niedziela, 3 marca 2013

Córka

Miałem córkę.
Piszę że miałem, bo już jej nie mam. Nie chcę jej znać. Najchętniej bym ją zabił. Moją ukochaną córeczkę. ZABIŁBYM!
Boże...Jak ona się zmieniła. Chwile. Muszę to napisać od początku.
Muszę zebrać myśli. Muszę.

Wszystko zaczęło się gdy rozwiodłem się z moją żoną kilka lat temu. Zabrała mi wszystko. Auto. Mieszkanie. Dom. I ją.

Moją malutką córeczkę. Moje dziecko.

Przekonała sąd żeby zabrał mi całkowicie prawa rodzicielskie. Bym nie miał żadnych praw do mojej malutkiej Agnieszki. Żadnych.

No cóż...Moja żona zawsze dobrze robiła ustami innym mężczyznom. W każdym razie sąd zabronił mi jakichkolwiek kontaktów z moją ówczesną ośmioletnią Agnieszką.

Wszystko zmieniło się pół roku temu.
Wróciłem wtedy z pracy. Gdy tylko zamknąłem auto przyjechała moja żona. Wysadziła naszą córkę, rzuciła mi pod nogi cztery torby z jej rzeczami i wrzasnęła: "Sam wychowuj sobie tego potwora" i odjechała z piskiem opon.

I wszystko to w czasie trzech minut. Nawet nie zareagowałem. Nie ogarnąłem co się dzieje. W każdym zabrałem moją córkę do domu. Zrobiłem jej coś do jedzenia.

Boże...Gdybym wiedział wtedy to co wiem dzisiaj. Normalnie bym zarąbał sukę na miejscu. Żeby takie coś. Takie coś własnej matce i ojcu. Co za popierdolone czasy.

Dobra. Muszę trzymać kolejność zdarzeń.

Moja córka wypiękniała przez te cztery lata. Na pewno wielu chłopców się za nią oglądało.
Pamiętam jak myślałem jakby tu zablokować i utrudnić przyszłym chłopcom kontakt z nią.
Przecież to był mój skarb który należało chronić za wszelką cenę.

Agnieszka była taka sama pod względem charakteru, jak wtedy gdy widziałem ją cztery lata temu.
Otwarta, roześmiana i gadatliwa. Wciąż kochana córeczka tatusia. Nie wiedziałem jaki problem miała z nią moja żona. Uznałem wtedy że po prostu nie sprostała roli bycia matki.

W każdym razie, następnego dnia, jej prawnik przysłał wszystkie papiery w których ona zrzeka się praw rodzicielskich a mi przyznaje wszystkie. Tego samego dnia dowiedziałem się że zniknęła. Że nigdzie jej nie ma.

Widocznie uciekłą z jakimś bogatym fagasem w tropiki i porzuciła dodatkowy ciężar, jakim jest dziecko.
 Tak wtedy myślałem. Cholera. Jakbym znał prawdę. Jakby mogła uprzedzić.

Pierwszy miesiąc z moją córką był wspaniały. Dopiero pierwsze wezwanie do szkoły obróciło sprawę o 180 stopni.
Przyłapano moją córkę na uprawianiu seksu z kolegą z klasy w męskiej ubikacji.
Pamiętam awanturę jaką jej urządziłem. Ja rozumiem że to XXI wiek i pewne wartości nie istnieją ale bez przesady. Dość długo jej tłumaczyłem, czym jest szacunek dla siebie samego, godność, dlaczego nie wolno tego robić z pierwszym lepszym byle gdzie. Posądzałem wtedy o to moją żonę.

Po awanturze wszystko się zmieniło.
Nie dostrzegłem tego wtedy. Dopiero teraz, gdy patrzę na to obiektywnie i z perspektywy czasu widzę to.

Agnieszka przestała się do mnie odzywać. Była coraz bardziej zamknięta w sobie.

Pewnego dnia, w jej plecaku znalazłem nóż. Nóż! Wojskowy, składany, ostrzejszy niż moja brzytwa.
Awantura ogromna.
Tak samo jak podczas pierwszej awantury, siedziała i mi przytakiwała.
Ale coś w jej oczach mówiło mi że ma mnie głęboko w dupie.

Postanowiłem naprawić kontakt.
Poprosiłem ją o pomoc przy obiedzie. Zgodziła się. Pozwoliłem jej obierać swoim nożem. Mogła go nosić ale nie wolno jej było go brać do szkoły. Nie chciałem by miała więcej problemów. I gorszą opinię.

 W każdym podczas obierania nożem zacięła się. Patrzyła jak krew leci z jej palca, kompletnie nic z tym nie robiąc. W sumie zrobiła dwie rzeczy. Przyssała się do tego palca, ssąc go cały czas i nie pozwoliła mi się opatrzeć.
Musiałem patrzeć jak moja własna córka ssie własnego palca. Jak krew powoli lecz w coraz większej ilości zbiera się na kąciku jej warg.

Nie podszedłem do niej.Wstyd mi się przyznać ale bałem się. Coś w jej spojrzeniu mówiło: "Ani kroku dalej bo dźgnę cię nożem"

Obserwowałem jak ssie sobie palec, całkowicie lekceważąc otoczenie. Dopiero smród spalonej kaczki mnie ocknął z letargu.

Od tamtego incydentu było coraz gorzej. Agnieszka nie odzywała się do mnie, całymi dniami siedziała w pokoju. Nie wiem co tam robiła skoro nie posiada telefonu, laptopa ani komputera.
Jak sama powiedziała: "Nie chce".

