłem korki w domu. A konkretnie korek odpowiadający za
kuchnię i korytarz.
Potrzebowałem
pięciu minut, gdy moi rodzice przyszli do kuchni spróbować coś zjeść.
Patrzyłem,
jak moja matka grzebie ręką w kieszeni, jak wyciąga zapalniczkę by odnaleźć włącznik
światła. Zabawne. Od dwudziestu pięciu lat robiła to za każdym razem. Nigdy nie
mogła się nauczyć gdzie jest ten włącznik.
Niesamowite,
jak bardzo ludzie nie czują gazu, gdy mają katar.
I jak fajnie
wyglądają gdy zapalają zapalniczkę, a wszędzie dookoła jest gaz.
Wybuchł był
na tyle silny, by matkę rozsmarowało po przeciwległej ścianie. Uśmiechnąłem
się.
W głowie
zabrzęczał mi dzwonek. Wiedziałem że to punkt pierwszy umowy został zaliczony.
Czas na punkt
drugi.
Misja była
prosta i niezbyt skomplikowana. Przynajmniej tak mi się zdawało.
Miałem
sprawić, by mój wujek przeleciał kuzynkę.
Jedyną
komplikacją był fakt, że wujek miał pięćdziesiąt siedem lat a kuzynka pięć.
Na tę sprawę
przeznaczyłem prawie dwa tygodnie. Musiałem sukcesywnie unieruchamiać członków
rodziny. Musiałem sprawić, by rodzice kuzyneczki musieli ją zostawić samą z
wujkiem. Chociaż na jedną noc. Musiałem rozbudzić w wujku pedofilskie żądze.
Miałem do
zrobienia wiele ważnych spraw.
Gdybym miał
ciało pewnie byłbym spocony i czuć by mnie było na kilometr. Jednak jako duch
mogłem pracować tyle, ile chciałem.
Rodziców
dziewczynki bardzo szybko nakręciłem na romantyczną wycieczkę do Włoch, tylko
we dwoje. Gorzej było z wujkiem i jego żądzami. Wszystkie moje próby
rozbudzenia ich nie powiodły się, więc postanowił wejść w niego, włączyć mu
jakiegoś pedofilskiego pornola i opuścić jego ciało w połowie onanizowania się.
Zadziałało.
Dumny z
siebie czekałem na dzień, w którym rodzice kuzynki spytają się jedynego
mającego czas wolny i zdrowego wujka czy zostanie z dzieckiem. Gdy ten wyraził
zgodę w mojej głowie zadźwięczał drugi dzwonek.
Wiedziałem,
że czas na ostatni i trzeci punkt umowy.
Sprofanować
miejsce święte.
Zadanie to
było najtrudniejsze. Szkopuł polegał na tym, że jako duch, istota nieczysta nie
mogłem wejść w żadne święte miejsce. Automatycznie wywalało mnie z ciał
opętanych ludzi, gdy tylko przekraczali próg jakiegoś miejsca sacrum.
Czas mnie
gonił, a ja nie miałem żadnego pomysłu.
W końcu
postanowiłem. Zrobiłem chyba najgłupszą rzecz, jaką mogłem. Obrzuciłem
kapliczkę kurzymi jajkami.
I zadźwięczał
trzeci dzwonek.
Straciłem
przytomność.
Obudziłem się
w ciemności. Nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem się podnieść.
Spojrzałem
przed siebie.
Przed sobą
miałem napis świecący fluorescencyjną farbą. Napis brzmiał:
„Trumny
L&S – najlepszy wybór na świecie”
Zapłakał.
Uświadomiłem
sobie, że pochowali mnie żywcem.
Uświadomiłem
sobi,e że będę leżał w tej trumnie do swoich osiemdziesiątych urodzin.
Uświadomiłem
sobie, że nie będę miał jak wyjść z trumny.
Nie ze
złamanym kręgosłupem w trzech miejscach.
Niesamowita creepypasta, szczególnie zakończenie!
OdpowiedzUsuńTyle dobra że nie poddali go kremacji...
OdpowiedzUsuńA grabarz nie umarł? Przecież chciał go zgwałcić, więc musiał go chyba jakoś wyciągnąć. Ale prócz tego fajne, świetne :3
OdpowiedzUsuńale drobnego druczku to już nie przeczytał co?
OdpowiedzUsuńswoją drogą - creepypasta MEGA i szkoda, że dopiero teraz na nią trafiłam!