Pamiętam jedną rzecz. Zanim Agnieszka wprowadziła się do mnie w mojej okolicy pełno było kotów i psów sąsiadów. Przez te pół roku wszystkie zniknęły.

W każdym razie z dnia na dzień było coraz gorzej. Coraz bardziej mroczniej. Coraz częściej budziłem się w nocy, zlany potem i przerażony. Atmosfera w domu robiła się coraz cięższa. Bałem się przebywać w jednym pokoju z moją własną córką

Cztery miesiące po zostawieniu Agnieszki przez matkę, szedłem z mojego pokoju do łazienki załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Znam swój nowy dom na pamięć, więc nie zapalałem swiatło.
W pewnym momencie zderzyłem się z kimś.
Z moją córką.
Stała na środku przedpokoju. Po prostu stała i spała. Na stojąco. Na środku przedpokoju.
Zaniosłem ją do łóżka. Układając ją w pościeli, pochyliłem głowę nad jej głową. Nie wiem czy zareagowała instynktownie czy specjalnie ale jedno jest pewne. Prawy sierpowy to ona ma mocny.
Pamiętam, jak myślałem wtedy czy nie połamała sobie palców. I jak wytłumaczę kolegom z pracy limo pod moim prawym okiem.

Gdy rozpoczynał się szósty miesiąc, zaczęła się ciąć. Przy mnie. Po prostu wyciągała ten swój pieprzony nóż i się cieła.
Na nic moje krzyki. Awantury. Wrzaski. Groźby. Nie reagowała.
Nie miałem co robić. To była moja córka. Umówiłem ją do psychologa.

Najbliższy termin miał za dwa tygodnie. Trudno. Przeżyję.
Jak bardzo się myliłem.

Trzy dni po tym jak zaczęła się ciąć, bez słowa wyszła z domu. Postanowiłem ją śledzić. "A nuż wpadła w złe towarzystwo i to dlatego" pomyślałem

Kierowała się na cmentarz. Przerażony poszedłem za nią. Wchodziła coraz głębiej i głębiej. W pewnym momencie zgubiłem ją na dobre pięć minut.

Odnalazłem ją w centrum cmentarza. Tam gdzie stał ogromny krzyż. Moja córka była naga. Dookoła, w kręgu stało z piętnaście osób, w długich czarnych płaszczach.Na krzyżu wisiała ,naga, moja była  żona.
Kurwa. Nawet teraz ciężko jest mi o tym pisać. Od tamtej chwili minęły zaledwie trzy tygodnie. A ja wciąż nie mogę.

W każdym razie, moja żona wisiała na tym krzyżu. Widziałem jak jej ręce są złożone za belkę od krzyża i zbite razem. Jak jej stopy są w betonowych blokach. Jak zakneblowana jest. Widziałem strach w jej oczach.
A potem widziałem jak moją córkę pieprzy jakiś stary, obleśny dziad. Jak posuwa ją od tyłu, a ona opiera swoją głowę na piersiach matki. Jak co chwila wbija nóż w jej klatkę piersiową.
Widziałem jak rozcina jej brzuch. Jak jęcząc i stękając z rozkoszy, wyciąga flaki z brzucha swojej matki.
Do tej pory, gdy zamykam oczy widzę jak jej jelita i żołądek lądują na ziemi. Słyszę ten plask.
Do tej pory pamiętam jak wsadzała głowę do wypatroszonego brzucha swojej matki. Jak wrzeszczała.
Pamiętam jak pieprzyła się z każdym, wciąż z głową w brzuchu matki. Jak wrzeszczała. Jak każdy z tego kręgu pytał czy złoży ojca swego w tej samej ofierze co matkę
Pamiętam jak za każdym razem krzyczała "tak"

Nie dam jej takiej satysfakcji.
Uciekam jak najdalej stąd.
To mój ostatni wpis.
Uważajcie na swoje córki
Moja czternastoletnia córką będzie mnie ścigać. Wiem to.
Uważajcie...



9 komentarzy:

  1. Znakomite. Uwielbiam to w Twoich pastach, że nigdy nie wiadomo jak się skończą. Są oryginalne, nieoklepane, świeże, zaskakujące, a przede wszystkim STRASZNE... Mało takich pisarzy jak Ty, jesteś wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten strach to idzie o kant dupy potluc. Serio nie rzne cwaniaka, ze sie nie boje, lecz naprawde. Te historie mozna zaliczyc pod gore, lecz creepy pasta to tego NIE MOZNA nazwac. Nie sa straszne. Nawet przyznam, ze nastolayka draca morde w brzuchu swojej matki jest calkiem smieszna. Creepy pasta to jest np historia o Slendermanie lub o Jeff the killer. To zaliczamy najwyzej pod gore.

      Usuń
  2. Swietna pasta. Uwielbiam takie i to jak piszesz takze. Nie wiem skad ci takie chore pomysly do glowy przychodza ale tak trzymaj xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie są straszne... Są chore.... Ale przez to są zajebiste :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabiję cię, Sacredq.
    ~Agnieszka -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. To NIE JEST ŻART. Sakredq nadużywa mojego imienia, bo mnie zna. Koleś, nie żyjesz. Albo WIEM JESZCZE JEDNA PASTA NA MÓJ TEMAT I WSZYSCY DOWIEDZĄ SIĘ ŻE NOSISZ OKULARY!

      Usuń
  5. 51 yrs old Accounting Assistant I Valery Aldred, hailing from Val Caron enjoys watching movies like Euphoria (Eyforiya) and role-playing games. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Jetta. strona firmowa

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie głupie lub nie na miejscu i nie związane z tematem posta komentarze będą kasowane